Historia

Wciąż patrzą 5

kuro 6 8 lat temu 8 544 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Spis wszystkich części w profilu autora: http://straszne-historie.pl/profil/6330

- Jaką ty – wskazuje palcem w moją stronę – możesz mieć dla mnie propozycję?

- Na pewno nie matrymonialną, więc bez obaw.

Prycha pogardliwie. Nie patrzę na niego, ale kątem oka zauważam lekki uśmiech na twarzy Aleksa. Rozbawiłam go. To dobrze. Jeśli zdobędę trochę jego zaufania, z łatwością pozwoli mi sobą manipulować.

Zeskakuję z łóżka i chwiejnym krokiem podchodzę do szafy. Zawroty głowy wciąż nie ustąpiły i muszę chwilę pomyśleć, zanim sięgam do kieszeni czarnych spodni wepchanych w najgłębsze czeluści szafy. Wyciągam kawałek plastiku i chowam go w dłoni. Zamykam drzwi, wracając na miejsce.

- Może podać ci jeszcze parę tabletek nasennych. Poczujesz się lepiej i...

- Przestań pieprzyć. – warczę.

I w jednej chwili jego spojrzenie robi się zimne. Zauważyłam, że szybko wpada w irytacje, jak na lekarza. Ciekawe czy zawsze denerwowały go takie błahostki? Nigdy nie mieliśmy okazji porozmawiać o czymś innym niż książki, dlatego nie mam pojęcia, jaki był. Jaki jest. Gdzieś na dnie serca żałuję, że nie wykorzystałam odpowiednio czasu, który z nim spędziłam. Mogłam poznać go bliżej. Przynajmniej miałabym możliwość oceny czy w ogóle się zmienił. Teraz pozostały mi jedynie domysły, które nie przynoszę absolutnie żadnych wniosków.

Karcę się w duchu. Niepotrzebnie o tym myślę. Co raz stracone nigdy nie powróci. Moja rzeczywistość się zmieniła, Aleksego również. Nie ma już tamtej Hanny, która starała się wszystkich uszczęśliwić i zawsze się uśmiechała. Mogę śmiało powiedzieć, że uśmierciłam ją ze względu na tą zbolałą mnie. Aleksy może mnie pamiętać w weselszej wersji, ale prawda jest okrutna. Teraz jestem dla niego niezrównoważoną psycholką, a on dla mnie wkurwiającym lekarzem, który zaraz da się złapać na przynętę.

Otwieram usta, ale zanim wypowiadam choćby słowo, przypominam sobie o wpełzających pod moje łóżko cieniach, które zeszłej nocy mnie sterroryzowały. Patrzę na zwisające luźno nogi i postanawiam szybko schować je pod kocem. Na wszelki wypadek.

- Więc – zaczynam. – chcę cię przekupić.

- Taa...

- Słyszałam, że potrzebujesz pieniędzy.

- Rodzice nie powiedzieli, że nieładnie podsłuchiwać czyjeś rozmowy? – ton jego głosu zmienia się. Wyczuwam nutę ironii. Wkurza mnie to.

- Tak się składa, że oboje jesteśmy w potrzebie.

- Ach tak?

Mam ochotę go walnąć za ten pieprzony sarkazm.

Wzdycham i chwytam kartę. Obracam ją w palcach, śledząc wzrokiem błysk, pojawiający się na jej powierzchni.

- Możemy stworzyć symbiozę. – wyciągam rękę w jego stronę. Aleksy przygląda się mojej dłoni, trzymającej kartę przez długą chwilę, po czym spogląda znowu na mnie. Paraliżuje mnie stanowczość w jego oczach. Zaczynam mieć wątpliwości, czy dobrze robię. Oczywiście ryzykuję. Jeśli mnie zdradzi, Edek wpadnie w szał. Mój ojciec pewnie też. I wszystko stanie się jeszcze bardziej „do dupy”.

Zaczynam się trząść. Mam ochotę cofnąć rękę i udawać, że nic podobnego nigdy nie miało miejsca, ale pozostaję w bezruchu. Przekonuję sama siebie o słuszności moich czynów, choć to niewiele daje. Dyskomfort rośnie z każdą chwilą, a ja powtarzam w głowie: myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, myśl o tabletkach, MYŚL O SPOKOJU.

- Jaki ma być ten układ?

Kiedy rozbrzmiewa pytanie, mam wrażenie, że umieram. Zdenerwowanie ucieka z mojego ciała i czuję się niewiarygodnie lekka. Siadam naprzeciw niego, biorąc jeden głęboki oddech. Teraz muszę to dobrze rozegrać.

- Na karcie jest dziesięć tysięcy. Wiem, niewiele, ale to ułatwi ci wyjazd za granicę.

- Co w zamian? – krzyżuje ręce na piersi.

- Weźmiesz dziś nocny dyżur. Najlepiej z gościem o imieniu Franek.

- Śmieszne warunki...

- Daj mi skończyć, idioto. – rzucam w niego poduszką, ale Aleksy łapie ją w locie. – Po zamknięciu wszystkich pomieszczeń na trzecim piętrze, schowasz klucze i powiesz w recepcji, że wzięła je ze sobą jakaś pielęgniarka, której zleciłeś sprawdzenie pokoi. Jesteś nowy, nie znasz wszystkich, więc recepcjonistka nie będzie robiła problemu. Potem zakradniesz się do gabinetu doktora Edmunda i weźmiesz …

Przez chwilę myślę, że lepiej byłoby kazać Aleksowi zabrać kilka fiolek, ale jeśli ktoś się zorientuje, będzie gorzej niż źle. Postanawiam nie ryzykować. Najwyżej będę zmuszona oszczędzać pastylki i zażywać tylko wtedy, kiedy naprawdę mi odwala.

- Weźmiesz jedną fiolkę niebieskich tabletek, które stoją na regale. Nie da się ich pomylić.

- I może frytki do tego? – chichocze.

Obdarzam go najbardziej wrogim spojrzeniem.

- Mówię poważnie.

- Wiem. I to mnie najbardziej śmieszy. Skąd pomysł, że zrobię coś takiego?

Zaczyna się śmiać. Głośny dźwięk jego śmiechu rozbija się o ściany pokoju, pozostawiając po sobie echo. Wściekłość wzbiera we mnie i gdyby nie cholerne potwory pod moim łóżkiem, Aleksy nie miałby zębów.

Nagle milknie. Zerkam na niego ukradkiem.

- Naprawdę – prawie szepcze – nie wiem, jak możesz być taka zadufana w sobie. To, że masz pieniądze, nie czyni wszystkich wokół gorszymi od ciebie.

- Chce ci je dać, słyszysz! – ze złości zrywam się na kolana, jednak ciągle nie mam odwagi wstać z łóżka. Wizja zaciskających się długich palców na mojej skórze jest zbyt przerażająca. – Tylko jedna, mała przysługa i będziesz mógł wyjechać. To dobry układ.

Aleksy patrzy na mnie rozbawionym wzrokiem, pozbawiając mnie całej nadziei na zgodę. Chyba będę musiała radzić sobie sama. Ale to nic. Przetrwałam tyle tylko dzięki sobie i jestem pewna, że przetrwam jeszcze więcej. Nie mam się czym martwić. Zdobędę jakoś te tabletki. Na pewno. Byłam taka głupia, myśląc, że mi pomoże... jeszcze nie zdążyłam się nauczyć, że ludzie nie są przydatni, a wspólna przeszłość nie ma znaczenia po latach.

- Zrobię to.

Podnoszę głowę. Moje oczy zamieniają się w dwa ogromne koła, a z ust wyrywa się cichy odgłos zaskoczenia. Patrzę prosto w jego oczy, szukając jakichkolwiek oznak fałszu, ale okazuje się, że mówi poważnie.

- Zrobię to. – powtarza, a ja pozbywam się wszelkich wątpliwości.

- Niebieskie tabletki...?

- Jedna fiolka, na regale. Wiem. – przeczesuje dłonią włosy. – Ktoś musi stać i pilnować korytarza. Jeśli mnie nakryją, wylecę.

Kiwam głową, wciąż nie wierząc w to, co słyszę.

- O 23:30 przy schodach.

- Spoko. – macha dłonią, odwraca się. Zamierza wyjść.

Jestem cała odrętwiała. Nawet zwykłe oddychanie sprawia mi trudności. Rosnące niedowierzanie zalęgło się na dobre w mojej głowie i przez chwilę się waham. Może Aleksy kłamie? Ale nie widziałam tego w jego oczach. Może jest doskonałym kłamcą? Zgodził się tylko dlatego, żeby mnie uspokoić, i nie ma zamiaru mi pomagać. Pewnie tak właśnie jest. Naskarży, komu trzeba i będę miała przechlapane.

- Hej! – wołam, zanim naciska na klamkę. Aleksy zastyga bezruchu, wciąż zwrócony plecami do mnie. – Czemu?

Pytam, nie patrząc na niego. Mam nadzieję, że nie będę musiała powtarzać, ani rozwijać pytania. Mam nadzieję, że po prostu się domyśli i logicznie mi odpowie.

- Nudzę się tu trochę. – mówi, znikając w szarości korytarzy.

***

Nie sądziłam, że coś takiego zdoła zająć moje myśli przez kilka godzin. Nie sądziłam nigdy, że moje koszmary staną się rzeczywistością. Nie sądziłam, że popadnę w ostrą paranoję...

A jednak.

Zaraz muszę wstać z łóżka i iść do Aleksa. Zegar wybija 23:20. Jest tak, od kiedy zostałam sama w pokoju. Postanowiłam się położyć, przespać, a gdy zaczynało robić się ciemno...

Nie wiem, dlaczego aż tak mi odbija.

Nie wiem, czy w ogóle mi odbija, ale ona siedzi na tym krześle. Obok biurka. Przy ścianie. Na wprost mnie. W ciemności nie jestem w stanie, dostrzec gdzie patrzy. Jej głowa jest nieruchoma, tak samo, jak ciało. Po prostu tam jest. A to mnie przeraża.

Zamarzłam. Mój oddech jest płytki, a gałki oczne suche. Oddycham strzępkami powietrza, które udało mi się pochwycić i mrugam tylko wtedy, kiedy już nie mogę wytrzymać tego piekącego bólu w oczach. Jestem zbyt przerażona, by zachowywać się normalnie. Staram się przekonać siebie, że to tylko sterta ubrań, książek, kurwa... czegokolwiek, ale przecież nie mogę sobie wmówić takiej głupoty. Na tym przekętym krześle nie ma nic. Nic oprócz małej dziewczynki w falbaniastej sukience. W dodatku słyszę ją. Słyszę tę melodię.

23:27

Muszę wstać. Muszę się ruszyć. Wiem, że to trudne, ale przecież zaraz będę mogła wziąć niebieskie tabletki i wszystko będzie dobrze. Znikną małe dziewczynki, potworo-cienie, wkurzający opiekunowie... Zniknie cały świat, a ja będę mogła się wyspać.

Tak.

Robię szybkie rozeznanie w terenie. Wysokie łóżko, z którego mogę zeskoczyć dość daleko, by palce nie mogły mnie nawet musnąć, jeśli rzeczywiście ten dupek tam siedzi. Około sześciu metrów do drzwi, później przejście przez salon, długi korytarz i schody. To nie wydaje się trudne. Wystarczy, że tylko się ruszę.

Zamykam oczy. Liczę do pięciu i mam zamiar zerwać się na nogi i wybiec z pokoju, ale kiedy znów je otwieram, mam ochotę umrzeć.

Nie ma jej.

Sylwetka zniknęła. Po prostu rozmyła się w powietrzu, zupełnie tak, jakby nigdy jej tam nie było. A przecież widziałam. Histeria wypełnia mój umysł.

Bez zastanowienia zeskakuję z łóżka. Przed wyjściem zerkam jeszcze w stronę krzesła, by upewnić się, że nic tam nie ma. Puste krzesło. Puste. Całkowicie. Żadnych książek, żadnych ubrań. Schizy. Schizy. Schizy.

Muszę o tym zapomnieć.

Korytarz wydaje się przerażający, kiedy wokół panuje ciemność. Znów uderza mnie fakt, jak bardzo jest cicho i przez chwile boję się, że ogłuchłam. Milczenie odbija się piskiem w moich uszach, sprawiając swoisty ból.

Zmierzam do salonu wzdłuż ścian. Mam mało czasu, ale nie zamierzam się śpieszyć. Aleksy poczeka. W końcu to ja zaproponowałam ten układ i zjawiłabym się bez względu na wszystko. W dodatku ciągle gryzie mnie pytanie, czy aby na pewno nie robi sobie ze mnie żartów. Nie ufam mu.

Prześlizguję się na drugą stronę. Przykucam w kącie i zastygam w jednej pozie, sparaliżowana strachem. Mam doskonały widok na schody. Zauważam tam sylwetkę. Szczupłą, wysoką sylwetkę. Chodzi w kółko. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Aleksy, ale czy tak zachowuje się zdrowy człowiek, pielęgniarz, niedoszły doktor? Może udzielił mu się klimat psychiatryka i zwariował?

Za sobą słyszę zbliżające się kroki. Strach rozpruwa nożem mój żołądek. Zaczynam panikować, choć wiem, że to najgorsze wyjście. W głowie rysuję już plan ucieczki, który nie ma szans na powodzenia, ale pocieszam się nadzieją, że może ten, kto idzie w moją stronę, nie posiada wysokiego ilorazu inteligencji.

Chowam się głębiej w kąt. Jeśli się nie poruszę, przestanę oddychać... Nie, to nie może się udać. Drżę. Cholerny Aleksy, pewnie powiedział Edmundowi o tym, jak chciałam go przekupić. Głupia ja. Nie powinnam była tego robić. Nie mogę sobie nawet wyobrazić, jakie poniosę za to konsekwencje.

Człowiek zatrzymuje się na chwilę w przejściu. Prawie umieram, widząc, jak odwraca głowę w moją stronę, a jego białka błyszczą w ciemności. Chyba mam zawał.

- Co tu robisz? – pyta, a ja jestem szczęśliwa, że jest zbyt ciemno, by zobaczył moją minę.

W jednej chwili cały strach ucieka.

- Aleksy... – szepczę. Naprawdę... nie sądziłam, że tak bardzo ucieszy mnie jego widok. – Przyszedłeś.

- Jak obiecałem. – prycha.

Działając pod wpływem chwili, zrywam się na kolana i chwytam jego dłoń. Ciągnę go w stronę kąta z całą siłą, jaką mam, przewracając Aleksego na podłogę. Siadam na nogach i lekko się wychylam. Patrzę w stronę schodów, ale nikogo już tam nie ma. Pewnie jakiś czub zwiał z wyższego piętra albo po prostu gonił białego królika, który ukradł mu ciasteczka owsiane. Nie wiem i gówno mnie to obchodzi. Dobrze, że sobie poszedł i możemy spokojnie wyjść.

- Ktoś był przy schodach. – mówię, szukając w mroku znajomej twarzy.

- Fajnie. A teraz... czy możesz puścić moją dłoń?

Czuję płomienie na policzkach i po raz kolejny uświadamiam sobie, jak cholernie dobrze się składa, że jest ciemno.

Wstaję bez słowa. Upewniam się, czy oby na pewno nikogo nie ma w pobliżu.

- Zapamiętałeś, co masz robić?

- Uważasz, że jestem idiotą?

- A mam być szczera? – rzucam z lekkim uśmiechem na ustach.

Słyszę, jak wzdycha. Zauważam, że uwielbiam z nim rozmawiać w taki sposób.

- Te pieniądze mają być na jutro.

- Taka jest umowa.

- Co powiesz ojcu, jeśli zapyta, co zrobiłaś z taką kwotą?

- Nie martw się tym. Moja sprawa...

Dostrzegam, jak kiwa głową. Wstrzymuję na chwilę oddech. Tak naprawdę to nie mam pojęcia, jak wytłumaczę zniknięcie dziesięciu tysięcy w jeden dzień. Co mam powiedzieć? Ktoś mnie okradł? Zainwestowałam w budowę dróg? Wsparłam finansowo sierocińce?

Myślę, że najlepiej będzie, jeśli wymyślę jakąś odjechaną bujdę, która wszystkich zaszokuje. Wtedy pozbędę się uciążliwych pytań.

Tak. Ustalam, że kasa przepadła na króliczki z origami, które po spaleniu miały przynieść mi szczęście. Nikt się nie będzie czepiał. W końcu jestem chora umysłowo.

- Stój tu. Jeśli zobaczysz, że ktoś idzie...

- Schowam się.

- Nie. Zachowuj się tak, jakby ci odbiło bardziej niż zazwyczaj. Krzyknij coś w stylu... „Ikar wpadł do wulkanu”. Wtedy będę wiedział, że jesteśmy w złej sytuacji.

Marszczę brwi.

- Czemu „Ikar wpadł do wulkanu?”

Choć nie widzę twarzy Aleksego, mogę przysiąc, że właśnie się uśmiecha.

- Zaraz wracam. – rzuca przez ramie i znika w ciemnościach trzeciego piętra.

Zostaję całkowicie sama, otoczona przez mrok, okryta grubą warstwą myśli. A na moich ustach osiadły litery, tworzące zdanie „Ikar wpadł do wulkanu”.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/11498-Wciaz-patrza-6

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetne! Już się nie mogę doczekać reszty :)
Odpowiedz
Kiedy część 6 ?? Bardzo fajnie piszesz . :3
Odpowiedz
Zawsze w niedzielę przed 12:00 kolejna część jest w poczekalni ;) I dziękuję ^^
Odpowiedz
Kuro Dark Art. Troszkę dułgo będę czekać , ale warto . :)
Odpowiedz
Czekam na więcej! ;)
Odpowiedz
Jak zawsze genialnie! :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje