Historia

Bajka Nie Dla Dzieci

gabriel grula 19 8 lat temu 15 689 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Na skraju lasu, między dużym rozłożystym dębem, a nieco mniejszą brzozą, nieopodal krzaczka z jagodami, tuż przed przewróconym jaśminem... znajdowała się królicza nora.

Mieszkająca tam rodzinka należała do jednych z najszczęśliwszych w lesie. Rodzice bardzo kochali oraz dbali o każdą z nowo narodzonych pociech, starając się dostarczyć im wszystkiego, co najlepsze. Małe króliczki cieszyły się na widok przynoszonych przez rodziców marchewek, rzodkiewek, jak również innych tak uwielbianych przysmaków. Od najmłodszych lat króliczki uczone były ostrożności i przewidywalności. Każda z powyższych cech miała im gwarantować przeżycie w pełnym pułapek i niebezpieczeństw leśnym świecie.

Zarówno Tata Królik jak i Mama Króliczek robili wszystko aby podczas ich nieobecności do norki, w której przebywa trójka małego potomstwa, nie zakradł się żaden nieproszony gość. Prócz zamykania małych drzwi, kamuflowali swoje mieszkanko na najrozmaitsze sposoby.

Tego dnia wyjście z norki zakryli kilkoma gałązkami dębu. Szalejący od samego rana wiatr nie dawał żadnych szans słabszym gałązkom, bezlitośnie łamiąc każdą, a następnie ciskając na ziemię.

– Myślisz, że jest dobrze? – zapytał Tata Królik, kładąc czwartą z kolei gałązkę ozdobioną kilkoma liśćmi.

– Myślę, że tak – odpowiedziała Mama Króliczek. Po chwili rodzice, przekonani o skuteczności poczynionych środków bezpieczeństwa, odkicali w głąb lasu.

Apetyt każdej z trzech pociech dopisywał ku ogromnej radości obojga rodziców. Wiązało się to jednak z częstymi leśnymi wędrówkami. Tegoroczne leśne plony nie należały to najobfitszych. Trzeba było się sporo nakicać, aby uzbierać ilość owoców i warzyw zdolnych zaspokoić małe brzuszki dzieci.

W czasie gromadzenia jedzenia, pociechy grzecznie czekały na powrót rodziców. Wtulone jedno w drugie, opowiadały sobie zasłyszane od rodziców bajki.

Najstarszy króliczek z całego miotu, Oskar, dysponował najlepszą pamięcią i to on wiódł prym w snuciu opowieści, przy których czas mijał im niczym z bicza strzelił. Nieco młodszy Olaf zazdrościł bratu pamięci i talentu oratorskiego, zdolnego przyprawić każdego słuchającego o przyśpieszone bicie serduszka.

Starszy brat jawił mu się jako ktoś niemalże wszystkowiedzący, ustępujący wiedzą jedynie rodzicom. Oskar lubił być w centrum zainteresowania. Choć zdawał sobie sprawę ze swoich kłamstewek, mówił je z taka powagą i pewnością siebie, że młodsze rodzeństwo wierzyło w nie bez choćby zmrużenia oka.

Najmłodsza z nich, Ala, była natomiast niesamowicie cicha i skryta. Nie lubiła się odzywać, uwielbiała za to słuchać.

Oskar kończył akurat opowiadać bajkę o sierotce Marysi, kiedy cała trójka usłyszała pukanie w małe drzwiczki norki.

– Kto to może być? – zapytał Olaf z wymalowanym zdziwieniem na twarzy.

– Zaraz się przekonamy – odparł z pewnością w głosie Oskar.

– Nie, nie ruszaj się – odezwała się Ala. – Rodzice nie pukają, do tego powtarzają, aby nikomu nie otwierać. A w razie takich sytuacji udawać, że nas nie ma.

– A co jeżeli zgubili gdzieś klucze i nie mogą sami otworzyć drzwi? – przekonany o swojej racji powiedział starszy z braci.

– Pukaniu towarzyszyłby głos mamy albo taty. To na pewno nie oni, nie ruszajmy się – prosiła mała.

Olaf ruszył w stronę drzwi, mimo sprzeciwu siostry. Tym razem to on chciał uchodzić za odważnego, nieustraszonego króliczka. Za nim podążył Oskar. Malutka Ala pozostała w miejscu. Bała się. Coś jej podpowiadało, że za drzwiami nie stoją rodzice.

– Kto tam? – zapytał Olaf, zupełnie zapominając o wielokrotnie powtarzanych przez rodzicach przestrogach, by nie rozmawiać z nieznajomymi.

– Wasz nowy kolega! – usłyszał gruby głos zza drzwi.

– Nie znamy cię. A nie rozmawiamy z nieznajomymi – wtrącił się Oskar.

– Nazywam się Lisek. A wy?

– Ja mam na imię Olaf. A obok mnie stoi mój brat, Oskar.

– No i już nie jesteśmy nieznajomymi.

Bracia spojrzeli na siebie. Jakby nie patrzeć i co by nie mówić, głos dochodzący zza drzwi miał rację. Skierowali nieświadomy niebezpieczeństwa wzrok na siostrę. Ta przeczącymi ruchami główki, sugerowała, by nie otwierali.

– Skąd mam wiedzieć, że nic nam nie zrobisz? – zapytał Oskar.

– Dlaczego miałbym cokolwiek wam zrobić? Niedawno spotkałem waszych rodziców, mówili abym do was przyszedł i sprawdził jak sobie radzicie, a najlepiej zaczekał z wami na ich powrót. Przecież gdybym nie wiedział, że jesteście w norce nie przychodziłbym i nie pukał.

– Ma rację... skąd wiedziałby, że jesteśmy w domu? – wyszeptał Oskar.

Olaf tylko skinął główką w geście wyrażenia aprobaty. Tylko Ala z przerażeniem w oczach przyglądała się łatwowierności braci.

– Przecież on kłamie – mówiła cichutko. – Rodzice na pewno nie kazaliby mu przychodzić do nas podczas ich nieobecności. No i rodzice nie zadają się z żadnymi liskami.

– Co ty mówisz, głupia? Tata opowiadał kiedyś o jednym małym lisku.

– I myślisz, że to jest akurat ten? – zapytała drżącym głosikiem.

W tym czasie Olaf otworzył drzwi. Te z hukiem uderzyły o framugę, niemalże wypadając z malutkich zawiasów.

W progu stanął duży, rudy lis. Żaden z braci nie zdołał wypowiedzieć nawet słowa, gdy drapieżnik szybkim ruchem pochwycił najbliżej stojącego Olafa, następnie zaś jednym ruchem masywnych szczęk odgryzł mu głowę. Trysnęła krew. Wszystkie znajdujące się w małym przedsionku przedmioty zabarwiły się na czerwono.

Oskar bez zastanowienia uciekł do norki sąsiadującej z przedsionkiem. Ala zaś schowała się w ciemnym kącie. Tam przykrywszy się kilkoma leżącymi listkami, obserwowała dalszy bieg wydarzeń.

Lis nie zważając na cieknące mu po twarzy stróżki krwi, łapczywie pożerał jej braciszka. Doskonale widziała znikające w paszczy wątłe ciałko.

Z oczu Ali zaczęły płynąć łzy. Jej braciszek nie żył. Już nigdy nie wtulę się w jego futerko, pomyślała i ogromny żal ścisnął jej malutkie serduszko.

Lis po zaspokojeniu głodu, cisnął na podłogę zmasakrowane resztki zwłok. Następnie zaczął powoli chodzić po norce. Zaglądał w każdą szparę. Przewracał każdy przedmiot.

Porywiste podmuchy wiatru nieprzerwanie trzaskały otwartymi na oścież małymi drzwiczkami. Huk przeszywający jeszcze niedawno bezpieczne schronienie był nie do zniesienia.

Lis stanął naprzeciw leżących w rogu liści. Skierował wzrok prosto w małą szparkę pomiędzy nimi.

–Wyłaź mały gnoju! - wykrzyczał. - Przecież wiesz, że i tak za chwilę zginiesz!

Ala zamarła. Wstrzymując oddech, słyszała tylko szybkie bicie swojego serduszka. Dokładnie widziała oczy lisa. Dostrzegła bijący z nich obłęd, chęć mordu, satysfakcje z łatwego łowu. Z jego zakrwawionych kłów skapnęło kilka kropel krwi tłoczonej jeszcze kilka minut temu przez serduszko Olafa. Jedna z nich spływając po gładkiej powierzchni liścia, dotarła do jej pokrytego bialutkim futerkiem ciałka.

Gdzieś w pobliżu uderzył piorun. Jego siła była tak duża, że z sufitu zaczął sypać się piach. Lis kopnął kilka leżących pod łapami liści, i odszedł w stronę sąsiedniego pomieszczenia.

Ali tego dnia dopisało ogromne szczęście. Jeden ze zmieniających położenie listków odsłonił jej tylną łapkę. Lis jednak tego nie zauważył.

Kiedy straciła mordercę z pola widzenia, wyczołgała się. Powoli i ostrożnie w niezmienionej pozycji zaczęła przesuwać się w stronę wyjścia.

Łowca nie miał najmniejszych kłopotów ze znalezieniem i pochwyceniem Oskara. Biedak schował się pod jednym z trzech małych łóżeczek. Jego dwie tylne łapki wykonywały w powietrzu desperackie ruchy. Pełen lęku wzrok błądził natomiast po wnętrzu miejsca, które do tej pory jawiło mu się jako najbezpieczniejsze miejsce na świecie.

Ala wiedziała, że jeżeli nic nie zrobi, jej brat zginie. Chwyciła ostry, leżący tuż pod jej nogami nóż. Nigdy wcześniej go nie widziała. Musiał wypaść z którejś z przewróconych przez lisa szafek.

– Daruj mi życie, zabij ją! – znieruchomiała, słysząc te słowa. Przez chwilę nie mogła uwierzyć, że jej nieustraszony Oskar, któremu tak przecież ufała, właśnie ją zdradził.

Lis wypuścił trzymanego króliczka z dużej, silnej, włochatej łapy i odwrócił się w stronę Ali. Jego ślepia błysnęły.

– Ho, ho, kto by pomyślał! Jaka ładna, młodziutka... Zostawię sobie ciebie na smakowity, słodki deserek – wychrypiał, po chwili odwracając się plecami.

Przerażony, sparaliżowany strachem Oskar nie był w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu. Dlatego już za moment znów został pochwycony silną łapą oprawcy.

Ala skoczyła w stronę rywala w akcie desperacji. Trzymany w jednej z łapek nóż, wbił się w kark lisa i zatopił w nim aż po rękojeść.

Drapieżnik znieruchomiał. W pierwszym odruchu wypuścił trzymanego króliczka. Następnie, zataczając się, minął Alę i skierował się w stronę wyjścia z norki. Najmłodsza siostra z drżącym sercem poszła za nim. Lis wyszedł, tracąc przytomność dopiero w oddalonych o kilkanaście metrów krzakach wilczych jagód.

Padający deszcz zdążył w przeciągu niespełna minuty przemoczyć ją do suchej nitki. Podeszła do zwłok lisa, wyjęła z ciała nóż, a następnie zadała nim jeszcze kilka dźgnięć. Spojrzała w stalowe, zasnute chmurami niebo. Każda ze spadających z nieba kropel, podążała tylko sobie znaną drogą, zupełnie nie koordynując toru lotu ze swymi towarzyszami. Skraplający się na ostrzu deszcz, powoli zmywał krew.

Teraz, kiedy było już po wszystkim, chciała się rozpłakać. Miała ochotę wykrzyczeć cały ból, cierpienie. Jednak nie mogła.

Spadające na twarz krople uspokajały. Pozwalały zachować przytomność umysłu, trzymając go w ryzach. Oddalały szok, lęk, histerię. Poczuła jak z jej wątłego serduszka zaczyna uchodzić ból. Pozostawione po nim miejsce, natychmiast zostało zastąpione odwagą, męstwem.

Konary drzew tarmoszone kolejnymi podmuchami wiatru wydawały się nucić melodię. Melodię ku jej chwale.

Wracając do domu, była już kimś innym. Tamta Ala zginęła wraz z jej bratem oraz zdradą drugiego z nich.

Kiedy wróciła do norki, zastała w niej wstrząśniętych rodziców. Płacząca Mama ściskała cudem ocalałego syna. Natomiast Tata Królik z wymalowanym na twarzy przerażeniem patrzył na poszarpane zwłoki syna.

– To ona! To ona jest wszystkiemu winna! Mówiłem, aby nie otwierała! – zaczął krzyczeć Oskar. Wtedy pożałowała uratowania mu życie. On nie zasługiwał, by żyć. Oskar był zwykłym tchórzem.

– Kłamiesz, kłamiesz – wyszeptała.

***

Ola obudziła się, odruchowo spoglądając na zegarek. Elektroniczne cyferki wyświetlały równo 3:00. Znów ta przeklęta godzina, pomyślała. Za chwilę jednak zreflektowała się: zaraz przyjdzie, zaraz się zacznie... tym razem skurwiel nie wyjdzie stąd żywy.

Z troską popatrzyła na łóżko starszego o dwa lata kolegi.

Miesiąc po skończeniu szóstego roku życia zaczął się koszmar. Nowo przyjęty pracownik na każdej nocnej zmianie przychodził do łóżka któregoś z nich. To trwało już przeszło rok.

Pamiętała rozrywający skronie jęk bólu swej śpiącej obok koleżanki. Tak samo jak doskonale pamiętała jęk rozkoszy, wydobywający się z ust oprawcy.

Kasia nie żyła. Odebrała sobie życie dwa miesiące po wizycie tego bydlaka. Nikt im nie wierzył.

– Dziecko! A niby po co pan Władzio miałby przychodzić w nocy do waszego pokoju? Oj, nie zmyślaj! – kiedy po raz czwarty usłyszała podobne słowa, zamilkła.

Dziś jednak to się skończy, powiedziała sobie w duchu. Zamierzała z wielką satysfakcją sama wymierzyć karę temu zwyrodnialcowi.

Dobiegające z korytarza odgłosy zbliżających się kroków świadczyły o mającym rozegrać się za chwilę dramacie. Do małego pokoiku ramię w ramię ze skrzypnięciem drzwi wdarła się smuga jasnego, mdłego światła.

Usłyszała słowa wyliczanki, po czym nieproszony gość podszedł do łóżka Moniki. Zdjął spodnie i wślizgnął się pod kołdrę.

Dosyć tego! Ściskając przygotowany specjalnie na tą okazję nóż, wstała z łóżka.

Doskonale zapamiętała najpierw zdziwienie, potem lęk, następnie zaś uchodzące z oczu pana Władzia opary marnego życia.

Koniec.

Serdeczne podziękowania dla Ani Arlet, dbającej o stronę techniczną tekstu.

Jeżeli podoba Ci się moja twórczość, polub fanpejdż:

https://web.facebook.com/KsiazkaCzasZ/?ref=aymt_homepage_panel

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Bardzo dobre :)
Odpowiedz
Najniebezpieczniejszy jest nie przeciwnik najsilniejszy... a najbardziej lekceważony. Pan Władzio dopuścił się zbrodni o jeden raz za dużo.
Odpowiedz
To jest chore, gościu uwielbiam Cię :D
Odpowiedz
Daję lajka :D
Odpowiedz
super
Odpowiedz
Dobre
Odpowiedz
Nie czepiam się czy coś, opowiadanie bardzo dobre, jednak wkradł się mały błąd - kącie, nie ,,koncie".
Odpowiedz
Tak wiem :) Nie mam możliwości edytowania tekstu, więc nic na to nie poradzę. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
Odpowiedz
Dziękuję za wszystkie komentarze. Każdy z nich jest dla mnie niezmiernie ważny. Pozdrawiam.
Odpowiedz
Bardzo dobre. Jedynie maleńka nieścisłość się wdała, bo raz są to króliczki a w innym miejscu zajączki, ale i tak jest super
Odpowiedz
Faktycznie wkradło się małe niedopatrzenie :) Postaram się to naprawić :) Pozdrawiam.
Odpowiedz
Bardzo mi sie podoba :-)
Odpowiedz
Doskonałe :)
Odpowiedz
Nie rozumiem. Jaki związek mają króliki do tej Oli?
Odpowiedz
Dziewczyna miała sen, odzwierciedlający w jakimś stopniu problem, z jakim się zmaga. Celowo jest to niedopowiedziane :)
Odpowiedz
Gabriel Grula A ona tj ta mała króliczka w końcu zabiła swojego brata? ;P
Odpowiedz
Jan Byrk ja bym zabiła
Odpowiedz
Świetne opowiadanie, naprawdę genialne. :)
Odpowiedz
Niezłe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje