Historia

Niech pozwolą mi odejść

mouree 11 8 lat temu 8 945 odsłon Czas czytania: ~9 minut

Rok temu dostałam szansę wyjazdu na półroczną wymianę uczniowską do Japonii. Nie zastanawiałam się długo. Odkąd pamiętam fascynowały mnie historia, kultura i zwyczaje japońskie. Mogłam liczyć na wsparcie i zrozumienie rodziców w tej sprawie. Dlatego miesiąc później siedziałam już w samolocie.

Gdy znalazłam się na lotnisku, pierwszy raz czułam się tak bardzo zagubiona. Ogromna przestrzeń z jeszcze większą ilością osób, każda idąca w swoim kierunku. Postanowiłam pójść za najliczniejszym tłumem. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo już trzy minuty później ujrzałam ludzi, trzymających kartki z imionami i nazwiskami. Stali oni w rzędzie, który zdawał się nie mieć końca. Zaczęłam przesuwać się w prawo lustrując mijane kartki wzrokiem. Mnóstwo zagranicznych, dziwacznych, nieraz trudnych do przeczytania nazwisk. Zaczęłam się już powoli niepokoić, gdy w końcu, po jakichś dziesięciu minutach, odnalazłam i swoje nazwisko ,,Leslie McDuff”. Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na kobietę, trzymającą kartkę. Była niska i nieco przy kości. Na głowie dało się zauważyć sporo siwych włosów. Była szeroko uśmiechnięta i wokół jej ust wytworzyły się liczne zmarszczki. Wyglądała na ponad pięćdziesiąt lat. Po jej lewej stronie stał wysoki mężczyzna. Poznałam, że to jej mąż po tym, jak trzymał rękę na jej ramieniu. W przeciwieństwie do żony był szczupły, a siwe włosy dopiero zaczęły pojawiać się na jego głowie. Nie uśmiechał się, patrzył jakby pustym wzrokiem przed siebie, nawet nie na mnie.

Kiedy do nich podeszłam, moja nowa ,,mama” mocno mnie wyściskała.

,,Jak minął Ci lot, skarbie?”, zapytała.

,,Bardzo dobrze, dziękuję”.

Uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

,,Ja jestem Hitomi, a to Masaru, mów nam proszę po imieniu”.

Serdecznie ścisnęła moją rękę.

,,Leslie”, odpowiedziałam ze swoim najlepszym, szczerym uśmiechem.

I wtedy spojrzałam na Masaru, on też na mnie patrzył, ale wciąż tym samym pustym wzrokiem co wcześniej.

Lekko ukłonił się w moją stronę. Ja również się ukłoniłam. Tu, w Japonii, to było powitanie. Jednak zdziwiło mnie, że nie odezwał się ani słowem. Ja też nic nie mówiłam. Dwadzieścia minut później jechaliśmy do domu.

Przed wejściem do środka nie zapomniałam by ściągnąć buty. Zwyczaje japońskie sporo różniły się od amerykańskich i musiałam jak najszybciej się do nich przyzwyczaić. Dom był bardzo duży. Zdziwiłam się, że na co dzień mieszkają tu tylko dwie osoby. Hitomi od razu zaoferowała się, że mnie oprowadzi.

Na dole znajdował się ogromny salon, kuchnia, jadalnia, biuro i łazienka. Na piętrze były dwie łazienki, trzy sypialnie i biblioteczka. Na samym końcu korytarza, znajdowały się jeszcze jedne drzwi. Kiedy spytałam Hitomi, co się tam znajduje, miałam wrażenie, że uśmiech na ułamek sekundy znikł z jej twarzy.

,,Nie powinnaś tam wchodzić. To taki pokoik do niczego, graciarnia, trzymamy tam niepotrzebne rzeczy, które szkoda wyrzucić. Wstyd się do tego przyznać, my Japończycy jesteśmy znani z zamiłowania do porządku, dlatego nie mów sąsiadom”, zaczęła się śmiać.

Ja też się wesoło zaśmiałam, podziękowałam za pokazanie domu i poszłam się rozpakowywać.

W nocy, mimo zmęczenia podróżą, nie mogłam spać. Wcale mnie to nie dziwiło, zawsze bardzo przeżywałam takie wyjazdy. Po jakichś dwóch godzinach bezczynnego leżenia, zaczął dokuczać mi brzuch. To pewnie przez te owoce morza na kolację, wcześniej nie byłam przyzwyczajona do takiego jedzenia. Postanowiłam udać się do łazienki. Kiedy wracałam z powrotem do sypialni, moją uwagę zwróciły drzwi od graciarni. Naglę poczułam ogromną chęć aby tam wejść. Wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. W domu panowała głucha cisza, byłam pewna, że wszyscy śpią. Na palcach podeszłam do drzwi i cicho nacisnęłam klamkę. Moje zdumienie było ogromne, gdy okazało się, że drzwi były zamknięte na klucz. Po co ktoś miałby zamykać graciarnię? Może trzymali tam jakieś cenne rzeczy albo rodzinne pamiątki? Kiedy się nad tym zastanawiałam, dostrzegłam smugę bladego światła, dobiegającą spod drzwi. Byłam pewna,że wcześniej jej tam nie było, ale to musiałoby znaczyć, że ktoś zapalił światło od środka. Kiedy na podłodze przebiegł cień, dochodzący ze środka, nie zastanawiałam się długo i uciekłam do pokoju. Tamtej nocy już nie zasnęłam.

Następnego dnia żaden z domowników nie wspominał o mojej nocnej wędrówce. Byli bardzo taktowni. Hitomi cały dzień chodziła uśmiechnięta, co jakiś czas nucąc pod nosem jakąś melodię, jakby kołysankę. Masaru do późnego popołudnia był w pracy, a wieczorem pogrążył się w jakiejś lekturze. I tak minął pierwszy miesiąc mojego pobytu w nowym domu.

Dni stawały się coraz chłodniejsze, liście opadały z drzew i było wyjątkowo deszczowo. Był piątek, zbliżał się weekend, kiedy Hitomi oznajmiła, że jej siostra ciężko zachorowała.

,,Razem z Masaru będziemy musieli pojechać do niej na dwa dni aby się nią zaopiekować. Jeśli boisz się zostać tu sama, możesz oczywiście jechać z nami”.

W swoim domu, w Detroit, wiele razy zostawałam sama i nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu.

A tu też czułam się już jak u siebie.

,,To nie problem, jedźcie, a ja zaopiekuję się domem”, uśmiechnęłam się ciepło.

Hitomi również się uśmiechnęła, ale inaczej niż zwykle. Wyglądała na zmartwioną. Nie pytałam. Byłam pewna, że chodziło o chorobę jej siostry.

Tego samego dnia wieczorem byłam już sama. Na dworze panował mrok, a wiatr wył bez opamiętania. Zrobiłam sobie miskę popcornu i włączyłam jakąś łzawą komedię, żeby zabić czas. Po mniej więcej godzinie zasnęłam na kanapie.

Ze snu wyrwały mnie dźwięki dochodzące z pierwszego piętra. Brzmiało to jakby ktoś rytmicznie uderzał czymś tępym o podłogę. Przestraszyłam się, myślałam, że ktoś jest w domu. Chciałam zadzwonić do Hitomi, ale zegar wskazywał 02:57. ,,To niemożliwe, żeby ktoś wszedł, drzwi są zamknięte”, zaczęłam uspokajać samą siebie.

Wzięłam kilka głębokich wdechów i postanowiłam pójść to sprawdzić. Kiedy znalazłam się już w połowie schodów uderzenia ucichły. Zaczęłam panikować, że włamywacz, złodziej, morderca, czy Bóg wie kto, mnie usłyszał. Jednak postanowiłam zachować się jak bohater głupiego amerykańskiego horroru i iść dalej, kiedy widzowie z kanapy krzyczą ,,Nie wchodź tam!”.

Kiedy znalazłam się na korytarzu, a jedynym dźwiękiem, który dobiegał do moich uszu, było ciche granie telewizora, zaczynałam wierzyć, że tylko mi się przyśniło.

Jednak chwilę potem znów to usłyszałam, tym razem głośniej. Po karku przebiegły mi ciarki. Miałam ochotę zbiec na dół i zadzwonić po policję, ale czułam jakby coś pchało mnie dalej. Ciekawość? Adrenalina? Przeszłam kilka kroków i już wiedziałam skąd dochodzi stukanie.

Spod drzwi graciarni wypływała strużka światła, jednak nie było widać żadnych cieni. Byłam pewna już, że ktoś się włamał, chcąc ukraść rodzinne pamiątki i wiedząc, że Hitomi i Masaru wyjechali. Pożałowałam, że nie wzięłam z kuchni żadnego noża lub innego narzędzia, służącego za broń. Chwilę potem uznałam, że złodziej nie powinien zrobić mi krzywdy, a może kiedy mnie zobaczy, przestraszy się i ucieknie. W przypływie odwagi podeszłam do drzwi i nacisnęłam klamkę. Otwarte. Szybkim ruchem otworzyłam je i wpadłam do środka. W tym samym momencie stukanie ucichło.

Pomieszczenie w żadnych wypadku nie wyglądało na graciarnię. Było czyste i umeblowane jak większość sypialni w tym domu. Rozejrzałam się szybko i z przerażaniem odkryłam, że nikogo tam nie ma. Moją uwagę przykuł specyficzny zapach. Jakby coś zgniło, a do tego cytrusy i jakby las świerkowy. Zauważyłam, że na półkach stoi mnóstwo odświeżaczy powietrza. Kiedy zrobiłam krok do przodu, te znajdujące się w pobliżu mnie zaczęły ulatniać delikatną mgiełkę. A więc reagowały na ruch. Więc jakim cudem zapach był tak intensywny, kiedy to weszłam? Spojrzałam na drugą stronę pokoju i zauważyłam zwisający z sufitu materiał. Coś jak zasłonka od prysznica. Niepewnie zrobiłam krok w tamtym kierunku i wtedy usłyszałam za sobą stuknięcie. Szybko odwróciłam się, ale wszystko było na swoim miejscu. Byłam już cała zlana zimnym potem, ale nie mogłam wtedy wyjść, po prostu nie mogłam. Znów zrobiłam krok i znowu stuknięcie. Odwróciłam się i zaczęłam iść tyłem, żeby zobaczyć co jest źródłem tych niepokojących dźwięków. Chwilę potem okazało się, że było to drewniane krzesło. Jego przednie nogi unosiły się kilka centymetrów nad podłogę i opadały z hukiem. Z każdym krokiem uderzenia były coraz głośniejsze. Czułam się jak podczas zabawy w ,,ciepło zimno”- nim cieplej tym głośniej. Podeszłam do zasłony. Zapach zgnilizny był tu wyjątkowo silny. Drżącymi rękoma przesunęłam ją w jedną stronę. I wtedy zobaczyłam to. Obraz, który chyba już na zawsze utknie w mojej pamięci. Łóżko. A na nim ciało. Okropne, cuchnące, w stanie rozkładu ciało, wydawałoby się, że chłopaka, owinięte folią spożywczą. Wokół leżało mnóstwo kwiatów o mdlącym zapachu. Krzyknęłam z przerażenia, a chwilę później zakręciło mi się w głowie. Wizja utraty przytomności w tym miejscu nie wydawała się zbyt kusząca, dlatego z trudem złapałam równowagę, przytrzymując się ściany. Krzesło uderzało w podłogę szybko i głośno. Kiedy światło zaczęło ostrzegawczo migać, postanowiłam jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Zbiegłam schodami na dół. Wzięłam kilka głębokich wdechów i ruszyłam do salonu po telefon, aby wezwać policję. ,,Trafiłam na jakąś cholerną rodzinę psychopatów, mordujących ludzi i trzymających ich zwłoki obłożone kwiatkami, cudownie”, pomyślałam. Kiedy już sięgałam po telefon, coś sobie uświadomiłam. ,,Krzesło. To drewniane krzesło samo się ruszało”. Po raz kolejny zimny dreszcze przebiegł mi po szyi. Nagle poczułam się obserwowana. Zaczęłam nerwowo rozglądać się wokół. I wtedy telewizor stracił obraz. Na ekranie widniały jedynie szare szmery. Zaczęłam wpatrywać się w niego osłupiała. Wtedy zauważyłam, że gdy się przyjrzę, można dostrzec w nim jakieś słowa. Po kilku minutach udało mi się odczytać całość.

,,Pomóż mi. Niech pozwolą mi odejść”.

Serce podeszło mi do gardła. Co to miało znaczyć? Spojrzałam na zegarek. Była 05:14. Jakim cudem minęły aż dwie godziny? Pocieszające było to, że zaraz miało świtać.

Nie wiedziałam, co mam robić. W domu czułam się jak w klatce i chciałam wyjść na zewnątrz. Nie mogłam jednak otworzyć drzwi. Zaczęłam niemal szarpać się z nimi gdy z telewizora usłyszałam przeraźliwy krzyk chłopaka. Był tak głośny, że zakryłam uszy rękami. Zamknęłam oczy, próbując odciąć się od tego wszystkiego. Po policzkach popłynęły mi gorące łzy. Wtedy krzyk ucichł. Otworzyłam oczy i spojrzałam na telewizor. Po ekranie płynął ciąg wciąż tych samych, tym razem wyraźnych, słów.

,,Pomóż mi. Pomóż mi. Pomóż mi.”

,,Jak?”, wydałam z siebie cichy, ochrypnięty dźwięk.

,,Jak? Jak mam Ci pomóc?”, tym razem krzyczałam, czułam, że tracę zmysły. Łzy znów zaczęły lecieć, wiedziałam, że nie dostanę żadnej odpowiedzi. A jednak chwilę później słowa na ekranie zaczęły się zmieniać.

,,Niech pozwolą mi odejść. Niech pozwolą mi odejść.”

Zrozumiałam w jednej chwili.

Zniesienie chłopaka na dół było niezwykle trudne. Ważył dobre 60 kilogramów, a od smrodu rozkładanego ciała cały czas zbierało mi się na wymioty. Gdy chciałam już wyjść z nim na dwór, drzwi otworzyły się bez problemu. W garażu znalazłam jakąś starą łopatę i zabrałam się do pracy.

Gdy już kończyłam, zlana potem, wykończona i przestraszona, zauważyłam nadjeżdżającą policję. Zatrzymali się pod domem.

,,Cudownie”, pomyślałam.

Nie potrafiłam ukryć zdumienia, kiedy na komisariacie uwierzyli w moją historię. Jednak funkcjonariusze nie pozostali dłużni i zdradzili coś, co wprawiło mnie w stan odrętwienia.

Zacznę od tego, że Hitomi i Masaru to tak naprawdę Akane i Hideo. Byli szczęśliwym małżeństwem, dopóki nie stracili swojego syna, pół roku temu. Popełnił samobójstwo. Powód jest nieznany. Po tym zdarzeniu oboje postradali zmysły. Razem z ciałem chłopaka, przeprowadzili się do miasta oddalonego o ponad 400 kilometrów. Nigdy nie pogodzili się ze stratą. Akane zachowywała się tak, jakby do samobójstwa nigdy nie doszło, jakby jej syn wciąż żył. Codziennie chodziła do niego i nosiła mu kwiaty, które tak uwielbiał gdy był mały. W końcu chciał być ogrodnikiem. Wieczorami śpiewała jego ulubioną kołysankę z dzieciństwa. Hideo, choć dopuszczał do siebie śmierć syna, nie chciał dać mu odejść. Dlatego trzymali go od sześciu miesięcy, zawiniętego w folię w zamkniętym pokoju. Pragnęli czuć jego obecność.

I nie pojechali do ciężko chorej siostry Akane. Akane nie miała siostry. Natychmiast ruszyła akcja poszukiwawcza.

Gdy policjant skończył swoją historię, spojrzałam zmęczona na telewizor zawieszony na ścianie.

,,Dziękuję. Dziękuję. Dziękuję.”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetna historia. Gdy zaczęłam czytać i zob że będzie o Japonii, od razu inaczej się czytało. Uwielbiam Japonię i fajnie było coś przeczytać na jej temat ☺
Odpowiedz
Słabe ale punkt za Japonię ;)
Odpowiedz
Jakim sposobem Japonia może dać punkt czemukolwiek?
Odpowiedz
Miłosz Ostalski Japonia jest podstawą mojego istnienia ;) Bardzo Cenię ten kraj i kultura oraz jest moim marzeniem zwiedzenie go :3 heh Takim o to spodobem ma u mnie punkt :>
Odpowiedz
A ci policjanci to do ciebie po japońsku czy polsku?
Odpowiedz
Pewnie w Navajo.
Odpowiedz
po pierwsze -po angielsku po drugie - przy przesłuchaniach obcokrajowców zawsze towarzyszą tłumacze, a że angielski jest dość popularny wśród turystów tam to zapewne mieli takiego od ręki
Odpowiedz
Świetny styl i ciekawa fabuła. Cieszę się, że nie ma tu żadnych scen rodem z horrorów typu uciekanie przed zjawą itp.
Odpowiedz
fajne, ale napisanie w niestraszny sposób :P
Odpowiedz
Brakuje mi tu czegoś, ale ogólnie rzecz biorąc nie znalazłam żadnych rażących błędów, a i temat jest całkiem niezły.
Odpowiedz
Mi tu brakuje rozjaśnienia sprawy w kwestii motywu ucieczki i porzucenia ciała. Rozumiem, że uciekli, bo czuli, iż sprawa prawdopodobnie się wydała, ale dziwnym jest porzucenie ciała, które z taką czcią trzymali w domu. No i jeszcze przyjmowanie na dłuższy okres obcej osoby w obliczu takiej "tajemnicy rodzinnej"... Fajnie byłoby poznać podstawy tych działań. Ale ogólnie naprawdę dobra historia!
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje