Historia

Wciąż patrzą 4

kuro 5 8 lat temu 9 049 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Część pierwsza:

http://straszne-historie.pl/story/11034-Wciaz-patrza

Część druga:

http://straszne-historie.pl/story/11296-Wciaz-patrza-2

Część trzecia:

http://straszne-historie.pl/story/11338-Wciaz-patrza-3

Moje rozpaczliwe wołanie o pomoc zagłusza głośny ryk. W całym swoim życiu nie słyszałam bardziej dzikiego, zwierzęcego odgłosu. To brzmienie jest tak niesamowite, że zapominam o swoim własnym strachu. Zaczynam wczuwać się w ból istoty, która krzyczy. Tak jakby nie istniało już nic oprócz mnie i cierpienia. Nawet potwory gdzieś zniknęły.

Wybiegam na korytarz. Pielęgniarki, pielęgniarze, cały personel pełniący nocny dyżur, podążają w pośpiechu w stronę jednego pokoju. Świry, które nie zostały przypięte pasami do łóżka, wyglądają przez uchylone drzwi albo, tak jak ja, wyszły z pokoi. Nie wiem, co się dzieje. Panuje tak niewyobrażalny bałagan, że jestem pod wrażeniem. Co to ma być? Co się dzieje?

- Proszę... Proszę wrócić do... – młody chłopak próbuje przywrócić względny porządek, ale wszyscy stoją bezruchu, jakby nieustający krzyk ich zahipnotyzował. Jeden z czubków zaczął kołysać się w rytm gardłowego ryku, który z każdą chwilą narasta.

Krzyżuję ręce na piersi, chcąc zatrzymać drżenie ciała. Dlaczego zrobiło się tak bardzo zimno? Może mi się tylko wydaje. Tak. Na pewno mi się wydaje...

Patrzę w prawo. Potrzebuję chwili, by przeanalizować fakty, a kiedy jestem już w stanie dojść do jakichkolwiek wniosków, popadam w obłęd. Wiem, kto krzyczy. Pokój... pokój obok to pokój tej psycholki. Bezzastanowienia zaczynam iść w tamtą stronę. Nikt nie próbuje mnie zatrzymać, nikt nie zwraca nawet na mnie uwagi. Wszyscy są zajęci. Wszyscy są tacy przerażeni.

Staję w progu. Zaczynam się trząść. Wbijam paznokcie w skórę, czując, jak cienka warstwa ulega rozdarciu. Nie wierzę. Mój oddech znika gdzieś pomiędzy roztargnieniem a histerią. Nie wierzę. Mogę przysiąc, że czuję jak moje oczy powiększają się, widząc ten kompletny chaos. Nie wierzę. Wszystko jest w strzępach. Prześcieradło, kołdra, koc. Na drzwiach szafy widnieją ślady po głębokich zadrapaniach. Łóżko przewrócone gdzieś w kącie zostało pozbawione metalowych nóg. Nie wierzę.

A krzyk nie ustaje.

Czterech napakowanych mężczyzn usiłuje przygwoździć kobietę do podłogi, by pielęgniarka mogła zrobić zastrzyk, ale ich starania idą na marne. Zośka wymachuje rękami, kopie, gryzie. I krzyczy. Nie mogę zebrać myśli. Nie mogę znaleźć racjonalnego wytłumaczenia, ponieważ wszystko skupia się wokół tego makabrycznego dźwięku. Choć widzę, że pochodzi od kobiety, jednego człowieka... mam wrażenie, że w tej chwili krzyczą tysiące, miliony, miliardy ludzi. To jak lament. Zbyt przerażający, by go uciszyć, zbyt tragiczny, by go ignorować.

Mój świat się zawala. Ostatnie kolumny zdrowego rozsądku, które podtrzymywały moją psychikę, runęły, kiedy uświadomiłam sobie, że nie pierwszy wybrzmiewa ten krzyk. Przecież to te same głosy, które słyszałam, gdy tu przyjechałam.

Te same, przepełnione bólem jęki.

Nie wyobraziłam sobie tego.

One naprawdę...

- Przesunąć się.

- Czy doktor Edmund przyjedzie?

- Ugryzła mnie!

- Co tu robisz? Wracaj do pokoju. – patrzę na niby znajomą twarz, której nie rozpoznaję w pierwszej chwili. – Słyszysz?

Szarpie mną. Moje ręce latają bezwładnie, a ja zauważam, że nie jestem w stanie kontrolować swojego ciała.

- Zabierzcie ich stąd!

- Przynieście kaftan!

- Szykować izolatkę?

- Co ci jest?! – znów ten miły głos. Skąd ja go znam?

Mrugam szybko kilka razy. Powoli zaczynam czuć siebie w sobie. Nagłe odrętwienie mija równie szybko, jak się pojawiło. Moje oczy przestają być ślepe. Odzyskuję czucie w dłoniach i jestem w stanie odepchnąć mojego nowego „opiekuna”, kiedy zauważam, jak haniebnie się ze mną obchodzi.

- Chodź.

- Nje bendzies mi roskasywać. – wycedzam litery sklejone w słowa. Oddycham z trudem, więc mówienie jest dla mnie nadludzkim wysiłkiem. Aktualnie zachowuję się jak po proszkach na ciężkie schizy i choć zdaję sobie z tego sprawę, nie potrafię się uspokoić.

- Dobra, przynieście nosze!

- Zaprowadźcie ich do pokoi!

- Daj jeszcze jeden, bo jak się obudzi, to nas pozabija.

- Złamała cztery igły.

Odwracam głowę, spoglądając na kobietę, leżącą na podłodze. Jej ciało lekko drga, ślina toczy się z ust, a oczy... oczy są tak czarne. Nie potrafię oderwać od nich wzroku i zastanawiam się, czy inni też to widzą. Z ręki wystają ostre końce połamanych igieł, barwiąc skórę na bajecznie rubinowy kolor.

- Oni proszą. – szepcze psycholka. – Uratuj ich. Zobacz.

- Co...?

- ONA NIE WIDZI! NIE POMOŻE, NIE POMOŻE, NIE POMOŻE. ONA NIE CHCE. - patrzę, jak koszmar powraca. Kobieta wije się po podłodze, krzycząc tym samym głosem miliona ludzi. – KTOŚ INNY! BŁAGAM! KTOŚ INNY! ONA NIE CHCE.

Tracę oparcie. Robię się niewyobrażalnie słaba, kiedy w końcu pojmuję, że mówi o mnie.

***

Powoli podnoszę powieki. Wokół mnie jest przyjemnie jasno. W powietrzu wyczuwam zapach świeżych lilii. Mój ojciec przypomniał sobie o córce w wariatkowie. Uśmiecham się lekko, ciągle pogrążona w półśnie. Zawsze to robi. Pieprzony... ehh. Nie wiem czemu ani razu nie poświęcił kilku godzin i nie odwiedził mnie osobiście. Czemu zawsze przysyła te cholerne chwasty?

Zachodzi słońce. Nie wiem, gdzie zgubił się ten dzień. Czemu nie pamiętam, jak się tu znalazłam? Co się stało? W mojej głowie ciągle wybrzmiewa okropny krzyk, a w nozdrzach pozostał zapach krwi. Czy to był sen? Co z Zośką? Zachowywała się jak opętana. Mówiła o mnie. Chyba o mnie. Czego ja nie chcę? Czego nie widzę? Komu mam pomóc?

Chyba oszalałam.

Kurz drapie mnie w gardło. Mam zamiar zakryć dłońmi twarz i powstrzymać się od kaszlu, ale zauważam, że nie jestem w stanie się ruszyć. Przez chwilę czuję chłód przerażenia. Rozważam uniesienie głowy i rozejrzenie się po pokoju, ale kiedy ostatnio tak zrobiłam, zobaczyłam te potwory. Nie mam pewności, czy właśnie teraz, jeden z nich nie siedzi na moim brzuchu i nie czeka na reakcję.

Przełykam głośno ślinę i dyskretnie spoglądam w stronę stóp. A to, co widzę, okropnie mnie irytuje. To nie potwór siedzi na moim brzuchu tylko ktoś przypiął mnie pasami. Moje kończyny zostały przywiązane do łóżka. Ręce, nogi, nie mam szans ich teraz użyć. To mnie wkurza. Przedtem ani razu nie byłam przywiązana. Można powiedzieć, że to mój pierwszy raz. Można też powiedzieć, że właśnie zostałam świruską wyższego poziomu.

Wbijam głowę w poduszkę, wzdychając ciężko. Jestem wkurzona...

Zamykam oczy, odtwarzając w głowie to, co miało miejsce w nocy. Szczegół po szczególe. Sekunda po sekundzie. Słowo po słowie.

I nagle drzwi do mojego pokoju się otwierają.

- Sprawdzę co u niej.

Słysząc jego głos, przestaję nawet oddychać. Mam nadzieję, że tu wejdzie i odepnie moje ręce od łóżka, ale ta nadzieja umiera, kiedy drzwi się zamykają i słyszę oddalające się kroki na korytarzu.

Jedyne słowo, które idealnie może określić to, co teraz czuję to stare, dobre: „no kurwa”

Co za... nafaszerował mnie prochami i myśli, że ma mnie z głowy. No jasne. Ja mu pokażę.

Zaczynam się szamotać, ale stwierdzam, że to nie ma sensu. Trzeba to rozegrać mądrze. Wydostanie się z tych pasów, nie powinno być trudne. Jestem w sumie w dobrej sytuacji, ponieważ nie nic nie blokuje mojej klatki piersiowej. Mogę unieść lekko swoje ciało, a to duży plus.

Kombinuję przy zatrzaskach. Badam nawierzchnie i rysuję w głowie możliwe strategie, ale zauważam, że to wszystko jest bezowocne. Nie uda mi się. To niewykonalne.

Leżę. Oddycham. Jestem wściekła. Zastanawiam się, czy będzie być jeszcze gorzej, czy może jestem już na samym dnie beznadziejności. Wpatruję się w sufit, chwytając się strzępków racjonalnych myśli, kiedy obok mnie rozbrzmiewa cichy chichot.

Zaciskam zęby. Już całkiem mi odbija. Już kurwa całkiem oszalałam.

Uderzam otwartą ręką w czoło, chcąc w ten sposób zagłuszyć schizy.

Otwieram szeroko oczy, spoglądając na świat przez palce prawej dłoni. Nie wiem, czy zacząć się cieszyć, że mogę teraz uwolnić swoje ciało od pasów, czy może mam zacząć krzyczeć. Super. Wszystko byłoby super. Tylko jest jedna dość istotna sprawa... Bo ja nie rozpięłam tych pasów.

Przynajmniej nie sama.

Biorę jeden, głęboki wdech. Mechanicznymi ruchami otwieram pozostałe trzy zatrzaski i prawie wybiegam z pokoju. Usiłuję tłumaczyć sobie, że nic się nie stało. To przecież normalne, że pasy same się otwierają. Pewnie odpowiednio szarpnęłam tu i tam. Coś się wcisnęło... chyba mam coś w rodzaju manii.

W całym budynku panuje cisza. Milczenie wylewa się oknami na zewnątrz, dusząc nawet śpiew wieczornego wiatru. Jestem pewna, że wszystkim dali proszki, żeby mieć pewność, że żaden świr nie wpadnie już w szał. Dodatkowo przywiązali chorych do łóżek, bo czemu nie?

Idę pustym korytarzem. Odgłos kroków moich bosych stóp odbija się od nieskazitelnie białych ścian. Wszystko, co wydawało mi się znajome, stało się obce. Zupełnie jakbym poruszała się innym ciałem, jakbym widziała świat nie swoimi oczami. Okropne uczucie. W dodatku czuję się obserwowana.

Spoglądam za siebie. Pomarańczowe promienie wpadają przez wielką szybę i rozświetlają szare wnętrze. Myślę, że to wygląda magicznie. Tak pięknie.

Moje oczy płatają mi figle, ponieważ kiedy wpatruję się w pustą przestrzeń, cienie układają się w sylwetkę dziewczynki.

Cholernej dziewczynki z moich koszmarów.

He he... odbija mi.

Przechodzę przez pusty salon i przykucam przy drzwiach do pokoju dla personelu. Słyszę dwa męskie głosy. Wiem, że w środku jest Aleksy. Aleksy, który zaraz dostanie cios prosto w twarz za potraktowanie mnie prochami i przywiązanie do łóżka.

- Jestem zmęczony.

- Jak każdy. Takie akcje często się zdarzają?

- Nie. Zazwyczaj są tak naćpani, że nie rozróżniają widelca od łyżki. Pierwszy raz w tym budynku świr dostaje szału.

- Boże... za jakie grzechy tu jestem? Człowiek całe życie się uczy, by zostać lekarzem, a ląduje jako pielęgniarz w psychiatryku. Kocham ten nasz system.

- Przynajmniej masz pracę...

- Ta. Muszę uzbierać trochę oszczędności i już mnie tu nie ma.

- Chcesz wyjechać?

- Dobrze byłoby się stąd urwać.

- Wiesz, miałem kiedyś kolegę, który...

Na skórę opada kilka ciemnych włosów. Strzepuję je szybkim ruchem. Ostatnio nie dość co siwieją, to jeszcze wypadają. Usiłuję się skupić, by móc rozpoznać słowa. Chcę wiedzieć, o czym mówią. Chcę dowiedzieć się czegoś więcej o teraźniejszym Aleksym. Wiem już, że potrzebuje czegoś, co ja mam w nadmiarze. I zamierzam to wykorzystać.

- Do innego kraju. Może na wyspy?

- Wyjedź do stanów. Tam jest robota …

Zrzucam kolejne kłaki na podłogę. Cholera, zaraz zostanę całkiem łysa. Przeciągam dłonią po głowie, chcąc pozbyć się wszystkich martwych włosów. Patrzę na opuszki palców i usiłuję nie popadać w panikę. Nie krzyczeć, na widok garści czarnych pukli. Powtarzam czynność. Raz, drugi trzeci. Z przerażeniem stwierdzam, że ilość obumarłych włosków wcale się nie zmniejszyła. W dodatku zdecydowana większość z nich zrobiła się całkiem biała.

Na mojej skórze zaczynają pojawiać się małe plamki. Głowa pęka od nadmiaru myśli i powraca do mnie to, czego tak bardzo się bałam. Mam atak. Potrzebuję tych cholernych niebieskich pastylek, zanim kompletnie postradam zmysły. Muszę je zdobyć za wszelką cenę.

Zbieram resztki sił. Zaczynam walić w drzwi pokoju dla personelu, najmocniej jak potrafię. Otwieraj! Cholera!

- Już, już... – słyszę, jak burczy i mam ochotę go zabić, ale kiedy w końcu jest w moim zasięgu, nie potrafię nawet ułożyć logicznego zdania. Znów robię się słaba. Okropnie słaba i muszę wkładać w utrzymanie swojego ciała w pionie całą energię.

- Jak się wydostałaś? – jego przerażona mina poprawia mi humor.

- Cholerny dupek. Myślałeś, że … – kręci mi się w głowie. W dodatku cały czas to słyszę. Nucenie. W kółko ta sama melodia nie daje mi spokoju. Jest ze mną bardzo źle.

Mimo moich protestów Aleksy chwyta mnie za ramiona, ciągnąc w stronę pokoi. To takie poniżające, kiedy zauważa, że nie mam siły, by poruszać nogami i bierze moje ciało na ręce. Wściekłość pulsuje w żyłach, ale postanawiam oszczędzić wszystkim scen. Trudno. Moja samowystarczalność i godność znikają.

Popycha stopą drzwi do pokoju. Jestem pod wrażeniem, z jaką delikatnością kładzie mnie na łóżku, biorąc pod uwagę fakt, że nienawidzi tej pracy. Dokładnie takiego go pamiętam. Wkładał serce we wszystko, co robił i zawsze starał się być miły.

Wspomnienia rozsiewają gęsią skórkę na mojej skórze.

- Więc – zaczyna, opierając się plecami o ścianę. – jak się wydostałaś? Jestem pewien, że porządnie zapiąłem wszystkie pasy.

- Pamiętaj, żeby nigdy więcej nie przywiązywać mnie do łóżka. Pamiętaj, kim jestem. – warczę.

- Zawsze pamiętałem. – mówi, uświadamiając mi, jak nierozważnie dobrałam słowa. – To było poleceniem, które musiałem wykonać. Pracuję tu i nie mam zamiaru traktować cię „szczególnie”.

Obrzucam go najbardziej wrogim spojrzeniem, jakie udało mi się wyćwiczyć, ale na nim nie robi to wrażenia. Aleksy przygląda mi się uważnie, marszcząc brwi. Irytuje mnie. Zastanawiam się, na co patrzy, ale po chwili zaczynam rozumieć. Ja nucę. Odtwarzam tę samą melodię, którą słyszałam gdzieś w głowie. I nie mogę przestać.

Zachowuję się niepokojąco, nawet jak na pacjenta psychiatryka, który widzi potwory.

Niebieskie tabletki. Muszę je zdobyć.

- Powiesz mi w końcu, kto cię odpiął?

- Mam dla ciebie propozycję. – mówię cicho.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/11442-Wciaz-patrza-5

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Możesz mi wysłać wiadomość, gdy opublikujesz następną część? Świetne opowiadanie i bardzo mnie wciągnęło ;-)
Odpowiedz
Pewnie ^^ I cieszę się, że przypadło Ci do gustu.
Odpowiedz
Świetne. Nie mogę doczekać się kolejnej części! Masz talent. :)
Odpowiedz
Kolejne części jak zawsze w niedzielę ;) I dziękuję za komentarz ^^
Odpowiedz
Kacper Kurowski 1. Można tak powiedzieć ^^ 2. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się podobało. Jutro dodam następną część.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje