Historia

Wciąż patrzą 21

kuro 8 8 lat temu 5 536 odsłon Czas czytania: ~14 minut

Spis wszystkich części w profilu: http://straszne-historie.pl/profil/6330

Korzystając z chwili, przesuwam się o kilka centymetrów w lewo, chcąc zwiększyć dystans między mną a dzieckiem, którego połowa mózgu została odsłonięta. Zaciskam palce na dłoni Aleksego, wyładowując w ten sposób napięcie. Ciągle powtarzam sobie, że nie można mi zapomnieć o oddychaniu. Oddychaj. Musisz oddychać. Płacz zalęga się w mojej głowie. Nie jestem w stanie przeciwstawić się temu okropnemu hałasowi rozpaczy. Właśnie to słyszałam pierwszej nocy. Te jęki towarzyszyły mi w tamtym czasie, póki nie podali mi tabletek. I Zośka... ona też krzyczała tymi głosami.

Obserwuję wielkie łzy, rozchlapujące się na drewnianej podłodze, kiedy niespodziewanie zostaję pociągnięta. Przenoszę wzrok na Aleksego. Zasłania mnie i razem powoli przesuwamy się w stronę wyjścia. Dzieci wydają się zbyt zajęte, by nas zatrzymać. Przylegam do ściany, gdy przechodzę obok dziewczynki z rozciętym brzuchem. Usiłowałam prześlizgnąć się szybko i bezgłośnie, ale mój plan legł w gruzach, kiedy stanęłam na coś gumowo-śliskiego. Odskakuję w lewo, potrącając Aleksego. Zaplątałam się. Nie mogę się uwolnić z pułapki jelit, które krępują moje nogi. Zaczynam panikować. Zaczynam krzyczeć.

I tym samym zwracam na siebie ich uwagę.

Dzieci odwracają się, ale nic nie robią. Po prostu patrzą i płaczą. Chyba zwymiotuję.

- Chodź. – słyszę urwany oddech Aleksego, który jest już przy otworze.

Chwilę później po prostu znika z mojego pola widzenia, a ja jestem tak przerażona, że robię najgłupszą rzecz, jaką mogę zrobić. Skaczę za nim i w ogóle nie przejmuję się tym, że moje kości prawdopodobnie zostaną połamane przy upadku. Ale tym razem mam szczęście, bo wbrew oczekiwaniom moje lądowanie jest miękkie.

- Mogłaś poczekać, aż powiem, żebyś skoczyła.

Kiwam bezsensu głową. Uwalniam się z ramion Aleksego, próbując wytłumaczyć sobie mechanizm, na jakim opiera się to szaleństwo. Nie wystarczy mi już teza o mojej chorobie psychicznej, skoro nie jestem jedyną osobą, która to widzi. To nie jest zmyślone. To nie jest coś, co wytworzyłam. To jest prawdziwe.

- Musimy wyjść na zewnątrz. – ciepła dłoń Aleksego, rozgrzewa moje zziębnięte ze strachu serce. Później rozgrzewa również moje nogi, kiedy zmusza mnie do biegu. Pokonujemy pierwsze schody bez słowa. Kolejne piętro znika w milczeniu i, dopiero kiedy jesteśmy już przy wyjściu, postanawiam się odezwać.

- Widziałeś? – gubię oddech. Nie jestem w stanie biec i mówić jednocześnie, dlatego zatrzymuję się, wciąż ściskając dłoń Aleksego. Przytrzymuję go w miejscu. Wiem, że to widział. Wiem, że nie jest ze mną aż tak źle, by wyobrażać sobie coś takiego. Wiem, bo przecież zasłonił moje oczy, ale mimo wszystko, chcę, żeby to powiedział. Muszę usłyszeć to z jego ust.

- Nie mamy czasu. – wyrywa się.

- Widziałeś je!

- Hanno, przestań.

- Nie rozumiesz? Wciąż nie rozumiesz?! – zaczynam krzyczeć. Moja irytacja sięga szczytu, a ja nie wiem, co było jej początkiem. Może to właśnie cały ten strach wyłazi z mojego wnętrza. – One są martwe. I ktoś je zabił. Wiem to.

- Szybko, musimy wyjść z budynku.

- Nie jestem wariatką. – wykrztuszam.

- Nigdy tak nie twierdziłem.

Mam ochotę go udusić za te śmiałe kłamstwa. Otwieram usta, chcąc przypomnieć mu, kilka sytuacji, zacytować kilka słów, których tak bardzo się wypiera, ale w tej samej chwili, drzwi wejściowe się otwierają, a w nich staje Edek.

Palcem wskazującym poprawia swoje okulary. Jego policzki świecą czerwienią, a biała koszula została niechlujnie wepchana w spodnie. Jest wściekły.

- Możesz mi powiedzieć, co tu robisz? – zwraca się do mnie. Przeczesuje swoją starą dłonią ostatnie kępki włosów i podchodzi bliżej. Ściąga okulary, przecierając szkła chusteczką. Za jego plecami pojawia się dwóch pielęgniarzy, którzy przypominają raczej nafaszerowane sterydami byki, niż ludzi. Są kompletnie inni. Nie znam ich. Przerażają mnie.

- Ja... zgubiłam się. – mówię. Wiem, że ta obłuda nie przejdzie, ale czuję, że nie ma już dla mnie nadziei. Muszę się ratować, jak tylko potrafię. – Wybuchła panika. I... i nie wiedziałam, gdzie mam iść...

- Oh proszę. – Edmund mija Aleksego, podchodząc się do mnie niebezpiecznie blisko. – Myślałem, że dasz radę wymyślić coś bardziej wiarygodnego.

Kulę się w przestrachu, kiedy chwyta moje ramię i zaczyna mną szarpać. Nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze to ja miałam nad nim przewagę, ale teraz wygląda tak inaczej. Wygląda tak strasznie.

- Kamery ciągle były włączone. Tym razem się nie wywiniesz. Przegięłaś. – warczy.

Usiłuję się uwolnić z jego uścisku, ale nieruchomieję, kiedy unosi rękę. Przez chwilę boję się, że dostanę w twarz. Zaciskam powieki najmocniej, jak potrafię i czekam na ból, który zaleje mój policzek, ale nic takiego się nie dzieje. Powoli otwieram oczy.

- Tylko ją dotknij, a pożałujesz!

Oddech zastyga w moich płucach, kiedy widzę Edmunda, usiłującego złączyć ze sobą kawałki podartej tkaniny koszuli i Aleksego, który został obezwładniony przez facetów po mięśniowym botoksie.

Potrzebuję chwili, by zrozumieć, że właśnie zostałam ochroniona przed kilkoma siniakami.

- Jak śmiesz mi przeszkadzać? Już tu nawet nie pracujesz. Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się z ośrodka. Jeśli nie znikniesz w ciągu pięciu minut, zadbam o to, byś nigdy nie znalazł pracy w tym zawodzie.

Wbijam paznokcie w skórę. Zostałam uratowana. Ktoś mnie uratował. Ktoś mnie uratował. Ktoś nie pozwolił mnie skrzywdzić. To takie... miłe.

- Wyprowadźcie go. Najlepiej zadzwońcie po policję, niech oni się nim zajmą.

Aleksy usiłuje się obronić. Usiłuje walczyć, ale wygrana jest niemożliwa.

- Zobaczymy, czy wciąż będziesz taki cwany, jak wszyscy dowiedzą się, co robisz pacjentom. Może potrafisz oszukać kontrolę i sanepid, ale nie pracowników.

- O czym mówisz?

- Myślisz, że zamieniając opakowania, nikt nie zauważy, że zamiast leków, każesz podawać narkotyki? Ci ludzie są tak naćpani, że nic już im nie pomoże. Pewnie też aplikujesz coś pielęgniarkom, żeby się nie połapały.

Przechylam głowę, wpatrując się w Aleksego. To dlatego nie chce wierzyć w to, co widzi. Myśli, że jest pod wpływem narkotyków.

Ale jeśli on jest pod wpływem, to równie dobrze ja też mogę być.

Nie. Gdyby mnie naćpali, zauważyłabym. Przecież niejednokrotnie dostawałam silne leki.

To jest prawdziwe. Nie jestem naćpana. Nie jestem.

- Mam zgodę na leczenie osób w tym ośrodku w taki sposób. – Edmund zaciska szczękę.

Wygląda poważnie mimo niskiego wzrostu i marnej postury.

- Ciekawe od kogo. O ile mi wiadomo, podawanie opium osobom chorym psychicznie, jest nielegalne.

- Zamknij się, chłopcze. Już tu nie pracujesz. Nie mam ci nic do powiedzenia. Nie dam się zastraszyć.

Aleksy wciąż nie daje za wygraną. Patrzę na jego walkę. Widzę, jak się wyrywa i jestem na siebie zła za to, że nie mogę nic zrobić.

- Wyprowadzić go.

Zbieram w sobie głos, układam plan, który nie wypali. Podbiegam do jednego z pielęgniarzy, który okropnie szarpie Aleksym i drapię jego przedramię.

- Puśćcie...! – wrzeszczę. Kiedy uświadamiam sobie, że wszystko, co robię, jest bez sensu, odwracam się i spoglądam na Edmunda najbardziej wkurzonym wzrokiem, jaki posiadam. Łudzę się, że to w czymś pomoże. Mężczyźni ciągną Aleksego w stronę drzwi. A ja panikuję. I w panice zaczynam grozić wszystkim dookoła.

- On ma tu zostać! Jest moim opiekunem.

- Sam złożył wypowiedzenie, ale właśnie został zwolniony.

- To go przyjmij!

- Nie. Kończę ten temat. Wracaj do swojego pokoju.

Zagryzam wewnętrzną stronę policzka. Zaczynam liczyć w myślach, by się uspokoić. Edmund kolejny raz poprawia swoje okulary, odwraca się i odchodzi. Jestem zrozpaczona. Jestem wściekła.

- Jeśli Aleksy nie będzie moim opiekunem, zmienię ośrodek.

Zatrzymuje się w pół kroku. Za swoimi plecami słyszę, szamotaninę i kolejne przekleństwa.

- Wiem, że ruszyłeś z nowym projektem. Nie będziesz mieć na niego pieniędzy, jeśli mój ojciec przestanie być głównym inwestorem. A jeśli mnie tu nie będzie, nie będzie mieć również powodu, by wpychać nasze pieniądze w to miejsce.

- Czy to szantaż?

- Umowa. Całkiem dobra umowa.

- Jesteś pacjentką, nie będziesz stawiać mi warunków bez względu na to, ile masz pieniędzy.

- Nie chodzi tylko o pieniądze. Dobrze wiesz, że cały ten ośrodek upadnie bez finansowania, a do tego dojdzie jeszcze afera. Niezła afera. Bo wiesz, to bardzo zaskakujące, że w najlepszym psychiatryku traktuje się pacjentów „opium”.

Przez ułamek sekundy dostrzegam błysk w jego starych oczach. Edmund wzdycha. Irytuję go. I właśnie w tej chwili zdobywam pewność, że wygrałam.

- Panowie. – macha ręką. – Poproście personel o odprowadzenie pacjentów do pokoi i dopilnujcie, by Pan Konarski wykonał należycie swoje obowiązki.

Mężczyźni puszczają Aleksego, który ze złości popycha jednego z nich. Czuję ulgę. Czuję tak wielką ulgę, że mogłabym się równie dobrze rozpłynąć.

- I żeby wszystko było jasne... – gruby głos niszczy moją euforię. – Jeszcze jeden wybryk, a postaram się, żeby to miejsce nie było dla ciebie przyjemne.

Przełykam gorzką ślinę, patrząc, jak Edmund znika w głębi korytarza. Więc mam ostatnią szansę? Jeśli jeszcze jeden raz coś spieprzę, pewnie naćpa mnie równie mocno, jak innych pacjentów, chociaż wcale nie mam pewności, że wcześniej tego nie robił. Wiedziałam o tym, że coś kręci, ale nie miałam pojęcia, że to akurat opium. W sumie mogłabym go śmiało podejrzewać nawet o sprzedawanie narządów. Wiem, że byłby do tego zdolny. Wszyscy w tym psychiatryku są popaprani. Pacjenci i personel. Wszyscy są szaleni.

Odwracam się i podchodzę do Aleksego, gdy mężczyźni wychodzą na zewnątrz. Patrzę przez niewielką szybkę na tłum ludzi, który dzieli się na małe grupki. Trwa przeliczanie pacjentów. Za parę minut zostaną odprowadzeni do pokoi. Za parę minut wszystko wróci do normy. Za parę minut...

- Nic ci nie jest? – pyta.

Unoszę prawą brew.

- Mnie? To ty tu jesteś ofiarą. Nieźle cię poszarpali.

- Bzdura.

Aleksy rozprostowuje zgięcie na kurtce i wygładza materiał bluzki. Jestem prawie pewna, że pod tkaniną kryje się parę kwitnących siników.

- Dziękuję. – mówię, patrząc na swoje buty. – Zebrałeś za mnie baty.

- Taaa. Za to ja ci nie dziękuję.

Zaczynam chichotać, ale kiedy orientuję się, że nie o to mu chodziło, milknę.

- Wiesz, że mimo wszystko tu nie wrócę, prawda?

Rzeczywistość, która zniknęła pod warstwą nadziei, teraz została brutalnie odkryta.

- Nie możesz decydować za mnie. Nie będę tu pracować. Przykro mi Hanno.

- Nie szkodzi. – uśmiecham się, choć skurcz rozrywa moje serce. – Dam sobie radę.

Cisza trwa przez milion lat. Przerywa ją dopiero odgłos otwieranych drzwi i głosy ludzi, którzy wchodzą do środka. Wtedy Aleksy mówi, że odprowadzi mnie do pokoju. A ja się zgadzam, bo aktualnie nie istnieje dla mnie żadna inna opcja. W czasie drogi milczymy. Nie musimy uświadamiać sobie nawzajem, że za kilka sekund się pożegnamy. Po prostu jesteśmy. On nie ma zamiaru tu zostawać, a ja nie mam zamiaru go zatrzymywać. Cokolwiek by się nie stało, czego by nie zobaczył, czego by nie usłyszał, Aleksy nigdy w to nie uwierzy. Wiąże to wszystko z narkotycznymi halucynacjami.

Ja też powinnam obrać logikę za sojusznika.

Ale tego nie zrobię.

Pieprzyć racjonalność.

Mam tu parę spraw do załatwienia.

Pokonując kolejne metry korytarza, zaczynam myśleć, że to wspaniałe rozwiązanie. Aleksy już nigdy tu nie wróci, a to daje gwarancję na poprawę jego zdrowia psychicznego. Będzie mógł zapomnieć. Będzie bezpieczny.

- Hanno – wypowiada moje imię delikatnie. Zerkam na niego. – Mogę o coś zapytać?

- Oczywiście.

Mija bardzo długa chwila. Później pada pytanie.

- Jesteś tu na własne życzenie?

- Tak.

Ukrywam zdenerwowanie za maską opanowania. Wiem, do czego zmierza.

- Skoro nie jesteś trzymana tu pod przymusem i jesteś pełnoletnia, czemu po prostu stąd nie wyjdziesz? Mogłabyś uczestniczyć w terapiach z małych ośrodków pomocy. Mogłabyś żyć normalnie.

- To zbyt skomplikowane.

- Jak skomplikowane?

Nie odpowiadam. Idę pewnym krokiem, równym tempem. „Skomplikowane”... nie. To wcale nie jet skomplikowane, ale gdybym powiedziała, że jestem tu, bo psychiatryk to jedyne miejsce, gdzie ktoś mnie chce, myślałby, że jestem idiotką z syndromem porzucenia. Nie chcę, żeby o tym wiedział. Nie mam nikogo. Nie mam nic. A jeśli pozwolę, żeby zabrali jeszcze moje zdrowie psychiczne, nie będę miała powodu, by istnieć. Muszę przestać widzieć te wszystkie rzeczy. Muszę przestać popadać w paranoje. Muszę dowiedzieć się, czemu te dzieci zostały zabite, kim jest śpiewająca kobieta, co się stało z Izabelą, i kim jest dupek, który wyjął mi oko. Wtedy wyjdę. I będę szczęśliwa.

Wzdycham ciężko.

- Chciałem cię przeprosić. Skoro to ostatnia okazja, to...

- Nie musisz za nic przepraszać. Wszystko jest dobrze. Po prostu o tym zapomnijmy.

- Ło, stara Hanna pewnie kazałaby mi błagać na kolanach o przebaczenie.

- Stara Hanna?

- Obcięłaś włosy. To znaczy, że coś porzuciłaś.

Coś porzuciłam? Oby to nie była nadzieja.

- I posiwiałam. – mówię, chwytając kosmyk białych włosów.

- Ładnie ci w takim kolorze.

Uśmiecham się lekko. Szukam w pamięci dnia, w którym ostatni raz ktoś powiedział mi coś miłego. Zapomniałam już, jak nic nieznaczące słowa mogą poprawić humor. Prawie się czerwienię.

Podchodzę do drzwi, kierując rękę w stronę klamki. Aleksy stoi obok, po mojej lewej stronie, dlatego, kiedy dostrzegam jakąś sylwetkę kątem oka, odruchowo kieruję wzrok w prawo. Po korytarzu kręci się mnóstwo ludzi. Pacjenci prowadzeni są do pokoi, pielęgniarze pilnują porządku, pielęgniarki przynoszą leki. I naprawdę nie rozumiem, czemu zawsze dostrzegam tylko ją. Zośka chodzi samotnie w tę i z powrotem. Przygarbiona postawa nadaje jej groteskowego wyglądu. Ma błędny wzrok. Ślina jak zawsze skapuje z kącika jej ust, a włosy tworzą jeden wielki kołtun. Przypomina kota z lekkim upośledzeniem umysłowym, który szuka swojej ofiary.

W momencie, w którym nasze spojrzenia się spotykają, uświadamiam sobie, że to właśnie ja stałam się ofiarą. Zanim reaguję, podchodzi do mnie. Blisko, ale nie za blisko. Chyba nauczyłam ją zachowywania dystansu między nami.

- Wejdź. – czuję jak dłoń Aleksego wpycha mnie do środka, ale nie pozwalam mu na takie poczynania. Wiem, że ona chce mi coś powiedzieć. Nie rozumiem tego, ale jestem przekonana o jej cierpieniu. Zośka przechodziła dokładnie to samo. Jej się nie udało i oszalała. Nie chcę oszaleć, dlatego postanawiam ją wysłuchać.

- Hanno, błagam.

Podchodzi wolnym krokiem. Jej dłonie się trzęsą. Nerwowo przebiera palcami.

- Już. – mówi. – To już prawie koniec. Przestaną.

- Kim są?

- Wejdź do środka. Ona jest chora, wygaduje bzdury.

Mam ochotę powiedzieć mu, żeby zamkną mordę, ale boję się, że wystraszę Zośkę.

- Ty nie wiesz. Ale on wie. – wyciąga palec wskazujący i kieruje go na Aleksego. – On wie.

- Co wie?

- Ty nic nie wiesz. On wie. On. On wie.

- Przepraszam, pacjent błąka się bez opieki! – słyszę głos. Ignoruję go.

- Chodzi ci o Aleksego, tak? Co on wie? Kim są te bachory? Co tu się stało?

- On wie. Ty nie wiesz. On wie.

W tym momencie mam ochotę krzyknąć z całych sił albo rozwalić coś... cokolwiek. Konkrety. Potrzebuję konkretów.

- On wie. – powtarza w kółko.

Pod wpływem skrajnych emocji i gniewu, chwytam Zośkę za ramiona i potrząsam nią. Krzyczę, domagając się wyjaśnień, ale ona jest zbyt słaba. Czuję jej kruchość pod palcami, ale to nie zniechęca mnie od chęci wydobycia informacji. Muszę wiedzieć. Niech powie mi, o co tu chodzi!

Pielęgniarka odciąga Zośkę. Aleksy chwyta moje nadgarstki.

- Powiedz mi! – piszczę, zanim kobieta znika we wnętrzu swojego pokoju.

Patrzę w ślad za nią i, przysięgam, że przez ułamek sekundy kroku dotrzymywała jej ciemna sylwetka ze świecącymi oczami. Ale to nie był ten sam cień, który zeżarł mi miętówki i strzelił focha za wywalenie z łóżka. Ten cień był inny. Był obcy, a jego wzrok chciał mnie zabić.

- Już? Wszystko w porządku?

- O czym ona mówiła? – pytam bez zastanowienia.

- Cholera wie.

- Kłamiesz.

Odpycham Aleksego. Wstyd mi za to, ale wierzę bardziej tej psycholce, niż komuś, kogo znam od dawna. W jej słowach coś jest. Musi coś być.

- Nie wiem, Hanno. Przysięgam.

Biorę głęboki wdech, próbując pozbyć się palącego uczucia gniewu. Gryzę dolną wargę, po czym chwytam za klamkę. Wciągam do pokoju Aleksego i zamykam drzwi. Nie ma mowy, żebym teraz go wypuściła. Muszę wiedzieć. Może on nawet nie wie, że coś wie. To bardzo prawdopodobne. W końcu jest facetem.

- To głupio zabrzmi, ale nie wierzę w logiczne wytłumaczenie tego, co się dzieje. I tak, polegam na słowach szurniętej Zośki. To może cię dziwić...

- Nic mnie już nie zdziwi. – wykrztusza, a jego głos łamie się tysiąc razy. Zdenerwowanie unosi się w powietrzu, stając się niemal namacalne.

Słyszę ciche mruczenie.

Odwracam się. I nie wiem, co jest gorsze. To, że przeze mnie psychika Aleksego umarła, czy to, że ten popieprzony, czarny stwór postanowił przymierzyć moją ulubioną bluzę.

Nie mam słów, by wyrazić stan emocjonalny, w jakim obecnie się znajduję. Wkurwienie plus strach plus dezorientacja. Chyba wybuchnę.

Cień przysiadł obok łóżka. Ubranie ledwo zakrywa jego wielkie cielsko, rękawy zostały rozprute. Ogólnie dziwi mnie to, że dał radę wcisnąć swoje długie szpony w otwory. Wygląda komicznie.

- To ja może już pójdę...

Bladość Aleksego zaczyna mnie martwić. Zdaje się, że wszystkie barwy po prostu odpłynęły z jego ciała. Chwieje się. Zaraz upadnie. Przysuwa krzesło, sugerując, by usiadł, ale jego histeria zaczyna wypływać na zewnątrz. Zerkam na cień i ze zdumieniem stwierdzam, że ten idiota macha swoją „dłonią”, czym zdecydowanie pogarsza sprawę.

Eskortuję Aleksego, póki bezpiecznie nie dotrze do krzesła.

- Co to w ogóle jest? To żart? – mamrocze.

Panikuję. Nie wiem, co robić. Aleksy nie może zejść na zawał umysłowy. Muszę chronić resztki jego psychiki.

- To nic takiego.

- Hanna... kurwa, czy to rozumie, co do niego mówię?

Obserwuję wzbierającą paranoję w jego oczach. Muszę coś zrobić. Muszę... Odwracam głowę w stronę cienia, który wciąż macha. Macha. I macha.

- Przestań się wygłupiać, idioto! – warczę.

Dwa złote koła zwężają się, tworząc prostokąty. A potem słyszę pomruk. I już wiem, że go uraziłam.

Ciąg dalszy: http://straszne-historie.pl/story/12288-Wciaz-patrza-22

-----------------------------------------------------------------------------

Hej! ヾ(。^ω^。)ノ

Kolejna część za nami i mamy ponad 100 stron. Koniec już blisko, więc przedostatni raz chciałam Wam podziękować, że jesteście, czytacie i komentujecie. Wszystkie rady biorę do serca i jestem naprawdę wdzięczna za każdą „mini pomoc” ( ^∇^)

Ostatnio zdobyłam też parę artów związanych z opowiadaniem, które możecie znaleźć tu ---> https://www.facebook.com/1455858561318535/photos/a.1710265752544480.1073741831.1455858561318535/1710622582508797/?type=3&theater

I jeszcze raz (ostatni, przysięgam)

Dzięki za wszystko i niech moc będzie z Wami (◍•ᴗ•◍)

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Boshe!!! *,* kocham te opowiadanie!! Błagam nie gadaj że to już prawie koniec! :(((
Odpowiedz
Nie ma to jak zacząć czytać ciekawą historię od końca :/
Odpowiedz
Świetne. Trochę będzie smutno bez tych niedzielnych przerw na Wciąż Patrzą :')
Odpowiedz
Świetne i wciągające
Odpowiedz
Jak mam wejść na fb skoro nie mogę skopiować linku?
Odpowiedz
A tak po za tym swietna pasta i juz nie mogę sie doczekać konca. I w sumie nie chce końca bo co będę czytać? :)
Odpowiedz
Maria Stolarczyk Osobiście polecam czas z i wagary, ale tej pasty nic nie przebije
Odpowiedz
Maria Stolarczyk Opowiadanie nie zostało jeszcze przeniesione na główną, dlatego link nie jest dostępny. Proponuję sprawdzić za kilka godzin ;) I dziękuję za miłe słowo :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje