Historia

Dziedzictwo część III Pierwsze części prawdy

Użytkownik usunięty 6 8 lat temu 4 179 odsłon Czas czytania: ~17 minut

Link do poprzedniej części: http://straszne-historie.pl/story/10719-Dziedzictwo-czesc-II-Wiezy-rodzinne

Daniel

Rok 2025, kwiecień - poniedziałek

Od godziny siedzi na posterunku. Czeka na Colette i wnuczkę. Nadal nie skończyły składania zeznań.

Zastanawia się czy dobrze zrobił, mówiąc policji wszystko to co kazała mu żona. Bije się z myślami co powinien zrobić.

Jeśli znajdą Bartka – wtedy do nich wróci. Colette znowu będzie się znęcała. On jak zwykle nic nie będzie w stanie zrobić. I ta szkoła katolicka... Z drugiej strony jeśli rzeczywiście pojechał do ojca… poszukiwania będą trwały miesiącami, latami. Pogłębią niezasklepione rany przeszłości. Prawdopodobieństwo znalezienia ich jest równe niemal zeru.

Najlepiej gdyby wnuk uciekł i ułożył sobie życie z daleka od rodziny.

Colette - tego samego dnia

Wstając z krzesła podpiera się o blat stołu. Udaje słabszą niż jest w rzeczywistości. Celowo chce wzbudzić współczucie. Do tej pory wychodzi jej idealnie – zgodnie z planem. Dziękuje policjantom za świetnie wykonywaną pracę i roni łzę. Wychodzi na korytarz. Daniel i Daisy już na nią czekają.

Opuszczają posterunek. Za rogiem prostuje się i zaczyna iść pewnym krokiem.

- I o co Cię kochana pytali? – zwraca się do wnuczki.

- W sumie rozmowa przebiegła dokładnie tak jak przewidywałaś. Odpowiadałam tak jak ustaliłyśmy: mój młodszy brat jest sfrustrowanym i zbuntowanym nastolatkiem. Nigdy nie miałam z nim dobrego kontaktu. Brzydziły mnie jego nawyki i nie miałam potrzeby nawiązywania z nim bliższych relacji.

- Brawo! Wiedziałam, że na Tobie można polegać.

- A Tobie jak poszło? – zapytała chłodnym tonem męża.

- Też trzymałem się scenariusza.

Zadowolona kiwa głową. Wyobraża sobie o ile przyjemniejsze będzie życie, nie musząc patrzeć na kopię jej zięcia.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Wschód słońca oświetla czarną, błyszczącą bramę. Ojciec otwiera ją pilotem. Kamienista droga otoczona jest gęsto posadzonymi drzewami. Jadą kolejne kilka minut aż zza zakrętu wyłonia się dom. Duży, dwupiętrowy budynek. Jest pod wrażeniem w jakich warunkach mieszka ojciec. Od razu widać, że jest bardzo zamożnym człowiekiem.

Wjechali do garażu.

- Zaprowadzę Cię teraz do twojego pokoju. Ja zajmę się zwłokami.

Spogląda na ojca zdziwiony. Nadal wydaje się opanowany i wcale… wcale nie przerażony sytuacją.

- Chcę Ci pomóc. To mój problem. Ja nawarzyłem tego piwa.

- To nasz problem. Pamiętaj – jestem twoim ojcem, pomogę Ci w każdej sytuacji. Ale nie wiem czy jesteś gotowy aby zobaczyć to co mam zamiar zrobić.

- Też tego nie wiem. Ale czuję że muszę. Nie mogę Cię samego z tym zostawić.

Mówił szczerze. Chciał pomóc ojcu. I pokazać, że na niego też można liczyć.

- W porządku więc. Ale rób dokładnie to co mówię.

Przytaknął.

Zwłoki przenieśli do niewielkiego budynku za domem.

Przebrał się w kombinezon. Na twarz założył maskę przypominającą te przeciwgazowe.

- Czemu to ma służyć?

- Gdy polejemy ciała będzie się unosił ostry, nieprzyjemny zapach. Lepiej go nie wdychać.

Zastanowił się skąd ojciec o tym wie. Jednak nie niepokoiło go to. W tym momencie był wdzięczy i ciekawy co zrobią za chwilę.

Podeszli do ciał rozłożonych na podłodze. Ojciec klęknął i pomacał wybiórczo różne części ciała kobiety i mężczyzny.

- Zaczęło się tężenie mięśni. Musimy się pośpieszyć. Gdy zniknie kompletnie adenozynotrójfosforan będą sztywni jak z drewna. Będzie dużo trudniej.

Rozcięli ubrania zmasakrowanych zwłok. Rozebrali je. Ciemne plamy pod skórą sprawiały wrażenie jakby nadal mieli na sobie obcisłe stroje w łaty.

- To wylewy podskórne. Gdzieniegdzie widać już plamy opadowe.

Ojciec uważnie oglądał oba ciała opowiadając mu o ich stanie. Nic z tego nie rozumiał. Nidy nie widział żadnych zwłok i nic nie wiedział o martwym ciele człowieka. Był pod wrażeniem wiedzy ojca.

- Weź ją ze mną. Wsadzimy ją do wanny.

Posłusznie wykonał polecenie. Kobieta mimo drobnej postury była ciężka. Dotyk jej zimnego ciała spowodował, że przebiegły mu po ciele dreszcze.

- Mogłaby być jeszcze zimniejsza. Jeśli dobrze liczę to jej temperatura ciała spadła o jakieś 4 stopnie. Załóż rękawiczki. Będzie Ci lepiej.

Wykonał polecenie ojca bez słowa sprzeciwu.

Po kilku minutach nagie ciała znajdowały się w głębokiej wannie pod ścianą. Ojciec chwycił jeden z kanistrów stojących obok.

- Pomóż mi. Weź jeszcze jeden.

Wykonał polecenie. Następnie na znak ojca wlał zawartość do wanny, z której od razu zaczęła unosić się para.

- Niedługo zostanie z nich tylko gęsto zawiesina. Wlejmy jeszcze trochę i chodźmy do domu. Mamy dużo do omówienia.

Frank

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Odprowadził syna do jego pokoju. Kazał mu się wykąpać i odpocząć aż po niego nie wróci. Miał chwile czasu dla siebie. Korzystając z okazji zbiegł do swojej pracowni. Uruchomił laptopa.

„Nie rozpoznał mnie. Przebranie i modulator były skuteczne. Ciała idealnie spełniły swoją rolę. Niczego się nie domyślił. Jest lepiej niż mógłbym przypuszczać! Wspólna tajemnica zbliżyła nas do siebie natychmiastowo. Pomógł mi nawet w roztopieniu zwłok! Nie spodziewałem się tak szybkiego obrotu sprawy. A jego reakcje! Gdy wysiadł z TIR-a myślałem, że zwymiotuje, spanikuje, zrobi coś niespodziewanego. Zamiast tego on się przyglądał. BYŁ CIEKAWY! Ani razu nie poddał w wątpliwość tego co konieczne do zrobienia.

Czułem, że będzie godzien”.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Stoi pod prysznicem pozwalając aby gorąca woda zmyła brud z całego dnia. Opierając ręce o ścianę zastanawia się nad wydarzeniami sprzed ostatniej doby. Ucieczka. Wypadek. Spotkanie z ojcem. Z ojcem, który ani przez chwilę nie dał mu odczuć, że popełniony przez niego błąd, sprawia że kocha go mniej. Opanowanie i pomoc w usuwaniu ciał zrobiły na nim wrażenie. Widział to w jego oczach.

Ale co z zabitymi ludźmi? Czy dobrze zrobili tuszując sprawę? Co jeśli ktoś ich widział? Co oni robili o tej porze po środku niczego? Bez auta… Może jednak powinni wezwać policję?

Wtedy jego nowe życie zakończyłoby się zanim się zaczęło. Wezwanie policji nie wskrzesiłoby tych ludzi…

Postanawia odłożyć temat wypadku na kiedy indziej. Teraz musi się skupić na bierzących sprawach.

Frank

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Siedzi z synem w jadalni nad talerzami pełnymi przysmaków. Na pierwszy posiłek z synem przygotował fuagra z konfiturą z fig, grzankami i świeżymi warzywami. Przez chwilę jedzą przyglądając się sobie. Bartosz pierwszy przerywa milczenie.

- Tato, opowiesz mi co się wydarzyło po moich narodzinach?

- A co już wiesz? Ci mówili o mnie dziadkowie?

- Nic. Próbowałem się czegoś dowiedzieć. Dziadek zbywał mnie a babcia zawsze reagowała na pytania agresywnie. Krzyczała, że nie będzie rozmawiała o zwyrodnialcu. Że powinienem zapomnieć, że kiedykolwiek miałem ojca i modlić się abym nie miał w sobie niczego z Ciebie…

Syn spuścił wzrok i zrobił dłuższą przerwę. Ewidentnie zastanawiał się czy powinien coś jeszcze powiedzieć.

Milczał kolejnych kilka sekund. Wziął parę kęsów pasztetu. Przeżuł patrząc się w talerz po czym przeniósł wzrok i spojrzał mu prosto w oczy.

- Babcia mówiła, że byłeś diabłem w ludzkiej skórze. Zabroniła mi mówić i szukać informacji o Tobie. Jak znowu zapytałem… cóż. Wychłostała mnie tak, że leżałem tydzień na brzuchu i nie chodziłem do szkoły. Wtedy dziadek poprosił abym zaprzestał pytań o Ciebie bo tylko daję jej pretekst do wyżycia się. Twierdził, że jestem bardzo podobny do Ciebie i samo patrzenie na mnie sprawia jej ból…. Obiecał, że kiedyś mi wszystko powie ale muszę być cierpliwy.

- Dawid na to wszystko pozwalał?

- Na początku próbował ją powstrzymywać ale wychodziło na opak... Potem już przestał robić cokolwiek.

- Czy kiedykolwiek jej oddałeś?

- Nigdy. Ale skłamałbym gdybym powiedział, że nie chciałem. Najpierw byłem za mały, a potem… chyba się przyzwyczaiłem do tego. Wiedziałem, że nic to nie zmieni. Czekałem aż skończę 18 lat i chciałem uciec.

- Gdybym nie musiał uciekać wszystko byłoby inaczej...

- Było, minęło. Mam nadzieję, że nigdy więcej tam nie wrócę.

Patrzył na syna z nieukrywaną dumą. Nie użalał się nad sobą mimo że mnóstwo ludzi tak by zrobiło.

- Nigdy więcej nie wrócisz do dziadków. Nawet jeśli zdecydujesz, że nie chcesz zostać ze mną. Chodź, pokażę Ci coś.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Przeszli przez hol i kuchnie. Wnętrza urządzone są w surowym, nowoczesnym stylu. Schodzą do piwnicy. Ojcec zapala światła. Pomieszczenie jest niewielkie z kolejnymi drzwiami na każdej ścianie.

- Jest tu kilka pomieszczeń. Teraz pokażę Ci pokój w którym projektuję.

Wchodzą do niewielkiego pokoju o ascetycznym wyglądzie: biurko z lampką i stosem papierów, pod ścianą trzyosobowa kanapa.

- Na niej czasami sypiam. Większość czasu spędzam pod domem niż w nim.

Ojciec lekko się uśmiecha po czym siada na fotel.

- Siadaj.

Posłusznie zajmuje miejsce.

- Jest coś o co chciałbyś zapytać?

- Opowiedz mi o sobie. I co się stało, że uciekłeś…

Ojciec nalewa sobie whisky i rozsiada się wygodniej w fotelu. Zaczyna opowieść od swojego życia w Polsce. Jak do 8 roku życia pracował z ojcem. O niezaradnej matce. Jak na studiach poznał Amandę, która przyjechała na wymianę z Francji. O ich wspólnych randkach i planach na życie. O tym jak poznał jej rodziców, oświadczył się, wzięli ślub i zostali rodzicami. Najwięcej uwagi jednak skupia na opowiadaniu, jak przy pomocy pieniędzy teściów rozwinął biznes. Jakie osiągał postępy przy testowaniu nowych technik kaletniczych.

Odnosi wrażenie, że rodzina mu przeszkadzała w karierze ale czeka cierpliwie aż ojciec zrobi przerwę w opowieści.

- Moje Polskie imię brzmi Franciszek. Frank nazywała mnie twoja matka i klienci…

- Z tego co zrozumiałem to rodzina… jakoś nie specjalnie miałeś dla nas czas…

- To nie do końca tak. Byłeś kiedyś zakochany?

- Nigdy.

Ojciec wydaje się szczerze zaskoczony.

- Masz szesnaście lat. Nigdy, nawet w szkole nie wzdychałeś do jakiejś dziewczyny?

- Nie. Nawiązywanie z ludźmi kontaktów było bezcelowe skoro i tak nie mogłem spędzać z nimi czasu. A i tak planowałem w dniu 18tych urodzin ucieczkę więc…

- Rozumiem Cię. Ja też nigdy nie byłem zakochany. Twojej matki również nie kochałem.

- Więc czemu się z nią ożeniłeś?

- Bo myślałem, że tak trzeba. Może też z przyczyn wizerunkowych?

- A ja? Czy chciałeś moich narodzin? Kochałeś mnie?

- Jak tylko lekarz powiedział, że się urodzisz – rozpierała mnie duma i radość.

Po tych słowach poczuł ulgę. Ojcu na nim zależało.

- Więc czemu mnie zostawiłeś?

- Bo zostałem o coś oskarżony. Gdyby mnie wtedy schwytano…. W najlepszym wypadku trafiłbym na dożywocie do więzienia.

- Słusznie?

Ojciec wziął łyk trunku po czym odpowiedział: tak.

Frank

Rok 2025, kwiecień - tego samego dnia

Z zaciekawieniem obserwuje reakcje syna na opowiedziane historie. Póki co nie okazywał pogardy czy oburzenia.

- I co na razie o mnie myślisz?

- Myślę, że musiałeś być bardzo nieszczęśliwy.

Jest zdumiony odpowiedzią syna.

- Jak to nieszczęśliwy?

- Musiałeś robić mnóstwo rzeczy, których nie chciałeś aby zaspokoić czyjeś potrzeby. Jedyną twoją przyjemnością była praca. Dobrze zrozumiałem?

- Jesteś bardzo przenikliwy jak na nastolatka. Nie spodziewałem, że będziesz taki dojrzały. I że będziesz miał taki otwarty umysł.

- Może to dlatego, że sam tak żyłem do tej pory. Robiąc wszystko to czego inni chcieli.

- A ty czego byś chciał?

- Mieć cel. Pasję. Móc dokonywać własnych wyborów.

- Chciałbyś aby Ci pokazał czym się zajmuję?

W oczach syna pojawia się radość.

- Oczywiście.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień, tydzień później – poniedziałek

Jest zachwycony ostatnimi dniami. Wie, że decyzja o wyjeździe była najlepszą jaką mógł podjąć. Pierwszy raz w życiu czuje, że komuś na nim zależy.

Tworzenie relacji z ojcem okazało się ważniejsza niż otrzymanie odpowiedzi. Zdecydował dać ojcu tyle czasu ile potrzebuje na opowiedzenie reszty historii.

Przeczuwa, że czegokolwiek się dowie i tak z nim zostanie.

Szykuje się do zejścia na obiad. Szafa w jego pokoju jest pełna ubrań w jego rozmiarze. Idąc w ślady ojca zmienił styl. Materiałowe spodnie i sportowe marynarki. Podoba mu takie wydanie jego samego.

Po obiedzie mają spędzić dwie godziny na siłowni, potem basen a na koniec dnia dalsze przyuczanie do zawodu.

Stara się z całych sił aby nie zawieść ojca. Chce aby był z niego dumny.

Frank

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia

Korzystając z chwili samotności zbiega do swojego sekretnego pokoju. Sprawdza pozostałości po ostatniej pracy. Część nadpsutych szczątek paczkuje i chowa do zamrażalki. W najbliższym czasie nie będzie czasu na pozbycie się ich.

Podchodzi do sznurów z rozwieszonymymi skórami. Dotyka pierwszej z wierzchu. Stwerdza, że nabrała idealnej sprężystości.

Spogląda na zegarek. Otwiera laptopa i dokonuje krótkiego wpisu.

„Jest bystry i inteligentny. Jeśli nie zwolnimy tempa, zwierzęce skóry szybko mu się znudzą. Zanim wyruszy po pierwszą dostawę musi nabrać tężyzny fizycznej a na to potrzebne jest więcej czasu. Muszę coś wymyślić.

Mimo wszystko jestem dumny z jego postępów.”

Bartosz

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia, wieczór

Jedzą comber z królika. Ojciec sączy powoli wino co jakiś spoglądając na niego.

- Piłeś już kiedyś alkohol?

- Nie. Nigdy. – odpowiada zgodnie z prawdą.

- Masz ochotę na odrobinę?

- Tak, chętnie spróbuję.

Jest mu bez różnicy czy będzie pić alkohol. Godzi się bo nie chce ojcu powiedzieć „nie”. Płyn smakuje mu bardziej niż się spodziewał. Ojciec opowiada mu o gatunku wina, skąd pochodzi, o bukiecie.

Po pierwszym kieliszku czuje jak zmęczone ciało rozluźnia się.

Obserwuje ojca, który wydaje się być w dobrym humorze. Decyduje się wykorzystać okazję i podejmuje próbę zdobycia kolejnych informacji.

- Tato, jak udało Ci się zbiec? I jak Cię na to wszystko stać?

- Pieniądze są w stanie załatwić niemal wszystko. Zawsze miałem rezerwę finansową. A po ucieczce do Stanów zmieniłem tożsamość. Oficjalnie nazywam się Sam Smith. Przeciętnie, prawda? Otworzyłem firmę. Na czele stoi para gejów – figuranci. Tylko kilka osób wie, że ja jestem właścicielem. O takie kwestie jak pieniądze nigdy nie będziesz musiał się martwić.

- A dlaczego akurat kaletnictwo? Nigdy nie chciałeś robić niczego innego?

- To moje dziedzictwo. Odkąd pamiętam ojciec zaszczepiał we mnie miłość do tego zawodu.

- Kto uczył Twojego ojca?

- Jego ojciec czyli mój dziadek. A zaczęło się od pradziadka. To on ze swoim synem poznali tajniki kaletnictwa, którym ja się zajmuję do dziś.

Przesiedli się na kanapę. Ojciec dolał sobie wina. Nie zaproponował mu więcej uznając widocznie, że dwa kieliszki na pierwszy raz to wystarczająca ilość.

- Mój pradziadek pochodził z polskiej wsi. Był masażem. Ale chciał innego losu. Sprzedał wszystko. Przeprowadził się do Warszawy i otworzył zakład szewski. Założył rodzinę. Miał dwóch synów. Niedługo potem wybuchła II woja światowa. Zabrano ich do obozu. Pierwszego syna rozstrzelano na jego oczach. Jego i drugiego syna wybrano do pomocy w oddziale medycznym. Tam lekarz przeprowadzał badania dla firmy farmaceutycznej Bayer. Tak – tej która do dzisiaj istnieje. Aby przeżyć musieli wykonywać wszystkie polecenia. Skórowali żywcem ludzi, amputowali bez znieczulenia członki, wycinali narządy. Uczestniczyli w barbarzyńskich praktykach. Ale to dopiero był początek tego, czego chcieli od nich Niemcy. Pozostałości po ludziach nie mogły trafiać tak po prostu na śmietnik. Wnętrzności, z którymi nie dało się nic zrobić służyły jako mięso do jedzenia dla obozowiczów. Inne części ludzkiego ciała musiały zostać równie „pożytecznie” wykorzystane.

- Co mam rozumieć przez „pożytecznie” wykorzystane? Co robili z pozostałościami?

- Różnie. Z włosy świetnie nadawały się do wypychania materacy, produkcji lin czy tkanin. Potem okazało się, że ich usługi cieszą się dużym zainteresowaniem. Nawet po wojnie mieli mnóstwo klientów z Niemiec.

Słuchał z wielkim zaciekawieniem. Czytał o II wojnie światowej i okrucieństwach obozów koncentracyjnych. O tym do czego posuwali się ludzie aby przeżyć. Nie sądził, że ta część historii tak mocno dotyczy jego rodziny.

- Twoja mina wyraża zmieszanie. Zdradzisz mi co myślisz?

Zastanowił się chwilę co powiedzieć.

- Współczuje swoim przodkom, że musieli przez to wszystko przejść. Natomiast cieszy mnie to, że tradycja rodzinna jest kontynuowana. Zastanawiam się tylko czy ja będę kiedykolwiek tak dobry jak ty.

- Myślę, że jeśli Twój entuzjazm nie zmaleje będziesz lepszy ode mnie.

Nagle coś go tknęło. W głowie zaczęły kłębić się myśli. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami pytania wypalił:

- Tato, oni po wojnie też pracowali na ludzkiej skórze, prawda?

Ojciec niewzruszony pokiwał głową.

- Tato, ty nadal pracujesz na ludzkich skórach?

Ojciec nadal nie zmieniając wyrazu twarzy, przytaknął.

Frank

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia, wieczór

Stara się oddychać miarowo aby nie okazać zdenerwowania. Oczekuje na reakcję syna.

Minuta milczenia między nimi wydaje mu się godziną.

- Pokaż mi.

Szczerze zszokowany otwiera szeroko oczy. Ledwo powstrzymuje uśmiech.

- Nie zniechęca Cię to do mnie?

- Nie. Ale chcę wiedzieć o wszystkim czym się zajmujesz.

- Zdajesz sobie sprawę, że nie koniecznie każdy popiera taką formę sztuki?

- Domyślam się. Ale mam dosyć myślenia co akceptują inni ludzie. Najwyższa pora abym sam zdecydował co lubię a czego nie.

- Jesteś tu kilka dni a już chcesz przekroczyć progi mojej pracowni? Nie ukrywam, że cieszy mnie to. Jesteś wszystkim tym czego ojciec może chcieć od syna. Sumienny, pracowity, inteligentny. I to podejście... Coś niebywałego. W najskrytszych myślach nie ośmielałem się marzyć, że będziesz taki otwarty i chętny do współpracy.

Zauważył, że syn się rumieni. Skutecznie połechtał jego ego – nie musząc kłamać ani słowem.

- Tato, cokolwiek bym nie zobaczył w Twojej pracowni i tak będę chciał zostać. Tutaj z Tobą. Wiedziałem to od pierwszego momentu kiedy pomogłeś mi przy tym wypadku….

- Nie ma o czym mówić. Od tego jest rodzina aby się wspierać. Jestem niezmiernie szczęśliwy, że zostajesz ze mną. Jutro z samego rana pokażę Ci moją pracownię. Póki co musimy ustalić inną kwestię. – powiedziawszy to nadal synowi do nowego kieliszka, wina.

- Co takiego?

- Skoro zostajesz ze mną, musisz sobie wymyślić nowe imię. Załatwię Ci nowe dokumenty. Będziesz mógł się nazywać tak jak chcesz.

Podniósł swój kieliszek.

- Wypijmy toast. Za wspólną przyszłość.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia, noc

Leży w łóżku. W tle leci muzyka ulubionego kompozytora ojca. Kręci mu się nieco w głowie po wypiciu czterech kieliszków wina. Zastanawia się nad tym czego się dowiedział. Standardowe ramy zainteresowania zawodowego zostały przekroczone. Ku swojemu zaskoczeniu nie przeraża go to ani nie odpycha. Póki co, nic co powiedział ojciec nie sprawia by czuł się źle bądź zaniepokojony. Wręcz przeciwnie. Z każdą kolejną tajemnicą czuje jak zacieśnia się między nimi więź.

Stara się zasnąć aby szybciej nadszedł kolejny dzień. Jest ciekawy co mu pokaże ojciec.

Frank

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia, noc

Siedzi w swojej pracowni. Euforia, która go ogarnia jest niemal tak duża jak przy pracy. Otwiera laptop.

„Wszystkie moje obawy okazały się jak dotąd niepotrzebne. Jest otwarty i zafascynowany. Jedynym moim zmartwieniem jest jego reakcja jutro. Chciałbym aby nadal chciał ze mną zostać. Pozwoliłbym mu obserwować siebie przy pracy. Może nawet będzie chciał mi pomóc? Jak oswoi się z materiałami, pozwolę mu wybrać kolejny surowiec.”

Kończy wpis. Zakłada fartuch. Przechodzi do drugiej części pomieszczenia. Uruchamia piłę chirurgiczną. Tnie pozostałości na mniejsze kawałki. Fartuch szybko zalewa się czerwienią.

Po godzinie wszystko jest opakowane i schowane w zamrażalce. Kolejną godzinę sprząta.

W lodówce zostawia części, które chciałby aby syn obrobił.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień – wtorek, rano

Na śniadanie schodzi przed czasem. Ojciec czeka już na niego w kuchni.

- Dzisiaj zjemy dopiero później. Wolałbym abyś miał pusty żołądek. Tak na wszelki wypadek.

- Nie ma sprawy. Chodźmy już.

Schodzą ponownie do znanej mu już piwnicy. Tym razem kierują się do części, w której nie był. Otaczają ich butelki wina, suszone mięsa i przyprawy. Nie zwraca na nic uwagi. Domyśla się, że to tylko „przykrywka”. Ojciec przesuwa jedną z półek po czym otwiera tajemne drzwi. Prowadzi go krótkim korytarzem do końca. Po chwili znajduje się w pracowni ojca. W mroku nie zauważa wiele. Ojciec włącza lampy sufitowe.

Daje oczom chwilę aby przyzwyczaiły się do jasnego światła.

Pomieszczenie jest całkiem duże. Pod ścianą biurko z laptopem. Przy ścianach, ustawione rzędem jedna obok drugiej wysokie po sam sufit, przeszklone szafy. Widzi w nich najróżniejsze przedmioty. Głównie słoje z narządami i narzędzia. Na końcu znajduje się zawieszona gruba, matowa folia odgradzająca drugą część pomieszczenia.

- Jeśli nie chcesz nie musisz wchodzić za folię.

Czuje jak jego żołądek zaciska się. Z ciekawości. Ani przez moment nie czuje obrzydzenia.

- Wiem, że nie muszę ale chcę. – odpowiada pewnym głosem.

Robi parę kroków, nie spuszczając z oczu zawartości szaf. Jego uwagę przykuwa wielki słój z głową pozbawioną skóry. Czerwony labirynt żyłek i nerwów oplata oczy bez powiek i odsłonięte dziury po nosie. Brak ust powoduje, że twarz ma widoczne niemal wszystkie zęby.

- Wygląda jakby uśmiechał się do nas, nie uważasz?

Frank

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia

Odpowiada mu na pytania dotyczące zawartości słojów. Niektóre organy sam rozpoznaje.

Następnie pokazuje kolejno sprzęt i narzędzia do operacji.

Reakcje syna są naturalne i spokojne. Jego zainteresowanie wydaje się szczere. Cieszy go to niezmiernie. Nawet to, że chce od razu zwiedzić całe pomieszczenie – łącznie z częścią za folią. Przygotował je tak aby wyglądało jak najczyściej. Nie chce sprawić wrażenia niechlujnego.

- Zanim pozwolę Ci tam zajrzeć musisz się to założyć. – powiedziawszy to wręcza synowi fartuch i maseczkę.

Po chwili oboje wyglądają jak lekarze gotowi do operacji.

- Jeśli będziesz chciał czegoś dotknąć załóż również rękawiczki.

Bartosz

Rok 2025, kwiecień – tego samego dnia

Ojciec odchyla folię. Teraz widzi wyraźnie. Maszyneria iście z sali operacyjnej. Na środku trzy stoły. Dwa puste. Na trzecim leży człowiek. Bandaże na kikutach nóg mocno nasiąknięte krwią. Ręce ponakłuwane igłami od których odchodzą różnej wielkości rurki. Część z nich prowadzi do kroplówek za łóżkiem. Na twarzy ma maskę z wielką rurką przez co nie widzi całej twarzy. Zauważa, że to kobieta. Oczy ma zamknięte. Jest łysa.

Podchodzi bliżej.

Pomijając bandaż na kikutach jest kompletnie naga. Nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. Wzrok zatrzymuje na ranach przy żebrach. Wycięte pod brzuchem, na żebrach małe kwadraciki tworzą coś na wzór mozaiki. Rany ciągną się od biustu, po pachy aż do bioder. Przygląda im się. Wyciąga rękę aby dotknąć jenej z nich.

Czuje jak ojciec łapie go za przegub.

- Nie. Nie dotykaj jej. Jeszcze nie teraz.

Spogląda na ojca, a on na niego, po czym cichym głosem mówi: naucz mnie.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/10835-Dziedzictwo-czesc-IV-Narodziny-Leonarda

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Mili, jeśli macie jakieś zastrzeżenia czy uwagi - bardzo o nie proszę! To pierwsza pasta i nie mam pojęcia co robię źle, co poprawić a na czym powinnam bardziej skupić uwagę. Albo czego więcej umieszczać, co się podoba... Będę wdzięczna za wszelkie opinie !
Odpowiedz
Nick jest niby kobiecy, ale trudno mi uwierzyć, że to napisała dziewczyna. Od razu widać, że autor nie lubi kobiet.
Odpowiedz
Dlaczego? Gdybym pisała coś takiego również na 'dawcę' skóry wybrałabym kobietę. Są delikatne, mają skórę przyjemną w dotyku, bo dbają o siebie inaczej, niż mężczyźni. Może jestem nienormalna, ale według mnie to prawie jak komplement.
Odpowiedz
Tak! Dokładnie o to chodziło! Ofiarami są kobiety głównie zw wzgledu na jakoś skóry. Mogę już o tym napisać bo w nowowrzuconej części są pewne kwestie wyjaśnione. A co do mężczyzn - już niedługo będą pierwsze ofiary :D
Odpowiedz
Świetne opowiadanie, czekam na kolejne części :-)
Odpowiedz
Troche poczekasz...
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje