Historia

Rok 1943, odległa wieś w Bośni. Część IV: Duszpasterz

seventhseal 7 9 lat temu 14 097 odsłon Czas czytania: ~6 minut
Ta historia posiada kilka części:
Część 1 Część 2 Część 3 Część 4 Część 5

Część pierwsza: http://straszne-historie.pl/story/10406-Rok-1943-odlegla-wies-w-Bosni-Czesc-I

Część druga: http://straszne-historie.pl/story/10437-Rok-1943-odlegla-wies-w-Bosni-Czesc-II-Mezczyzna-powraca

Część trzecia: http://straszne-historie.pl/story/10442-Rok-1943-odlegla-wies-w-Bosni-Czesc-III-Uwiezieni-w-swiatyni

Stali. Grupa mieszkańców wioski, uzbrojona w prymitywne narzędzia, naprzeciwko mężczyzny, który w ostatnim czasie spowodował śmierć większości ich bliskich.

"Zabiję tego skurwiela." powiedział Ljumbo, ściskając widły.

"Nie, Ljumbo, nie!" krzyknął mój pradziadek, "Zginiesz, tak jak reszta. Wracajmy do środka!"

"Nie." odważnie zadeklarował Ljumbo, "Wystarczy tego dobrego. Zabiję go. Jak psa."

"Kto wychowa twoje dzieci, jak zginiesz?" powiedziała Sandra, jego żona, próbując wciągnąć go do kościoła.

"Jeżeli teraz nic nie zrobimy, do jutra będą martwe." odpowiedział, wyrywając się z uścisku żony.

Zacisnął ręce na rękojeści wideł jeszcze mocniej i zaczął biec w stronę mężczyzny w płaszczu. W odległości około 15 metrów od niego zwolnił. Zaczął iść, po czym ominął mężczyznę, wciąż ściskając widły.

"Ljumbo, uciekaj!" wrzasnęła Sandra, trzymana przez moją prababcię.

Ljumbo się nie odwrócił. Właściwie, nawet nie słyszał desperackiego krzyku swojej żony. Po prostu szedł przed siebie. Mężczyzna zaś, stał nieporuszony, wydawało się, że nawet nie drgnął podczas tego ataku.

"Chodźmy do środka." rzekł Zlatan, "tam będziemy bezpieczni."

Mieszkańcy, zamykając drzwi, widzieli jak Ljumbo znika w oddali. Obcy wciąż stał nieruchomo, jednak nawet z tej odległości, moja babcia widziała uśmiech na jego twarzy.

"Dobra, zejdźmy na ziemię." zakomunikował Zlatan, "Czy ktokolwiek w ogóle ma pojęcie, kim jest ten facet?"

"Nawet, gdybym był osobą świecką, po tym wszystkim stwierdziłbym, że to sam Szatan." odpowiedział ksiądz, "Spójrzcie na to dzieło zniszczenia. Te okropne morderstwa. Na jego moc. Potrafi zwieść, zmanipulować, a nawet zabić siłą umysłu."

"Przyjmijmy, że to Szatan lub któryś z jego sług." wtrącił mój pradziadek, "Jak z nim walczyć? Jak go pokonać?"

"Nie da się go pokonać fizycznie." odrzekł pasterz pochylając głowę, "Możemy mu jedynie pokazać siłę naszej wiary. Kiedy ją dostrzeże, nie będzie już miał nad nami żadnej władzy i odejdzie."

"Więc... więc reszta rodzin i Ljumbo, byli słabi? Nie wierzyli?" zapytała Sandra, patrząc się przez szyby na zewnątrz.

"Klęska w walce z Szatanem, to nie słabość." opowiedział duchowny, podchodząc do Sandy i kładąc jej rękę na ramieniu, "Walczy z nami od tysięcy lat. W jego oczach, jesteśmy marnym prochem."

Całe zgromadzenie uciszyło się na chwilę. Każdy myślał o czymś innym. Sandra, najprawdopodobniej wymyślała najróżniejsze scenariusze opisujące, co mogło się przydarzyć jej ukochanemu mężowi. Zlatan obmyślał plan ucieczki ze świątyni, a mój pradziadek przypominał sobie jak piękne było życie, zanim zaczął się ten horror.

"Wiem, co zrobić." ksiądz Lazo przerwał panującą w kościele ciszę, "Stawię mu dzisiaj czoła."

"Że co?" zapytał Zlatan, "Zginiesz, zanim zdążysz o tym pomyśleć!"

"Nie zginę. Kiedy Zły ujrzy siłę mej wiary, naszej wiary, zostawi nas w spokoju. Bóg poprowadzi mnie przez ciemną dolinę, tak, że zła się nie ulęknę."

"Wydaje mi się, że nie mamy zbyt dużego wyboru." stwierdził pradziadek.

"Skonfrontuję się z nim, o zachodzie słońca."

"Dlaczego akurat wtedy? Nie lepiej byłoby pójść teraz? Za dnia? Teraz, jest przynajmniej..." próbował powiedzieć Zlatan, ale ksiądz przerwał mu szybko.

"Nie. O zachodzie słońca. Wtedy nasze światy się spotykają."

Duchowny spędził resztę dnia w ciszy, modląc się gorliwie pod figurką Maryi. Podczas, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wstał.

"Już czas." powiedział pasterz ujmując różaniec w obie dłonie. Na jego twarzy dało się dostrzec zdenerwowanie, w dodatku, ściskał koraliki tak mocno, że krew odpłynęła mu z palców. Ludzie półgłosem życzyli mu powodzenia. Proboszcz otworzył drzwi kościoła i ruszył w kierunku mężczyzny, który ciągle stał w tym samym miejscu. Mieszkańcy szybko zamknęli drzwi i pobiegli do okien. Babcia widziała, że ksiądz stanął na przeciw obcego. Wyglądało na to, że rozmawiają.

"Niech to szlag." powiedział, przełamując napiętą ciszę Zlatan, "Chyba mu się uda!"

Rozmowa trwała dobre pół godziny. Babcia pamięta dokładnie, że w pewnym momencie któryś z rozmówców podniósł głos, nie mogła jednak stwierdzić kto. Wiedziała jedynie, że duchowny wciąż żyje, co było nie lada osiągnięciem.

Wtem nastąpiło poruszenie. "Rusza się!" krzyknął mój pradziadek. Mężczyzna w płaszczu w istocie się poruszył, pierwszy raz odkąd wszyscy go zobaczyli. Wykonał krok w stronę proboszcza, który wciąż stał nieruchomo. Następnie obcy zaczął chodzić dookoła duchownego. Wydawało się, że ciągle mówi coś do księdza, jednak ten stał nieporuszony. Wyglądało to jak wilk, osaczający swoją zdobycz. Po kilku okrążeniach, mężczyzna zatrzymał się na przeciwko proboszcza. Stanęli twarzą w twarz. Intruz spojrzał ponad ramieniem duchownego na ludzi w kościele, uśmiechnął się i pstryknął palcami. W tamtym momencie, ksiądz odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi świątyni. Wyglądał normalnie. Tuż przed drzwiami skręcił w prawo.

"Co on do cholery wyprawia?" zapytał Zlatan.

Jednak duchowny nie przerywał marszu. Kościół był wyposażony w duże witraże, po obu stronach, więc z łatwością można było obserwować otoczenie budynku. Wszyscy obserwowali księdza, obchodzącego budowlę dookoła. Znikną za nieoszkloną częścią ściany, aby po chwili pojawić się z drugiej strony.

"Na miłość boską! Cóż on robi?" zapytała Sandra, w której głosie z łatwością dało się rozpoznać przerażenie.

Ksiądz dotarł do drzwi, robiąc pełny obchód. Nie zatrzymał się jednak, tylko kontynuował marsz. Okrążał świątynię. W rękach wciąż ściskał różaniec.

"Co robimy?" po raz kolejny odezwała się Sandra.

"Nic. Nie możemy nic zrobić. Czekamy. Jest teraz w bożych rękach." odpowiedziała jej moja prababcia.

Mężczyzna w czarnym płaszczu stał nieruchomo. Czekał. Ksiądz, duszpasterz, strażnik wioski i ostatnia nadzieja mieszkańców zdążył okrążyć kościół już trzy razy. Podczas czwartego okrążenia zatrzymał się. Upadł na kolana i w tej pozycji kontynuował pochód. Na jego twarzy malował się smutek. Po raz kolejny zniknął za ścianą. Kiedy pojawił się po drugiej stronie, z jego oczu kapała krew.

"Mój boże, nie..." szepnął Zlatan.

"Ojcze! Lazo!" krzyczała moja prababcia, jednak ksiądz nie reagował.

Po pełnym okrążeniu, duchowny znów zniknął za ścianą, a kiedy pojawił się po drugiej stronie, w ogóle nie miał oczu. Sandra wydała z siebie głośny, pełen przerażenia krzyk, Zlatan zakrył oczy dzieci stojących przy nim.

"Wszystkie dzieci, za ołtarz! JUŻ!" Krzyknął mój pradziadek, jednak wszyscy byli zbyt zaszokowani widokiem bezokiego, idącego na klęczkach księdza. Pasterz, wciąż desperacko ściskał różaniec. W pewnym momencie upadł. Leżał na plecach, przez kilka minut dało się zobaczyć ruch jego ust. Uwięzieni wiedzieli, że wciąż się modli. W pewnym momencie jego zaciśnięte na różańcu dłonie zwolniły uścisk. Wszyscy zrozumieli, że umarł.

"Kolejny..." powiedział mój pradziadek, osuwając się w bezsilności na podłogę, "Kolejna osoba nie żyje. Już po nas."

Przez kolejne godziny, wszyscy siedzieli na posadzce, nie mówiąc ani słowa. Co jakiś czas, jedno z dzieci wstawało i podchodził odo okna, aby sprawdzić, czy mężczyzna ciągle stoi na drodze. Wciąż stał w tym samym miejscu. W chwili, gdy atmosfera zgęstniała do tego stopnia, że można ją było kroić nożem, odezwała się moja babcia.

"Pozwólcie mi z nim porozmawiać. Mówię poważnie."

"Dana, zamknij się, po prostu przestań." skarciła ją matka głosem pełnym irytacji, strachu, gniewu i smutku.

"Ale ja sprawię, że on odejdzie, na prawdę!"

"I niby jak to zrobisz, co?" zapytał Zlatan.

"Wiara." odpowiedziała, "Wiara."

"Co masz na myśli?

"Ksiądz Lazo powiedział, że tylko wiara może go stąd przegonić... a ja wciąż wierzę." rzekła babcia, podnosząc się.

"Broń Boże!" rozkazał jej ojciec, "Nie zamierzam cię stracić!"

"Poza tym spójrz, co zostało z księdza." dodał Zlatan.

Babcia próbowała przekonać resztę, jednak jej próby zostały szybko uciszone. Postanowiła więc czekać. Po kilku godzinach, wszyscy, oprócz pradziadka i Zlatana spali. Dwie doby w gotowości, w końcu zmęczenie dało o sobie znać. W momencie, gdy oczy Zlatana i pradziadka się zamknęły, babcia wstała i zaczęła przemykać się w stronę drzwi. Była przy tym bardzo cicho, więc udało jej się dotrzeć tam, nikogo nie budząc. Chwyciła za klamkę i nacisnęła ją, ta jednak wydała głośny metaliczny dźwięk. Pradziadek i Zlatan natychmiast się obudzili. Spostrzegli ją.

"Co ty do cholery wyprawiasz?!" Krzyknął jeden z nich, budząc resztę.

Babcia nie odpowiedziała. Otworzyła drzwi i wybiegła na zewnątrz. Słyszała za sobą różne okrzyki, nawet przekleństwa, ale nie zatrzymywała się. Pobiegła wprost w stronę mężczyzny w czarnym płaszczu, który nie drgnął nawet, od czasu rozmowy z księdzem.

Część piąta: http://straszne-historie.pl/story/10453-Rok-1943-odlegla-wies-w-Bosni-Czesc-V-Klepsydra-wloczegi

Autor: inaaace

Źródło: reddit. com

Tłumaczenie: seventhseal

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

DANA NIEEEEEEEE
Odpowiedz
Panie seventhseal Bóg z wielkiej litery.
Odpowiedz
Niech ktoś napisze więcej takich opowiadań.
Odpowiedz
Jprd w takim momencie ;-; !
Odpowiedz
Czemu to musiało skończyć się akurat w taki momencie D:
Odpowiedz
Bardzo dobre opowiadanie :) Nie moge sie doczekac dalszej czesci :3
Odpowiedz
Kiedy kontynuacja?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~3 minuty Wyświetlenia: 6 487

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje