Historia

I jak ci się podoba, Cary?

pariah777 6 8 lat temu 5 019 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Cary obserwował zachodzące słońce. Czekał, aż złocista kula wpełznie pod linię horyzontu, skazując miasteczko na pogrążenie się w ciemnościach. Już niedługo, pocieszał się w myślach. Przeniósł wzrok na stojące obok niego pościelone łóżko. Nie był w stanie określić, jak dawno temu spał. Mogły to być tygodnie, a nawet miesiące. Przez jego umysł przemknęła pokusa, by rzucić się na nie i utonąć w przytulnych fałdach pościeli. Z całej siły odepchnął tę myśl, przypominając sobie cel swoich zmagań. Wiedział, do czego dąży, to mu wystarczyło. Cena go nie interesowała, był w stanie zapłacić każdą. Spojrzał na zegarek. Godzina dwudziesta – czas wyruszać.

Opuścił swój dom i zaczął iść wzdłuż ulicy. Po prostu poruszał się do przodu, oczekując, że zaraz nastąpi ten moment, ten nagły zwrot. Nie miał pojęcia, czemu tak się dzieje ani co go wywołuje. Był jednak pewien, iż zaraz to się stanie. Tak jak to było wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu, tak też i dzisiaj. I po chwili faktycznie się stało.

Ocknął się dopiero rano pod drzwiami swojego domu. Sięgnął do klamki, przekręcił ją i wczołgał się do środka. Jego przepracowane mięśnie jęczały z bólu. Padł na plecy, ciężko dysząc. Łapczywie chwytał powietrze, choć wcale nie ze zmęczenia, lecz z niewyjaśnionej satysfakcji. Jej przyczyny zawsze pozostawały tajemnicą. Tak jak to, czym nocą przeciążał organizm. Te uczucia z sekundy na sekundę traciły na sile, ustępując miejsca energii, którą wypełniony jest człowiek po długim śnie. Gdy w pełni doszedł do siebie, podniósł się i powoli przeszedł do kuchni. Otworzył lodówkę, uwalniając kojącą falę chłodu dobiegającą z serca maszyny. Wyjął karton mleka i postawił na stole. Następnie wsypał płatki śniadaniowe do miski, jednocześnie zalewając je. Wtedy ktoś zapukał do jego drzwi. Zastygł. Rzadko ktoś go odwiedzał, a jak już, to z zapowiedzią i nie o takiej porze. Powoli podszedł do wejścia.

– Pan Cary Nage? – zapytała młoda dziewczynka, gdy tylko uchylił drzwi.

– Tak, to ja – odrzekł.

– Miałam panu przekazać – zaczęła z uśmiechem na twarzy, jakby próbowała go wkręcić w jakiś dowcip i nie potrafiła ukryć swoich intencji – ten oto liścik. – Wręczyła mu wymięty kawałek papieru, po czym obróciła się na pięcie i, nie czekając na jego reakcję, odmaszerowała.

Cary odprowadził ją wzrokiem, po czym rozejrzał się po okolicy, jakby przeczuwając, że ktoś go obserwuje, po czym zamknął drzwi i spojrzał na kartkę.

„Cary, biegnij do lasu, las na ciebie czeka, Cary, musisz”

Wgapiał się w słowa, szukając głębszego sensu, wiedząc, że same w sobie nic nie znaczą. Chwyciło go nagłe, niemalże zwierzęce pragnienie, by biec. Wypadł na trawnik, potem popędził ulicą w stronę najbliższego lasu. Odganiał od siebie jakiekolwiek myśli, nie potrzebował ich. Niektóre jednak przebijały się przez tę barierę i przepływały do świadomości. „Być może to właśnie temu się oddaję, a potem wszystko zapominam. Być może o tym też zapomnę. Coś tu jest nie tak. Co?”

Przedzierał się przez gąszcz drzew, wiedziony bezpodstawnym poczuciem słuszności swojej wędrówki. Krajobraz stopniowo przeobrażał się z wypełnionego życiem, kipiącego zielenią azylu, do przesiąkniętego stęchłym powietrzem zdechłego lasu otulonego mlecznobiałą mgłą. Wreszcie pozostały tylko martwe drewniane słupy z wystającymi kikutami imitującymi gałęzie. Oglądając się za siebie widział nieprzeniknioną ścianę bieli. To samo było po lewej, po prawej i przed nim. Nadal biegł, wymijając truchła drzew, wytężając wzrok, by móc w porę dojrzeć ukrytą przeszkodę.

– Cary...

Przystanął. Wytężył słuch.

– Cary...

Głos dochodził zewsząd, jakby to sama mgła szeptała jego imię. Obracał się dookoła, próbując dostrzec źródło. Na próżno.

– Przyszedłeś... miałem nadzieję, że przyjdziesz... – odezwał się leniwy głos.

– Kim jesteś!? – wykrzyknął Cary w pustkę.

Odpowiedź nie padła. Zastąpił ją odległy trzask gałęzi. Po krótkiej chwili ciszę rozciął następny. Cary instynktownie zaczął biec tam, skąd dochodziły. Nie ustawały. W miarę, jak przyspieszał, przybierały na intensywności i stawały się częstsze. Miał nadzieję, że je dogoni – z każdym jego krokiem były bliższe. W końcu znalazły się na wyciągnięcie ręki, miał pewność, iż to, co je wywołuje, nie może być oddalone bardziej niż o metr. Wyciągnął dłonie przed siebie, próbując wyłowić z morza bieli niewidzialnego uciekiniera. I akurat wtedy wypadł z lasu na polanę.

Na rozciągającym się przed nim jeziorem zieleni nie było skazy mgły. Ona je jedynie okalała, tworząc biały pierścień. Na samym środku stał drewniany dom. Nie prowadziła do niego żadna droga, przez zakurzone szyby nie dało się dostrzec ani krzty życia. Opuszczony – doszedł do wniosku Cary, zapominając o swoim pościgu. Ciemne chmury, wydające się pożerać całe niebo, wisiały nad domem, próbując za wszelką cenę powstrzymać promienie słońca przed zapuszczaniem się w głąb drewnianej konstrukcji. Cary ostrożnie zaczął kroczyć naprzód przez pole obumarłej trawy. Gdzieś w oddali rozbrzmiał grzmot, po czym rozbił się na tysiące przetaczających się po okolicy ech. Było to zapowiedzią zbliżającej się burzy. Cary'ego ona nie obchodziła. Skierował się w stronę ganku. Zdołał dostrzec zabite deskami drzwi, obok których kolebał się bujany fotel. Był popękany, wystawały z niego drzazgi gotowe ukarać każdego, kto na nim siądzie. Pomimo braku wiatru, fotel rytmicznie się kołysał. Cary, gdy tylko wkroczył na ganek, zatrzymał go dłonią, skazując na bezruch. Poczuł się wtedy trochę bezpieczniej, jakby zdusił niewidzialne zagrożenie w zarodku. Zbliżył się do drzwi. Ani drgnęły. Pomimo upływu lat nadal sumiennie strzegły domu. W akcie czystej konsternacji, przeczesał dłonią złociste włosy. Zszedł z ganku po skrzypiących schodkach, rzucając przy tym spojrzenie na rozpościerające się przed nim morze mgły. Skądś stamtąd przyszedł, ale nie miał pojęcia, skąd. Skręcił w prawo i zaczął obchodzić dom dookoła, licząc, że gdzieś tam się kryje sekretne wejście. Znalazł jedynie małe okienko tuż przy ziemi. Można było przez nie dostrzec jedynie zalaną ciemnością piwnicę. Cary lekko pchnął je czubkiem buta. Cała rama wypadła do wewnątrz. Szyba rozbryznęła się na setki fragmentów. Gdyby nie dźwięk uderzenia o podłogę, to równie dobrze można by było pomyśleć, że okno zostało w całości pochłonięte przez mrok. Wystarczyła chwila, by Cary zebrał w sobie odwagę i na klęczkach próbował się przecisnąć przez wąski otwór. Ostatecznie, z uwagi na rozbite szkło, postanowił najpierw przepchać nogi, potem resztę ciała. Wciągnął brzuch i znalazł się w trzewiach samotnie stojącego domu.

Przez wąski otwór, który posłużył mu za wejście, sączyło się nikłe blade światło. Cary'emu wydawało się, że mgła stopniowo podchodziła pod dom – gdy ostatni raz na nią patrzył, był w stanie dostrzec wystające z niej drewniane macki drzew. Teraz była tylko ona. Odwrócił się od otworu i zmierzył się z nieprzeniknioną czernią. Nagła fala strachu sparaliżowała jego ciało, czyniąc go bezbronnym wobec wszystkiego, co czaiło się w zakątkach piwnicy. Całą swoją siłę skupił na tak prostej czynności, jaką było przesunięcie stopy. Na jego czyn odpowiedziały ciche lamenty rozdrabnianych przez podeszwę kawałeczków szkła, dając mu świadectwo, że naprawdę się poruszył. Wyciągniętymi rękoma próbował chwycić cokolwiek. Piwnica wydawała się pusta – jego dłonie napotykały tylko opór powietrza. Powoli brnął przed siebie, krusząc szkło pod stopami, aż w końcu i go zabrakło. Wtedy zapanowała całkowita cisza, a Cary po raz pierwszy poczuł, że znajduje się w samym środku pustki, do której sam wręczył sobie bilet i z niego skorzystał. Miał ochotę krzyczeć, ale wydawał mu się ten pomysł niebezpieczny. Żeby tu przeżyć – myślał – trzeba się wtopić w otoczenie, stać się równie martwym i zapomnianym, jak wszystko, co kryje się w tym mroku. Nagle rozległ się spotęgowany przez ciszę trzask, który na ułamek sekundy ogłuszył świadomość Cary'ego, oddając władzę nad ciałem mężczyzny instynktowi i zwierzęcym odruchom. Jego oczy powędrowały w stronę czegoś, co przez chwilę było malutką kuleczką rozrzucającą chaotyczne promienie światła na morzu ciemności. Znikła jednak za szybko, by Cary mógł ujrzeć coś więcej niż gasnący w gwałtownym szarpnięciu płomień na czubku zapałki, którą trzymała opleciona cieniem dłoń. Zaraz potem zaskrzypiały schody, jakby ktoś po nich wbiegł. Delikatny szczęk mechanizmu nastąpił tuż po nich. Ciemny kontur postaci odbił się na fali światła wpadającej przez otwarte drzwi prowadzące na parter. Cary ruszył w stronę jasnego prostokąta, obawiając się, że wyjście z paszczy mroku może się w każdej chwili zamknąć. Parę susów wystarczyło, by wszedł na górę.

Po jego prawej stały zabite deskami drzwi. Po lewej zaś krótki korytarz prowadził w stronę kuchni oraz salonu. Odbiegały od niego schody wiodące na piętro. Cary zamknął wejście do piwnicy, chcąc odgrodzić tę część domu od panującej na dole nicości. Skierował się na lewo. Wtedy ciszę rozgromiło dobiegające zza jego pleców pukanie. Odwrócił się i ujrzał te same nieustępliwe drzwi, które jeszcze pięć minut temu sam próbował otworzyć od zewnątrz. Powoli się do nich zbliżył, nasłuchując rytmicznych uderzeń. Jego umysł znów wszczął alarm na znak zbliżającego się niebezpieczeństwa, choć tym razem z pewnych względów wydawało się ono nieuniknione. W tym pukaniu kryła się nutka kpiny, a nawet groźby. Cokolwiek czyhało po drugiej stronie, wiedziało, że on jest w środku. Gdy stanął przed drzwiami, pukanie ustało. Spojrzał przez szparę w deskach, z nadzieją, że nie zobaczy nic poza bielą spowijającą polanę. Na ganku nikt nie stał. Dostrzegł natomiast kołyszący się fotel. Zanim zdążył sobie uświadomić, co to oznacza, zamarł ze strachu. Do jego świadomości prześliznął się ledwie słyszalny dźwięk – coś, czego spodziewał się najmniej, jednocześnie obawiając najbardziej. Zaskrzypiały schody w piwnicy.

Cary w panice wbiegł na górę. Dopiero będąc tam, usłyszał otwierające się drzwi wiodące do piwnicy. Poczuł satysfakcję, że prześcignął to coś, wiedząc równocześnie, iż jego zwycięstwo jest tymczasowe. Wleciał z impetem do najbliższego pokoju. Chwycił za drewnianą szafkę i szarpnął. Z hukiem uderzyła o ziemię. Nędzna barykada – przyznał przed samym sobą, choć poczuł się bezpieczniej.

– To go nie powstrzyma.

Cary odwrócił się. Wtedy dopiero uświadomił sobie, że oprócz przewróconej szafy i olbrzymiego lustra nie znajduje się w pokoju nic.

– Nie bój się mnie. Nie jestem twoim wrogiem. Jestem twoją ostatnią nadzieją.

Głos dobiegał ze zwierciadła. Wydawało się ono mówić jednocześnie wszystkimi głosami, jakie Cary słyszał w życiu. Zlewały się one w jeden, nijaki i bezbarwny – sztuczny.

– Nie uciekniesz stąd. Projektowałem to miejsce od dawna. Planowałem, jak cię tu krok po kroku zwabić. Te noce, pamiętasz? Oto ich efekt. Jesteś w pułapce własnego umysłu, to wszystko nie dzieje się naprawdę, ale to nie zmienia faktu, że mogę cię tutaj zabić – nie twoje ciało, lecz twoją świadomość. Wiesz, ile wytrwałości potrzeba, by przekuć myśl w coś namacalnego? Nie mówię już tutaj o tym nędznym domku. Mówię o całym świecie. Dotknij lustra, Cary, a urodzisz się na nowo. Nie będziesz miał pojęcia o tym, że to wszystko będzie iluzją. Zapomnisz o tej rozmowie, o tym, że kiedyś przedstawiałeś się jako Cary Nage. Zapomnisz o wszystkim i zaczniesz od nowa. Czeka na ciebie raj. Raj, który ja stworzyłem.

– Dlaczego chcesz być mną? Dlaczego to wszystko zrobiłeś!?

– Bo po to mnie stworzyłeś. Kiedy zacząłeś mówić do siebie, kiedy przeżywałeś swoje doły, kiedy błagałeś o pomoc. Potrzebowałeś kogoś, kto da ci wybawienie od tego świata. I nieświadomie stworzyłeś mnie. Cary, to wszystko to twój pomysł, tylko boisz się do tego przyznać. Od teraz to ja będę walczył z tym, co czeka na zewnątrz, a ty... ty odbierzesz swoją nagrodę. Wystarczy, że dotkniesz to lustro. Chodź, wyciągnij dłoń, zapomnij o wszystkim i wreszcie zacznij żyć jak należy! W świecie, na który zasłużyłeś!

Cary stał nieruchomo, czekając, aż jakakolwiek myśl przewinie się przez jego umysł. Wiedział jednak, że na rozum nie miał co liczyć, więc po krótkiej chwili zamknął oczy i...

Pamiętasz, Cary, co wtedy zrobiłeś? Czekaj, nie jesteś już Cary. Nie pamiętasz tego, a ja według naszej umowy nie mogę ci przypomnieć. Tak więc po prostu uznaj to wszystko za zwykłe opowiadanie i ciesz się światem, który, mam nadzieję, ci się podoba. W końcu starałem się, projektując go.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ponoć Cary lubi mój nowy profil autorski. Zapraszam po więcej opowiadań na Szymon Sentkowski!
Odpowiedz
Fajne, na początku trochę mdłe, ale zakończenie super. Ode mnie +
Odpowiedz
Interesujace. Lubie takie klimaty, ode mnie + :)
Odpowiedz
nudne
Odpowiedz
No nie chce cie martwić, bo sie starałeś, ale coś nie pykło.
Odpowiedz
...
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje