Historia

Wciąż patrzą 10

kuro 17 8 lat temu 7 327 odsłon Czas czytania: ~18 minut

Spis wszystkich części w profilu autora: http://straszne-historie.pl/profil/6330

Po męczącej bitwie, stoczonej między pieprzoną ciekawością a zdrowym rozsądkiem, ostatecznie wygrała ciekawość. Aleksy jeszcze nie przyszedł, więc to doskonała chwila. Doskonała okazja. Korytarz wydaje się pusty. Z wnętrza niektórych pokoi wybiegają poszczególne dźwięki i rozbijają się o białe ściany. Oddycham głęboko, usiłując zachować spokój, kiedy prowadzę dłoń w stronę klamki. Od otworzenia drzwi do pokoju szurniętej Zośki dzielą mnie sekundy i przez ten niewielki ułamek czasu, czuję więcej emocji niż w całym swoim życiu. Zastanawiam się, co właściwie tu robię. Nie powinna mnie obchodzić ta psycholka, jednak ja zaczęłam się o nią martwić. Martwić tak najzwyczajniej w świecie o własnego prześladowcę.

A to dlaczego?!

A dlatego, że nie jestem idiotką i zdążyłam połączyć fakty. Wiem, że Zośka rozumie to, co się dzieje wokół. Wiem również, że sama padła ofiarą obłędu, który powoli pochłania i mnie, a to wystarczający powód do zmartwień.

Choć obok przechodzą różni pacjenci i personel, nikt nie zwraca na mnie uwagi, zupełnie, jakbym stała się niewidoczna. W mojej świadomości pojawią się pytania: Czy jeśli się odezwę ktoś mnie usłyszy? Czy to sen? Czy znów mam atak schizy? Oddycham głęboko, usiłując wyrzucić z głowy przekonanie, że odpowiedzią na wszystkie te pytania jest po prostu: Tak.

Ciche skrzypnięcie drzwi odbiera mi szansę na zrezygnowanie i zapomnienie o tym, co usłyszałam od Edka. Cała drżę, kiedy pokój odsłania przede mną swoją zawartość. Stoję nieruchomo, wpatrując się w podrapane meble, przewrócone łóżko i porozrzucane ubrania. To wygląda tak, jak wtedy, kiedy dostała „ataku”. Patrząc na ten chaos, utwierdzam się w przekonaniu, że tego nie mogła zrobić zwyczajna kobieta. Ani nawet mężczyzna. Nikt nie byłby w stanie zniszczyć w taki sposób solidnych mebli. Drobne plamki krwi zdobią białe ściany. Strach zastygł w moich żyłach. Jestem zbyt przerażona, by przejść przez próg, ale nie mogę również oderwać wzroku i odejść. Czy ja będę następna? Czy mnie też będą tak dręczyć te potwory? Nie chcę upaść. Nie chcę zabłądzić. Boję się. Tak cholernie się boję, że popadnę w obłęd, jeśli nie znajdę przyczyny tego szaleństwa.

Nagle drzwi zamykają się z głośnym klapnięciem tuż przed moim nosem, wyrywając mnie ze świata myśli. Zdezorientowanym wzrokiem spoglądam w stronę Aleksego. W pierwszej chwili nie rozumiem, czemu tu jest. Nie rozumiem nawet tego, co zrobił.

- Wróciłem. – mówi, uciekając wzrokiem daleko w przestrzeń. – Chodź, musimy poczekać, aż zmieni się dyżur. – wsłuchuję się w zimny ton jego głosu i zauważam, że coś jest nie tak.

Łączę fakty, które dają mi pełny obraz sytuacji. To takie logiczne, nie rozumiem, czemu nie wpadłam na to wcześniej. Jest moim opiekunem, musiał zostać powiadomiony o tym, co rzekomo zrobiłam. Pewnie zrównali go z ziemią za ten „mój” wybryk. Widzę, że jest przybity. Chciałam mu powiedzieć o tym wszystkim sama, ale widocznie to nie było mi pisane. Zostałam pozbawiona jakichkolwiek możliwości obrony, a jeszcze kilka sekund temu miałam nadzieję, że przynajmniej on mi uwierzy. No ale wiadomo, co pomyślałby każdy opiekun, gdyby po takim oskarżeniu zastał podopiecznego na miejscu zbrodni.

Otwieram usta, chcąc powiedzieć coś... cokolwiek, ale nie jestem w stanie wydobyć głosu. Jedyne co mi pozostało, to iść posłusznie za Aleksym do pokoju. Jak ja się z tego wytłumaczę? Do głowy nie przychodzą mi żadne argumenty. Jestem zrozpaczona.

Kiedy jesteśmy już w środku, głośny trzask oznajmia mi, że zostaliśmy całkowicie sami. Siadam na skraju łóżka. W mojej głowie zaczyna rozbrzmiewać ciche nucenie, co rozbija mnie na kawałki jeszcze bardziej. Nie... błagam nie teraz...

Zatykam uszy, przyciskając dłonie do skroni. Zamknij się, zamknij się, zamknij...

- Hanna.

Spoglądam w stronę głosu.

- Znów ją słyszysz?

Tymi słowami przestrzela mi serce. Dławię się niedowierzaniem, które wypełniło moje usta. Byłabym na niego wściekła za tak bezsensowne pytanie, gdyby nie wypowiedział go w ten niezwykły sposób. Nie słyszałam ani jednej nuty kpiny. Nie słyszałam ironii ani sarkazmu. Słyszałam prawdziwe zmartwienie.

- Tak. – błagam głos, by się nie załamał. – Zaczyna się nasilać.

- To dobrze. Im głośniejsza będzie, tym szybciej znajdziemy jej źródło.

Nie wierzę, że to powiedział. Zastygłam w miejscu, niezdolna nawet do samodzielnego oddychania.

Przełykam własną niepewność i układam dłonie wzdłuż kolan. Czuję się zmuszona, by w końcu zebrać myśli. Muszę mu powiedzieć. Chcę wytłumaczyć moją obecność w pokoju Zośki, który według Edka, zdewastowałam. Wiem, że Aleksego bardzo to nurtuje i mimo tego, że jestem pewna, że mi nie uwierzy, układam oddech w słowa.

- Kiedy ci powiedzieli, że urządziłam demolkę?

- Przed chwilą. – staje naprzeciwko mnie, krzyżując ręce na piersi. – Nie zawiadomili mnie wcześniej, bo nie byli do końca pewni czy to rzeczywiście byłaś ty.

- Ale to nie ja! – krzyczę.

Nagle moje emocje przejmują kontrolę nad rozsądkiem i do moich oczu napływają łzy. Mam ochotę walnąć się prosto w twarz za tą chwilę słabości, ale jestem bezsilna. Świadomość tego, że nikt nie stoi po mojej stronie nie powinna mnie poruszać, jednak tym razem coś się zmienia. Coś zaczyna się kruszyć, prowadząc mnie w stronę nieuniknionej autodestrukcji.

Aleksy spogląda na mnie tym troskliwym wzrokiem, który wywołuje u mnie dziwaczne uczucie ciepła. Przeciąga dłonią po włosach, po czym mówi spokojnym głosem:

- Wiem.

Świat przestaje się dla mnie kręcić.

- Co? – moje usta rozchylają się bez pozwolenia.

- Wiem, że to nie ty. Nie dałabyś rady wybudzić się po tak silnych lekach tylko po to, by zrobić coś takiego.

Nie wierzę, że mi wierzy.

- W każdym razie nigdy nie posądzałbym cię o to.

- Więc twoim zdaniem kto mógł ...?

- Nie mam pojęcia. Broniłem cię, ale niewiele zdziałałem. Nie było mnie wtedy na oddziale, więc moje zeznania i zapewnienia nie są wiarygodne. Jednak wiem, że to nie byłaś ty. – podnosi wzrok. – Nie zrobiłaś tego.

Słysząc te słowa, o mało nie pęka mi serce. Pierwszy raz ktoś się za mną wstawił. Po raz pierwszy ktoś mi wierzy. Po raz pierwszy nie jestem sama.

Chowam twarz w materiał poduszki. Idiota. Pieprzony idiota. Czemu to właśnie musi być on? Czemu robi dla mnie takie rzeczy. Nie powinnam go obchodzić, nie powinnam, nie powinnam!

- Zaraz piętro się wyludni i będziemy mogli działać. – wzdycha. – Mam nadzieję, że to nie potrwa długo, bo chcę się jeszcze przespać. Zmęczyło mnie to łażenie.

Odważam się zerknąć w jego stronę jednym okiem.

- Będzie trudno poruszać się po budynku w nocy, kiedy wszyscy śpią, a każdy odgłos słychać wielokrotnie głośniej.

- Hej. – mówię cicho, uwalniając usta spod okrycia materiału. – To wcale nie będzie trudne.

- Taaaa... – prycha.

- Serio. A wiesz czemu?

Jego mina zadaje mi pytanie dobitniej, niżeli zrobiłyby to słowa.

- Mam klucze. – wyjaśniam. – Klucze do każdego pokoju w tym pieprzonym psychiatryku.

***

Oczywiście, jak na Aleksego przystało, opierdolił mnie za kradzież. Powiedział, że pogarszam swoją sytuację i przez to mogę mieć kłopoty. Cały on. Jak zawsze dramatyzuje. Uspokoiły go moje zapewnienia, że kiedy tylko wzejdzie słońce, podrzucę Edkowi jego własność. W sumie to moje działania można usprawiedliwić chęcią odbudowania stabilności psychicznej. To forma terapii... bo przecież działam w słusznej sprawie, a mnie nauczono, że cel uświęca środki.

Ubrałam czarne ciuchy, by maskować się w ciemności. Aleksy nie musiał robić absolutnie nic ze swoim wyglądem, ponieważ nikogo nie zdziwi, że pielęgniarz, pełniący nocny dyżur, przechadza się po korytarzu. Ustaliliśmy plan działania, wliczając w to środki ostrożności i byliśmy gotowi. Postanowiliśmy iść za melodią ducha, jakkolwiek żałośnie to brzmi.

Stawiam stopę niepewnie na zimnej podłodze. Jest tak cicho, tak spokojnie, że zaczynam obawiać się sama siebie. Nie mam pewności, czy wśród tego bajecznego spokoju jestem całkowicie bezpieczna, czy coś nie czai się w grubych fałdach nocy. W dłoni trzymam klucze. Zaciskam palce na metalowych częściach, obawiając się dźwięku, jaki mogą wydać, kiedy się o siebie obiją.

- Gdzie teraz? – głos Aleksego rozbrzmiewa tuż nad moim prawym uchem.

Patrzę w jego stronę, szukając oczami twarzy tego dupka. To ja się tu masuję, usiłuję nie wydawać dźwięków, pozostać niewidoczna, a on ot tak, głośno pyta: „Gdzie teraz?”. Chyba go zabiję.

- Nie słyszę jej. – mówię. Na chwilę zamykam oczy, próbując się skupić i ponownie odnaleźć melodię. Przestała rozbrzmiewać, gdy wyszliśmy z pokoju. Zaczynam rozważać, czy prawdopodobne jest, by dźwięk dochodził właśnie stamtąd, ale przecież, kiedy byłam w bibliotece, odgłos wydawał się głośniejszy, bardziej realny.

- Hanna...

Zastygam w bezruchu. Ten ton. Tak. To pierwsza oznaka, że Aleksy zaczyny traktować mnie jak wariatkę. Może mówić, że wierzy, ale widząc mnie, gdy usiłuję usłyszeć piosenkę, której nikt inny nie słyszy, zdecydowanie straci wiarę.

- Nie zmuszaj się do tego. – brzmi zupełnie jak profesjonalny psychiatra. – Jeśli...

Moje oczy otwierają się szeroko.

- Cicho bądź.

- Wróćmy do...

- Zamknij się!

Wytężam słuch, poszukując w ciszy tego, co przed chwilą usłyszałam. Rozbrzmiała. Melodia rozbrzmiała dokładnie z mojej prawej strony.

Niewiele myśląc, chwytam Aleksego za rękaw i ciągnę za sobą. Zagłębiamy się w ciemny korytarz, prowadzący w stronę schodów na trzecie piętro. Zaskakuje mnie to, jak zręcznie poruszam się w ciemności, a niepokoi to, że co chwilę gubię melodię, która mnie prowadzi. Jest cicha. Zbyt cicha, zbyt … zmęczona.

Kiedy stoimy już przy schodach, wszystko cichnie. Nie wiedziałam, że cisza może mieć głębsze stadium ciszy, ale właśnie teraz się o tym przekonuję. To jest niewiarygodne uczucie. Zostałam pochłonięta przez nicość.

Nagle czuję lekkie szarpnięcie. Odwracam głowę w stronę Aleksego, który podchodzi do okna. Nie puszczam go ani na chwilę, nawet kiedy dystans między nami gwałtownie się zwiększa. Ukrywa wzrok pod kosmykami włosów, a księżyc oświetla pół jego twarzy. Mogę przysiąc, że widzę, jak niepewność, która go dręczy, ulega personalizacji. Chyba chce zrezygnować. Oglądanie takich scen, to dla niego zdecydowanie zbyt dużo.

- Myślałem dzisiaj o tym. – zaczyna. – Hanna, wiem, co się stało. Pamiętam twoją historię i myślę, że to wszystko, co cię prześladuje to twoja przeszłość.

- Co ty pieprzysz?

- Nie chcę cię w żaden sposób urazić, ale zawsze byłaś inaczej traktowana, prawda?

- Jeśli chodzi ci o to, że moi rodzice mnie nie zauważali i byłam przez nich olewana, to po prostu to powiedz. Nie zachowuj się jak typowa baba. Nie każ mi się domyślać.

Zerka na mnie kątem oka. Bierze jeden, głęboki oddech.

- Tak, chodzi o to, że nie traktowali cię prawidłowo. Masz do nich żal i nie potrafisz im wybaczyć. A skoro to niemożliwe, wszystkie wyrzuty zmieniły się w „potwory”.

Krzyżuję ręce na piersi. Tak. Może i ma rację. Może rzeczywiście nienawidzę swoich rodziców za niepoświęcanie mi uwagi, ciągłe ignorowanie, za brak matczynych pieszczot i ojcowskich bajek. Nigdy nie dostałam od nich ciepła, które tak bardzo było mi potrzebne. Wychowałam się sama, moja moralność ma kręgosłup zbudowany z obserwacji otoczenia, porażek, prób i błędów, ale cieszę się z tego. Nigdy nie byłam szczęśliwa, lecz mi to nie przeszkadza. Naprawdę, nie przeszkadza kompletny brak dzieciństwa...

- Posłuchaj – zaciskam zęby, chcąc zamknąć złość w sobie. – Po pierwsze, postawiłeś diagnozę zbyt szybko. Po drugie jest to diagnoza całkowicie błędna. To, co się teraz dzieje nie wynika z braku czegoś...

- Więc z czego?

- Nie wiem, człowieku ile razy mam powtarzać? Jednak jestem pewna, że to nie trauma.

- To nie zmienia faktu, że wciąż jesteś w zakładzie psychiatrycznym.

- Okej. Jestem. Prawda. Potrzebuję specjalistycznej pomocy, ale zastanawiałeś się, dlaczego jestem akurat w tym bloku? Przecież to – rozkładam ręce. – jest miejscem dla ludzi, których nadzieja dawno umarła. Najcięższe przypadki, dlatego zastanów się, czy ja i moją „trauma” trafiłybyśmy tu. Dlaczego do A, a nie do bloku D? Rozumiesz?

- Nie.

- Jestem chora. – prycham. – Poważnie chora na głowę, dokładnie tak twierdzą wszyscy dookoła. Teraz mam okazję przekonać się, czy rzeczywiście mi odbiło. Nie mam żalu o moje dzieciństwo, chuj mnie ono obchodzi.

- Nie przeklinaj.

- Aleksy... gdybym wiedziała, co sprawia, że mam psychozy, gwarantuję ci, że skończyłabym ze sobą. Ale wciąż żyję, bo nie mam pewności, czy moja szansa na normalne życie całkowicie zniknęła.

- To żadne wytłumaczenie.

Zagryzam wewnętrzną stronę policzka. Z każdą kolejną chwilą robię się bardziej wściekła. Ignoruję już wszystko wokół, skupiając się jedynie na swoim niepohamowanym gniewie. Mam ochotę w coś uderzyć tak mocno, że połamią mi się wszystkie kości. Mam ochotę zacząć wrzeszczeć, piszczeć i drapać powietrze, ale niespodziewanie wszystko robi się spokojne. Zaczynam się lekko trząść.

Nasiliła się.

Słyszę teraz tę melodię bardzo wyraźnie, choć złość ciągle przysłania mi myśli. Rezygnuję z szukania odpowiednich słów, by przekonać Aleksego. Zamiast marnować czas na głupie tłumaczenia, podchodzę do niego i przenoszę wzrok na okno. Stara konstrukcja bloku D pochłania całą moją uwagę.

- To tam jest. – szepczę.

- CO tam jest?

- Piosenka.

Aleksy spogląda w tę samą stronę.

- Chcesz przejść do innego bloku?

- Tu nic nie znajdziemy. – zaciskam palce na pęku kluczy.

- Wiesz, że nie możemy wyjść z budynku w nocy, prawda? Nawet jeśli masz klucze... wyjście jest monitorowane.

Czuję jak ostre końce metalu ranią wewnętrzną stronę mojej dłoni.

- Muszę się tam dostać.

- Niewykonalne.

Denerwuję mnie jego pesymizm i racjonalizm. Wszystko jest wykonalne, trzeba tylko pomyśleć nad właściwym sposobem. Nie wiem, czy jeszcze nie pojął, że świat nie zawsze opiera się na zasadach zdrowego rozsądku, czy może jest po prostu głupi. Tym samym zauważam, jak bardzo się zmienił. Kiedyś był człowiekiem o szerszych horyzontach, uciekał od przyziemnych spraw, no ale z drugiej strony jesteśmy obecnie w psychiatryku, więc...

- Kiedy jest zima, a trzeba coś lub kogoś przetransportować do innego budynku, personel używa korytarzy piwnicznych, które łączą wszystkie bloki. – kiedy kończę mówić, wzrok Aleksego wbija się w mój profil. Mogę przysiąc, że gdybym wyciągnęła przed siebie rękę, mogłabym dotknąć jego przerażenia.

- Chcesz zejść do piwnic? W środku nocy? Do piwnic, które są plątaniną, Bóg wie gdzie, prowadzących przejść?

- Podobno nie boisz się ciemności. Podobno również nie wierzysz w duchy.

- Ale wierzę w prawdopodobieństwo zgubienia się.

- Niemożliwe.

Rysuję w głowie plan budynków i układ przejść. Po chwili mam już pełen obraz. To naprawdę prosta konstrukcja.

- Wystarczy, że najpierw pójdziemy prosto, potem w lewo i pierwszym korytarzem w prawo.

- Ciemność komplikuje sprawy.

- Ciemność nas osłania. To będzie dziecinnie łatwe. Przecież mamy klucze.

- Tak – wzdycha. – mamy cholerne klucze.

***

Nigdy nie przypuszczałam, że mogę odczuwać tak wielki dyskomfort tylko z powodu nicości, która mnie otacza. Czerń wdziera się do mojego gardła, płynie z krwią i napełnia mnie bzdurnymi obawami. Osiada na dnie serca. Noc jest niezwykła. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz... uświadomiłam sobie, że to przerażające wiedzieć, że połowa świata została pochłonięta przez mrok. Myśli zostały przyćmione, nikt nie ma nad nikim przewagi. Bo noc zrównuje ciała i umysły ludzi, pozbawiając ich możliwości obrony.

Idziemy przez śliski, chłodny korytarz. Tak jak przypuszczałam, dostaliśmy się do piwnic bez żadnego problemu. Otworzyłam kratę, która pozwoliła nam zejść na dół, w kompletną czerń. Teraz jesteśmy kilkanaście metrów pod ziemią, sami, bez żadnego źródła światła.

Czuję, jak Aleksy szarpie moją podkoszulkę. Podłoga została wyłożona solidnymi płytami, ale przez panującą tu wilgoć, wszystko pokryło się wodą. Dotykam mokrych ścian, usiłując trzymać się zapamiętanego szlaku. Skupienie kieruję w stronę cichego nucenia, które dobiega z otchłani przede mną.

- Już niedaleko. – stwierdzam.

- Tak?

- Tak. Teraz wejdziemy do starej części korytarzy. Kiedy skończy się ta ściana, będziemy musieli przez chwilę iść samodzielnie aż do tej przeciwległej. Potem będzie już z górki. – łapię powietrze. – Pamiętaj, żeby mnie nie puszczać. Nie możemy się zgubić.

- Oh spokojnie, nie mam zamiaru pozwolić ci na zostawienie mnie tu samego.

Mam wrażenie, że wewnętrzne strony moich dłoni zaczyna krwawić. Wystające kamienie ranią moją skórę. Zaciskam zęby, by odwrócić uwagę od piekącego uczucia.

- Skąd wiesz, że ten korytarz prowadzi do budynku D?

- Chodziłam tędy wiele razy. Znam drogę na pamięć. – kłamię.

Tak naprawdę nie byłam tu „wiele” razy. Byłam tu jeden raz. Jeden, jedyny i szłam do całkiem innego bloku, ale przecież to nieistotny szczegół. W dodatku widziałam plan całego psychiatryka, który wisiał obok gabinetu Edka. To daje mi możliwość swobodnego poruszania się po piwnicach. Dotrzemy do bloku D, a przynajmniej mam taką nadzieję.

- Dobra, teraz idziemy do przodu. – szepczę, żegnając opuszkami koniec ściany, która do tej pory mnie prowadziła. Pozbawiam się jedynego punktu orientacyjnego.

Zatrzymuję się zmorzona strachem. Dezorientacja pozbawiła mnie możliwości podjęcia działania. Nie mogę nawet oddychać, wiedząc, że znalazłam się pośrodku niczego. Czerń zaciska palce na moim gardle. Boję się. W myślach przeklinam swoją ostrożność, gdybym zaryzykowała włączenie świateł...

Czekam, aż Aleksy szarpnie za moją koszulkę, aż zapyta, co się stało, dlaczego stoję w miejscu, ale nic podobnego się nie dzieje. Nic się nie dzieje. Kompletnie nic.

Odwracam się powoli i umieram ze strachu, zauważając, że Aleksego już ze mną nie ma.

Obłęd sieje zamęt w moich myślach, a panika podszywa się pod tlen. Zaczynam dygotać. Rozpaczliwie szukam w ciemności jego ciała. Wsłuchuję się w ciszę, lecz zamiast oddechu drugiej osoby słyszę śpiew. Cholerny śpiew.

Popadam w histerię. Chcę stąd wyjść. Gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy, gdzie jest Aleksy?

- Co to... było?

Głos wydobywa się z czerni. Zaczynam drżeć jeszcze bardziej.

- A-aleksy? – pytam niepewnie.

- Hanna, gdzie jesteś? Co to było?

- Nie ruszaj się. Zaraz po ciebie przyjdę.

Niepewnie robię krok w tył. Rozkładam ręce, szukając go w mroku. Jednocześnie usiłuję nie stracić orientacji.

- Mów do mnie. – nie pozwalam, by głos uległ załamaniu.

- Co mam mówić?

Kieruję się w stronę, z której dobiega dźwięk.

- Cokolwiek, znajdę cię po głosie. I dlaczego mnie puściłeś, kretynie? Mówiłam, że...

- Hanna, przestań. To nie jest śmieszne.

- Co?

- To, co zrobiłaś. Sama się wyrwałaś.

- Kłamca.

- Nie kłamię. – przełyka ślinę.

- Opowiedz mi dokładnie, co się stało. Muszę cię słyszeć.

- Mam ci opowiedzieć?! Dobra! – wrzeszczy. – Najpierw zniknęłaś, a potem...

- Co potem?

- Zaczęłaś biegać... masz bose stopy?

- Nie Aleksy, mam trampki.

- Więc co to do cholery było? Zupełnie jak wtedy... na trzecim piętrze.

- To nie byłam ja.

- Nie wiem kto. Nie mam, kurwa, pojęcia.

Szybkim ruchem chwytam jego dłoń i w jednej chwili całe napięcie ucieka. Znalazłam go. Znalazłam...

Nasze oddechy się mieszają. Czuję zapach miętowej gumy do żucia i męskie perfumy. Zauważam, że stoimy bardzo blisko siebie. Mam szczęście, że nie widzi tego, jak bardzo stałam się czerwona. Aleksy najwyraźniej również zdał sobie sprawę z tego, że dzieli nas jedynie kilka centymetrów, ponieważ jego oddech gwałtownie przyśpieszył.

- Najwidoczniej oszalałeś. – prycham, chcąc rozładować napięcie.

W ciszy rozlega się mój nerwowy chichot. Nie dając Aleksemu szansy na odpowiedź, ciągnę go za sobą. Docieramy do ściany. Resztę drogi pokonujemy w całkowitym milczeniu, pogrążeni w światach własnych myśli.

Skręcam w prawo. Jesteśmy na ostatniej prostej. Jeszcze tylko kilka metrów.

- To zaczęło mnie otaczać, kiedy weszliśmy na starą część korytarza. – wsłuchuję się w brzmienie słów. – Poczułem się niepewnie. Tak jak wtedy. Co to mogło być?

- Nie wiem. – odpowiadam, próbując ignorować powiększający się strach. – Ale to nie byłam ja.

- Wiem.

Czubek mojego buta napotyka na drodze przeszkodę tak nagle, że prawie się przewracam. W ciemności odnajduję schody, które prowadzą na górę, ale nie potrafię namierzyć poręczy. Po kilku minutach szukania postanawiam powoli wczołgać się na górę. Widocznie w starym budownictwie zapomniano o tak ważnym elemencie. Ogólnie sądzę, że to zadziwiające, jak mądrze połączyli nowe bloki ze starymi. Nawet piwniczne korytarze stały się wspólne.

- Teraz uważaj, by nie spaść i nie złamać karku. – rozluźniam uchwyt wokół nadgarstkaAleksego.

- Spoko.

- Bądź zaraz za mną.

- Będę.

Po minucie stoimy na szczycie schodów, szukając sposobu, na otworzenie krat. Okazuje się, że nie ma tu zamka. Jest kłódka. Cholerna kłódka, do której klucza nie mogę znaleźć.

- Masz go? – Aleksy szarpie za żelazne szczeble, ale one ostentacyjnie drwią z jego siły.

- Byłoby łatwiej, gdybym miała światło.

- Skąd mam wziąć światło?

Nagle w ciszy rozlega się brzdęknięcie. Zastygam w bezruchu, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiłam.

- Kurwa. – padam na kolana i zaczynam przeszukiwać każdy skrawek podłogi.

- Co jest?

Postanawiam przemilczeć pytanie, choć wiem, że i tak się domyśli.

- Upuściłaś klucze?

Nie odpowiadaj, nie odpowiadaj – powtarzam w myślach.

- Hanna, kurde no...

Aleksy klęka obok i razem szukamy zguby, jednak żadne z nas jej nie znajduje.

- Muszą gdzieś tu być.

- Ta... gdybyś tylko...

- Skoro jesteś taki mądry, to trzeba było sam zająć się sprawą otworzenia przejścia. Chętnie odstąpiłabym ci tego zaszczytu.

- Ha ha.

Nagle ten sam brzdęk wypełnia mrok. Odwracam głowę w stronę dźwięku i stwierdzam, że klucze jakimś niewyjaśnionym sposobem znalazły się po drugiej stronie krat. Nie mogę ich dostrzec, ale dam sobie głowę uciąć, że właśnie tam są.

Dźwigam swoje ciało do góry, chwytając za szczebel. Niespodziewanie tracę oparcie, a gdy znów jestem w stanie stać na własnych nogach, nie wierzę własnym oczom. Chce mi się śmiać.

- Czy to... – Aleksy popycha żelazną kratę. – … było otwarte?

Zaczynam chichotać, bo to jedyne, co mogę w takiej sytuacji zrobić.

- Pewnie podważyłem i jakoś tak...

- No. Twoja siła nie zna granic.

Irracjonalność odbiera mi zdolność do analizy zdarzeń. Oboje doskonale wiemy, że krata nie mogła się ot tak otworzyć. To niemożliwe. Właśnie to mnie śmieszy. I jeszcze te klucze. Słyszałam, gdy upadały. Na niczym się nie zawiesiły. Jestem tego tak pewna, jak stąd na księżyc, a jednak znów usłyszeliśmy odgłos uderzenia o podłogę.

Potrząsam głową, chcąc wyrzucić dręczące myśli. Przechodzimy przez próg. W mroku odnajduję klucze.

Znajdujemy się na terenie bloku D.

- Idziemy. – mówię, wsłuchując się w melodię, która wypełnia całe moje ciało.

Aleksy dotrzymuje mi kroku i, choć wiem, że jesteśmy tu sami, czuję się obserwowana. Tylko ja i on. Tylko on i ja... jednak mam wrażenie, że ktoś jeszcze jest z nami. Wyczuwam obcą obecność, co wydaje mi się cholernie idiotyczne.

W mojej głowie znów pojawia się myśl, że bez większych starań zdobyliśmy sojusznika, któremu zależy, aby ktoś podążał za wskazówkami.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/11732-Wciaz-patrza-11

-------------------------------------------------------------

Słowo od autora:

Gratulacje! Dotrwałaś/eś do końca tej części! Jesteśmy już, mam nadzieję, w połowie drogi do końca, za nami jakieś 40 stron i no... chciałambym Wam wszystkim podziękować, za ciepłe przyjęcie mnie i mojej wyobraźni.

(ノ^ヮ^)ノ*:・゚✧

To, że oceniacie, a w komentarzach pojawiają się „nowe twarze” bardzo mnie motywuje. Nigdy nie miałabym odwagi, by podjąć się czegoś takiego, gdyby nie zachęta ze strony czytelników. Tworzenie histori to oczywiście dla mnie przyjemność, ale wiecie... pisanie dla samego pisania tak naprawdę nie jest nic warte. Dlatego dziękuję, że jesteście. Dziękuję, że czytacie i dajecie mi szansę.

I już ostatni raz, bo zrobiło się zbyt sentymentalnie...

Dzięki! ♥(ˆ⌣ˆԅ)

/Kuro

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Chciałem coś poczytać podczas śniadania, które się trochę przedłużyło. ŚWIETNE
Odpowiedz
Znalazłam to dzisiaj i jak widzisz, jestem już tutaj. Cholernie dobrze się to czyta. Cały dzień oczami wyobraźni widzę to co się dzieje z Hanną w tym co przed chwilą przeczytałam. Dobra robota
Odpowiedz
Nie chce mi się rozpisywać więc walnę prosto z mostu.Super, jestem mile zaskoczona :)
Odpowiedz
Wiesz co ta historia mi się najbardziej podoba ze wszystkich innych opowieści innych autorów.Gratuluje takiego wspaniałego pomysłu
Odpowiedz
Ja czytam i czytam i czytam:) uwielbiam ta historie. Szczerze nigdy nie lubilam czytac a dzieki tobie zaczytam sie przkonywac:)
Odpowiedz
Cieszę się :D
Odpowiedz
spokojnie, jeśli znajdą się jeszcze inne osoby które lubią pisać takie opowiadania, można zawsze wydać zbiór opowiadań! A przecież znaleźć kilka osób które lubią coś sobie napisać, krótkie bądź długie opowiadania, horrory, sci-fi czy post apo, wszystko w jednej książce, gdyby faktycznie było kilka osób chętnych to i ja bym coś nabazgrał od siebie a wydanie tego to tylko wytrwałośc, masa czasu i jeszcze od zaje****a wytrwałości : D
Odpowiedz
Hej, świetny pomysł, jednak jeśli chodzi o to opowiadanie, myślę, że się nie uda. Jest zbyt długie i zalicza się już do <mini> książki :c Ale zawsze można coś ciekawego napisać w większej grupie ;D
Odpowiedz
Fajny pomysł :D
Odpowiedz
Ka chcę więcej *__* to jest boskie !!
Odpowiedz
O matko, kocham tą historię! Strasznie mnie wciągnęła, liczę, że dodasz więcej rozdziałów. Też mam nadzieję, żeby wydasz kiedyś taką książkę. Bo naprawdę jesteś niesamowita w pisaniu! :)
Odpowiedz
Rozdziały zawsze dodaję w niedzielę o 12 ^^
Odpowiedz
Świetna robota Julia, pisz dalej <3<3<3
Odpowiedz
Drugi Gabriel Grula rosnie na naszych oczach :) Fantastyczna historia, mega wciagająca i momentami naprawdę przechodza mnie ciarki :D A to zdarza mi się naprawdę rzadko!
Odpowiedz
To się czyta z takim napięciem jak " Czas Z " pisz pisz dziewczyno masz talent :)
Odpowiedz
Swietna historia :) Skoro to dopiero połowa, to całość możesz potem wydać w formie książki, którą na pewno kupię ;)
Odpowiedz
Dzięki za miłe słowa, mam nadzieję, że Was nie zanudzę (≧∇≦) i tak, to dopiero połowa, jednak nikt nigdy nie potraktuje "Wciąż patrzą" jako poważnej propozycji wydawniczej, więc wydanie opowiadań w formie książki jest kompletnie nierealne. Poza tym jestem niepełnoletnia, swoje "prace" publikuję w internecie i nie mam 15 tysięcy na wydanie książki (┳Д┳)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje