Historia

Autentyczne przeżycia amerykańskiego ratownika górskiego V

tłumacze straszne-historie.pl 11 8 lat temu 30 976 odsłon Czas czytania: ~13 minut

Część 1: http://straszne-historie.pl/story/11660-Autentyczne-przezycia-amerykanskiego-ratownika-gorskiego

Część 2: http://straszne-historie.pl/story/11697-Autentyczne-przezycia-amerykanskiego-ratownika-gorskiego-II

Część 3: http://straszne-historie.pl/story/11708-Autentyczne-przezycia-amerykanskiego-ratownika-gorskiego-III

Część 4: http://straszne-historie.pl/story/12081-Autentyczne-przezycia-amerykanskiego-ratownika-gorskiego-IV

Przepraszam, że tym razem wpis będzie trochę krótszy, ale mam tu straszne urwanie głowy, nie wiem nawet kiedy będę w stanie opublikować następny. Dzięki za komentarze, i z racji na fakt, że dziś mam dla Was tylko kilka historii przejdźmy do rzeczy!

• Strażak, który pomagał nam na obozie treningowym opowiedział mi o wezwaniu, jakie kiedyś otrzymał. Miał pomóc dzieciakowi, który wspiął się na wysokie drzewo i nie mógł zejść. Przy wezwaniu nie podano zbyt wielu szczegółów, SAR ze względu na brak odpowiedniego sprzętu nie mógł zrobić tego sam – drzewo było naprawdę wielkie i byłoby to niebezpieczne. Strażak zanim wstąpił do straży pożarnej był drwalem, który pracował przy pielęgnacji wysokich drzew (przycinał je), dlatego też wezwano właśnie jego, sądzono, że poradzi sobie z tym w oka mgnieniu.

Wziął on więc swoje stare wyposażenie i pojawił się na miejscu. Ekipa SARu zaprowadziła go ok. 3 kilometrów w głąb lasu i wskazała na najwyższe drzewo w okolicy. Strażak aż się zaśmiał, i zapytał jak to możliwe, że dzieciak tam wszedł, zażartował, że musiał być jak kot. Kapitan dowodzący akcją tylko potrząsnął głową i poprosił, żeby wszedł i ściągnął to dziecko. Strażak powiedział, że wiedział, że coś tu się nie zgadza – ale nie chciał naciskać ratowników. Podczas wspinania się na górę zaczął myśleć, czy SAR nie robi sobie głupiego żartu. Powiedział mi: „to było porostu nieprawdopodobne, żeby dziecko wlazło na to pieprzone drzewo, było ono ogromne u podstawy, jednak przy połowie wysokości zaczynało się znacznie zwężać, kilka razy musiałem się cofnąć i wybrać inną gałąź do oparcia, nie byłem pewien czy będą one jeszcze w stanie mnie utrzymać”.

Ale szedł dalej, kiedy dotarł prawie na szczyt zauważył coś niebieskiego. „Zauważyłem niebieską koszulkę tego chłopca zaplątaną w gałęzie. Zacząłem go wołać, prosiłem, żeby podszedł bliżej jeśli potrafi, ale nie było żadnego odzewu. Wspinałem się dalej, wołałem go po imieniu i mówiłem, żeby się nie bał, że jestem tu, żeby mu pomóc. Kiedy w końcu do niego dotarłem zdałem sobie sprawę dlaczego mi nie odpowiadał”.

„Znalazłem go, a raczej to co z niego zostało, przewieszonego przez gałąź, i to, że się na niej znalazł to czysty przypadek. Gdyby spadał z drzewa pod odrobinę innym kątem wylądowałby na ziemi. Ale to było bez znaczenia, ponieważ ten dzieciak nie żył na długo zanim znalazł się na tym drzewie. Nie mam pojęcia kto go tam umieścił, i w jaki sposób, i dlaczego – ale to było, kurwa, chore!”.

„Jego wnętrzności aż wyszły mu ustami, do tego wisiały na okolicznych gałęziach. Wyglądało to jak jakaś pierdolona choinka dla psychopaty. Przyjrzałem się bardziej dokładnie – jego flaki wystawały mu też tylną częścią ciała. Nie miał oczu, zakładam, że siła uderzenia o gałąź musiała być tak duża, że po prostu „eksplodował” od środka. Widziałeś kiedyś ciało, które przebywało przez długi czas w wodzie? Topielce mają opuchnięte i wystające języki. U tego chłopca też tak było. Pamiętam też, że wszędzie dookoła latało od cholery much!”.

„Myślę, że wpadłem wtedy w jakiś szok, albo coś… sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Po prostu zepchnąłem tego dzieciaka z gałęzi, przy pomocy kija, który oderwałem od drzewa. Spychałem go tak długo, aż spadł. Prawie straciłem przez to pracę. Ale stary! Ale na samą myśl, że miałbym go znieść na ramionach, razem z tymi jego wystającymi flakami, które zaczęłyby się wokół mnie plątać – nie, nie mogłem tego zrobić”.

„Widziałem wiele martwych dzieci, więcej niż jestem w stanie policzyć. Widziałem kiedyś dzieciaka, który schował się podczas pożaru w wannie pełnej wody i dosłownie ugotował się żywcem. Zrobiła się tam cholerna zupa z człowieka. Ale to… nie wiem kto, lub co, mógł to zrobić, ale miałem wrażenie, że jak choćby dotknę ciała tego chłopaka to zwariuję”.

„Usłyszałem jak jego ciało uderza o ziemię, myślałem, że wszyscy na dole zaczną wariować z tego powodu, ale oni wiedzieli, że on nie żyje jeszcze zanim wysłali mnie na to drzewo. Nic nie mówili, nie krzyczeli, nie wariowali. Zszedłem na dół i zacząłem pytać kapitana kim on myśli, że jest, że wysłał mnie na górę wiedząc, że to cholerne dziecko nie żyje. Powiedział mi, żebym się nie przejmował, podziękował mi, za to, że sprowadziłem dowody na dół. Pamiętam, że powiedział dokładnie tak, to było bardzo dziwne zdanie! „Dowody”. Jakby to dziecko nie było człowiekiem. Jakby nigdy nie był małym chłopcem, który zgubił się w lesie i spotkały go niesamowite okropieństwa. Kapitan kazał ekipie wyprowadzić mnie z lasu, ale on i dwóch innych funkcjonariuszy zostali na miejscu. To było dziwne. Dlaczego wszyscy nie pomogliśmy wynieść tego dziecka z lasu? Próbowałem wypytać o to chłopaków, którzy odprowadzali mnie, ale nie chcieli rozmawiać – mówili, że nie mogą dyskutować o sprawach, które nie zostały jeszcze zamknięte. Zapytałem jak myślą, co stało się z tym dzieciakiem. Jeden z nich zamyślił się i powiedział po chwili: „Powiedziałbym, że to obrażenia od uderzenia, sądząc po tym, że jego wnętrzności wyszły na zewnątrz, ale wtedy widoczne są również uszkodzenia pod skórą, w tym wypadku nie było tak, wyglądało to prawie tak jakby ktoś podłączył go pod jakiś wielki odkurzacz i wyssał jego flaki… Ale mimo wszystko, na jego ciele nie było zewnętrznych urazów. Żadnych. To mnie martwi, martwi mnie jak jasna cholera””.

• Jeden z doświadczonych ratowników, przyznał, że czytał w internecie moje teksty, znamy się dość dobrze i już wcześniej opowiadaliśmy sobie co przytrafiało nam się podczas pracy. Zapytał mnie czy może podzielić się ze mną kilkoma spostrzeżeniami i przemyśleniami na temat schodów.

„Ciesze się, że postanowiłeś to wszystko opisać, to ważne, żeby ludzie mieli świadomość co czai się w tych lasach, szczególnie kiedy Służba Leśna tak dobrze zamiata te wszystkie incydenty pod dywan” - powiedział.

Zapytałem o co konkretnie mu chodzi. „Jak to o co mi chodzi? O brak zainteresowania ze strony mediów? Nikt nie relacjonuje zaginięć dzieci, czy ciał znalezionych dziesiątki kilometrów od miejsca gdzie dana osoba zniknęła. Służba Leśna robi wszystko, żeby ludzie dalej tu przychodzili, mimo że nie jest tu bezpiecznie. To znaczy – nie żeby te całe chore akcje działy się co dzień, ale bądźmy szczerzy – zdarzają się, i ktoś powinien się temu przyjrzeć. A już szczególnie schodom. Aż dziwne, że nie opisałeś tych odwróconych”.

Nie wiedziałem o czym mówi, nigdy nie widziałem go w takim stanie. Zawsze był bardziej sceptyczny.

„Naprawdę? Nie wierzę, że ich do tej pory nie widziałeś. Nikt ci o nich nie mówił?” - zaprzeczyłem i poprosiłem, żeby kontynuował. „Są normalne schody, na jakie możemy wpaść w lesie raz na jakiś czas, wiem, że o nich wiesz. Ale czasem zdarzało mi się trafić na takie… odwrócone do góry nogami. To tak jakbyś miał domek dla lalek, a schody były jedną z części, które można odłączyć. Bierzesz je, odwracasz i wtykasz w ziemię w lesie, tak że górny schodek jest zakopany. Wygląda to właśnie tak, tylko w większej skali. Nie widuję ich często, ale są one – co najmniej – dziwne. Przypomina to trochę krajobraz po przejściu tornada, wiesz – jak pokazują w telewizji – rozwalone domy i tylko poszczególne elementy, które oparły się sile wiatru, pojedyncze kominy, czy schody właśnie. Te odwrócone mnie szczególnie przerażają, nawet nie tak łatwo jest mi opisać jak wyglądają” - powiedział mój znajomy.

Nie jest łatwo mnie wystraszyć, jak większości z nas pracujących w lasach, ale to mnie trochę ruszyło. Będę starał dowiedzieć się o nich trochę więcej.

Kumpel powiedział mi także, jak wielu ludzi spotkało w naszych parkach człowieka… bez twarzy. Podekscytował się tym tematem i powiedział, że sam widział coś podobnego.

„Byłem w terenie, na ćwiczeniach, kilka lat temu. Miałem spędzić noc w namiocie w lesie, i usłyszałem kogoś chodzącego w pobliżu. Powiedziano nam, żebyśmy nie odchodzili zbyt daleko od głównego obozu, pomyślałem więc, że może to któryś ze świeżych ratowników poszedł się odlać i nie mógł znaleźć drogi powrotnej. Pamiętasz tego gościa sprzed kilku lat, który był w naszej grupie i prawie spadł ze zbocza góry? Utkwiło mi to wyjątkowo w pamięci, więc nie chciałem, żeby przytrafiło się to ponownie. Wstałem, wyszedłem z namiotu i zacząłem wołać tego kogoś, i pokazywać drogę do obozu. Ale ta osoba szła coraz głębiej w las. I wiem, że to co zrobiłem było głupie – ale byłem jeszcze na wpół śpiący, i nie chciałem, żeby jakiś idiota zrobił sobie krzywdę – poszedłem więc za nim.

Szedłem za nim przez jakieś dwa kilometry, aż doszedł do brzegu małej rzeczki. Widziałem jego odbicie w wodzie, tej nocy księżyc świecił dość mocno. Wyglądał na zwykłego faceta, miał plecak i wyglądał jakby na mnie spoglądał. Zapytałem go czy wszystko ok, czy nie potrzebuje pomocy. Przekręcił tylko głowę w taki sposób, jakby chciał dać znać, że mnie nie rozumie. Zawsze noszę przy sobie mały nóż, a do niego doczepioną mam latarkę. Włączyłem ją więc i poświeciłem na jego klatkę piersiową, nie chciałem go oślepić. Oddychał wolno i głęboko. Zacząłem się zastanawiać czy nie jest to jakiś lunatyk.

Podszedłem bliżej i znów zapytałem czy wszystko ok. Zacząłem świecić nieco wyżej i coś wydawało mi się być nie tak. Zatrzymałem się. On dalej oddychał bardzo powoli i głęboko – to chyba właśnie to mnie zaniepokoiło. Wyglądało to tak jakby… udawał, że oddycha, ale tak naprawdę tego nie robił. Jego wdechy były zbyt równe i zbyt głębokie. Jego wszystkie ruchy były, jakby to ując, przesadzone, wręcz karykaturalne, jego ramiona podnosiły się, klatka piersiowa poruszała się nienaturalnie.

Powiedziałem mu, żeby się przedstawił. Wydał z siebie tylko taki stłumiony dźwięk. Podniosłem latarkę wyżej. I uwierz mi, nie robię sobie jaj, on po prostu nie miał twarzy. Tylko gładka skóra. Spanikowałem. Upuściłem latarkę, ale widziałem, że porusza się w moją stronę – ale tak naprawdę się nie ruszał, nie wiem jak mam ci to wyjaśnić. Po prostu w jednej chwili stał na brzegu pieprzonej rzeki, a w następnej był metr ode mnie. Nie odwróciłem w tym czasie wzroku, ani nawet nie mrugnąłem – po prostu musiał przemieszczać się tak szybko, że mój mózg nie potrafił tego zarejestrować.

Upadłem do tyłu, wylądowałem na dupie, i wtedy zauważyłem linię na jego gardle. Ciągnęła się ona przez całą jego szerokość. I… uśmiechnął się do mnie przy pomocy swojego pieprzonego gardła. Nie było żadnej krwi, po prostu czarna dziura. Przysięgam, to naprawdę był jakiś makabryczny uśmiech.

Wstałem jak oparzony i zacząłem biec jak najszybciej potrafię do obozu. Nie słyszałem, żeby mnie śledził, ale czułem jakby był zaraz za mną. Odwracałem się, ale go nie widziałem. Uspokoiłem się dopiero kiedy dobiegłem do obozu. Ognisko i obecność innych ludzi sprawiło, że poczułem się bezpieczniej i mogłem odetchnąć. Czekałem jeszcze przy ogniu wypatrując go – ale już go nie zobaczyłem, ani nie usłyszałem, przez kilka godzin. Poszedłem więc spać.

Wiem, że to wszystko brzmi dziwnie, cała ta sytuacja brzmi tak surrealistycznie, że chciałbym to wymazać z mojej pamięci”.

• Jednej nocy, zanim poszliśmy spać, opowiadaliśmy sobie historie o duchach, ot, żeby się trochę postraszyć i móc pośmiać z tych, którzy przerażą się zbyt bardzo. Zazwyczaj to świeżaki boją się najbardziej, ale tym razem jedna z ratowniczek opowiedziała historię, która przyprawiła mnie o ciarki – i wiem, że z innymi było tak samo. Powiedziała, że wydarzyło się to naprawdę, ale przecież każda historia o duchach opowiadana przy ognisku jest prawdziwa! Ale wydaje mi się, że ona naprawdę nie zmyślała. Brzmiało to tak, jakby była to jedna z bardziej traumatycznych rzeczy, które się jej kiedykolwiek przytrafiły.

Powiedziała, że kiedy była jeszcze dzieckiem, ona i jej przyjaciółka często chodzili to lasu, który rósł za jej domem. Mieszkała w północnym Maine, jest tam dużo gęstych, mało uczęszczanych lasów. Powiedziała, że drzewa tam są całkiem inne od tych tu, są tak grube, że miejscami kompletnie blokują promienie słoneczne. Z racji na fakt, że one tam się urodziłī i dorastały przebywanie samemu w lesie nie robiło na nich żadnego wrażenia, ale zawsze starały się zachować ostrożność. Powiedziała, że nigdy o tym nie rozmawiali, ale wszyscy zawsze starali się nie odchodzić dalej niż 2 – 3 kilometry od skraju lasu. Dorośli nigdy nie mówili dlaczego, ale niepisaną zasadą było, żeby nie zagłębiać się zbyt daleko.

Ona i jej przyjaciółka wymyślały historie o niedźwiedziach wielkości domu, które mieszkają w głębi tej puszczy, straszyły się wzajemnie chowając się między drzewami i wydając warczące dźwięki. Powiedziała, że jednego lata nad tym terenem przeszła seria silnych burz, połamała wiele drzew. Część lasu, kilka kilometrów od jej domu, zajęła się ogniem. Strażakom udało się opanować pożar, ale – jak to ujęła - „nie wrócili już tacy sami”.

„Wyglądali jakby wrócili z wojny. Mogliśmy na pierwszy rzut oka ocenić, że są przerażeni, mieli ten sam wyraz twarzy. Nazywa się to bodajże „shell shock” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Shell_shock – tu definicja, przyp. tłum), Ja i moja przyjaciółka stwierdziłyśmy, że wyglądają jak chodzący martwi ludzie. Nie śmiali się, nie odpowiadali na pytania kiedy je im zadawano. Większość z nich wyjechała z naszego miasteczka zaraz po skończeniu prac przy pożarze. Pytałam o to moich rodziców, ale mówili, że nie mają pojęcia o co mi chodzi.

Kiedy powiedziano nam, że w lesie jest znów bezpiecznie i nic nie płonie, wraz z przyjaciółką postanowiłyśmy pójść i sprawdzić jak wygląda pogorzelisko. Nie powiedziałyśmy rodzicom dokąd idziemy – to było takie ekscytujące, wiecie – zakazany owoc smakuje najlepiej!

Przeszłyśmy około trzech kilometrów i zaczęłyśmy widzieć spalone drzewa. Pamiętam, że moja przyjaciółka bardzo się poruszyła, ponieważ zobaczyłyśmy szkielet spalonego łosia, leżał skulony pod drzewem. Musiałam wręcz odciągać ją od niego, chciała go pochować, a nie chciałam, żeby go dotykała, jego poroże było bardzo dziwne. Nie pamiętam dlaczego, po prostu pomyślałam, że z tym szkieletem jest coś nie tak i nie chciałam, żebyśmy się do niego zbliżały.

Im dalej szłyśmy, tym więcej spalonych drzew widziałyśmy, w końcu doszłyśmy do miejsca, gdzie nie było już żywych roślin. Wyglądało to jak inna planeta. Tylko brąz i czerń spalenizny, żadnej zieleni. Stałyśmy tam i przyglądałyśmy się uważnie, aż usłyszałyśmy krzyk w oddali. Spanikowałam, myślałam, że to mój tato, i że będę miała szlaban. Moja przyjaciółka również się przestraszyła, schowałyśmy się za dużym kamieniem, powiedziała, że nie chce, żeby nas tu ktoś przyłapał. Rodzice całkowicie zabronili jej wchodzić do lasu, a ona skłamała, że poszła ze mną do kina. Schowane nasłuchiwałyśmy.

Głos zbliżał się do nas, zdałam sobie sprawę, że wzywa on pomocy. Pomyślałam, że może to jakiś turysta, który zabłądził i trzeba mu wskazać drogę powrotną. To czasem się zdarzało i bywało, że im pomagałam.

Zawołałam go i słyszałam, że podąża za moim głosem. Wołałam więc dopóki nie zauważyłam go w oddali, biegł w naszą stronę. Zbliżał się i mogłam dostrzec jego twarz, była cała czerwona. Powiedziałam przyjaciółce, żeby dała mi swój plecak, była w nim apteczka. Wydała z siebie taki dźwięk jakby była obrzydzona i zapytała czy widzę jego buzię. Powiedziałam, żeby się zamknęła i zaczęłam iść w stronę tego zagubionego turysty. Zatrzymałam się w połowie drogi do niego. Dostrzegłam, że nie ma on nosa, ust oraz części czoła. Wyglądało to jakby ktoś je odciął, czyste cięcia. Bardzo mocno krwawił. Miał krew też na spodniach. Zaczęłam się wycofywać, zdołałam zrobić tylko jeden krok. Strach mnie niemalże sparaliżował. Złapał mnie za ramiona.

Zaczął bełkotać i nie mogłam zrozumieć co chce powiedzieć, oprócz tego, że pytał jak długo go nie było. Zapytał mnie gdzie jest jego oddział. A ja po prostu potrząsałam głową. Spojrzał na mnie i zobaczył mojego Walkmana, i zaczął skrzyczeć. Bełkotał, dotykał swojej twarzy. Zauważyłam, że ma on dziwne ubranie – szara materiałowa kurtka, odświętne spodnie. Kurtka miała nietypowe guziki i czerwone obszycie. Powiedziałam, że nie rozumiem co mówi. Chciałam otworzyć apteczkę, ale znów zaczął krzyczeć, jedyna rzecz, którą rozumiałam brzmiała: „nie dotykaj mnie, przez ciebie będę musiał tam wrócić!”. I zaczął biec, ciągle krzycząc, mogłyśmy go słyszeć jeszcze przez długi czas. Moja przyjaciółka płakała, zaczęłyśmy iść w stronę naszego miasta.

Pytała mnie ciągle kto to był i co się stało, ale nie odpowiadałam jej. Kiedy wróciłyśmy do domu powiedziałam, że nie chcę się już bawić w lesie. Ciągle się przyjaźnimy, ale nie rozmawiamy o tym zdarzeniu. Nigdy”.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/12219-Autentyczne-przezycia-amerykanskiego-ratownika-gorskiego-VI

Tłumaczenie: ScaryGuy dla Straszne-Historie.pl,

Autor: searchandrescuewoods z Reddit Nosleep.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jakie to jest dobre
Odpowiedz
Zna ktoś może ksiązki o takiej, lub podobnej tematyce, które by tak wciągały i trzymały w napieciu :D?
Odpowiedz
Dobre pytanie :D. Zna ktoś?
Odpowiedz
Też bym chciała wiedzieć
Odpowiedz
Tak mi się skojarzył Pan Lodowego Ogrodu..
Odpowiedz
Czas Z, Wciąż Patrzą i to to moje ulubione serie na tej stronie :D, czekam na kolejne części.
Odpowiedz
Moja ulubiona seria na tej stronie.
Odpowiedz
Tak bardzo dziękuję temu, kto tłumaczy! Na reddicie są już dwie kolejne części, ale ja z moim angielskim na poziomie "hello, im from Poland", nie mogłam wszystkiego zrozumieć. I dziś tak mi smutno było, bo jadąc w autobusie coś tam czytałam, ale rozumiałam tyle co nic, a tutaj proszę! Następna część przetłumaczona! Dziekuuuuje!
Odpowiedz
https://www.reddit.com/user/searchandrescuewoods a jednak sie dali wkleić, haha,,proszę
Odpowiedz
Moderatorzy Straszne-Historie.pl Kiedy 7 część ??
Odpowiedz
Moderatorzy Straszne-Historie.pl Kawał dobrej roboty! Dzięki! :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje