Historia

Descendenci

sundowner 7 11 lat temu 8 563 odsłon Czas czytania: ~15 minut

Odcinek 001: Pilot - Nia budzi się uwięziona w zrujnowanym mieście, którego ulice aż lepią się od brudu. Kim są "Descendenci" i czego od niej chcą?

Tak brzmiał opis w gazecie. Nigdy nie sprawdzałem ramówki, w ogóle nie interesowała mnie telewizja. Jednakże w szpitalnym łóżku masz aż za dużo czasu, aby zajmować się pierdołami.

Ta konkretna pozycja dotyczyła serialu pt. "Descendenci". Tytuł kojarzył mi się z "X-Men" i gdyby nie godziny leżenia w łóżku, to nigdy bym nie zwrócił na niego uwagi ani nawet nie zapamiętał.

Mimo późnej godziny emisji, serial wydawał się być skierowany do dzieci lub przynajmniej do oglądania z rodziną. Nie było to nic, co mogłoby mnie zainteresować, ale skacząc po kanałach nie znalazłem nic lepszego. Gdybym tylko bardziej lubił sport, to w życiu bym nie obejrzał tego czegoś.

Pilot serialu był taki, jak można było się tego spodziewać, przedstawiono postacie i mniej więcej pokazano, o czym to wszystko będzie.

Nia była młodą dziewczynką, najwyżej dziesięć lub dwanaście lat. Fabułą filmu zakładała, że Nia i jej ojciec, naukowiec, żyli w świecie podobnym do naszego, ale technologia i nauka stały na nieco wyższym poziomie. Ojca Nii poznajemy w momencie, gdy dopracowuje swoją maszynę czasu. Wyjaśnia szczegółowo jak urządzenie ma działać, rzuca na prawo i lewo naukowym żargonem, co wydawało się nie mieć w zasadzie niczego na celu. Dzieci i dorośli zapewne nic nie zrozumieją z tej paplaniny.

Nie przedłużając, Nia niespodziewanie pojawia się w laboratorium swojego ojca, a konsekwencją tego jest przypadkowe uruchomienie urządzenia. Jest błysk światła, a potem... nic. Tylko biały ekran. Przez kilka minut można było jeszcze "podziwiać" biel ekranu, po czym przeszła w szum i śnieżenie na ekranie. Obraz wyglądał, jakby ktoś ruszał anteną w tę i we w tę próbując złapać sygnał.

Sceneria była nieco piekielna. Czerwone, nocne niebo... zwaliste, opuszczone ruiny drapaczy chmur... a wszędzie tylko śmieci i gruzy.

Nia wdrapała się na wielką stertę odpadów pełną stalowych prętów. Wyglądała na przestraszoną. Bardzo, bardzo przestraszoną... i zdezorientowaną. Zwymiotowała dwukrotnie, a kamera zrobiła zbliżenie, aby ukazać detale. Było to o tyle groteskowe, że nie wyglądało na zainscenizowane. Potem zaczęli się pojawiać Descendenci.

Nie byłem na to przygotowany. Descendenci byli dużymi, przypominającymi owady stworzeniami, trochę podobnymi do karaluchów. Mieli płaskie ciała, długie czułki i twarze wyglądające, jakby były w samym środku wielowiekowej ewolucyjnej transformacji pomiędzy owadem a człowiekiem.

Nia zamarła na sam ich widok... dosłownie wypełzły ze stert śmieci...

Wiedziałem, że byli to po prostu bardzo wysocy, szczupli aktorzy przebrani w lateksowe stroje, a mimo to też się bałem.

Descendenci otoczyli Nię i zaczęli zbliżać się do niej.. Krzyczała na nich. Ten nieludzki krzyk, który wydajesz z siebie, gdy nie możesz już nic zrobić, tylko krzyczeć najgłośniej jak umiesz.

Zatrzymali się. Jeden z nich ostrożnie podszedł do dziewczynki, zachowując tak duży dystans, jak się dało, jednocześnie dotykając jej czoła swoimi czułkami. Cofnęła się, nie miała pewności, co do zamiarów stworzenia.

- Jab - zabrzęczał karalucho-podobny. - Jabo.

Nia spojrzała na niego pytająco.

- Jabłko - znów zabuczał. - Jabłko. Uć. Udź. Łódź. Sba e Jabłko. Osoba je jabłko. Osoba lata łodzią.

- Uczysz się mówić? - Nia zapytała o to, o czym sam myślałem. Pomyśleliśmy o tym samym prawie jednocześnie.

To coś nie odpowiedziało. Odwróciło się od niej i żwawo wmieszało się w tłum reszty Descendentów, dotykając się z nimi czułkami, a każdy, z którym wcześniej nawiązał kontakt, robił to samo z innymi.

Reszta odcinka skupiała się na Nii i Descendentach razem przemierzających miasto w poszukiwaniu jej ojca. Od razu wiedziałem, że go nie znajdą. Nie można zbudować długiej przygody od razu osiągając cel.

I na tym się skończyło. Bez rewelacji. Tej nocy i następnego dnia nawet nie myślałem o tym serialu.

Odcinek 002: Osiedlenie - Nia przedostaje się przez ziemie Descendentów, a wszyscy oni mają dla niej coś specjalnego!

Szczerze, to nie miałem zamiaru oglądać serialu kolejny raz. Nawet nie wiem, czemu to zrobiłem. Skakałem po kanałach, zobaczyłem to zabarwione na czerwono niebo i odłożyłem pilota. To wszystko.

W drugim odcinku mogliśmy oglądać Nię powoli akceptującą jej otoczenie. Z pomocą kilku Descendentów zrobiła sobie swój własny kącik w jednym ze zrujnowanych budynków. Descendenci przynieśli jej różne rzeczy, ale raczej nie byli w stanie ustalić, czego może chcieć.

Gnijący miś-przytulanka, piłka bez powietrza, postrzępiony worek na śmieci z interesującą plamą i wytarta, brudna peruka... kawałek manekina bezceremonialnie przyciągnięty za twarz.

W pewnym momencie, gdy już trochę naznosili tych "prezentów", jeden z Descendentów przyniósł Nii ludzką kość udową. Z początku wzięła ją w ręce, ale jak tylko zdała sobie sprawę z tego, co to jest, zapiszczała i upuściła kość na podłogę. Ten, który jej to przyniósł spanikował, biegając w kółko po podłodze, po ścianach i po suficie wydając z siebie skomlenie.

- Wynocha! - Nia nakrzyczała na niego. - Wynocha i nigdy nie wracaj!

Następnie kamera podążyła za przerażoną twarzą Descendenta, który ewakuował się z pomieszczenia. Potem z lotu ptaka widzimy, jak stworzenie oddala się biegnąć ulicą.

To mnie naprawdę poruszyło i zdenerwowało. Rozumiem, czemu Nia była wściekła, na pewno tego nie chciała, ale nie wiedziałem, czemu scenarzysta umieścił tak okrutną scenę.

Wyłączyłem telewizor.

Ta scena wstrząsnęła mną na tyle, że śniła mi się w nocy. Śniło mi się, że byłem na miejscu Nii i pocieszałem skamlącego Descendenta. Załagodziłem całą sprawę, w przeciwieństwie do niej.

Odcinek 003: Impreza - Descendenci urządzają huczne przyjęcie dla Nii! Ona nie jest w stanie przełknąć ich pożywienia. Będzie z nimi szczera, czy zacznie udawać?

Lekarze powiedzieli, że nastąpiły komplikacje. Miałem naprawdę bolesne otarcie na nodze, pielęgniarki pojawiały się coraz częściej, by sprawdzić, co u mnie. Nikt tego nie mówił, ale wiedziałem, że z każda wizytą czuli ulgę, że zastali mnie przytomnego.

Wchodzili z głośnym i wesołym: "No jak tam...?", a ich fałszywe uśmiechy przeradzały się w prawdziwe, gdy im odpowiadałem lub chociaż się poruszyłem.

Miałem już chyba obsesję na punkcie poprzedniego odcinka. Jak mógł być tak okrutny? Nie mogłem myśleć i niczym innym, może to przez leki nie miałem jasnego umysłu. Byłem rozdarty pomiędzy nie lubieniem tamtej sceny, a uczuciem, że to wydarzyło się naprawdę, a ja opłakiwałem smutne zdarzenia.

Nawet nie pamiętam włączenia trzeciego odcinka, a nawet jeśli to ja to zrobiłem (chociaż obstawiam, że to pielęgniarka), to i tak byłem ciekaw jak potoczą się sprawy. Może wyłączyłem za wcześnie i przegapiłem szczęśliwe zakończenie.

Descendenci jakoś oczyścili cały obszar wzdłuż ulicy i wznieśli ordynarne struktury z gruzu i śmieci. Patykowata postać stworzona z powyginanych i wpół-stopionych prętów stała na tle karmazynowego horyzontu. Descendenci twierdzili, że to jest piękny monument na cześć "Matki Mowy".

Nia usiadła na stosie śmieci, niezdarnie uformowanych w tron. Wyglądała, jakby czuła się nieswojo, chociaż wszystko w serialu wyglądało się być... w porządku. W śmieciach nie roiło się od robaków ani nic z nich nie wyciekało, w ogóle miało się wrażenie, że ktoś poświęcił dużo czasu na ich zdobycie.

Mimo to, wciąż czuła się niepewnie.

Descendenci okrążyli ją i gwizdali na nią, prawie tańczyli z radości, chociaż ich ruchy był raczej przypadkowe i niezdarne.

- Widzisz. - zawołał jeden z Descendentów. - Bardzo dobry projekt. Bardzo mądry.

Zacząłem to zauważać, gdy kamera się cofnęła i wzniosła. Insekty poruszały się wściekle, kanciaste odnóża pląsały, a czułki trzepotały w podnieceniu. Krążyli i kręcili się dziwnie, ale nigdy na siebie nie wpadali. Nawet się nie dotknęli ani razu. Na przeciwległych końcach zgromadzenia Descendenci wykonywali identyczne ruchy. To wyglądało jak wielki test Rorschacha zrobiony z podekscytowanych robali.

Nia tego nie zauważała. Oparła się nadęta brodą o rękę i tylko przewracała oczami.

- No zobacz, debilko! - plułem słowami jak wściekły pijak. - Zobacz, co oni robią. Robią to dla ciebie, a ty nawet nie patrzysz!!

Po kilku chwilach wszyscy zwolnili, a następnie się zatrzymali i zwrócili oczekująco w stronę Nii. Powoli biła im brawo. Sarkastycznie. Mimo to wyglądali na zadowolonych i wszyscy zaczęli się dotykać czułkami.

Scena zanikła powoli. Wtedy zwróciłem uwagę, że "Descendenci" nigdy nie byli przerywani reklamami.

Kamera znów pokazywała krajobraz, ale tym razem z bardzo daleka. Cały obraz miasta był spustoszony i... nie taki, jak w większości filmów lub seriali... tutaj nic się nie poruszało, nic nie spadało, całość wyglądała dosłownie tak, jakby całe to miejsce długo popadało w ruinę i już skończyło się zapadać.

Scena przeniosła się do Nii siedzącej na tronie. Wyglądała na naprawdę zmęczoną rozdrażnioną.

- Jestem taka głodna... - zajęczała.

Oczywiście nigdy nie widziałem, aby jadła cokolwiek, bo co niby miała tam jeść? Nie było roślin ani zwierząt w zasięgu wzroku poza Descendentami.

- Bardzo łatwo zobaczyć. - odpowiedział jeden z nich stukając żuwaczkami zmartwiony - Problem!

Stworzenia się rozbiegły, a na kolejne piętnaście lub dwadzieścia minut serial skoncentrował się na Nii tam siedzącej, starającej się uciskać brzuch tak mocno, jak tylko mogła. Jakby ją coś bolało. Kilka razy prawie straciła przytomność, przynajmniej mi się tak zdawało. Jej głowa opadała i gwałtownie się podnosiła.

W końcu wrócili. Nieśli różne przedmioty, tak jak wtedy, gdy przynosili jej podarki.

Nia gardziła niemal wszystkim, zresztą każdy by tak zrobił. Zakrzepnięte kulki nieznanej substancji, kawałki izolacji, po prostu zbierali wszystko, co teoretycznie można było przerzuć i w pośpiechu to przynieśli.

- Potrzebuję jedzenia, rozumiecie? - Nia naskoczyła na nich. - Na przykład JABŁKO. Pamiętasz? JABŁKO. Albo MIĘSO... Potrzebuję MIĘSA.

Descendenci wymienili się spojrzeniami. Nawet na ich pustych, opancerzonych twarzach i bezpowiekich oczach było widać zakłopotanie.

- Mięso. - powtarzali między sobą. - Kiedy jakiś widział mięso i co to jest?

- A co WY jecie?! - Nia zagrzmiała.

Jeden z Descendentów podszedł powoli, jeszcze raz przynosząc kulkę substancji. Była śliska, błyszcząca, jak jakieś mięsiste jajo pokryte wzorami, które wyglądały jak zielone i czarne żyły.

Spojrzała na kulę z desperacją w oczach, po czym wgryzła się w jej skórę.

Odcinek nagle się zakończył.

Odcinek 004: Coś Innego - Dzieje się coś innego, a Descendenci zachowują się dziwnie! Ważne zasady bezpieczeństwa!

Teraz już miałem niezłego fioła na punkcie tego serialu. To było jak oglądanie wraku samochodu, w którym widzisz krew, ale nie możesz zobaczyć prawdziwej masakry... przekręcam szyję, żeby oglądać, chociaż wiem, że nie chcę.

Wiem, że już nigdy nie zapomnę z tego ani minuty, jeśli to obejrzę.

Wciąż czułem się okropnie, byłem jakiś niewyraźny i otępiony. Chociaż chciało mi się rzygać, to miałem zamiar poznać dalszy przebieg wydarzeń w serialu. Miałem małe przeczucie, że wszystko się odwróci i skończy szczęśliwie... ale nie liczyłem na to zbytnio.

Tak jak mówił opis odcinka, Descendenci zaczęli zachowywać się dziwnie. Bardzo dziwnie.

Dreptali i pędzili na zmianę, podczas gdy Nia próbowała za nimi nadążyć, ale nie mogła jednoznacznie wybrać, za kim iść, bo wszyscy wyglądali identycznie. Czuła się trochę lepiej, ale wyraźnie dało się zauważyć pozostałości szoku.

- Co się dzieje? - kilkukrotnie domagała się odpowiedzi ochrypłym i łamiącym się głosem.

Zakaszlała wielokrotnie i nawet nie zauważyła, jak jej warga zaczyna krwawić w pewnej chwili.

- Bądź płaska! - wykrzyczał jeden z Descendentów przechodząc obok niej. - Stań się płaska i BĄDŹ płaska niedługo!

Nie rozumiała ani ona, ani ja. To szaleństwo zaczynać odcinek sceną, w której wszyscy wpadają w rodzaj transu. Założyłem, że stacja telewizyjna musiała zacząć emisję od złego momentu.

- Czemu miałabym? - Nia krzyczała. - Czemu miałabym stać się płaska? Co się dzieje?

Wszyscy Descendenci zatrzymali się. W ruchu pozostał tylko ich czułki. Każdy z nich poruszał czułkami w przeciwną stronę spiralnym ruchem.

Jeden z nich przełamał szyk i ruszył na Nię uderzając ją "z główki" i odrzucając na popękany i zniszczony chodnik. Gdy upadła cała resztą przylgnęła do ziemi. Byli zbyt płascy, aby mogli to być ludzie w kostiumach, już od dawna gryzła mnie ta sprawa. Od jakiegoś czasu zaczynałem sądzić, że są to prawdziwe, żywe stworzenia.

Ziemia się zatrzęsła.

Nia próbowała wstać, ale wibracje przykuły ją do ziemi.

- Co się dzieje? - wrzeszczała, jej głos był zniekształcony i prawie zagłuszony przez ten cały hałas wokół niej.

Nie było odpowiedzi. Obraz zaczął się zamazywać i przewijać w pionie. Przysięgam, ze czułem jak trzęsie się szpitalne łóżko, chociaż wmawiałem sobie, że to tylko mój podniesiony puls.

Serial pokazywał teraz ujęcia budynków... stert śmieci... niebo... wszystko to w trakcie całego zgiełku i hałasu trzęsienia ziemi, które wydobywały się z głośników telewizora. Musiałem ściszyć dźwięk, bo było coraz głośniej, a nie chciałem niepokoić pacjentów w sali obok.

Kiedy wszystko ucichło, sytuacja wróciła do "normalności", znów pogłośniłem i słuchałem, jak Nia pochlipuje i ciąga nosem leżąc zwinięta w kłębek. Descendenci znów ją otoczyli i powoli "macali" jej małe ciałko swoimi czułkami.

- Już czas na płaskość. - powiedział jeden z nich.

- Zupełny czas, abyś stała się płaska. - pomocnie wyjaśnił inny. - Wstań i to też będzie w porządku.

Zebrała się w sobie... najbardziej jak potrafiła, bo wyglądała jak wrak człowieka... Nia raz jeszcze zdecydowała, że poszuka ojca. Wypowiedziała jedne z najbardziej posępnych słów, jakie kiedykolwiek słyszałem w tym, co okazało się jednak nie być rozrywką dla całej rodziny...

- Jeśli nie uda mi się znaleźć tatusia, - wytarła nos o rękaw - to poderżnę sobie to zawszone gardło.

Odcinek 005: Poszukiwania - Pośród ruin jest wiele niewykopanych rupieci. Część może mieć coś wspólnego z Nią.

Byłem w śpiączce przez jakiś czas. Nie wiem jak długo. Pamiętam jedynie sny o Nii, tym razem pomagałem jej, a potem moje oczy się otworzyły. Zobaczyłem jasne światło i tłum ludzi nade mną.

Bolała mnie głowa. Wszystko mnie bolało. Nie mogłem się poruszać ani mówić.

W moim śnie szedłem z Nią, na tle czerwonego krajobrazu, a za nami podążali Descendenci. Razem tworzyliśmy dość osobliwą ekipę poszukiwawczą, przetrząsaliśmy sterty śmieci, krążyliśmy po budynkach, wołaliśmy ojca Nii.

W serialu nigdy nie podała jego imienia, ale w moim śnie wszyscy nazywaliśmy go imieniem mojego ojca.

Zanim sen się skończył, Nia złapała moje dłonie. Byłem ubrany w szpitalną tunikę... ona w brudne, zakrwawione ubrania, jej twarz była umorusana, a oczy dzikie.

- Jeśli nie uda mi się wrócić do domu, - jej oczy wpatrywały się w moje - wiesz, co robić.

Ostatnie, co widziałem, to krótki błysk i nas dwoje... trzymających się za ręce... rozłożonych na ziemi z poderżniętymi gardłami... z odłamkami zardzewiałego, połamanego żelastwa w naszych ciałach.

Pielęgniarki zapewniły mnie, wszystkie mnie zapewniały, że będę mógł się znów poruszać. Lekarz, światowej klasy dupek, wszystko zburzył, gdy przyszedł na obchodzie i mruczał sam do siebie pod nosem: "Co za szkoda..." i "Kolejny, dla którego nie możemy nic zrobić.".

Pewnie myślał, że go nie usłyszę. No cóż.

Jedna z pielęgniarek, moja ulubiona, jedyna, która nie rozmawiała ze mną, jakbym był debilem, włączyła mi ten przeklęty serial. Nawet przeczytała opis odcinka, a ja wyzywałem ją od najgorszych w myślach. Myślała, że robi mi przysługę, ale biorąc pod uwagę "wizji", których doznałem w śpiączce, marzyłem tylko o tym, aby to wyłączyć.

Próbowałem poruszyć rękoma... potem tylko palcami... ale bez skutku. Mogłem najwyżej zamknąć oczy, ale wtedy i tak słyszałem dźwięki, chociaż nie chciałem tego.

Descendenci ponownie przyłączyli się do Nii w poszukiwaniach jej ojca. Wiedziałem, że to bez sensu. Prawdopodobnie nawet ona o tym wiedziała.

Nie wiem, co myślały sobie te stworzenia. Jeśli cokolwiek. Ciężko było stwierdzić, czy potrafiły naprawdę myśleć i miały motywację, czy tylko tępo podążały za Nią.

Zobaczyłem więcej ich świata... więcej, niż chciałem. Wrzące, parujące stawy... rozległe pola spalonej gleby... zaraz za miastem była ogromna rozpadlina, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność, a Descendenci nie mieli zamiaru się do niej zbliżać.

- Zatrzymać się, bo dziura. - nalegali. - Bardzo złe w środku tego. Bardzo złe wyjdzie i pożre przyjaciółkę. Zje przyjaciółkę i krzyk i krwawienie robi od dawna.

Nia zignorowała ich i spojrzała w otchłań. Kamera znalazła się pośród niemożliwie mrocznych głębi rozpadliny, i powoli zrobiła zbliżenie na szerokie, pełne niedowierzania oczy Nii.

- To! - krzyknęło jedno ze stworzeń.

Nia obróciła się nagle, jakby wyrywała się właśnie z transu.

- To! To! - naciskał Descendent, gdy Nia biegła w jego stronę. Oczywistym było, że pomyślała, iż musi to mieć związek z jej poszukiwaniami.

- To trochę tego. - stworzenie radośnie otworzyło paszczękę i upuściło kawałek papieru przy Nii.

Była to okładka czasopisma, na zdjęciu widniał prezydent Bill Clinton, a podpis mówił: "Przywódca-" lecz reszta była urwana.

- To jest co, a teraz skończyliśmy. - stworzenie zakręciło czułkami, a reszta podeszła obejrzeć znalezisko.

- Co? - Nia potrząsała głową. - Nie... Nie, to nie mój tata. Boże, czy wy cokolwiek rozumiecie?

Na twarzy Nii pojawiło się przerażenie, pobladła jeszcze bardziej. Cofnęła się przed stworzeniem i obróciła kilkukrotnie patrząc na te wszystkie czułki skierowane na nią.

- Nie, WY nie rozumiecie! - krzyczała ze łzami w oczach. - NIE ROZUMIECIE NAWET, CZEGO SZUKACIE!!

Kamera zrobiła zbliżenie na wyblakłe, pogniecione zdjęcie uśmiechniętego Clintona, na połowę jego twarzy, bo reszta okładki została urwana.

Nie mam pojęcia, kim on był, ale nie dlatego, że miałem tylko siedem lat.

Był rok 1986.

Odcinek 007: Dzisiaj Jest Szczęście, Matko Mowy - (Brak opisu)

Miną jeszcze tygodnie, zanim będę w stanie znów się poruszać, a wstyd bycia w tej sytuacji... być zmuszonym to oddawania moczu do jednej rurki, a jedzenia z innej... nie oswoiłem się z tym jeszcze. Pielęgniarki nie miały pojęcia jak bardzo to bolało, mimo, że próbowały być delikatne... nie mogłem nawet wyrazić ogromu tego bólu, a jeszcze mniej zrobić, by sobie ulżyć.

Gdy "Descendenci" znów się zaczęli, zapłakałem ze strachu... co w moim stanie oznaczało jedynie paniczne wywracanie oczami pod zamkniętymi powiekami i uronienie kilku łez.

Nia siedziała wśród śmieci. Jej nogi był rozłożone w bezładzie pod dziwnymi kątami na ziemi.

Jej skóra, która na początku serialu była mlecznobiała, wrażliwa i tak perfekcyjna, jak młoda aktoreczka mieć powinna... jej skóra była teraz poczerwieniała, pokryta bliznami i złuszczająca się, jakby ktoś ją powoli opiekał na grillu.

Gapiła się tylko... w dal...

Gapiła się na MNIE...

Jej ręce były gustownie złożone na kolanie, a jej dolna warga była czarna od starej, wyschniętej krwi, która ściekała po jej twarzy kilka odcinków temu.

Descendenci ją tylko mijali... biegali w tę w we w tę, krążąc i wspinając się po ścianach bez jakiegokolwiek celu.

I wtedy zabrzmiał głos w oddali.

- SZCZĘŚLIWY DZIEŃ!

Nia powoli obróciła głowę, wciąż bez jakichkolwiek emocji na twarzy.

- Szczęśliwy dzień, Matko Mowy. - darł się jeden z nich, zmniejszając dystans. - Szczęśliwy dzień jest ty, przez TO.

Kamera znajdowała się tuż nad ziemią, pokazując tylko górną część ciała Descendenta jednocześnie przenosząc się przed Nię, która wyglądała na niewzruszoną. Stworzenie dość mocno się wysilało, jakby niosło coś ciężkiego.

- Masz to. - dumnie oznajmiło.

Ujęcie pokazywało teraz całą scenę.

U stóp Nii, obok podekscytowanego Descendenta stojącego nad nim, leżało gnijące, na wpół zjedzone ciało jej ojca.

- Rzecz z dziury nie patrzyła. - wyjaśniał Descendent. - A kiedy patrzyła ja też uważałem, a potem szedłem. Szybko szedłem i teraz przynoszę to!

Bez odpowiedzi ze strony dziewczyny kontynuował swój wykład.

- Masz dla ciebie.

- Twoja rzecz, co chciałaś.

Nia spojrzała najpierw na ciało, a potem na Descendenta. Radośnie podsunął ciało w jej kierunku i cofnął się.

- Mięso!

Zamknąłem oczy. Tak mocno, jak tylko mogłem.

Nie było więcej odcinków. Zresztą nieważne. Nawet, jeśli nigdy więcej nie zobaczę tych potworności, to i tak już zawsze będą mnie prześladować.

Zawsze już będę słyszał, jak Nia przeżuwa.

I za każdym razem, gdy ten dźwięk powraca, robię wszystko, co mogę, żeby nie poderżnąć sobie gardła.

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara & Marcel Lipowski

Autor: SlimeBeast

(CC) BY-NC-ND 3.0 © Przy kopiowaniu proszę zachować autora, tłumacza i oba źródła.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Genialne!
Odpowiedz
Zakończenie epickie, gratuluję pomysłowości
Odpowiedz
Wspaniałe, mój ulubiony klimat (duży plus za opisy czerwonego nieba, parujących stawów, spalone gleby...), podoba mi się. 8/10
Odpowiedz
Bardzo bardzo dobre..
Odpowiedz
Straszanie długie...
Odpowiedz
Kolejna przechora akcja :D
Odpowiedz
No chłpie, to jest mocna rzecz, porzypadlo mi do gustu, jestem pełen podziwu, że chciało ci się to tłumaczyć.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje