Historia

Eksperyment

kier 5 8 lat temu 6 898 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Padał ulewny deszcz. Wszyscy ludzie na ulicy rozkładali parasole, bądź przyspieszali kroku, pragnąc jak najprędzej schować się gdzieś pod dachem, ale ja stałem, wpatrując się w wystawę z prasą niewielkiego kiosku.

Mijały mnie tłumy poirytowanych przechodniów, parokrotnie zostałem potrącony, moja kurtka kompletnie przemokła, lecz przecież m u s i a ł e m tam jeszcze chwilę zostać. Tego byłem pewien. Nie wiedziałem jedynie, dlaczego.

Wpatrywałem się w jeden konkretny nagłówek gazety. Czułem paraliżujący strach.

„Naukowcy dokonali niemożliwego! Chory na raka uratowany!”

Przecież nie powinno mnie to przerażać.

Potrzebowałem drobnych na gazetę, koniecznie. Musiałem się dowiedzieć, o co tutaj chodzi, dlaczego ten nagłówek wywołuje u mnie tak silna panikę. Dlaczego nie wziąłem portfela...?

- Przepraszam, wszystko w porządku? - usłyszałem i dostrzegłem obok młodą dziewczynę z zatroskanym wyrazem twarzy, trzymającą czerwoną parasolkę.

- Jasne – odparłem, chociaż dawno nie miałem tak dobrego powodu, by zaprzeczyć. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i odeszła – bardzo dobrze, niech się nie przejmuje. To nie jej obsesje.

Dotychczas jednak byłem całkiem zdrowy psychicznie, choć zapewne każdy wariat tak uważa. Czy przeczytanie tego artykułu w ogóle coś pomoże...? Przecież istnieje możliwość, że to wszystko kwestia stresu lub...

To właściwie nieistotne, i tak kwestią czasu było, zanim popędzę do domu po ten nieszczęsny portfel.

Biegnąc ulicami miasta, wcale nie myślałem nad tym, że być może oszalałem. To wydawało się błahe, nieistotne – ja musiałem rozgryźć tajemnicę gazety i lekarstwa na raka, choć samo w sobie po prawdzie również nie robiło na mnie wrażenia. Ogarnęło mnie podniecenie nieomal seksualne, lecz zarazem paniczny strach nie ustępował – co za dziwaczne uczucie.

Mijałem kolejne przecznice, biegnąc najszybciej od paru miesięcy – a może i lat...? Kiedy byłem mały, chyba ciągle to robiłem i nagle zaskoczyło mnie, iż mogłem o tym zapomnieć.

Po chwili wpadłem do mieszkania, gwałtownie, jak do schronu podczas inwazji zombi. Przeszukałem wszystkie miejsca, gdzie mógłby być portfel, aż wreszcie znalazłem go na samym wierzchu, na komodzie. Nie mogłem złapać oddechu. Przyszło mi do głowy, że nie jestem już w końcu niezniszczalnym sześciolatkiem.

Bardzo pragnąłem pobiec z powrotem, ciało jednak odmawiało posłuszeństwa, powlokłem się zatem niespiesznym krokiem zmęczonego czterdziestolatka. Moje miasto wydawało się wyjątkowo nudne, kiedy się tak powoli przez nie przemieszczałem. Jedne miejsca były podobne do drugich – wszędzie te same, identyczne białe budynki mieszkalne – aż można się pogubić, nie wiedząc, czy przypadkiem nie krążysz w kółko. Całe miasto wyglądało podobnie, gdzieniegdzie trafiały się wprawdzie starannie utrzymane parki, nieliczne restauracje, kina czy też sklepy – ale one także były dość podobne. Właściwie to do tego przywykłem.

Niebawem dotarłem do tego „mojego” kiosku, również całkiem zwyczajnego, lecz mimo to ogarnęła mnie euforia – a także jeszcze silniejszy strach. Trochę tak, jakby ktoś obiecał mi spełnienie największego marzenia w zamian za przezwyciężenie najgorszego koszmaru.

- Poproszę dzisiejszą gazetę – mruknąłem drżącym głosem. Kobieta za ladą bez uśmiechu podała mi to, o co poprosiłem –zapłaciłem, po czym spoconymi dłońmi zajrzałem do tekstu. Serce biło mi mocniej, niż na pierwszej randce, kiedy wzrokiem przejeżdżałem pospiesznie po artykule.

Opisywano tam nie tyle lekarstwo na raka, co metodę jego leczenia. Naprawdę dziwaczną metodę. Otóż, do laboratoryjnie wyhodowanego ciała udało się przenieść świadomość umierającego człowieka. Ów, do niedawna chory Samuel J. , rzekomo bardzo chwali sobie swoje nowe ciało i...

To wszystko było porąbane. Brzmiało jak z jakiegoś filmu sciene – fiction, lecz nadal nie tłumaczyło ataku paniki. A tym bardziej z powodu tytułu.

W każdym razie, dziwaczne uczucie ustąpiło. Czułem się jedynie skołowany – i, choć wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, przemoknięty. Powlokłem się do domu, mocno ściskając w dłoni „cenną” gazetę.

Po powrocie wziąłem długi prysznic, usiłując ułożyć sobie to wszystko w głowie, niewiele to jednak pomogło. Przebrałem się i, zamyślony, wyjrzałem przez szybę.

Ku mojemu zdumieniu, naprzeciwko moich okien dostrzegłem ogromne graffiti. Czysta, schludna biel otoczenia została jakby zakłócona. Czerwony napis głosił:

„EKSPERYMENT!!!”

Nie wiedziałem, co ono ma wyrażać i nieszczególnie mnie to zastanawiało, poczułem jednak irytację. Ten dzień zdecydowanie był dziwny, zbyt dziwny. Wolałbym chyba napis w rodzaju „jebać [wstaw nazwę klubu lub partii politycznej]”. Potrząsnąłem głową i położyłem się do łóżka.

Lecz i sen nie dał mi możliwości odpocząć, postanawiając zafundować mi jedne z gorszych od lat koszmarów. Być może z powodu przeżyć za dnia.

Tak czy owak, śniłem wyjątkowo odrażający koszmar. W moim śnie byłem obrzydliwym, ogromnych rozmiarów robakiem, o znacznej ilości odnóży i ludzkiej głowie. Pełzałem w nieskończoność wśród hałd śmieci, cuchnących i toczonych przez pomniejsze robactwo, pieczołowicie je pożerając. Co najgorsze, śmieci bardzo mi smakowały i jedyne, czego pragnąłem, to jeść jak najwięcej, jak najszybciej. Pełzłem dalej i śmieci zamieniły się na zwłoki. Przeważnie odziane w żołnierskie mundury, ze śladami od kul, lecz Ja-Robak nie zwracałem na to większej uwagi. Po prostu jadłem. I byłem na swój prosty, odrażający sposób szczęśliwy.

***

Janett minęła szklane, rozsuwane drzwi instytutu ze znajomym uczuciem stresu i smutku, a także całkiem nowym rozczarowaniem. Właśnie skończyła pracę.

Nacisnęła przycisk na kluczykach od auta, a samochód wiernie kliknął otwieranymi drzwiami. Kobieta westchnęła cicho, nie mogąc przestać rozmyślać o poniesionej porażce, oraz wątpliwej moralności ich Projektu, choć jeszcze dzisiaj przecież zmuszona była świętować razem z pozostałymi. W lusterku poprawiła ciemnobrązowe włosy i nastawiła radio na lekkiego rock and rolla.

Ale przecież próbowała. Próbowała przekazać coś tej niewielkiej, praktycznie bezcielesnej świadomości o dziwnym kształcie, żyjącej w świecie wykreowanym przez naukowców, że jest tylko eksperymentem. Tylko tak mogła jej przecież pomóc, wyjaśnić coś, by następnie spróbować jakoś temu zaradzić.

Tyle że oni mieli inne plany. Problemy ekologiczne, hipotetycznie możliwa wojna, a tu na zawołanie całkiem inteligentny byt, który można umieścić w jakimkolwiek ciele. Na przykład ogromnego, obrzydliwego stwora, który żywi się rozmaitym paskudztwem.

Janett wielokrotnie zastanawiała się, jak wygląda nieprawdziwe życie ich „eksperymentu”. Czy to stworzenie, o ile można go tak nazwać, w ogóle cokolwiek myśli...? Kobieta miała szczerą nadzieję, że niewiele.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

http://blakier.blogspot.com/ Zapraszam na bloga :D
Odpowiedz
Nawet fajne.
Odpowiedz
O kurde... Niezłe...
Odpowiedz
Ciekawy pomysł, super się czyta, ciarki miałam na plecach :-)
Odpowiedz
Fajne 8.5/10
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje