Historia

Candy Pop

Poszukiwacz dobrej creepypasty 7 8 lat temu 9 564 odsłon Czas czytania: ~6 minut

To były czasy, takie jak te. Kiedy chciałem, mogłem uciec nigdy nie patrząc wstecz. Chciałem krzyczeć, ale mogłem ze stresu jedynie płakać. To wszystko przez to, z jakiej pochodziłem rodziny. Mój ojciec i macocha zawsze skakali sobie do gardeł jak lwy walczące o kawałek mięsa. Nigdzie nie było spokoju, czasami chciałem wejść do jakiejś dziury i już nigdy z niej nie wychodzić. Codziennie modliłem się do Boga, by następny dzień był choć trochę lepszy. Nigdy się to nie spełniało.

Jedyne czego nie mogę się doczekać to sen. Uczucie ucisku z powodu zaniedbania mojej macochy zwiększa się z każdym dniem. Czasami, gdy leżę w łóżku, rozmyślam o rodzinie i przyjaciołach, nawet by mi ich brakowało gdybym odszedł. Czy będą za mną płakać? Jedyną miłością jaką czułem była miłość do mojego ojca, jednak z każdym dniem robiło się coraz gorzej. Walki były coraz bardziej gwałtowne, a były dni kiedy mogłem znaleźć mojego ojca płaczącego w kącie i modlącego się o cud.

Zapadła noc, czekałem w swoim pokoju kilka godzin. Tykanie cholernego zegara przyczyniało się do mojej frustracji, więc nie słyszałem kolejnych agresywnych argumentów, którymi mój ojciec i macocha na zmianę się wymieniali. Mój niepokój wzrósł, więc w pośpiechu złapałem za klamkę i otworzyłem drzwi. Stałem nieufny przed człowiekiem w drzwiach, patrzyłem na jego zmęczoną twarz i powoli do niego podszedłem. To był mój tata, pobity, załamany i posiniaczony, macocha wyładowywała na nim swój gniew. Emocje wzięły górę, pomyślałem „dość tego”, przestałem myśleć. Złapałem mojego ojca za rękę kierując się do wyjścia, lecz na drodze stanęła macocha, popchnąłem ją na bok widząc ogromną złość na jej twarzy.

Szybko posadziłem ojca w samochodzie na miejscu pasażera, usiadłem na miejscu kierowcy i zobaczyłem macochę wychodzącą z domu i przeklinającą moje imię.

„ALEX!” zawoła ochrypłym głosem.

Zignorowałem ją, chciałem zabrać mojego ojca od niej jak najdalej. Najszybciej jak mogłem starałem się znaleźć klucze do samochodu. Nagły wybuch okna w samochodzie wprowadził mnie w stan szoku, moja macocha stała z kijem baseballowym i rozbijała nim szybę. Krzyknąłem z przerażenia, moja macocha próbowała wyciągnąć klucze ze schowka. Ojciec zdołał wyjąć je przed macochą, zrzucił mnie z miejsca kierowcy, usiadł i odpalił samochód. Odjeżdżając, zostawił za sobą tylko ogromną smugę dymu.

Spanikowałem, prosiłem tylko ojca żeby zwolnił. Samochód tylko przyśpieszał, aż mój ojciec stracił panowanie nad samochodem. Byłem przerażony, nagle samochód wjechał w jakiś dołek, zaczęły się turbulencje, a potem wjechał w latarnie. Te ograniczone pasy bezpieczeństwa, które trzymały mnie przy fotelu, złamały się i wypadłem przez przednią szybę, uderzyłem o latarnię, a jak już spadłem, od razu zemdlałem.

Czułem się dziwnie leżąc na twardej i zimnej ziemi, czułem, jakby ktoś dotknął mojej twarzy i poczułem gęsią skórkę po czym natychmiastowo otworzyłem oczy. Chwycił mnie nagły, silny ból głowy, poczułem to twarde lądowanie. Strasznie cierpiałem. Moje ręce dotykały ziemi i słyszałem jedynie ciszę. Nie było rozmów ludzi ani śpiewu ptaków. Tylko chłodny wiatr uderzył moją twarz i lekko rozwiał mi włosy. Rozglądałem się wokół i wołałem ojca.

„Tato?” nie było odpowiedzi.

Mimo bólu, wrzasnąłem przerażony nawołując swojego ojca. Nadal nie było odpowiedzi. Z każdym krzyknięciem mój głos był coraz mocniejszy, z wyczerpania musiałem się zatrzymać. Zanim straciłem ojca, straciłem głos. Ocknąłem się i zacząłem przecierać oczy, im bardziej tarłem, tym więcej światła znikało w ciemnościach. Poczułem dziwne uczucie, gdy cała czerń sprzed oczu zniknęła, oślepił mnie jeden punkt. Otaczał mnie całkowity mrok, słaby, dziwny dźwięk odbijał się echem od ścian i wędrował przez moje uszy. Bezcielesny dźwięk dodał mi więcej lęków. Zawołałem z nadzieją, że to mój ojciec.

„H-halo? Tato, to Ty?”

Czekałem kilka minut na odpowiedź, ale nikt nie wszedł aby potwierdzić moje obawy. Usłyszałem za mną kroki. Moje włosy na szyi wyprostowały się i szybko się odwróciłem. Stał za mną błazen o niebieskich włosach ubrany w niebiesko fioletowy strój dodający mu kokieterii.

Spojrzał na mnie znudzony i szybko zauważył, że się boję. Dźwięk, który emitował, był słaby, prawdopodobnie dochodził z dzwoneczków przyczepionych do końców jego włosów. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Błazen przybliżył się do mnie z uśmiechem. Nie byłem pewny, czy mam w to wierzyć, czy jest to tylko moja wyobraźnia. Nie rozumiałem skąd on jest i jak znalazłem się w tym ciemnym zapomnianym pomieszczeniu. Nagle błazen zaczął robić sztuczki, co trochę mnie zdziwiło. Jedną z jego sztuczek było robienie różnych kształtów z fioletowych baloników, patrzyłem ze zdziwieniem, a on tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się ponownie. Balon miał buźkę, błazen ofiarował mi go, ale nie chciałem go wziąć. Szczególnie dlatego, że był dla mnie obcy, nie wiem skąd się wziął, ale nie miałem czasu się bawić, musiałem znaleźć mojego ojca. Zrobił tylko kilka kroków do tyłu i się odwrócił, po chwili spojrzał na mnie. Z rozczarowaniem skinął głową i jeszcze raz zaproponował mi purpurowy balonik. Nie mogłem znieść dziwnej ciszy między nami, więc zebrałem trochę odwagi i spytałem:

„Kim jesteś?” szepnąłem.

Błazen nie odpowiedział. Spytałem jeszcze raz i znowu nie usłyszałem odpowiedzi. W końcu wyciągnął z kieszeni notes i podał mi go. Zauważyłem że litery na nim jakby tańczyły, ale po chwili ułożyły się z wyrazy.

„Candy Pop?” spytałem.

Jedyną odpowiedzią był szeroki i długi uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem gdy się uśmiechał czułem ciarki na plecach. W jakiś sposób coś od niego wyczuwałem, ale jeszcze tak do końca nie wiedziałem co. Znowu zaczął robić sztuczki, lecz tym razem jego fioletowy balon zniknął z jego rąk i przemienił się w niebieskiego lizaka, po chwili pokazał się drugi i kolejny. Wreszcie trzymał trzy lizaki różniące się od siebie. Nie byłem pewien co powiedzieć lub o co zapytać, więc tylko patrzyłem w milczeniu. Podszedł, otworzył moją dłoń, po czym włożył do niej trzy lizaki i zamknął ją w pięść. Po raz kolejny błazen wyciągnął fioletowy balon, przykucnął odwracając się do mnie plecami i słyszałem tylko dźwięk rozciągającej się gumy. Gdy skończył odwrócił się do mnie i podał mi balona w kształcie kwiatka.

Na twarzy błazna pojawił się słodki i miły uśmiech. Nie byłem pewien, dlaczego był taki wytrwały i wciąż próbował mi wręczyć balon, może próbował się tylko zaprzyjaźnić. Więc w końcu postanowiłem mu zaufać i przyjąć balon. Zbadałem balon i spojrzałem na Candy Popa, jego słodki uśmiech zmienił się w złowrogi. Cofnąłem się i mocno przytuliłem balon, poczułem jakby moje ciało podnosiło się ponad ziemię. Coraz wyżej i wyżej, w stronę światła. Nie mogłem powstrzymać strachu.

„C-Co to jest??” gorączkowo krzyknąłem lekko się jąkając.

Bez względu na to co robiłem, nie mogłem oderwać rąk od balona. Światło przede mną stawało się coraz jaśniejsze. Spojrzałem w dół i zobaczyłem złowieszczy uśmiech błazna machającego mi na pożegnanie. Próbowałem skoncentrować się na Candy Popie, jednak zauważyłem coś. Jego cień nie pasował do jego ciała. Jego cień wyglądał jak najprawdziwszy diabeł. To był sam Szatan w przebraniu. W jednej chwili usłyszałem wiele szeptów otaczających mnie. Zaczęło kręcić mi się w głowie, zamknąłem oczy i mocno błagałem, aby to wszystko znikło. Jasne światło stawało się coraz jaśniejsze i zaczęło mnie palić, aż usłyszałem głos mojego ojca budzącego mnie ze snu.

„Alex! Alex! Obudź się! Alex!”

Ojciec wołał mnie. Moje ciało było tak zimne, jakbym nie żył już od jakiegoś czasu. Moje oczy powoli się otwierały, a światło stawało się coraz jaśniejsze i powoli zacząłem koncentrować się na lampach ulicznych promieniujących nade mną. Mój ojciec przykucnął obok mnie by sprawdzić, czy wszystko w porządku.

Niemal natychmiast przytuliłem go płacząc i ignorując ból. Po tym straciłem przytomność, wiedziałem, że to z powodu utraty krwi. Ojciec szybko zabrał mnie do szpitala. Był na tyle uprzejmy, aby mnie nieść. Był wyczerpany, ale całą drogę biegł.

Od wypadku minęło kilka tygodni, ale wciąż nie mogę pozbyć się uczucia, że cos jest nie tak. Po prostu zlekceważyłem te myśli i wziąłem głęboki oddech. W głębi duszy, byłem zadowolony że mieszkamy z dala od mojej macochy, i że wraz z ojcem przeżyliśmy wypadek. Deszcz uderzał o szybę, a z moich głębokich myśli wybudził mnie lekarz otwierając drzwi. Moje serce podskoczyło i przez chwilę milczałem. Powoli przeniosłem głowę w jego stronę i zobaczyłem, że jest skierowany do mnie plecami. Lekarz odwrócił się do mnie i moje serce zamarło. Zauważyłem, że trzyma coś w ręku, zaczął cicho do mnie mówić.

„Zgubiłeś balon, który ostatnio Ci dałem, ale nie martw się Alex... Mam dla Ciebie nowy…”

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Morał tej historii...nie ufaj Clownom ani Błaznom
Odpowiedz
Może i nie straszne, ale pomysł bardzo ciekawy. Na dobrą sprawę nic co się czyta nie jest straszne, bynajmniej dla mnie. Każdy ma inne gusta, mi się podobało.
Odpowiedz
Ktoś wyjaśni o co chodzi?
Odpowiedz
balon był chyba odniesieniem do śmierci... ale fakt słabe to :/
Odpowiedz
Wydaje mi się że balon przynajmniej na początku jest życiem
Odpowiedz
Candy Pop rozdawał balony swoim ofiarom. Miało to oznaczać, że to właśnie osobę z balonem zabije. Tak jakby było to takie oznaczenie
Odpowiedz
Dość słabe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje