Historia

Dominacja - MBN IV

Mroczny Wilk 8 8 lat temu 9 684 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Poprzednie części:

http://straszne-historie.pl/story/9258-moje_boze_narodzenie

http://straszne-historie.pl/story/9623-bialy_las

http://straszne-historie.pl/story/10553-Straznica

– Aśka, błagam cię! Nie możesz nas opuścić! – chlipała Monika, przypadłszy do ciała martwej Innej. – Cholera jasna, nie po tym wszystkim, co razem przeszłyśmy! Proszę, nie odchodź…

Stałem zdrętwiały i tylko się przyglądałem, nie wiedząc, co powinienem zrobić. Czułem wzmagający we mnie gniew. Wszystko się waliło. Wcześniej straciłem cały mój doczesny świat, a teraz nawet możliwość zemsty uciekała mi z rąk. Byłem pewien, że bez pomocy nie dam sobie rady. Przecież wystarczył jeden członek sekty, by zabić pełnowymiarowego Innego, jakim był Ryszard, więc jak ja samotnie miałbym się mierzyć z ich prawdziwymi siłami?

Towarzyszka podniosła się i z frustracją uderzyła w jednego z drewnianych bali, zostawiając ślad pięści. Współczułem Monice . Wiedziałem, co może dziać się w jej wnętrzu. Przecież sam dopiero co przeszedłem coś takiego. Teraz ona traciła swoją już drugą rodzinę.

– Ruszamy – warknęła. Z jej oczu wylewał się gniew i żal w postaci przezroczystych kropel. – Może zdążymy ich ostrzec. Jeżeli nie, wszystko przepadło.

Zaczęliśmy biec przez białe pustkowie, mając nadzieję, że będziemy szybsi od wroga. Miałem szczerą nadzieję, że tak będzie…

Podróż znów stała się trudna, kiedy wybiegliśmy na puste pola. Z trudem brnęliśmy przez białe fałdy, które rosły z każdą chwilą; śnieg znów zaczynał sypać się z szarych chmur zasłaniających niebo.

Nie musieliśmy zachowywać szczególnej ostrożności. Wszystko znajdowało się w polu widzenia, więc wróg nie mógł nas zaskoczyć.

W końcu dotarliśmy. Wszystko wyglądało tak, ja w wizji, którą otrzymałem. Staliśmy naprzeciwko skupiska wielkich, objętych szronem skał, pośród których znajdowało się zamaskowane wejście. Powietrze przenikała grobowa cisza. Pomimo tego, że było to naturalne dla zimowego krajobrazu podczas mniej wietrznych chwil, powodowało niepokój.

Monika wsunęła dłoń do głębokiej szpary w jednym spośród wielu kamieni, chwyciła coś wewnątrz i przekręciła kilkanaście razy w różne strony. Usłyszałem zgrzytnięcie. Ziemia pokryta śniegiem zaczęła się zapadać, tworząc schody. Zeszliśmy po nich powolnym krokiem. Spojrzałem na dziewczynę. Na jej zarumienionej od zimna twarzy malował się wyraźnie strach. Strach przed tym, co możemy napotkać wewnątrz. Wszyscy mogli być już martwi.

Zatrzymaliśmy się przed sporej wielkości wrotami. Towarzyszka podeszła do nich z zamiarem wpisania kodu, jednak nagle odwróciła się w moją stronę.

– Posłuchaj, nie wiemy, jak wygląda sytuacja w środku. Możliwe, że zdrajca, kimkolwiek ten skurwiel jest, wyjawił wrogowi, jak dostać się przez inne wejście! Przygotuj się na najgorsze.

Odruchowo rozpaliłem w sobie ogień, chwyciłem za zimną w dotyku rękojeść i ułożyłem palce w, co dziwne, pasujących idealnie wgłębieniach. Stanąłem obok Moniki, czując, że jestem gotowy, przynajmniej na tyle, by nie zmartwieć przed przeciwnikiem, który mógł czekać tuż za progiem.

Dziewczyna wprowadziła kombinację znaków, a drzwi poczęły się otwierać, przesuwając kopce białego puchu.

Nagle moje nozdrza zalała obrzydliwa fala trupiego odoru. Wzdrygnąłem się i szeroko otworzyłem oczy. Całe wnętrze było wręcz wypełnione czerwonym płynem, którego barwę wzmacniały migające światła tego samego koloru. Jeszcze bardziej niepokojąca była nieprzerwana cisza. Żadnych odgłosów walk, żadnych krzyków…

Stąpaliśmy ostrożnym krokiem, jednak nie zapewniało to niesłyszalności. Krew chlupała bezlitośnie przy każdym kroku. Echo rozchodziło się po betonowym korytarzu. Czułem, jakby ktoś zaciskał mi na żołądku łańcuch.

Zrzuciliśmy nakrycia, które tylko krępowały nasze ruchy. Było wystarczająco ciepło.

Doszliśmy do zakrętu. Nagle usłyszałem krzyk. Zza ściany wybiegła grupa żywych trupów. Najbardziej przerażające było to, że jeden z nich w dłoni trzymał miecz wykonany z niebieskiego kryształu. Zacząłem nabierać pewności, że przybiliśmy za późno.

Uniosłem broń do góry. Monika uczyniła podobnie, lecz jej klingę dodatkowo zaczęły oplatać zielonkawe płomienie. Nie miałem czasu na sprawdzanie swoich świeżych mocy. Przesunąłem dłoń do jelca i ruszyłem ku przeciwnikom z krzykiem na ustach.

Zacząłem wymachiwać mieczem, próbując trafiać w szyje wrogów. Bez głów nie byli już zdatni do dalszej walki.

Przebijając się przez wynaturzenia, ogarnąłem wzrokiem Inną. Jej ruchy były pełne finezji. Miecz w jej dłoniach nie był narzędziem, ale zabójczym wydłużeniem ciała. Poczułem podziw… i zazdrość. Moje koślawe ruchy były jedynie cieniem jej umiejętności.

Na polu walki pozostał jedynie trup z mieczem, który do tej pory trzymał się na uboczu. Rzucił się w naszą stronę. Z trudem zablokowałem zbroczem silny cios, który był wymierzony wprost w moje serce. Stwór ryknął z irytacją. Uderzał dalej, skupiając się na mojej towarzyszce. Starałem się go dezorientować, jednak blokował wszystkie moje zamachnięcia. Wyglądało na to, że nawet śmierć nie zatarła jego wprawy.

– Zacznij wokół niego krążyć – szepnęła Monika. – Inaczej możemy go nie pokonać.

Posłuchałem, ufając jej doświadczeniu. Pomysł okazał się skuteczny. Żywy trup dezorientował się. Walka stała się dla niego zbyt wartka. Po paru udanych dźgnięciach sztychem postanowiłem wykorzystać moment, w którym znajdowałem się za jego plecami i wskoczyłem na nie wbijając ostrze w kręgosłup aż po samą nasadę. Bestia padła na ziemię, a po chwili była już pozbawiona łba odciętego przez dziewczynę.

Nie zwlekając ruszyliśmy dalej. Po drodze trafialiśmy na pojedynczych pachołków, ale nie sprawiali oni większych problemów. Dobiegliśmy do, kolejnych wrót, zza których dobiegały odgłosy walki, a być może rzezi. Uspokajające było to, że Inni nadal stawiali opór. Jednak nasz zapał zmniejszył się, gdy okazało się, że drzwi są zakneblowane. Pewnie po to, aby zapobiec rozprzestrzenieniu się wrogów po całym budynku.

Monika nakazała mi biec za nią. Ruszyliśmy inną odnogą korytarza. Trafiliśmy na schody.

– Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości? – spytała Inna.

– Tak właściwie, to…

– Ach, nieważne, i tak będziesz musiał skoczyć.

– Ale gdzie? Skąd? – pytałem otępiały.

Jednakże nie otrzymałem odpowiedzi. Pozostało mi tylko ślepe podążanie za dziewczyną, która wbiegła na górę.

– Pomóż mi je wyważyć – jęknęła, czekając przed kolejnymi drzwiami, lecz tym razem drewnianymi.

Stanąłem obok. Zaczęliśmy wspólnie uderzać. Raz, dwa, trzy, cztery… Wpadliśmy razem z drewnianą płytą na obszerny, pokryty kremowymi płytkami balkon.

Podniosłem się i wyjrzałem przez szklaną barierkę. W ogromnej sali poniżej trwała istna apokalipsa. Mnogość żywych trupów i satanistów napierała na grupę Innych, którzy z uporem starali się uchronić od klęski. Byli prawdziwymi mistrzami. Poruszali się ze zwierzęcą prędkością, uderzali z taką siłą, że kończyny wrogów latały w powietrzu, a szkarłat pryskał we wszystkie strony. Tworzyli fale ognia zalewające wrogów, z których pozostawał tylko popiół. Płomienie, które wcześniej tworzyłem, były w porównaniu z tym liche niczym pojedyncza błyskawica przy całej burzy. Jednak mimo swej potęgi, Inni nie byli niezniszczalni. Zbyt wiele odzianych w czerń ciał leżało pośród trucheł wrogów. Być może utrzymała się niecała połowa sił.

– Na co czekasz?! Skaczemy! – krzyknęła na mnie Monika, która zaprała się o krawędź barierki i poszybowała w wir walki.

Wylądowała pośród żywych trupów tworząc mały wybuch płomieni. Westchnąłem, zauważywszy, że od ziemi dzieli mnie kilka metrów, ale nie mogłem w tej chwili poddać się słabościom. Skoczyłem… i włożyłem w to zbyt wiele siły. Przeleciałem nad szeregami wrogów, zbyt daleko. W panice zrodził się pomysł. Zacząłem się kręcić. Zewsząd zacząłem wypuszczać żywy ogień. Wylądowałem, a raczej rozbiłem się na jednym z większych nieprzyjaciół, siejąc wokół zniszczenie i śmierć. Z trudem pozbierałem się z posadzki. Legiony rozzłoszczonych przeciwników rzuciły się ku mnie.

Panicznie zacząłem się przebijać w kierunku reszty Innych.

Wyglądałem tragicznie, ale jednak nie aż tak źle, by uznali mnie za jednego z trupów. Włączyłem się w szeregi wojowników.

Mijały godziny, a walka wciąż trwała. Przeciwnicy wreszcie przestali się namnażać. Nadal było ich wielu, jednak byliśmy bliżsi zwycięstwa.

Ból mięśni wdawał się we znaki. Ciało nie było przyzwyczajone do tak wielkiego wysiłku. Traciłem siły także przez upływającą powoli krew. Starałem się unikać cisów, ale nie było to łatwe, gdy zacząłem padać z wycieńczenia. Szczególnie irytująca była rana rozciągnięta wzdłuż ręki. Ogień płonący w środku mego ciała przygasał. Traciłem wolę walki. Jednak na moje szczęście, dobiegała ona już końca.

Na polu bitwy wreszcie pozostali sami Inni. Całkowicie opadłem z sił. Znalazłem pozostałości jakichś mebli. Wreszcie mogłem spocząć. Usiadłem na kawałku drewnianego stolika. Zerwałem z siebie niegdyś niebieską koszulkę i zacząłem ścierać pokrywający skórę wszelki bród.

Z zamyślenia wyrwał mnie gruby, męski głos. Pierwsze słowa umknęły jeszcze gdzieś za granicę mojej świadomości.

– Przepraszam, że witam cię w taki sposób, ale sam widzisz, jaka jest sytuacja – westchnął. Uniosłem wzrok. Przede mną stał krępy brunet odziany w czarny pancerz nieco różniący się od tych, które nosili pozostali. – Pewnie Monika już ci o mnie mówiła. Nazywam się Marek i przewodzę tutejszym Innym. A ty? Jak się zwiesz?

– Jestem… – Raptem sparaliżował mnie okropny ból głowy, za którą się chwyciłem.

– Wszystko w porządku? – spytał zaniepokojony.

Upadłem na podłogę, czując, że tracę kontrolę nad własnym ciałem. A jednak wrażenie, które wcześniej odnosiłem, nie było spowodowane samym strachem. Coś znajdywało się w moim żołądku, a teraz przesuwało się do góry, ku wyjściu. Zacząłem się dusić. Chciałem krzyczeć, ale wydobywał się ze mnie tylko przeciągły syk. Galaretowata masa zaczęła wypełzywać z moich ust.

– Co się z nim dzieje?! – krzyknął ktoś.

Drżący stwór opuścił mnie w całej swej okazałości. Przez łzy nie widziałem nawet, czym on jest. Leżałem zwinięty na płytkach. Zwymiotowałem, czując glutowatą maź, którą pozostała w moim przełyku.

– Co to, kurwa, jest?! – krzyczał Marek. – Pełza do zwłok! Zabijcie to!

Otworzyłem oczy u zauważyłem czerwoną masę z fioletowymi żyłkami, która przesunęła się do pobojowiska. Zaczęła opływać truchła, które zaczęły się przesuwać do jej środka. Po chwili zlały się w krwawą masę. Poczęła ona się formować w jedno ogromne ciało. Nie minęło kilkanaście sekund, a pośrodku sali stała olbrzymia, człekokształtna bestia.

Inni wyrwali się z otępienia i unieśli głownie, gotując się do walki.

– Boże, zlituj się nad nami – jęknął jeden z nich.

Wiedziałem, że wszystko jest już stracone. Wojownicy wyczerpani wielogodzinną bitwą nie mieli szans z tym czymś. Zacząłem się zastanawiać, skąd to wynaturzenie wzięło się w moim wnętrzu.

Nagle mój umysł został odblokowany. Wszystko pamiętałem. Wykorzystali mój świeży umysł Innego. Wcale nie zemściłem się na zabójcy Ryszarda. Zmusili mnie, abym za pomocą połączenia wyciągnął informacje z jego umierającego umysłu. A ja to wszystko im przekazałem…

– Dobra robota, chłopcze! – Usłyszałem głęboki głos dobiegający z mojej głowy. – Może jeszcze się nam do czegoś przydasz… Trzeba cię tylko zabezpieczyć do czasu naszego przybycia.

Podniosłem się i mimowolnie podążyłem w kierunku metalowych drzwi. Wszedłem do ciemnego pomieszczenia i zamknąłem się w środku. Nie było klamki, można było otworzyć mnie tylko od zewnątrz.

Odzyskałem kontrolę. Słyszałem, jak bestia morduje Innych. Wiedziałem, iż zginą z myślą, że ich zdradziłem, nawet nie dołączywszy w pełni w ich szeregi. Straciłem nadzieję.

Czyj głos słyszałem?

Osunąłem się po chłodnej ścianie i zapłakałem gorzko.

Część piąta: http://straszne-historie.pl/story/11658-Milczacy-ost

Zapraszam wszystkich do komentowania, lajkowania i do polubienia mojej strony na facebooku, gdzie pojawiają się aktualności na temat mojej twórczości.

https://www.facebook.com/mrocznywilk.autor

Nie zajmuje to wiele czasu, ale cieszy i zachęca do dalszego działania. ;)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Genialne ! Czytałam wszystkie części ^^ A przy okazji polecam ;). : http://straszne-historie.pl/story/11288-Timore
Odpowiedz
super!! Strasznie wciągające :D
Odpowiedz
Doszukałam się dwóch błędów. "[...] z frustracją uderzyła w jednego z drewnianych bali [...]" Myślę, że będzie lepiej " z flustracją uderzyła w jeden z drewnianych bali", "Wszystko wyglądało tak, ja w wizji [...]" tutaj masz błąd i powinno być "tak, jak w wizji" Myślę, że nie uraziło Cię to, że pokazałam Tobie błędy. A tak w ogóle to świetnie napisane :)
Odpowiedz
Haha, no gdzież. :P Dla mnie jest właśnie najlepiej, kiedy wskazuje mi się błędy, których sam nie zauważam. Zazwyczaj to drobiazgi (literówki i ucięcia, o które nie trudno), ale czasami można nauczyć się czegoś nowego. Gdyby właśnie nie to wskazywanie i moje starania, by poszczególnych błędów nie popełniać, o wiele więcej czasu potrzebowałbym do osiągnięcia poziomu pisania, który mam teraz. ;)
Odpowiedz
Bardzo mi się podobało nie mogę się doczekać jeszcze jednej części brawo!!!
Odpowiedz
Super bedzie nastepna czesc?
Odpowiedz
Za jakiś czas. ;)
Odpowiedz
http://straszne-historie.pl/story/11658-Milczacy-ost
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje