Historia

Sąsiedzi

gryciol 7 8 lat temu 7 888 odsłon Czas czytania: ~11 minut

Nienawidzę swojej pracy… Powtarzałem to sobie codziennie po kilkadziesiąt razy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Jedni narzekają, bo muszą codziennie wykonywać te same monotonne czynności, które po czasie zaczynają doprowadzać ich do szału. Inni zaś każdego ranka wstają z uśmiechem na twarzy, ponieważ są szczęściarzami mogącymi robić w życiu coś co w jakiś sposób spełnia ich wewnętrznie i przynosi korzyści finansowe. Jeśli zdążyłeś już trochę pożyć to wiesz, że takich szczęśliwców jest niewielu. Jak już się pewnie zorientowałeś, ja do nich nie należę. Mojej pracy nie nazwałbym monotonną czy nudną. Bycie agentem nieruchomości ma swoje zalety. Poznajesz nowych ludzi, najczęściej młode pary szukające domu swoich marzeń lub jakieś starsze małżeństwo na emeryturze, które postanowiło swoje ostatnie lata życia spędzić w nowym zacisznym miejscu, po czym przepisać budynek dla swoich dzieci. Wierzcie mi lub nie, ale niektórzy starsi ludzie poodkładali naprawdę spore sumki, aby stare lata spędzić w ciszy i spokoju nie martwiąc się o kwestie finansowe. Wiem, że to nie brzmi jak praca, której można by nienawidzić, ale ma ona też swoje drugie oblicze. Kłamstwo. Jako agent nieruchomości zawsze musisz mieć jak największą ilość informacji o budynku, który sprzedajesz, aby móc nimi manipulować w taki sposób, że potencjalny klient uzna to miejsce za spełnienie marzeń. Większość sprzedawanych przeze mnie domów to kilkudziesięcioletnie rudery po remontach, w których na przestrzeni lat działy się naprawdę różne rzeczy. Prezentujesz młodej parze odremontowany, duży dom z zadbanym ogródkiem, którym są zachwyceni i co? Mam im powiedzieć, że dwadzieścia lat temu mieszkał tu samotny mężczyzna oskarżony o molestowanie i morderstwo siedmiorga dzieci z pobliskiej podstawówki? Myślicie, że sprzedałbym dom z taką historią?

Teraz możecie się zastanawiać, dlaczego tak bardzo nienawodzę kłamstwa. Pięć lat temu w piątkowe popołudnie zadzwoniłem do żony i powiedziałem jej, że właśnie skończyłem pracę. Jadę z kolegami nad pobliskie jezioro wypić parę piw, zrelaksować się po pracy. Było to kłamstwem. Mój znajomy miał pojutrze urodziny i zaprosił nas wszystkich do klubu ze striptizem. Żona chciała zrobić mi niespodziankę. Wzięła naszą pięcioletnią córkę, wsiadły w samochód i ruszyły nad jezioro. Niecałą godzinę po naszej rozmowie otrzymałem telefon ze szpitala. Lekarz oświadczył, że moja żona i córka miały wypadek samochodowy. Obie zginęły. Kłamstwo. Moje kłamstwo zabiło moją rodzinę. Popadłem w alkoholizm. Przez prawie cztery lata byłem cieniem, wrakiem człowieka. Dopiero od roku, dzięki wsparciu i pomocy mojego najlepszego przyjaciela udaje mi się stanąć powoli na nogi. Wróciłem do pracy i teraz postanowiłem samemu zmienić otoczenie, przeprowadzić się w nowe miejsce. Nie miałem dużych wymagań. Sprzedałem stary dom i kupiłem nowy, mniejszy po drugiej stronie miasta. Okolica była cicha i zdawała się być opustoszała. Z drugiej strony właśnie o to mi chodziło. Cała przeprowadzka odbyła się bardzo szybko. Dom był już umeblowany, a ja zabrałem tylko niewielką ilość swoich gratów. Drugiego dnia pobytu w nowym domu od rana robiłem porządek w ogródku i składziku na sprzęt ogrodniczy. W końcu zgłodniałem, więc umyłem ręce i postanowiłem wybrać się do pobliskiego sklepu po jakieś świeże bułki oraz po coś do picia. Uznałem to za dobrą okazję, aby rzucić okiem na dom sąsiadów, który zdawał się być kompletnie zrupieciałą ruderą. Przechodząc obok od razu zauważyłem zaniedbane ściany, z których odpadał tynk. Okna były tak brudne, że ledwo dało się zobaczyć szare zniszczone firany w środku. Niska stalowa, zardzewiała siatka otaczała całą posesję, a w około unosił się zapach zgnilizny. Ten budynek odrażał całą swoją prezencją i to sprawiło, że byłem jeszcze bardziej ciekawy kto tam mieszka.

Po powrocie ze sklepu znów zabrałem się za porządki na tyłach domu. Dzień był mroczny i ponury. Nawet najmniejszy promyczek słońca nie był w stanie przebić się przez grubą warstwę ciemnych chmur. Podczas ładowania gruzu na taczkę, który był pozostałością po wymurowanym grillu poprzednich właścicieli, usłyszałem stłumione krzyki z zaniedbanego budynku, obok którego przechodziłem niecałą godzinę temu. Wyprostowałem się zaciekawiony i zacząłem nasłuchiwać spoglądając w stronę zakurzonych okien domu, z którego dochodziły owe głosy. W okolicy panowała cisza. Nie było słychać szumu liści smaganych wiatrem czy nawet śpiewu ptaków, a ja i tak nie byłem w stanie usłyszeć dochodzących stamtąd krzyków. Zdjąłem rękawice i rzuciwszy je na ziemię postanowiłem podejść trochę bliżej, aby dokładniej wsłuchać się w głosy sąsiadów. Kiedy znalazłem się przy płocie oddzielającym ich zaniedbany ogród od mojego, zdałem sobię sprawę, że były to dwa głosy. Jeden był męski zaś drugi żeński. Krzyki obojga były dziwne i dość niepokojące, ponieważ były one przytłumione i rozstrojone. Jakby ktoś nałożył na nie jakiś komputerowy filtr. Pomimo, iż wsłuchiwałem się naprawdę starannie, nie byłem w stanie wyłapać ich słów. Wydawało mi się, że mówią w jakimś innym, kompletnie nieznanym mi języku. Zaczęło budzić się we mnie poczucie niepokoju, więc postanowiłem podejść bliżej i sprawdzić czy może nie będę musiał w jakiś sposób ingerować. Przeskoczyłem niską siatkę i zbliżyłem się do okna. Krzyki przybierały na sile a na moich rękach poczułem jak jeżą mi się włosy. Ich głosy miały przerażające barwy a niezrozumiały język pogłębiał lekkie uczucie strachu jakie zacząłem odczuwać wewnątrz żołądka. Chciałem zajrzeć przez okno do środka, więc przystawiłem dłonie do szyby i zbliżyłem twarz tak, aby dłońmi odgrodzić źródła światła mogące pogorszyć widok. W środku zobaczyłem niemal całkowicie pusty pokój bez jakichkolwiek mebli. Tapeta odchodziła od ścian a na drewnianej podłodze widoczne były liczne zarysowania. Całość pogrążona była w mroku i unoszącym się kurzu. Na przeciwko okna, po drugiej stronie pokoju znajdowały się drzwi, a za nimi korytarz rozchodzący się na boki. W drzwiach stała wychudzona kobieta ubrana w brudną i podartą koszulę nocną. Długie, poszarpane i zaniedbane włosy opadały jej na ramiona i zakrywały twarz. Stała ona do mnie bokiem. Krzyczała gestykulując przy tym rękoma. Nie widziałem osoby, do której kierowała swoje zdania i gesty, ale po ułożeniu jej ciała i tonie głosu, można było wywnioskować, że jest przerażona. Sprawiała wrażenie jakby błagała o litość. Kiedy już chciałem zapukać w szybę i zapytać czy potrzebuje mojej pomocy, usłyszałem huk tłuczonego szkła i w tym samym momencie kobieta runęła na podłogę, sztywna niczym pień drzewa. W tej samej chwili moje ciało zalało się zimnym potem a ja poczułem głęboki strach, nie tyle o siebie, co o tę kobietę. Stałem tak przez chwilę jak zamurowany i patrzyłem na nieruszające się ciało kobiety. Upadła w taki sposób, że widziałem ją tylko od pasa do ramion. Mimo ciemności wewnątrz, nie dostrzegłem żadnych plam krwi na koszuli, więc byłem niemal pewny, że dostała czymś w twarz. Spojrzałem lekko w prawo i zobaczyłem strumień ciemnej krwi wypływający zza framugi drzwi. Człowiek, z którym się kłóciła musiał rzucić w jej twarz jakimś ciężkim szklanym przedmiotem. Przełknąłem grudkę śliny, która zdawała się być kilogramem gliny w moim gardle. Usłyszałem kroki i skrzypiącą podłogę. To ten szaleniec się do niej zbliżał. Spanikowany kucnąłem i plecami oparłem się o ścianę budynku. Oczy miałem nieobecne, a w głowie cały czas widziałem jak ta kobieta upada na ziemie z towarzyszącym przy tym dźwiękiem tłuczonego szkła. Powoli wstałem i obróciłem się w stronę okna, aby zobaczyć co dzieje się w środku. Jedyne co dojrzałem to jej prawdopodobnie martwe ciało zawlekane do innego pokoju. Nie widziałem napastnika. Na podłodze mienił się ślad rozmazanej krwi. Pomimo ciemności panujących w środku, krew mieniła się niczym śnieg w mroźny, słoneczny poranek. Szybko przeszedłem na przód domu. Czułem się zobowiązany, aby pomóc tej biednej kobiecie I miałem nadzieję, że wciąż żyje choć w środku czułem, że już jest za późno.

Wszedłszy po schodach werandy starego domu rozejrzałem się do okoła czy nie ma jakichś ludzi, którzy mogliby wezwać pomoc, ale na całej ulicy nie było żywej duszy. Ja w swoim domu nie miałem domowego telefonu, a moja komórka była wyczerpana. Powoli zbliżyłem się do frontowych drzwi i postanowiłem najpierw zajrzeć przez małe okienko w drzwiach, które znajdowało się na wysokości twarzy. Ostatnią rzeczą jakiej chciałem to natknąć się na tego psychopatę. Zajrzałem przez szybę i moje ciało odrętwiało. Wewnątrz panował taki sam półmrok jak w pokoju, do którego zaglądałem przez okno. Zobaczyłem wysokiego, potwornie wyglądającego mężczyznę. Miał na sobie szarą koszulkę na ramiączkach, która miała na sobie ogromną ilość czerwonych i pomarańczowych plam. Spod tej koszulki wystawał mu obwisły i obsypany ogromnymi, czerwonymi pryszczami brzuch. Podarte spodnie odsłaniały jego brudne i obleśne łydki. Jego głowa była opuszczona w dół, więc kompletnie nie widziałem jego twarzy, ale w głębi czułem, że ten pojeb szczerzy się od ucha do ucha. Moje ciało było sparaliżowane strachem. Meżczyzna, który prawdopodobnie zamordował swoją żonę, stał po drugiej stronie drzwi, przodem zwrócony do mnie. Musiał wiedzieć, że tam jestem. Dzieliły nas jakieś dwa metry i liche drewniane drzwi…

Po kilku sekundach moje oczy przywyczaiły się do panującej w środku ciemności, a to co w tym momencie zobaczyłem, pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Jego ręce ułożone były wzdłóż ciała i wtedy to dostrzegłem… W prawej dłoni trzymał zaciśnięte w pięści włosy tej kobiety…. On trzymał ją za włosy… Jak jakąś szmacianą lalkę! Ciało kobiety wygięte w nienaturalny sposób pod jego nogami, zalewało się krwią spływającą z pociętej twarzy i głowy. Chciałem uciekać, ale strach sparaliżował moje mięśnie. Oczami powędrowałem w prawo i w jego lewej ręce dostrzegłem starą i grubą książkę. Nie widziałem co mam robić. Chciałem uciekać, ale nie mogłem zmusić swojego ciała do poruszenia się… W tej chwili mężczyzna machnął prawą ręką, w której trzymał kobietę z taka łatwością, jakby odganiał muchę. Bezwładne zwłoki poleciały za niego prosto w drewniane drzwi, przez które przebiło się jakby były zrobione z zapałek. Następnie usłyszałem dźwięk, jakby ktoś spadał ze schodów. To musiała być ta kobieta. Makabrycznie wyglądający mężczyzna obrócił się na pięcie i ruszył w stronę rozwalonych drzwi, po czym pewnym krokiem zszedł po schodach na dół.

Kiedy straciłem go z oczu, moje ciało odzyskało możliwość ruchu. Natychmiast się obróciłem z zamiarem ucieczki. Chciałem jak najszybciej powiadomić policję. Pierwsze dwa kroki zrobiłem z zamkniętymi ze strachu oczami po czym moje ciało odbiło się od drzwi.

Byłem w środku. Jakim cudem znalazłem się w środku?! Serce podeszło mi do gardła i biło z prędkością tłoków silnika pracujących na wysokich obrotach. Zamknąłem oczy z nadzieją, że mi się to tylko wydaje. Niestety po ich otworzeniu, nadal znajdowałem się w wewnątrz. Rozejrzałem się powoli dookoła. Za sobą zobaczyłem resztki drzwi i schody na dół. Wiedziałem co znajduje się na dole. Wszystko… Byle bym nie musiał tam schodzić. W przypływie inteligencji, postanowiłem wybić okienko w drzwiach i się jakoś stąd wydostać. Uderzyłem w szybę łokciem z całej siły, ale zarówno drzwi jak i okno nawet nie drgnęły. Obróciłem się i spojrzałem w stronę schodów prowadzących w dół, w samo jądro ciemności. Spanikowany zacząłem myśleć, że może jest to jedyny sposób na wydostanie się stąd. Nie miałem pojęcia jak znalazłem się w środku i na pewno nie chciałem tam schodzić, ale chyba nie miałem wyjścia. Zbliżyłem się do zejścia i zacząłem stąpać po drewnianych schodach w dół. Od razu wyczułem okropny zapach, którego odoru nie potrafiłem porównać do niczego co do tej pory w całym swoim życiu czułem. Schody skrzypiały, a ja starałem się być jak najostrożniejszy, aby nie przykuć uwagi psychopaty, który kilka chwil temu był w tym samym miejscu. Na samym dole znalazłem się w swego rodzaju tunelu. Wyglądało to jakby był wydrążony w litej skale. Podłoga niczym nie różniła się od sufitu czy ścian. Wszystko było spowite ciemnością, w której jedynym źródłem światła były poustawiane na ziemi woskowe świece. Tunel zakręcał w lewo i zdawał się być dość długi. Wolnym i niepewnym krokiem zacząłem poruszać się w jego głąb. Im dalej szedłem tym silniejszy stawał się ten cuchnący smród. W końcu zaczęły mnie dobiegać jakieś głosy. Z każdym krokiem słyszałem je coraz wyraźniej. Zaczynały one brzmieć jak jakieś zdania wygłaszane melodyjnym tonem… Brzmiały jak…. modlitwy. W końcu zdałem sobie sprawę, że już słyszałem ten język i ten głos. To musiał być ten psychopata.

Tunel zaczął robić się jaśniejszy a głos wyraźniejszy. Nogi miałem jak z waty, ale wiedziałem, że to może być jedyne wyjście z tego koszmaru. Po kilku chwilach niepewnego marszu zobaczyłem wyjście z tunelu, a głos wygłaszający te modlitwy był aż zbyt wyraźny. Na końcu tunelu znalazłem się w ogromnej komnacie. Była ona wymurowana czerwoną cegłą i oświetlona ogromną ilością woskowych świec, które rzucały żółte światło. Tego co było w środku nie da się opisać żadnymi słowami. Stoły zalane krwią a na nich niezliczona ilość ludzkich kończyn i organów. Haki na których wisiały ludzkie korpusy niczym mięso w chłodziarni. Koryta wypełnione płynnymi wnętrznościami i krwią.

Moje ciało zdawało się całkowicie odłączyć od głowy. Nie czułem nic oprócz strachu i obrzydzenia. Spojrzałem w prawo i zobaczyłem jego… Stał przy ogromnym kotle, pod którym rozpalony był ogień. W lewej ręce trzymał starą zniszczoną książkę, z której wygłaszał swoje modlitwy z uśmiechem na twarzy. Ale jego prawa ręka…. W prawej ręce trzymał coś na kształt drewnianej maczugi, którą z wielką wprawą mieszał w kotle. W kotle, z którego wystawały ludzkie nogi! Przeszył mnie impuls od góry do dołu. Uciekaj. Rzuciłem się w stronę schodów, w głąb tunelu. Zaraz po tym jak zacząłem uciekać, głos modlitw ustał i usłyszałem szybko zbliżające się kroki. Zacząłem krzyczeć. Chwile potem poczułem jak pęka mi czaszka uderzona czymś twardym I ciężkim.

To był moment, w którym się obudziłem. Dookoła wciąż stoją pudła i kartony wniesione wczoraj przez ekipę od przeprowadzek. Postanowiłem szybko spisać swój sen z nadzieją, że kiedyś rzucę swoją pracę i kto wie, może zostanę pisarzem. A więc to by było na tyle i mam nadzieję, że nigdy więcej nic takiego mi się nie przy… Chwilkę…. Czy ja słyszę krzyki z domu obok?

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Słabe, czegoś brakuje w tej historii, motyw na początku zupełnie niepotrzebny, a ostatnie zdanie to już całkowite nieporozumienie.
Odpowiedz
Motyw na początku ciekawy jednak potem zmiana tematu. Można powiedzieć, że ów początek to nie potrzebne lanie wody. Według mnie niepoprawny opis pokoju. Moim zdaniem pierwszy powinien być opis kobiety (pierwszy plan), a dopiero potem wykończenie pokoju. Dla mnie 5/10.
Odpowiedz
Nudne 3/10 maks :P
Odpowiedz
ahahahaahaha koncowka nawet zabawna , ale cale opowiadanie super bardzo mnie zaciekawilo.
Odpowiedz
Nawet ok tak 8/10
Odpowiedz
motyw z rodziną zbędny i pozbawiony sensu.
Odpowiedz
Meh... Takie 6/10
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje