Historia

Popioły

kaczorex26 0 7 lat temu 2 203 odsłon Czas czytania: ~10 minut

Skoro tego słuchacie wnioskuję, że lubicie straszne historie. Lubicie się bać. Lubicie ten dreszczyk emocji, gdy coś nieznanego i przerażającego dociera do waszego mózgu. Ta niepewność, czy to aby tylko fikcja i czy coś takiego ma szansę się kiedys wydarzyć, czy też nie... Byliśmy tacy sami, jak wy. Też uwielbialiśmy straszne opowieści o duchach, demonach, paranormalnych zdarzeniach... najlepiej, gdy były na podstawie prawdy. Wyobraźcie sobie naszą ekscytację, gdy Katie oznajmiła, że las obok którego mieszka jest "nawiedzony". Na początku ja i Mark podeszliśmy do sprawy dość sceptycznie. Mimo to, historia lasu nas zaintrygowała. Otóż Popioły, bo tak nazywa się ulica biegnąca przez sam środek lasu, zostały wykreowane na osiedle willowe. Jest to dzielnica starych, drewnianych domów otoczona lasem ze wszystkich stron. Na końcu tej ulicy usytuowany jest budynek mieszkalny, który podobno w okresie II wojny światowej był domem dla robotników budujących bunkry. Po ataku niemieckich żołnierzy, owi robotnicy zostali przez nich wymordowani. Legenda głosi, że od tamtej pory dom jest nawiedzony. Brzmi jak dość typowa opowieść o mściwych duchach, które szukają winowajców swojej przedwczesnej, pozbawionej szacunku egzekucji. Katie wiedziała, że takich historii jest mnóstwo, słyszeliśmy takich milion. Postanowiła udowodnić nam, że jednak coś jest na rzeczy i opowiedziała nam o dwóch innych historiach, które wydarzyły się na Popiołach.

Pierwsza z nich dotyczyła matki jednego z mężczyzn mieszkającego niedaleko. Kobieta miała około 25 lat i mieszkała w okolicy lasu. To była zima. Pracowała na nocną zmianę, a że jej samochód się popsuł, postanowiła skrócić sobie drogę, którą miała pokonać pieszo i wybrała przejście się ulicą Popioły. Pożegnała się z synem i swoją matką, która mieszkała razem z nimi. Nikt nie podejrzewał, że to ostatni raz, gdy ją widzą. Nigdy jej nie odnaleziono.

Historia wydawała nam się dość straszna, ale takie zniknięcia zdarzają się z różnych powodów - niekoniecznie paranormalnych. Kolejną opowieścią było zdarzenie, które miało miejsce kilka lat po zakończeniu II wojny światowej. Pewnej wiosny, uczniowie z pobliskiej szkoły wybrali się klasowo wraz z wychowawczynią na spacer. Idąc ulicą Popioły z jakiegoś powodu cała grupa zboczyła ze ścieżki. Żadna osoba nie wróciła już do domu. Ci którzy znają ten las wiedzą, że zgubienie się w nim nie jest takie łatwe, ponieważ wszędzie są ścieżki i dróżki wyglądające na dość uczęszczane - czy to rowerami, czy to samochodem. Tym bardziej, że przez las prowadzi trasa turystyczna po dzielnicy starych willi.

Zaintrygowani możliwością odwiedzenia nawiedzonego lasu postanowiliśmy pojechać tam w nocy i dla odpowiedniego klimatu obejrzeć w vanie Marka jakiś horror. Chcieliśmy się bać i to nie był pierwszy raz, gdy oglądaliśmy film w plenerze.

Gdy nadszedł ten wieczór, spakowaliśmy laptop, przekąski, koce i ruszyliśmy w drogę. Las faktycznie znajdował się dość blisko domu Katie, zdziwiliśmy się, że wcześniej nie zwróciliśmy na niego uwagi. Wjechaliśmy na ulicę Popioły koło godziny 20:00 - było lato, więc słońce jeszcze świeciło i nie było tak strasznie. Po lewej minęliśmy ten słynny nawiedzony dom. Był ogromny, drewniany i piękny. Ogromne, długie bele drewna podpierały ściany, aby budynek nie runął. Przejeżdżajac obok nie mogliśmy oderwać od niego wzroku. Kilka metrów za nim stała biała kapliczka.

- Musimy znaleźć miejsce, aby zaparkować i włączyć film. - zauważyła Katie. - Pojedźmy trochę dalej i skręćmy potem w lewo. Tam jest taka mała uliczka, gdzie możemy stanąć.

Zrobiliśmy, jak powiedziała. Zatrzymaliśmy się i przeszliśmy na tylne siedzenia, aby oglądać film. Na szczęście van Marka był duży i zmieściliśmy się tam bez problemu. Siedziałem na środku, trzymając na kolanach laptop. Poczekaliśmy, aż zacznie się ściemniać i rozpoczęliśmy seans. Było około 22:00.

Po około godzinie Mark zaczął nerwowo spoglądać przez okna.

- Co jest? - zapytałem.

- Nic... cały czas wydaje mi się, że coś tam jest. Znasz mnie, często panikuję. - powiedział Mark. Faktycznie, miał rację. Był bardzo płochliwy i gdy coś się działo zawsze histeryzował. Noc była ciemna, gdzieniegdzie widać było smugi księżycowego światła przeszywającego mrok pomiędzy drzewami. Straszny nastrój wywołany filmem i ciemna noc bardzo mocno działały na wyobraźnię. Tym bardziej poruszające się w mroku zwierzęta i szumiący wiatr dawały wrażenie ciągłego ruchu panującego na zewnątrz.

Koło północy skończyliśmy oglądać film.

- To co, idziemy na spacer? - zapytałem z szerokim uśmiechem. Wiedziałem, że i Mark i Katie nie będą skorzy do opuszczania bezpiecznego vana.

- No co Ty, John. Zwariowałeś? - spanikował Mark.

- Może obejrzymy jeszcze coś...? - Katie spróbowała odciagnąć moją uwagę od pomysłu wychodzenia do ciemnego lasu.

- Idziemy. - zadecydowałem. Nie przejmując się grymasem na twarzy Marka i spuszczoną ze zrezygnowania głową Katie położyłem laptopa na przednim siedzeniu i otworzyłem drzwi ze strony dziewczyny. Dałem susa przez jej kolana, zostawiając tych dwóch tchórzów w samochodzie. Obszedłem vana dookoła i otworzyłem drzwi ze strony Marka.

- Ja idę. Wolicie zostać tutaj i pozwolić mi iść samemu w straszny, nawiedzony las? Wiecie, że rozdzielenie się w takim miejscu to najgorszy pomysł na świecie, prawda? - uśmiechałem się do nich, a oni z bólem wysiedli z vana.

Zamknęliśmy samochód i weszliśmy na leśną dróżkę. Noc była czarna, a drzewa rosły bardzo gęsto. Włączyliśmy latarkę, ale jej światło nie dało rady przebić się dalej niż na 2 metry. Otaczała nas ciemność. Mam dobrą orientację w terenie, wiec nie bałem się, że sie zgubimy. Po kilku minutach spaceru postanowiliśmy wrócić do samochodu. Nie było sensu iść tędy dalej, ponieważ i tak nic nie wiedzieliśmy mimo latarki. Nie chcieliśmy również ryzykować zgubienia się w lesie.

Dotarliśmy do auta. Wsiedliśmy do niego i postanowiliśmy przejechać się do nawiedzonego domu. Jak powiedzieliśmy, tak zrobiliśmy. Stanęliśmy po drugiej stronie ulicy, na poboczu. Była 1:00 w nocy. Tu było dużo bardziej klimatycznie i strasznie. Postanowiliśmy coś jeszcze obejrzeć. Po 15 minutach oglądania kolejnego filmu nagle na zewnątrz zrobiło się niesamowicie cicho. Wiatr przestał wiać, nie było słychać szeleszczących liści. Nic nie było słychać. Jakby życie w lesie zniknęło. Ściszyłem głośniki, a Mark zaczął wpatrywać się badawczo w okno. Katie patrzyła w swoje dłonie. Czułem, że się boi. Siedzieliśmy tak w ciszy przez kilka minut. Nagle, bardzo powoli, poczuliśmy jak nasz van przechyla się od strony Marka na prawo. Czuliśmy, jakby lewa strona samochodu oderwała się od ziemi. Po ułamku sekundy van zaczął opadać i stanął nieruchomo na ziemi.

- Co... co to było?! - krzyknęła Katie. - Wy to zrobiliście?!

- Cicho. - syknąłem. - Mark... to ty?

Sam nie wierzyłem, że mój przyjaciel byłby w stanie zrobić coś takiego. To było fizycznie niemożliwe. Spojrzałem na niego. On popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Otworzył usta i zaraz je zamknął.

- Jedziemy stąd. - oparłem dłonie o zagłówki przednich foteli i już szykowałem się do przeskoczenia na miejsce kierowcy, gdy...

- Nie. Poczekaj. - Mark wyciągnął rękę i zatrzymał mnie na swoim miejscu. - Słyszę kroki. Może to ten ktoś robi sobie z nas żarty. Słyszysz?

Znieruchomiałem. Faktycznie, gdzieś zza samochodu dobiegał odgłos oddalajacych się kroków.

- Jedźmy. - wyszeptała z płaczem Katie.

- Poczekaj. To ewidentnie jakiś człowiek. Jestem pewien, że to on, ponieważ kroki zaczęły oddalać się od naszego samochodu kilka sekund po tym, jak van stanął na ziemi. Nie ma innego wyjaśnienia. - Mark z zaciśniętymi zębami patrzył w boczne lusterko. - Nawet go widzę. Widzę jak się oddala. To jakiś facet. Nie daruje mu tego.

Mark był zły. Lubił się bać, ale nie lubił być straszony w taki sposób.

- Koniec żartów. - Mark w furii otworzył drzwi i wybiegł na zewnątrz kierując się w stronę mężczyzny.

- No nie! - krzyknąłem. Wyskoczyłem z samochodu i pochyliłem się wkładajac do niego głowę. Spojrzałem na Katie. - Idę po niego. Jest wściekły, znasz go. Lepiej, żebym go znalazł. Poczekaj tutaj. Wiem, że nie wolno się rozdzielać i tak dalej, ale jeśli tamten facet ma temperament podobny do Marka, może dojść do jakiejś bójki. Zamknę Cię na kluczyk i nic Ci nie będzie. Okej?

- Ja chcę iść z tobą! Boję się!

- Katie, uwierz mi, ten van jest niezniszczalny. Będziesz tutaj dużo bezpieczniejsza niż na zewnątrz. Nie obraź sobie, ale wolę, zebyś została tutaj. To dla twojego dobra.

- Ale... wróćcie szybko. Obiecaj mi to.

- Pewnie. Poczekaj tutaj. Za kilka minut będziemy z powrotem.

Zamknąłem drzwi. Nie chciałem jej zostawiać, ale na pewno nie pomogłaby mi, gdyby doszło do starcia z tamtym facetem. Nie wiadomo kim był, a Mark - mimo, że był płochliwy - miał temperament i trudno było go zatrzymać, gdy wpadł w furię. Pobiegłem w kierunkiu, w którym ruszył Mark. Zobaczyłem go kucajacego przy skraju lasu. Oglądał coś na ziemi.

- Mark, stary... w porządku?

- Ta... uciekł mi. Gdy dobiegłem do tego miejsca zniknął. Rozpłynął się w powietrzu. Wydawało mi się, że widzę ruch w lesie, ale nie miałem latarki. Poza tym natknąłem się na to. - wskazał palcem coś na ziemi. Metr od nas, na ściółce, zobaczyłem ułożony na kształt trójkąta stosik gałęzi. Były związane łodygami innych roślin. Wszystko wyglądało, jakby w takiej formie wyrosło z ziemi. Gałęzie nie były ułamane z drzew. Wyrastały ze ściółki. Tak samo łodygi wiążące je u góry. Na szczycie ułożone były zardzewiałe nożyce, przypominały sekator. Ogromne, pokryte rdzą, tępe ostrza były wbite w grubsze gałązki. Nie wiem jak utrzymywały się na tej wątłej konstrukcji.

- Co to ma być?! - przeraziłem się.

- Nie mam pojęcia, stary... nie mam pojęcia...

- Chodź do samochodu, Katie została tam sama.

- Zostawiłeś ją?

- Musiałem po ciebie biec. Zrobiłbyś to samo na moim miejscu. - Mark nie odpowiedział. - Dobrze, że jesteśmy blisko wylotu ulicy. Tylko około 100 metrów dzieli nas od cywilizacji.

Mark pokiwał głową. Wpatrywał się w ziemię. Wyciągnął papierosa i zapalił. Zaciągnął się mocno i powoli wypuścił dym z płuc. Szliśmy tak w milczeniu przez kilka sekund, aż Mark złapał mnie za ramię i wskazał na coś na ziemi niedaleko nas. Podeszliśmy tam bez słowa. Kolejny trójkąt. Tym razem bez nożyc. Ukucnęliśmy obok niego. Wyglądał tak samo, jak poprzedni. Wstałem.

- Chodź stary, nie ma co się zatrzymywać.

- Idź, ja zaraz cię dogonię. - wyciągnął telefon z zamiarem sfotografowania dziwnego znaleziska. Jego van stał kilka metrów od miejsca, gdzie się zatrzymaliśmy.

- Dobrze, ale pospiesz się. Postanowiłem pójść i uspokoić Katie oraz zapalić samochód, żebysmy mogli od razu odjechać. Odwróciłem się od Marka i skierowałem się w stronę samochodu. Poczułem, jak krew odpływa mi z głowy. Drzwi z tyłu otworzyły się gwałtownie i ze środka wytoczyła się Katie. W jej pierś wbite były zardzawione nożyce znalezione przez Marka. Krzyczałem jak opętany. Dobiegłem do Katie i w tym samym momencie usłyszałem zdławiony krzyk Marka:

- Zostaw ją, uciekaj! - odwróciłem się gwałtownie w jego stronę. Coś przyciskało go do drzewa. Był siny, a oczy wychodziły mu z orbit. - Uciekaj kretynie!

Wydobył z siebie ostatni wrzask i nastała cisza. Mój instynkt przetrwania działał jak szalony. Katie jest martwa. Mark jest martwy. Ja też będę. Nie mogę. Nie mogę umrzeć. Nie mogę dać się złapać i zabić. Wskoczyłem na siedzenie kierowcy, odpaliłem silnik i z całej siły wdepnąłem w pedał gazu. Jechałem najszybciej jak to tylko możliwe. 100 metrów wydawało się ciagnąć jak kilometry.

Od razu pojechałem na policję. Jakiś morderca kręci się po lesie i bez skrupułów zabija ludzi? Musiałem złożyć zeznanie. Musiałem ostrzec innych. Udało mi się przeżyć. Musiałem poinfromować, zawiadomić, powiedzieć wszystko. Ktoś zabił moich przyjaciół. O godzinie 3:00 dotarłem na komisariat. Kazano mi tam zostać. Składałem zeznania przez prawie 3 godziny. Grupa funkcjonariuszy od razu pojechała na miejsce zdarzenia. Dwóch z nich wróciło z telefonem komórkowym Marka. Pozwolono mi obejrzeć zdjecia, które zrobił kilka minut przed śmiercią. Dziwny trójkat, kolejne zdjęcie trójkata i kolejne. Nagle zobaczyłem zdjęcie dymu z papierosa na tle ciemnego lasu. Obłok dymu, kolejny obłok dymu. Aż nagle. Kolejne było nagranie. Mark lubił uwieczniać rzeczy na filmikach. Trójkąt z gałęzi, obłok dymu, las, ja idący w stronę samochodu, otwierajace się drzwi Katie i jednocześnie obłok dymu. Dym poruszał się. Oddalał od Marka. Zgęstniał i mimo braku wiatru zaczął owiewać coś w powietrzu. Postać. Jej szeroko rozdziawione usta i otwarte oczy wyrażały niesłychany ból i cieprienie. Nagle w ułamku sekundy przybliżyła się do kamery i Mark upuścił telefon. Usłyszałem swój krzyk i krzyki Marka nakazujacego mi uciekać. Odpalenie silnika. Dziwne rzężenie oddalające się od Marka w kierunku samochodu. Pisk opon. Koniec nagrania.

ps

Historia domu przedstawiona w paście jest prawdziwą legendą dotyczącą ulicy Popioły. Historie zniknięć opisane na początku również krążą wśród nielicznych mieszkańców okolicy lasu. Niektóre z opisanych zjawisk paranormalnych miały miejsce naprawdę, jednak nie skończyły się żadnymi obrażeniami (tylko psychicznymi xD). Zdjęcia trójkątów i nożyc są autentyczne, naszego autorstwa.

Autor - Altera X

Wersja audio - https://www.youtube.com/watch?v=kBywRyuyhdQ

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje