Historia

Nie jesteś złym człowiekiem...

białadama 24 11 lat temu 11 911 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Czy wiesz jak wygląda prawdziwe zło? Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto jest uosobieniem najczystszego zła? Czy poznałeś kiedyś człowieka, który mógłby odgrywać rolę Szatana w Twoich najgorszych koszmarach? Ja nigdy nie spotkałem kogoś takiego. A przynajmniej tak mi się wydawało. Przez moje całe życie nie widziałem na oczy kogoś prawdziwie złego. Nikogo z gatunku tych, którym wystarczy spojrzeć w oczy by wiedzieć, że okrada miejscowe sklepy, napada dzieci i podpala koty. Można powiedzieć, że całe moje dotychczasowe życie było pełne ludzkiego dobra. Żadnych bezeceństw, żadnych zbrodni. Każdy minięty człowiek wydawał się aniołem. Do czasu.

To była zwykła niedziela. Był początek lutego, za oknem topniały ostatnie zaspy śniegu, na okrągło lał deszcz, a chmury były czarne jak gdyby zwiastowały apokalipsę. Pogoda jak w Irlandii. Siedziałem znudzony przed komputerem, oblicza mojego pokoju rozświetlał tylko monitor, na który to patrzyłem z nieukrywanym zmęczeniem. Całkowicie znudzony wstałem od komputera i powędrowałem do salonu. Idąc przez ciemny korytarz czułem się jak bohater horroru. Jak ofiara, która tylko modli się, by za rogiem nie stał zabójca. Przeszedłem do salonu i włączyłem telewizor. Coś było nie tak. Telewizor zaczął szumieć, obraz lekko śnieżył, dźwięk był miejscami zniekształcony. Przełączyłem na wiadomości. Prezenter na jednym oddechu wyrzucał z siebie niezrozumiałe informacje. Jego oczy. Jego usta, jego twarz... Ręce trzęsły mu się, oczy były przerażone, źrenice szerokie jak u narkomana, wyglądał jakby nie miał tęczówek. Jego usta wyrzucały drżącym głosem słowa z niewiarygodną prędkością, na jego twarzy malowało się przerażenie. Był tak wystraszony, że człowiekowi stawało serce od samego patrzenia. Ale w jego minie było jeszcze coś. Gniew? Wyglądał jak tryumfujacy mściciel. Na czerwonym pasky przelatywały wstrząsające wieści. Nie trafiało to do mnie, każde słowo było jak rzucony o moją czaszkę ostry kamień. Widziałem napisy, lecz nie rozumiałem z nich nic. Zamiast tego sam zacząłem drżeć. Widziałem tylko strzępy, ale wiedziałem że coś się dzieje. "Ewakuacja", tak brzmiało kluczowe słowo. Zaraz po nim "śmierć", kilka razy powtarzane "katastrofa", parę razy widać było nawet "początek końca". Początek końca? Chodziło o koniec świata. Spojrzałem za okno - burza ogarnęła miasto. Ale chmury... To nie było ciemne, szare czy granatowe niebo do jakiego nas przyzwyczaiła burza. Niebo było czarne. Całkowicie czarne, niczym głęboka otchłań. Między tymi czarnymi chmurami przebijało się w paru miejscach światło. Białe, oślepiające promyki światła przebijały czarne obłoki jak strzały. Grad lecący z nieba wyglądał jak małe, ostre strzały, które lecą by ugodzić ofiarę.

Wtedy wysiadł prąd. Wiedziałem że już pora. Złapałem telefon, portfel, kluczyki i kurtkę i wybiegłem z mieszkania nie zamykając go. Przez ogarniętą mrokiem klatkę schodową biegli moi sąsiedzi, wszyscy spłoszeni jak ja. Słyszałem jak moi sąsiedzi proszą się nawzajem o pomoc.

-Thomas! - krzyknęła moja starsza sąsiadka, która próbowała się wydostać z mieszkania swoim wózkiem inwalidzkim. - Thomas, proszę, pomóż mi!

-Tom! - krzyknął Jack, nastoletni syn sąsiada. - Tom, chodź tutaj!

Podbiegłem do sąsiadki, starszej pani Lindy. Zawsze ją lubiłem, miła, uśmiechnięta staruszka. Złapałem wózek i jednym pociągnięciem wystawiłem go za wysoki próg jej mieszkania. Inni pouciekali w popłochu, zostałem tylko ja i potrzebujący pomocy.

-Thomas, dziękuję Ci. Dziękuję z całego serca, że mnie nie zostawiłeś - niemal przez łzy dziękowała mi Linda.

-Drobiazg. - odrzuciłem z uśmiechem.

Linda podziękowała jeszcze raz i wyjechała na zewnątrz dość szybko jak na swój wiek. Podbiegłem do Jack'a, który nawoływał mnie raz po raz.

-Co jest? - zapytałem.

-Mogę się zabrać z Tobą? Rodzice wyjechali i zabrali auto, nie mam gdzie spierdolić.

-Jasne, chodź ze mną.

Uratowałem właśnie drugiego człowieka dzisiejszego dnia. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy w popłochu w kierunku głównej ulicy. Włączyłem radio i spytałem w końcu Jack'a:

-Kurwa jego mać, co tu się u chuja dzieje? - na ulicy panowała totalna anarchia.

-Koniec świata. - odrzekł Jack. - zaczął się koniec świata, wszyscy chcą się uratować.

To układało się w logiczną całość, wreszcie odetchnąłem i zrozumiałem co się wydarzyło przez ostatnie minuty. Nagle straciłem panowanie nad autem i uderzyłem w latarnię, która spadła na auto więżąc nas. Kawałki metalu z mojego dachu wbiły mi się w głowę. Czułem jak ostre jak żyletki kawałki dachu rozcinają mi skórę na głowie. Niesamowity ból. Słyszałem tylko cichy głos. Mój głos. Usłyszałem tylko: "Nie jesteś złym człowiekiem, Tom". Wszystko pociemniało.

Obudziłem się na ulicy. Leżałem na plecach patrząc w niebo, zanim nie stwierdziłem że wciąż żyję. Niebo było szare, uspokoiło się. Burza nieco osłabła. Podniosłem się. Na ulicy widziałem kawałki mojego auta i ślady opon. Jack odjechał. Ten pierdolony gnojek mnie zostawił na pastwę losu. Przetarłem krew płynącą po czole. Ulice wyglądały jak pobojowisko. Wyglądały naprawdę jak po apokalipsie. Puste, zrujnowane. Ani żywej duszy. Poprzewracane latarnie, wybite okna i wyłamane drzwi. Wszędzie. W kilka chwil tętniące życiem czyste, miłe i zadbane miasto zmieniło się w ruinę. Może to moja krwawiąca głowa, może to ta burza, ale miałem wrażenie że wszystko poszarzało, że straciło kolor. Poszedłem przed siebie, kulałbym tak dalej, gdyby nie głos. Głos w mojej głowie. To znów był mój głos.

-Oj Thomas, o stary... - głos odbił się echem w uszach.

-Kim jesteś? - nie wiedziałem o co zapytać głos wyobraźni. Wypaliłem pierwsze co przychodziło na myśl.

-Ja? Jestem Tobą. Głupie pytania, nie poznajesz się? - zapytał szyderczo.

Spojrzałem na cały ten burdel w okół mnie. Potrzebowałem pomocy.

-Co robić? - spytałem nowego lokatora mojej głowy.

-Idź przed siebie. Idź, póki nie zobaczysz kogoś.

Tak zrobiłem szedłem, a raczej szliśmy w ciszy przed siebie. Czasem głos gwizdał jakieś smutne piosenki, jednak nie zwracałem na to uwagi.

-Więc mówisz, że jesteś mną? - przerwałem niezręczna ciszę.

-Tak Thomasie, jestem Tobą. A dokładniej częścią Ciebie. Jestem Teloc.

-Teloc? Ciekawe... imię.

Musiałem mocno dostać w łeb. Mój mózg stworzył faceta o własnym charakterze, nawet nadał mu imię. Dobra robota, mózgu.

-Spójrz, człowiek! - Teloc wykrzyknął to z satysfakcją myśliwego, który znalazł bezbronną zwierzynę.

To był Jack. Czołgał się, był poturbowany i pobity. Podbiegłem do niego i podniosłem.

-Zabrali... auto... ja... prze... przeprasz... oni... Tom... - patrzył na mnie z litością i bełkotał.

-I co, pomożesz mu? Zostawił cię! ZOSTAWIŁ! Samego! - krzyczał Teloc.

-Tom, pomóż.... pomóż... - powtarzał nieprzytomnie Jack.

-Thomas, widzisz tamten pręt? - spojrzałem dokładnie na pręt, o którym mówi Teloc. - podnieś go... ZABIJ ZDRAJCĘ!

Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale... Jack raz już mnie zostawił, a Teloc raczej chce bym przetrwał. Podniosłem pręt i beznamiętnie wbiłem w serce Jack'a, tak jak łowcy wampirów wbijali kołki osikowe. Chłopak jęknął i zamknął oczy. Polała się krew.

-Brawo Thomasie, brawo - zaaprobował Teloc.

-Co ja... Co ty... Co my zrobiliśmy?

-To, co było konieczne.

-Znałem tego dzieciaka od kołyski, nie skrzywdziłby muchy! Dlaczego? Dlaczego on!?

-On był... Złym człowiekiem...

Kurwa, to zaczynało mnie przerastać. Stałem się PIERDOLONYM PSYCHOPATĄ. Moje hamulce moralne okazały się niczym w starciu z Telociem. Moje ręce kurczowo trzymały zakrwawiony pręt. Co ja najlepszego zrobiłem? Zacząłem uciekać, prawie się rozpłakałem. W oddali zobaczyłem Emily, moją dobrą przyjaciółkę. Była uroczą szesnastolatką, dość rozumną jak na swój wiek. Chciałem jej pomóc, ale wiedziałem że Teloc ją skrzywdzi. Zaryzykowałem.

-EMILY! - krzyknąłem najgłośniej jak umiałem.

Odwróciła się i ze łzami w oczach biegła do mnie.

-Zwierzyna podchodzi... - zaszeptał Teloc.

-Jej nie skrzywdzisz. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

-Jesteś pewien? Zerżniesz ją, a znając Ciebie zabijesz po wszystkim. Jesteś mordercą. MY jesteśmy.

Chciał ją zgwałcić a potem zabić, NIE! Emily zbliżała się, a Teloc sadystycznie rechotał.

On ma rację. Przecież nie jestem złym człowiekiem. Zacisnąłem dłonie na pręcie, a kiedy Emily chciała paść mi w ramiona uderzyłem ją w głowę. Padła jak mucha. Przestałem się kontrolować. Błagała o litość, a ja się śmiałem. ON się śmiał. Zgwałcił ją, mimo że prosiła o litość. A potem zabił. Co za bestia, potwór. Ten skurwysyn ją zabił...

-DOŚĆ! - wydarłem się najgłośniej jak umiałem.

-Co się stało, Thomasie? - zapytał szyderczo Teloc.

-Teraz Ty zginiesz! SŁYSZYSZ!? ZGINIESZ TAK JAK ONI! - darłem się jak opętany.

W zasadzie byłem opętany. Padłem na kolana i podniosłem pręt ku niebu.

-Co chcesz zrobić, Tom?

Wbiłem sobie kawał metalu prostu w brzuch. Łzy poleciały mi z oczu, a krew trysnęła ze mnie na kilka metrów. Ucichł głos w mojej głowie. Ucichła burza. Wszystko ucichło. Ułyszałem tylko cichy głos. Mój głos. Usłyszałem tylko: "Nie jestem złym człowiekiem, Telocu. Nigdy nie byłem". Wszystko pociemniało. To był koniec, czułem to. Ale wiesz co było najgorsze? To było kłamstwo. Teloc był tylko wytworem mojej chorej wyobraźni, która potrzebowała fizycznego bodźca. To nie on był zły. To ja byłem zły. Ja byłem potworem. Zawsze nim byłem. Miałem nadzieję że w końcu i moje myśli ucichną, a ja pozostanę tylko wspomnieniem. Myliłem się.

To była zwykła niedziela. Był początek lutego, za oknem topniały ostatnie zaspy śniegu, na okrągło lał deszcz, a chmury były czarne jak gdyby zwiastowały apokalipsę. Pogoda jak w Irlandii. Leżałem na łóżku już dobrych parę minut, znów śnił mi się koszmar. Całkowicie pobudzony wstałem z łóżka i powędrowałem do salonu. Idąc przez ciemny korytarz czułem się jak bohater horroru. Jak myśliwy, który tylko czeka aż przestraszona, niewinna ofiara wynurzy się zza rogu.

Czy wiesz jak wygląda prawdziwe zło? Czy widziałeś kiedyś kogoś, kto jest uosobieniem najczystszego zła? Czy poznałeś kiedyś człowieka, który mógłby odgrywać rolę Szatana w Twoich najgorszych koszmarach? Mijam kogoś takiego codziennie przed lustrem. To ja.

autor: Teloc

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

hmm... wyczuwam tu "Zabójczy żart"... ;) i fajnie - jak się inspirować, to najlepszymi;)
Odpowiedz
Laura dzięki xDDD
Odpowiedz
Suuuper. Jedna z najlepszych
Odpowiedz
"Czy poznałeś kiedyś człowieka, który mógłby odgrywać rolę Szatana w Twoich najgorszych koszmarach?" Rodzicielka mojego znajomego się liczy?
Odpowiedz
ten koniec taki głęboki
Odpowiedz
Jedna z moich ulubionych historii <3
Odpowiedz
Ja też nie mam 18 na karku.
Odpowiedz
Mój brat jest taki zły -,-"
Odpowiedz
+18 było, żeby zwrócić uwagę. A tak w ogóle to zajebiste opowiadanie. Szczególnie początek i koniec.
Odpowiedz
Super! Tylko po co to +18? I tak wszyscy przeczytają:D
Odpowiedz
jestem szatanem w ludzkiej skórze , nie mam 18 lat i to czytam :P
Odpowiedz
?
Odpowiedz
Czekam na więcej ziom
Odpowiedz
A ja .. A ja nie gwałcę, nie zabijam ( mam nadzieję, że wyobraźnia się nie liczy ) , czyli jestem dobra :D
Odpowiedz
Extra :)
Odpowiedz
Rewelacyjne .. ! Mogli by o tym zrobić film :)
Odpowiedz
genialna historia
Odpowiedz
Nie mam 18 lat i przeczytałam, a tak w ogóle to fajna historia
Odpowiedz
Wow, odważna jwstes
Odpowiedz
życie na krawędzi ;__;
Odpowiedz
Jestem zły, nie mam 18 lat i przeczytałem ;_;
Odpowiedz
Świetna historia! Jedna z lepszych jakie tu czytałam.
Odpowiedz
super ;)
Odpowiedz
;_:
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje