Historia

Miasto X Cz. 3

gabriel grula 6 8 lat temu 4 838 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Spis wszystkich części w profilu autora: http://straszne-historie.pl/profil/5577

Mimo iż w pokoju nie było żadnego źródła światła, panowała w nim jasność. Nie zauważyli też żadnych przedmiotów ani mebli. Nieotynkowane ściany świeciły wyszczerbionymi cegłami. W prawym rogu znajdowała się mała studnia, nie sposób było jednak dostrzec jej dna. W przeciwległym rogu dostrzegli dziwnie falujące, przesycone energią masy powietrza. Efekt wizualny był taki, jakby powietrze się tam znajdujące miało dużo wyższą temperaturę od temperatury otoczenia.

Po chwili Fernando stanął właśnie w tym miejscu. Dziewczyna w tym czasie zaglądała do studni. Gdy spojrzała na swego towarzysza, ten stał znieruchomiały niczym słup soli. Ale nie to było najdziwniejsze. Jego ciało zrobiło się jakby przezroczyste, co dawało złudzenie, iż niesiony przez niego Pablo wisi w powietrzu.

– Wynośmy się stąd! – krzyknęła. Nie wywołało to jednak u

Fernanda żadnej reakcji.

Podbiegła do niego i chwyciła go za rękę. Szarpanie nic jednak nie dało. W ogóle nie reagował, a jego dłoń zrobiła się ciężka niczym głaz. Mimo wszystko postanowiła nie rezygnować. Włożyła pistolet za pasek swych spodni, po czym obiema rękami zaczęła ciągnąć Fernanda w swoją stronę.

*********************************************************************************

Dookoła nastała cisza, natomiast jego ciało ogarnęła błoga lekkość. Kompletnie nie czuł ciężaru niesionego przyjaciela.

Stał na pustyni. Naprzeciwko, nad dużą półkolistą bramą, widniał w niezrozumiały sposób rozmazujący się napis. Nic nie pomagało kilkukrotne próby wyostrzenia wzroku. Każda z liter pozostawała nie widoczną.

Bez zastanowienia przekroczył próg. Teraz otaczały go złote ściany, rozgrzane do ogromnej temperatury. Nad jego głową ze znaczną prędkością przesuwało się krwistoczerwone niebo. Co jakiś czas ze złotych ścian wynurzały się wykrzywione w grymasie bólu, cierpiące twarze.

Mijał je, z przerażeniem obserwując tych, którzy, jak mniemał, byli potępieni. W pewnym momencie ściany skończyły się, a on znalazł się nad brzegiem rzeki.

Jak w całym miasteczku, tak i tu widoczność ograniczała zawieszona dwadzieścia centymetrów nad taflą jeziora mgła. Fernando rozejrzał się i dostrzegł nadpływającą z oddali łódź. Jeszcze bardziej wytężył wzrok. Łódź powoli się zbliżała. Siedział w niej stary, siwy mężczyzna z długą brodą i śnieżnobiałymi szatami. Rolę wioślarzy pełnili dwaj mocno zbudowani cyklopi. W środku było jeszcze jedno wolne miejsce.

Gdy dobiła do brzegu, mężczyzna w bieli odezwał się do niego:

– Zapraszam na pokład.

Chłopak bez słowa wykonał polecenie. Po chwili łódź zaczęła odbijać od brzegu i płynąć w kierunku przeciwległego brzegu rzeki. Dwaj muskularni cyklopi miarowo poruszali wiosłami. Mimowolnie zaczął się im przyglądać.

– Oni nie mają duszy, to tylko worki mięsa stworzone po to, by wiosłować – zaczął rozmowę sternik w bieli.

– A pan kim jest? I… co to za miejsce?

– Nieistotne, kim jestem. A zresztą… Jestem sternikiem. A to miejsce to rzeka Styks.

– Gdzie płyniemy?

– Do miejsca przeznaczenia.

– To znaczy?

– Nie potrafię odpowiedzieć ci na to pytanie, gdyż nie znam twojego przeznaczenia.

– Przecież nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie.

– To akurat się okaże. A skoro twierdzisz, że nie ma przeznaczenia, to w takim razie płyniemy do miejsca, na pobyt w którym pracowałeś całe swoje życie. Odpowiada?

Chłopak milczał, nie wiedząc co odpowiedzieć.

Powoli przesuwającej się tafli wody, towarzyszył chlupot zanurzanych wioseł. Po chwili dobili do brzegu.

– Idź prosto przed siebie. Tutaj nie sposób się zgubić – mówiąc to, starzec uśmiechnął się.

Fernando stanął ostatecznie na lądzie i zgodnie z otrzymanymi przed chwilą wskazówkami ruszył przed siebie. W pewnej chwili grunt zaczął umykać mu spod stóp, w następstwie czego zaczął spadać w dół.

Lecąc, mijał poszczególne piętra, bardziej przypominające kręgi, oddzielone od siebie grubymi warstwami zaschniętej smoły. Jego uszu dobiegały dziwne odgłosy, przypominające jakby szczęk łańcuchów. Nie było to miłe doświadczenie. W końcu jego nogi dotknęły twardego podłoża.

W całej okolicy unosił się zapach siarki. Z nieba lał się słoneczny, niemiłosierny żar. Po dwudziestu sekundach rozgrzany piasek tak parzył w stopy, że nie było innego wyjścia, jak cały czas iść. Szedł więc przed siebie, nie zatrzymując się. Miał jednak wrażenie, że chodzi w kółko lub też, mimo wykonywania szybkich kroków, stoi w miejscu.

W końcu wyrósł przed nim ogromny ognisty tron, z zasiadającym na nim mężczyzną o głowie kozła oraz kopytami zamiast stóp. Rogi wyrastające z dwóch miejsc w jego głowie skręcone były w kształt spirali. Na widok przybyłego Fernanda pstryknął palcami. W efekcie w stronę chłopaka zaczęły iść dwie piekielnie ładne, wysokie, smukłe, kobiety o długich nogach, dużych, jędrnych piersiach, czerwonych ustach i czarnych jak węgle oczach.

Gdy znalazły się przy nim, wzięły go pod ręce i poprowadziły w stronę postaci zasiadającej na rozpalonym tronie. W miarę zbliżania się do tronu, temperatura zaczynała wzrastać aż do momentu, kiedy stała się nie do zniesienia.

Krople potu coraz mocniej zaczęły spływać mu po twarzy. Odruchowo bądź też dzięki instynktowi przetrwania zaczął zwalniać krok i nerwowo spoglądać raz na jedną, raz na drugą z prowadzących go kobiet. Nie zamierzał przecież spłonąć żywcem.

– Spokojnie – przemówiła do niego kobieta idąca z jego prawej strony.

– Będzie gorzej, a dopiero później lepiej – dodała druga.

Fernando nie miał pojęcia, jak zinterpretować wypowiedziane przed chwilą słowa. Zaczął coraz bardziej nerwowo wyrywać się z objęć prowadzących.

– Uspokój się – znów dostał reprymendę. – Ostatni krąg piekła objęty jest pieczęcią milczenia, tylko życie pełne jest wrzawy.

Obie panie przyspieszyły kroku. Na ich twarzach zaczęły się malować uśmiechy. Temperatura stała się nieznośna. Kiedy weszli w płomienie, z których zbudowany był tron, Fernando miał wrażenie, że umiera, a właściwie, że już umarł. W końcu temperatura powróciła do normy, a cała trójka stała w dużym pomieszczeniu, na końcu którego widoczny był taras.

Stała na nim postać obserwująca rozciągającą się przed jej oczyma okolicę. Pomieszczenie wypełniała dziwna, specyficzna woń. Spojrzawszy na ściany, doznał kolejnego szoku. One żyły! Zbudowane były z włókien, mięśni, żył i ścięgien, cały czas pulsujących, tętniących życiem. Sufitu dostrzec nie zdołał.

Gdy podeszli do tarasu, stojąca na nim postać okazała się kobietą, ubraną w czarną, przeszywaną złotymi nićmi, zdobioną brylantami suknię. Trzymając cały czas dłonie na balustradzie, która była długim żyjącym wężem, nie spuszczała oczu z rozciągającego się przed nią widoku.

Był nim przeogromny plac w kształcie okręgu, na którym rozgrywały się różne sceny. W jednym miejscu mężczyzna najpierw przez około minutę wiązał sznurówki w swych butach po to, by następnie zrobić dwa kroki, podczas których sznurówki znów się rozwiązywały, a on na nowo przystępował do ich wiązania. Obie powtarzane przez niego czynności zdawały się nie mieć końca i trwać w nieskończoność. Frustracja mężczyzny była straszna. Przechodziła też różne fazy: od wybuchów gniewu, przez bezradność, rozpacz, lament, aż po rezygnację. A potem wszystko powtarzało się na nowo.

Obok niego natomiast stały cztery kobiety, cały czas coś sobie tłumacząc, mocno przy tym gestykulując dłońmi. Jednakże mimo bardzo usilnych prób porozumienia się żadnej z nich się to nie udawało. Przyczyna wbrew pozorom była prosta: każda mówiła w innym języku.

Z drugiej strony nieszczęśnika z ciągle rozwiązującymi się sznurówkami stał człowiek rozglądający się błagalnym wzrokiem po okolicy. Zobaczywszy w oddali jakąkolwiek postać ludzką, zaczynał krzyczeć najgłośniej, jak tylko mógł, w jej kierunku.

Niestety, za każdym razem pozostawał niezauważony.

Takich scen rozgrywało się przed tarasem kilkadziesiąt. Lecz najdziwniejsze było to, iż poszczególni uczestnicy tych sytuacji nie widzieli się wzajemnie. Nie widzieli też obserwującej ich z tarasu osoby.

Wyglądało to tak, jakby każde ze zdarzeń toczyło się w innym świecie bądź wymiarze, a tylko z tarasu, za sprawą jakiejś dziwnej siły i niedającego się wytłumaczyć zjawiska, można je było obserwować jako sytuacje rozgrywające się obok siebie.

Kobieta cały czas stała nieruchomo, wzrokiem zaś wędrowała po całym kręgu. Dwie towarzyszki Fernanda nagle zniknęły, on zaś zdecydował się stanąć obok niej. Był zszokowany tym, co ujrzał.

– Gdzie ja jestem? – zapytał.

– W ostatnim kręgu piekła.

– Jestem w piekle?

– Wszyscy, którzy tu trafiają, są tak samo zdziwieni. Tak jakby myśleli, że piekło jest dla każdego, tylko nie dla nich.

– Za co można tu trafić?

– Skoro tu trafiłeś, to powinieneś wiedzieć najlepiej. Ale, dla zaspokojenia twojej ciekawości: za wszystko.

– Nie rozumiem? A w ogóle kim pani jest?

Kobieta uśmiechnęła się.

– Jestem tą, dzięki której jest dobro, miłość, radość.

– To znaczy? – przerwał jej w pół słowa.

– Pomyśl trochę!

– W takim razie strzelam: diabłem? złem?

– Czy naprawdę myślisz, że ból można zadać tylko złem? Nadmierne dobro, litość, też mogą zabić. Dążę do równowagi, a ci, których obserwujesz, to nie grzesznicy, lecz tacy, którzy nie potrafią się przystosować do równowagi. To ci, którzy zbyt łatwo popadają w skrajności.

– Są skazani na wieczne potępienie?

– Nie! Skądże, muszą tylko zrozumieć. W przeciwnym razie będą w kółko powtarzać te same błędy, a w konsekwencji sytuacje. Będą musieli wiele razy umrzeć i się narodzić. Ale tutaj mają na to wystarczająco dużo czasu. Muszą tylko porzucić wszelką nadzieję. Ostatni krąg piekła objęty jest pieczęcią milczenia. Tylko życie pełne jest wrzawy.

– Już to gdzieś słyszałem – odpowiedział, a po chwili dodał: – A co to za przeklęte miasto-widmo?

– Nie mam pojęcia, o jakim mieście mówisz. Ale skoro wcześniej wypowiedziane przeze mnie słowa już gdzieś słyszałeś, to znaczy, że jeszcze nie nadszedł twój czas.

W tej chwili wszystko zniknęło, a Fernando ocknął się, stojąc nad rantem studni. Dwa kroki za nim leżał, cały czas nieprzytomny, Pablo. Sophie natomiast z całych sił ciągnęła go za ręce, a z oczu płynęły jej łzy.

– Co się dzieje!? – krzyknął.

– Odkąd stanąłeś w tamtym miejscu – wskazała ręką narożnik pomieszczenia z falującymi masami powietrza – zachowywałeś się jak nieobecny. Robiłam, co mogłam, ale nie reagowałeś. Zrzuciłeś z pleców Pabla i naprawdę niewiele brakowało, żebyś wskoczył do tej cholernej studni. Ocknąłeś się w ostatniej chwili.

– Wynośmy się stąd, i to jak najszybciej!

Fernando rozejrzał się wokół, po chwili zapytał:

– Długo to trwało?

– Półtorej, może dwie minuty.

„Dwie minuty?” – zadał sobie w myślach pytanie, następnie powtórnie wypowiadając je na głos. Wydawało mu się, że sytuacja, w której uczestniczył, trwała znacznie dłużej.

Sophie w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami. Obydwoje zaczęli iść w stronę wyjścia, dziewczyna nie marzyła w tej chwili o niczym innym. Podczas wychodzenia z kaplicy szła przodem, starając się w miarę możliwości obserwować przestrzeń dookoła. Fernando niósł przeszło dziewięćdziesięciokilogramowego Pabla, co wystarczająco pochłaniało jego uwagę.

CDN.

Jeżeli podoba Ci się moja twórczość, polub fanpejdż:

https://web.facebook.com/KsiazkaCzasZ/?ref=aymt_homepage_panel

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Pięknie!! Bardzo podoba mi się jak zręcznie żąglujesz motywami z różnych utworów literackich i nie tylko ☺ Świetnie wplotłeś w swoją opowieść scenerię z "Boskiej komedii" Dante'go. Rewelacja!! Czekam na kolejne części!
Odpowiedz
Fajnie, że motyw "Boskiej Komedii" został wychwycony :) Tekst pochodzi z pierwszej wydanej przeze mnie książki. Tam jest to dobitniej ukazane. Tutaj, nieco zmieniłem treść opowiadania. Najwięcej zmian, będzie jednak widocznych w ostatniej części. Pozdrawiam :)
Odpowiedz
Przez chwilę nie ogarniałam o co chodzi. Ale przyznam, że 'halucynacja' została nieźle przedstawiona!
Odpowiedz
Faktycznie. Aby od razu wczuć się w klimat halucynacji, trzeba tekst czytać jednym, nieprzerwanym ciągiem. W przeciwnym razie można zgubić wątek. Dzieląc tekst na poszczególne części, starałem się w miarę to odczucie zminimalizować :)
Odpowiedz
Niestety znów widać brak korekty. Ale co ja się tam czepiam? Cudeńko!
Odpowiedz
Akurat ten tekst był poddawany korekcie :) Trudno ocenić mi na ile dobrej, bo nie czuję się w tym fachowcem, niemniej jednak korekta była :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje