Historia

Studium Zbrodni Niedoskonałej Część 2

gabriel grula 4 8 lat temu 5 092 odsłon Czas czytania: ~17 minut

STUDIUM ZBRODNI NIEDOSKONAŁEJ CZĘŚĆ 2

Wejść się na klatkę schodową nie było trudno, stanął na półpiętrze ukryty w cieniu drzwi od zsypu. Cały czas myślał, w jaki by tu sposób dostać się do mieszkania, teraz już swego celu. Piętnaście minut później, interesujące go drzwi mieszkania otworzyły się.

Wyszła z niego niewysoka brunetka. Bez trudu rozpoznał w niej przyjaciółkę swej byłej dziewczyny. Kobiety co jakiś czas spotykały się dyskutując na, jak to określała,„typowo damskie tematy”. A jakie to niby tematy są typowo damskie? Ciuchy? Staniki? Przecież śmiało też mógłby wnieść coś produktywnego do takiej dyskusji. Gdyby tylko pozwolono mu. No właśnie, gdyby tylko pozwolono. Ale nie! Za każdym razem spławiały go, wymyślając jakieś bzdetne wytłumaczenie. Teraz jednak było to zupełnie nieistotne. Trzeba było działać natychmiast. W chwili gdy tylko usłyszał dźwięk zamykanych piętro wyżej drzwi mieszkania sąsiadki, natychmiast podszedł do drzwi Rebeki czterokrotnie pukając w nie.

Owa sąsiadka, mniejsza z jej imieniem, nigdy nie dzwoniła, zawsze pukała. Dlatego liczył, że w przypływie roztargnienia oraz pewności, co do obecności po drugiej stronie drzwi przyjaciółki, Rebeka bez patrzenia w wizjer, ani zapytania – Kto tam?! - otworzy drzwi.

Tak też się stało. Dziewczyna ze słowami - Czego zapomniałaś? - otworzyła drzwi.

Widząc w nich Franka zaniemówiła. Głos uwiązł jej w gardle, serce natomiast zaczęło tłuc jak oszalałe.

- Co ty tu…?

Nie zdążyła dokończyć, gdyż chłopak wepchnął się do jej mieszkania, zamykając za sobą drzwi.

Sparaliżowana stała nie wiedząc co zrobić. Niespodziewany gość, wykorzystał tymczasem kilka sekund jej zawahania. Jedną ręką z całych sił przycisnął ją do ściany, drugą natomiast, wyjął z wewnętrznej kieszeni swej kurtki nóż sprężynowy. Sekundę później błysnęło ostrze, tylko po to, by za chwilę zniknąć w jedwabnie miękkiej i pachnącej czekoladą szyi Rebeki.

Dziewczyna zaczęła się krztusić. Chciała krzyknąć, nie była jednak w stanie. Ostrze dotarło do strun głosowych na zawsze uciszając je.

Patrzył, upajając się przy tym każdą chwilą, z której ulatywało z niej życie. Doskonale zapamiętał przeraźliwy lęk bijący z jej oczu, z czasem w pełni zastąpiony przez pustkę.

Stało się, wykonał zaplanowaną misję w stu procentach. Jeszcze przez dwie minuty, nie odrywał wzroku od zakrwawionego ciała byłej dziewczyny. Potem niepostrzeżenie wyszedł z mieszkania. Tak samo niepostrzeżenie przechodząc obok kończących już pracę na miejscu zabójstwa, policjantów.

- Jutro też coś na was czeka, zadbałem o to byście się nie nudzili. O ile to, będziecie mogli uznać za jakieś tam porachunki, tak tego na pięterku nijak pod to nie podepniecie. Prawdziwa zabawa dopiero jednak się zaczyna - zadowolony mówił w myślach sam do siebie.

Tego wieczora przeżywał błogostan. Niesamowite podniecenie nie opuszczało go do późnych godzin nocnych.

W zasadzie to zasnął tuż przed godziną czwartą, tylko po to aby obudzić się niczym rażony piorunem.

- Przecież Rebeka podczas ostatniej swej rozmowy z sąsiadką - przyjaciółką, na sto procent powiedziała zarówno o nim, jak i o całej sytuacji z Hubertem, jaka miała miejsce przed klatką schodową jej budynku. Sąsiadka na pewno wszystko połączy w logiczną całość. Pozostaje tylko modlić się aby swoimi spostrzeżeniami i wnioskami nie chciała podzielić się z którymś z funkcjonariuszy śledczych – dedukował.

A przynajmniej aby nie zdążyła tego zrobić przed jego niezapowiedzianą wizytą.

O zaśnięciu nie mogło być już mowy, tak samo jak o pójściu do pracy. Efektem zainkasowanego uderzenia w nos, były zasinienia pod obydwoma oczami. O ile Franek wyglądał, delikatnie mówiąc nie najlepiej, to czuł się naprawdę wyśmienicie. Jego mózg zalany był mnóstwem substancji doprowadzających do ekstazy. Gdyby poszedł teraz do pracy, nie byłby w stanie wysiedzieć w jednym miejscu. Po zjedzeniu kilku grzanek, nawet nie zauważył kiedy, zaczął chodzić po pokoju w tą i z powrotem, planując polowanie na mogącą doprowadzić do pojmania go przez organa ścigania sąsiadkę swej byłej dziewczyny.

Marlena dopiero następnego dnia wracając z pracy, dowiedziała się o zabójstwie przed klatką schodową.

Nikt jednak nie potrafił powiedzieć kim był pozbawiony życia młody chłopak.

Skoro pełniąca niegdyś funkcję dozorczyni, a obecnie koncentrująca się na życiu osiedla, pani Irenka tego nie wiedziała, nie mógł wiedzieć tego nikt.

Pan Henio, machnął tylko ręka – Daj pani spokój, co za czasy? – powiedział odchodząc w stronę pana Witka.

Pan Witek natomiast, już z niecierpliwą miną i brzęczącymi butelkami w reklamówce, wyczekiwał swego kompana.

Panowie byli powszechnie znani z notorycznie uprawianego procederu nadużywania alkoholu, zaliczali się jednak do spokojnych, nikomu niewadzących ludzi. Dlatego też ich hobby nikomu nie przeszkadzało.

Obydwie ich małżonki patrzyły tylko na nich z politowaniem, za każdym razem mówiąc:

- Stare a głupie.

Tuż po godzinie siedemnastej Marlena postanowił złożyć wizytę swej koleżance.

Koniecznie musiała z nią pogadać . Zabójstwa u nich na podwórku jeszcze nie było. Ciekawa więc była czy Rebeka wie coś więcej na ten temat.

Wcześniejsza trzykrotna próba dodzwonienia się do sąsiadki nic nie dała. Sygnał i owszem był, ale nie odbierała. Pofatygowała się więc do jej mieszkania. Kilkukrotne zapukanie w drzwi, pozostało bez odzewu. Zaniepokojona mimo, iż tego wcześniej nie robiła, zdecydowała się na dwukrotne wciśnięcie przycisku dzwonka. Nie owocowało to niczym innym jak usłyszeniem melodyjki grającej po drugiej stronie drzwi. Pięć minut później, wróciła do domu.

Szczęście w nieszczęściu Marleny polegało na tym, że nie zdecydowała się nacisnąć klamki w drzwiach mieszkania swej przyjaciółki. Te otworzyłyby się zapraszając ją do środka. To co by tam zobaczyła, powracałoby zapewne do niej w najgorszych sennych koszmarach do końca życia. Choć może gdyby to ona dokonała makabrycznego odkrycia, losy jej życia potoczyły by się inaczej.

Dziesięć minut później, przed drzwiami mieszkania Rebeki stał Franek. Rozkoszował się wiedzą na temat scenerii po ich drugiej stronie. To on był jej twórcą, to on przyczynił się do powstania krwawego przedstawienia, którego jeszcze nikt nie odkrył. Kilka minut później, skierował swe kroki na schody prowadzące piętro wyżej, wprost do mieszkania Marleny.

Czuł jak znów jego umysł wchodzi na niesamowite obroty, którym towarzyszyło niesamowicie szybkie bicie serca. Dwukrotnie pukając do drzwi miał już zaplanowany, w każdym szczególe schemat postępowania.

Młoda brunetka otworzywszy drzwi. Nieco zaskoczona, obdarzyła go przenikliwym spojrzeniem wraz z towarzyszącymi mu słowami:

-Cześć, w czym mogę ci pomóc?

Znali się raczej z widzenia, tak naprawdę nigdy ze sobą nie rozmawiając. Ta idiotka Rebeka robiła dosłownie wszystko by nie mógł uczestniczyć w ich koleżeńskich pogaduszkach. Może obawiała się, że Marlena spodoba mu się? Diabli wiedzą, na pewno była ładna, nawet bardzo ładna.

-Chciałem z tobą pogadać, możesz poświęcić mi dosłownie pięć minut?

- Tak, jasne wejdź – odpowiedziała ciesząc się z pięciominutowej deklaracji.

Bardzo nie lubiła mieszać się w sprawy sercowe, a już najbardziej nie lubiła wysłuchiwać wszelkich żalów. Może to zabrzmieć brutalnie, ale doprowadzało ją to najpierw do znudzenia, potem senności, a na koniec mdłości.

Na szczęście pięć minut, to pięć minut.

Franek postanowił działać szybko. Nie było sensu zbytnio przewlekać czasu wizyty, ponieważ po pierwsze może ktoś w jej trakcie akurat przyjść, po drugie może zadzwonić do niej telefon i nie daj boże dziewczyna powie, że nie może teraz rozmawiać ponieważ jest u niej były chłopak jej koleżanki. Zresztą niewygodnych scenariuszów wiążących się ze zbyt długą wizytą może być co najmniej kilka. Najlepiej więc, jak absolutnie nie da się im najmniejszej szansy realizacji.

Dlatego gdy tylko dziewczyna stanęła do niego tyłem od razu jedną ręką chwycił ją za czoło, drugą natomiast poderżnął gardło przyniesionym nożem myśliwskim.

Znów czuł tą niesamowitą niepewność, czy aby wszystko się uda? Czy aby wszystko pójdzie zgodnie z planem?

Trzy minuty później wiedział, że wszystko poszło jak należy.

Dziewczyna leżała martwa na podłodze przedpokoju w kałuży krwi. Jej jeszcze parę minut temu, piękne pełne życia brązowe oczy, teraz wpatrzone były w dal. Z podniecenia zaczął się cały trząść. Stan euforii w tej chwili był nieporównywalny z żadnym innym stanem, nawet tym powodowanym zażyciem jakiegokolwiek typu narkotyku.W końcu jednak opanował się. Upewniwszy się, że na klatce schodowej nikogo nie ma, szybko przemknął schodami na parter budynku.

Idąc wzdłuż chodnika zauważył podjeżdżającego Mercedesa należącego do Wiktora, będącego bratem Rebeki. Przyśpieszył kroku, starając się być niezauważonym przez znajomego.

Kilkanaście sekund później wiedział, że wszystko poszło zgodnie z planem. Zresztą nawet gdyby Wiktor go zauważył i zaczepił, wymyśliłby jakąś historyjkę typu:

- Rebeka nie odbiera telefonu, przyszedłem upewnić się czy aby wszystko jest w porządku.

Mimo wszystko, spotkanie z kimkolwiek znajomym w tym miejscu było ostatnim, co mu było potrzebne. A zresztą mniejsza z tym, najważniejsze, że za chwilę zbrodnia ujrzy światło dzienne.

Na szczęście zdążył zmaterializować wszystkie swoje plany w stu procentach, rzutem na taśmę, ale zdążył. A do tego dokładnie piętro wyżej pozostawił malutki bonusik.

W domu znów przeżywał błogostan. W stanie podniecenia postanowił wziąć sobie dwa dni wolnego, co w połączeniu z weekendem da mu w sumie pięć dni na dojście do siebie, oraz uporządkowanie wszystkiego.

Patrząc na wydarzenia ostatni dni, wszystko co miało miejsce w trakcie ich trwania, pamiętał jak przez mgłę.

Gdyby miał to porównać do czegokolwiek, to stan kilkudniowego alkoholowo narkotykowego melanżu byłby najlepiej oddający wszelkie odczucia jak i wspomnienia.

Prawdziwy sen dopadł go dopiero w piątek. Pierwszy raz w życiu położył się spać o godzinie dziewiętnastej, budząc się o godzinie dziewiątej, ale dopiero w niedzielę. Przespał całą sobotę.

Telefon komórkowy sygnalizował osiem nieodebranych połączeń. Były wśród nich te od Andrzeja i Wojtka, czyli kumpli, ale i od rodziców. To do nich w pierwszej kolejności zadzwonił informując, że wszystko jest jak najbardziej w porządku. Trzy godziny później osobiście złożył im wizytę.

Pan Grzegorz wraz z panią Judytą cieszyli się z doskonałego nastroju syna. Franek promieniował energią, jak również poczuciem humoru. To dobrze, że wszystko układa mu się jak należy. Mama zatroskanym wzrokiem patrzyła na nieco pokiereszowaną twarz syna.

-Spokojnie, zapisałem się na boks byłem na trzech treningach no i na sparingu nieco dostałem. Ale przecież jak uczyć się to tylko od lepszych – tłumaczył.

- Wiesz co robisz, jesteś dorosły oby tylko cię tam nie zatłukli.

Tym razem odpowiedział tylko uśmiechem.

Tematu swojej dziewczyny, unikał jak ognia.

Na przestrzeni następnych trzech tygodni wyróżniło się jedne wydarzenie. Mianowicie wezwanie na przesłuchanie. Otrzymany blankiet podpisany jak i podstemplowany był imieniem i nazwiskiem komisarza Antoniego Milca, czyli funkcjonariusza prowadzącego śledztwo. W jego centralnej części umieszczone były dane Franciszek Metkowski. Oraz charakter w jakim ma się wzywany stawić „Świadek” .

W pierwszej chwili wystraszył się. Mimo, iż nigdy nie miał styczności z organami ścigania, słowo przesłuchanie, kojarzyło mu się bardzo, bardzo źle.

Przed samym wyjściem z mieszkania zażył jedna tabletkę leku mającego nieco uspokoić nerwy. Założył na nos zastąpione dwa lata temu szkłami kontaktowymi okulary. I nie bez obaw udał się na komisariat.

Przesłuchanie nie było jednak niczym strasznym. Mało tego w chwili rozpoczęcia rozmowy z funkcjonariuszem poczuł błogi spokój.

Na każde z pytań miał sensowne wytłumaczenie, zachowując przy tym nerwy na wodzy.

Natrętne chodzenie za swą byłą, świętej pamięci dziewczyną, tłumaczył bardzo mocno zranionymi uczuciami.

Całość wypadła na tyle dobrze, że niespełna godzinę później opuścił budynek komendy miejskiej policji. Z uśmiechem na ustach wracając do domu.

Reszta dni upłynęła w sposób zupełnie niewyróżniający się. Oczywiście nie licząc ogromnego zamieszania nie tylko na dzielnicy, ale i w całym mieście. Niesamowite dwie zbrodnie dokonane na kobietach, cały czas pozostawały niewyjaśnione, choć śledczy twierdzili, że mają już pewien trop.

Trudno powiedzieć czy mówili prawdę, czy najzwyczajniej w świecie blefowali. Franek, w każdym bądź razie w swoim najbliższym otoczeniu nie zauważył niczego nadzwyczajnego. Wszyscy dookoła nie rozmawiali o niczym innym jak o niesamowicie makabrycznych morderstwach. Snuto różne teorie, raz łącząc poszczególne zbrodnie w jedno działanie seryjnego zabójcy, to znów każdemu z nich przypisując inny motyw, a jedynym łączącym je elementem był czas.

Największa zmiana w jego harmonogramie dnia, dotyczyła wieczornych spacerów. Co dzień wychodził na obchód dzielnicy, za każdym razem przechadzając się w pobliżu miejsc zbrodni. Jakaś dziwna, niewytłumaczalna siła ciągnęła go w te niemalże święte dla niego miejsca. Co by nie mówić, za każdym razem wracał z takiego spaceru w doskonałym nastroju.

Często rozmyślał też o kobietach. Konkretnie o ich krótkowzroczności, oraz braku okazywania uczuć. W całym jego dotychczasowym życiu jedyne z czym się spotkał to lekceważenie, oraz odepchnięcie ze strony każdej z nich.

Jego coraz bardziej ewoluujący w stronę zwyrodniałej patologii umysł podpowiadał mu, iż one ogólnie jako gatunek nie potrafią okazywać uczuć, no bo niby w jaki inny sposób wytłumaczyć zachowanie każdej z nich?

Samice dbają tylko i wyłącznie o swoje młode, chcąc zapewnić im jak najlepszy byt, a przy okazji sobie wygodne, najlepiej niczym nie skrępowane życie. Z jego teorii jasno wynikało, że kobieta kieruje się tylko instynktami, nie potrafi kierować swymi uczuciami, mając taką postawę po prostu zakodowaną.

Uznał więc kobietę za pod istotę, różniącą się wyglądem i nieco rozumem od chociażby psa, czy delfina. Stała ona wyżej w hierarchii ssaków od obu wymienionych gatunków, lecz zdecydowanie niżej od mężczyzn, a już na pewno od niego samego.

Problem Franka polegał na tym, iż zupełnie nie dostrzegał jakichkolwiek uchybień ze swojej strony.

Zapatrzony w swoją wielkoduszność, uważał siebie za wzór idealnego kochającego mężczyzny. To kobiety nie potrafiły odwzajemnić jego uczuć.

Jego teoria była wygodna, a co najważniejsze w pełni usprawiedliwiała postępowanie. Zabicie człowieka zrównał z zażyciem narkotyku. To tylko kwestia komu co daje kopa. Jeden pali zioło, drugi bierze fetę, trzeci kokainę, on natomiast aby wpaść w stan odlotu musi zabić. Cóż poradzić?

Miesiąc później z niesamowitym, chorym sentymentem wspominał dwa dni zbrodniczego odlotu. Coś w nim krzyczało domagając się powtórki takiego właśnie stanu ducha, umysłu, ciała.

Uznał więc, iż to doskonały moment na odwdzięczenie się tym „suczkom” z przeszłości.

Na pewno one już o nim zapomniały, czego nie można było powiedzieć o nim. Ale czego spodziewać się po samicach?

Dziwił się jaki to on był głupi, że nie dostrzegł tego wcześniej. Oszczędziłby sobie dzięki temu kilkudziesięciu godzin bólu, zadręczania, rozgoryczenia.

Któregoś dnia podczas przechodzenia doskonale mu znaną trasa, doszedł do wniosku, iż najwyższy czas zapolować. Jego celem stała się Beata. Dziewczyna, która dość mocno zraniła go w latach uczęszczania do szkoły średniej. Wybór nie był przypadkowy, a jak najbardziej przemyślany. Kilkukrotnie widział jak dziewczyna wraca dobrze po godzinie dwudziestej drugiej do domu. Rzadko kiedy ktoś jej towarzyszył.

Najlepszy do ataku był jednak piątek lub sobota. Wtedy jego cel, wracał dobrze po godzinie dwunastej w nocy.

Obserwacja, układanie i powolna realizacja zabójczego planu, stała się w pewnej chwili celem jego życia. Nie liczyły się już komputery, jawiące się teraz jako nędzne wirtualne zabawki. Planowanie zabójstwa w realu, to było coś. Przez te kilka dni poprzedzających decyzje o zabiciu, działał jak w transie. Spał po sześć godzin, natomiast przez pozostałe godziny był niesamowicie pobudzony. Zauważyli to wszyscy. Począwszy od współpracowników, po kolegów oraz najbliższą rodzinę. Ewidentnie zmienił się też jego stosunek do koleżanek z pracy.

Zaczął traktować je w sposób lekceważący i niemalże przedmiotowy. Wynikało to oczywiście, jakżeby inaczej, jak nie z jego osobiście wymyślonej teorii.

W końcu nadszedł dzień ataku. Dziewczyna tak jak to miało miejsce w niemalże każdy piątek, wracała mało uczęszczaną wyboistą, wąską drużką, biegnącą w pobliżu działek rekreacyjnych. Była godzina dwunasta pięćdziesiąt osiem, kiedy wybiegł zza najbliżej drużki rosnącego drzewa.

Biegnąc w jej stronę czuł się jak myśliwy, jak wampir polujący na swą ofiarę. Powietrze stawało się takie rześkie, przesycone ekstazą. Każdy wykonany wdech rozrywał niemalże płuca przyprawiając serce o niesamowitą liczbę uderzeń. Przez te pięć sekund biegu w jej stronę, czuł się jak jastrząb spadający znienacka na swą ofiarę.

Doszedł do zabójczej wprawy w posługiwaniu się swym ostrym myśliwskim nożem. Fakt ten dodawał mu znacznej pewności siebie. Potrafił nawet wyobrazić sobie, że nóż jest naturalną częścią przedłużającą jego rękę.

Kiedy był już wystarczająco blisko, położył lewą rękę na czole swej ofiary, tym samym unieruchamiając jej głowę. Natomiast trzymanym nożem, wykonał szybkie cięcie na wysokości szyi.

Z powstałej rany natychmiast zaczęła niemalże tryskać krew.

Kobieta zdołał się odwrócić, obdarzając go bardzo przenikliwym spojrzeniem. Rozpoznała go, był tego pewien.

Jej wzrok nim ostatecznie został pozbawiony iskry życia zdawał się krzyczeć – „Dlaczego?!”

Chwilę milczenia przerwały dwa zakrztuszenia, w następstwie których z ust Beaty bryznęła krew.

Wtedy wbił ostrze noża w brzuch Beaty, rozcinając go na długości kilku centymetrów. Ta osunęła się na ziemię, tracąc ostatecznie kontakt z otaczającym ją światem.

Franek natomiast, nie mógł powstrzymać się by nie wsunąć swej dłoni w rozcięty brzuch upadającej dziewczyny.

Mimo rękawiczki, poczuł ciepło ulatującego z niej z każdą sekundą życia. Te kilka sekund doprowadziło go do erekcji. Dziś doświadczył czegoś nowego.Dumny był z faktu precyzyjnie zadanego cięcia na szyi swej ofiary – „Bez kitu mam do tego predyspozycje” - cieszył się, mówiąc w myślach sam do siebie.

Tej nocy przespał zaledwie dwie godziny, jego organizm nie potrzebował więcej snu, czuł się wyśmienicie.

Nawet nie zauważył kiedy przeobraził się w osobę niezdolną do życia w społeczeństwie. Stał się dla niego zbyt groźny, nieobliczany.

Tymczasem policja nawet nie zaprzeczała, że ma do czynienia z seryjnym mordercą. Oglądanie w telewizji wiadomości nadawanych z miejsc zbrodni, napawało go dumą. To o nim mówią, to jego poszukują, to on jest sprawcą całej tej ogólnie panującej społecznej paniki wywołanej grasowaniem, jak go określano „Bestialskiego Rzeźnika”.

Podobało mu się to, nakręcało go.

Tymczasem, drogę swoich nocnych spacerów wzbogacił o wyboistą drużkę przy działkach. Przechodząc obok tego miejsca nie potrafił opanować drżenia rąk, jak i dreszczy przeszywających jego ciało od stóp do czubka głowy. To było coś, niepojętego, a zarazem nie do opisania.

Któregoś dnia podczas jednego ze swych rutynowych spacerów, nieodparcie towarzyszyła mu myśl, że jest obserwowany. Mimo, iż nie zauważył w pobliżu nikogo, cały czas czuł na sobie czyjś wzrok. Gdyby sam nie był „Bestialskim Rzeźnikiem”, zacząłby się bać. A co jeżeli znalazł naśladowcę?

To by było ciekawa sprawa, jakby któryś z naśladowców urządził sobie polowanie właśnie na niego. No cóż ostatecznie kto mieczem wojuje od miecza ginie. Jedno jednak jest pewne, nie zamierza skóry łatwo sprzedać.

Od tej pory wspomniane uczucie pojawiało się raz na jakiś czas. Trudno powiedzieć czym było wywoływane? Najzwyczajniej w świecie raz było, raz znikało.

*********************

Komisarz siedział przy swoim biurku wpatrując się w biel sufitu.

Właśnie mija kolejny tydzień, a oni nie mają najmniejszego pojęcia kim może być morderca. Tak naprawdę powiedzieć, że nie mają najmniejszego pojęcia to mało. Są po prostu w ciemnej śledczej dupie.

Nie było wyjścia jak rozpuszczenie wśród społeczeństwa medialnej plotki, że są na tropie „Bestialskiego Rzeźnika”.

Przecież musieli powiedzieć coś, co w jakimś stopniu uspokoi ludzi.

W przeciwnym razie, oprócz ogólnej paniki podniosłyby się głosy krzyczące:

- „W takim razie, czym oni się zajmują!? Za co biorą pieniądze?!”

Tak jakby namierzenie degenerata wybierającego przypadkowe ofiary nie było niczym trudnym.

„Bestialski Rzeźnik”. Co za zidiociały redaktorzyna wymyślił mu taki przydomek.

Lepiej było publicznie nazwać go „Oklapły Fiut” albo „Zakompleksiony Miękki Fiut”

Po co jednak nazywać rzeczy po imieniu, przecież nakład by się nie sprzedał. A tak to z każdej tragedii, z każdego nieszczęścia da radę wycisnąć parę złotych.

Walskiemu zaświtała w głowie pewna stara zasada, gubiąca niemalże każdego z zabójców upajającego się dokonanym dziełem.

Otóż morderca, zawsze wraca na miejsce dokonanej zbrodni.

Od dzisiaj postanowił obserwować na miarę możliwości, każde z miejsc, w którym dokonano zbrodni.

W realizację swego pomysłu zaangażował swego kumpla, podkomisarza Mariana Jurkczyńskiego. Bardziej znanego jako „Tłusty”.

Ksywa nie odzwierciedlała jednak faktycznych gabarytów Mariana. A nawet wręcz przeciwnie. Była ich zaprzeczeniem. Ponieważ tak naprawdę „Tłusty”, był chudy jak wiór.

Cztery dni później, późnym wieczorem krążył niepostrzeżenie w okolicach miejsca zabójstwa Beaty

Pięć minut wcześniej zakończył rozmowę z Dorotą. Narzeczona postawiła mu szybką diagnozę, w przeciągu dwóch ostatnich tygodni po raz trzydziesty nazywając go wariatem.

- Rozumiem, że jest to dla ciebie priorytet. Ale spójrz prawdzie w oczy. Cały czas pracujesz, nawet śpisz z odznaką. Wszystko rozumiem, ale są przecież jakieś granice. No nie?!

- Tak, tak masz rację – odpowiedział – dopadnę go i idę na urlop.

-Oby udało ci się to przed emeryturą – zakończyła rozmowę wściekła.

Walski postanowił jeszcze raz przejść równolegle biegnąca względem miejsca zbrodni, działkową dróżkę.

- Ten jeden raz i wracam do domu – pomyślał.

Czując ucisk w pęcherzu, postanowił załatwić nagła potrzebę fizjologiczną kryjąc się w cieniu rzucanym przez akurat tego wieczoru niedziałającą latarnię. Aby dojść w interesujące miejsce musiał oddalić się od szlaku swej wędrówki.

Dwie minuty później pozbywszy się uciążliwego uczucia ucisku, wyszedł z cienia, wracając na wydeptane wśród rosnącej dookoła niewysokiej trawy przejście.

Dostrzegł stojącą dokładnie w miejscu zbrodni sylwetkę.

Podniesiona do góry głowa i głęboko wykonywane wdechy były dość dziwnym zachowaniem.

Skrył się w cieniu, nie spuszczając wzroku z postaci.

Ta zaczęła rozglądać się na boki, następnie ruszając szybkim krokiem przed siebie.

Komisarz niczym rażony piorunem, wybiegł z ukrycia. W pierwszej chwili chciał przeskoczyć ogrodzenie, niestety jednak okazało się to wcale nie takim łatwym zadaniem.

Biegiem ruszył więc wzdłuż działkowego parkanu w nadziei dotarcia do bramy wyjściowej.

Spocony, ledwo łapiąc oddech, wybiegł na drużkę, którą niespełna minutę wcześniej przechodziła interesująca go sylwetka.

Pobiegł w stronę znikającej za rogiem niedużego śmietnika, postaci.

Niestety spóźnił się, ścigany zdążył już wejść w pobliskie osiedla kilkupiętrowych bloków mieszkalnych.

- Kurwa! Niech to szlag! – przeklął w duchu. Trudno powiedzieć czy mógł to być „Nocny Rzeźnik”, ale gdyby wylegitymował go, dowiedziałby się z kim jest człowiek tak bardzo upajający się wdychanym na miejscu zbrodni powietrzem.

Komisarz liczył także na swój psychologiczny dar, który w powiązaniu z umiejętnością odczytywania gestów rozmówcy, pozwalał nakreślić mu z grubsza psychologiczny portret delikwenta.

Niestety jednak, tym razem nic z tego nie będzie.

Najważniejsze jednak, że już „coś” ma. Jakiś punkt zaczepienia, rzucający nieco światła na kompletną ciemność rozwiązywanej sprawy.

Oczywiście może być to także ślepa uliczka. Lecz jego, jak do tej pory niezawodny kryminalny zmysł, podpowiadał mu, iż właśnie jest na dobrej drodze, mogącej doprowadzić do przełomu w sprawie.

Cdn.

Spis wszystkich części w profilu autora: http://straszne-historie.pl/profil/5577

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

dobra a gdzie część pierwsza?
Odpowiedz
Wejdź w profil autora (na końcu opowiadania). Tam jest wszystko co opublikowałem.
Odpowiedz
Dróżkę* :) Poza tym, świetne
Odpowiedz
Dzięki. Dróżka jakoś mi umknęła :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje