Historia

Dziesiąty krąg

pariah777 9 7 lat temu 8 923 odsłon Czas czytania: ~9 minut

– Znów ma koszmary... – szepnął ojciec, przyciskając ucho do drzwi.

– I to imię... – odparła matka zmęczonym głosem, ledwie utrzymując się na nogach. Musiała ustabilizować swe ciało opierając się plecami o ścianę.

– Obudzę go.

– Nie – zaprotestowała i chwyciła nagle mężczyznę za dłoń chcącą ująć klamkę. – Wtedy jutro będzie to samo, już to przerabialiśmy.

– Ma wrzeszczeć całą noc? – zdziwił się.

– Jeśli będzie musiał. Nie jest już małym chłopcem.

– Co nie zmienia faktu, że nie radzi sobie za dobrze z...

– Dante... – dobiegło ich z pokoju nieśmiałe nawoływanie. – Dante...

– Zaczyna się – stwierdziła matka.

– Wchodzę.

– Nie, nie wchodzisz.

Wokół lało. Błoto chrzęściło pod jego bosymi stopami, a lejące się z nieba strumienie wody zagłuszały pluskiem każdy krzyk. Nic więc dziwnego, że pomoc nie nadchodziła.

– Dante! – nie poprzestawał jednak próbować.

Brnął naprzód, czasem skręcając, chcąc tym sposobem uniknąć większych kałuż, w których mógłby ugrząźć. Gdzieś po umyśle krzątała mu się świadomość, iż tak naprawdę wciąż krąży tylko w kółko.

– Ktokolwiek! Proszę!

Odpowiedzi doczekał się dopiero po paru minutach, i to nie takiej, jakiej sobie życzył. Skądś rozległo się przeraźliwe wycie, coś warknęło, a jeszcze coś innego przeraźliwie sapało. Dźwięki te zaczęły krążyć dookoła zdezorientowanego chłopaka. Starał się on dostrzec cokolwiek przez rzęsiste strugi deszczu, lecz jego oczy wyłapywały tylko bulgoczące zwały błota.

– Czym jesteś?

Ledwie zdążył dokończyć pytanie, ujrzał pędzącą ku niemu czarną plamę. W jednym okamgnieniu wyrosły z niej trzy łby i zakończone szponami łapy. Nim zareagował, te ostatnie zdążyły się już zatopić w jego udach, przeszywając je na wylot, a kły którejś z paszcz zacisnęły się mu na klatce piersiowej, odbierając możliwość łapania oddechu. Zaczął się dusić, a jednocześnie pluł krwią i oszalałym wzrokiem badał, co się dzieje. Rześki powiew wiatru działający kojąco na rany sugerował, że bestia dokądś zmierza, i to w zastraszającym tempie. Chwycił się rękoma czarnych kudłów, jakby to miało mu pomóc. O uwolnieniu się z uścisku szczęk nie było mowy, a myśl o zadaniu bólu potworowi w taki sposób wydawała się wręcz komiczna. Mógł tylko czekać.

Przestał czuć obmywający deszcz, a majaczące dotychczas przed oczami błoto zamieniło się w brukowany dziedziniec. Chwilę potem zamiast tylko widzieć to podłoże, również miał okazje je zbadać dotykiem. Poczuł każde wygięcie kości podczas upadku, każdą kropelkę krwi pozostawioną w postaci śladu za wyrzuconym, a następnie toczącym się bezwładnie ciałem. Zatrzymał się dopiero pod schodami prowadzącymi w górę, do dumnie stojącego tronu. Siedział na nim starzec z opaską na oczach.

– Kto tam? – zawołał władca.

Chłopak wdrapał się na pierwszy schodek, a potem na kolejny, i tak zaczął swoją wspinaczkę. Nie oglądał się za siebie, bojąc się ujrzeć potwora, przez którego został prawie rozerwany na strzępy. Udało mu się podnieść z czworaków dopiero dotarłszy na platformę z siedziskiem.

– Kto tam? – ponowił pytanie ślepiec.

Nowo przybyły podszedł do niego i otaksował wzrokiem monarchę. Król zdawał się być skuty niewidzialnym lodem – sprawiał wrażenie aż tak sztywnego. Żadna część jego ciała się nie ruszała. Palce miał kurczowo zaciśnięte na gałkach wieńczących podłokietniki.

– Nazywam się Maciej – rzekł młodzieniec, dysząc.

– Kto tam? – zapętlił się starzec.

– Jest równie głuchy, co ślepy – przemówił ktoś, wchodząc po schodach.

Tak oto na platformie pojawiła się postać o wielkich oczach i orlim nosie, odziana w czerwoną szatę.

– A na imię mu Edyp. Mnie Dante – dokończyła.

– Co to za miejsce? – od razu zapytał Maciej, uznając swego nowego towarzysza za godnego roli przewodnika.

– To piekło. Tego tutaj krew ojca, jaką miał na własnych rękach, spoiła na wieki z tronem i uczyniła nieczułym na wszystkie bodźce prócz tych, które powodują ból.

Chłopak kiwnął głową. Szybko jednak spochmurniał i przeszył Dantego groźnym wzrokiem.

– A co ja tutaj robię? – wysnuł kolejne pytanie.

– Czekasz na sąd. Już wkrótce...

– Jaki sąd?

Rozległ się huk. Wszyscy trzej – nawet Edyp – poderwali wzrok ku niebiosom, gdzie między ciemnymi chmurami, zaczynającymi wirować, przemykały błyskawice. Potężny wiatr zachwiał platformą.

– Zaczyna się – oznajmił Dante.

Na potwierdzenie jego słów spomiędzy obłoków wystrzeliła ku dołowi czarna macka. Maciej próbował odskoczyć, lecz nie miał najmniejszych szans. Sekundę później, pochwycony i bezradny, ciągnięty był w sam środek burzy.

– Dziesiąty krąg! – zapadł wyrok.

– Dziesiąty? – zdziwił się Dante, nie przejmując się zbytnio krzykami chłopaka. – Czy taki istnieje?

Panele zaskrzypiały. Potem nocną ciszę przecięły dodatkowo czyjeś kroki. Subtelne, jakby ktoś skradał się, stąpając na paluszkach. Gdyby nie dochodziły od strony pokoju jedynego dziecka w domu, Magda uznałaby, że to włamywacz. A tak to tylko Maciej.

– Teraz jeszcze lunatykuje – burknął jej mąż. – Mówiłem, żeby go...

– Przymknij się.

Nie wiedziała, czego miała akurat w tamtej chwili bardziej dość – zgryźliwych uwag Piotra czy problemów z synem. Po przeleżeniu dwóch godzin bez zmrużenia oka wszystko wydawało się jej równie irytujące.

– Jak taki jesteś mądry, to idź sprawdzić, co się tam dzieje – dodała, a następnie owinęła się kołdrą w kokon, dając do zrozumienia, że skończyła rozmowę.

Piotr mógł tylko westchnąć, pokręcić głową z rezygnacją, i na końcu i tak wstać, by wykonać polecenie małżonki.

– Co to za miejsce...? – mamrotał pod nosem zdziwiony chłopak, podziwiając okalający go nieprzenikniony mrok.

Nie potrafił nawet stwierdzić, na czym stoi. Było chłodne, ale gładkie. Mogły to być panele, marmur, a nawet przemarznięta, twarda ziemia. Albo to zmysł dotyku nawalał, albo mózg, nie mogąc przetworzyć danych zbieranych przez stopy. Maciej przyjął bezpieczną tezę, że oba.

– Nigdy mnie tu nie było – odezwał się z tyłu głos Dantego.

– Więc co robimy?

Przewodnik musiał się przez moment zastanowić. Gdy już miał jakiś pomysł i nabierał powietrza w płuca, chcąc go wygłosić, przerwał mu szczęk przekręcanej cicho klamki.

– Szybko, ukryjmy się – zakomenderował pospiesznie. – Nie wiemy, jakie piekielne bestie ku nam zmierzają.

Maciej od razu, całkowicie intuicyjnie, zrobił susa w bok, chwycił za drzwiczki szafy i nim minęła sekunda już w niej siedział, nie dając żadnych znaków zdradzających swoją obecność.

– Tu będziemy bezpieczni – szepnął prawie bezgłośnie do Dantego.

– Świetnie.

Już więcej nie odważył się odzywać. Zamiast tego przyłożył ucho do szczeliny między skrzydłami drzwi, i nasłuchiwał. Tam, na zewnątrz, coś krążyło. Słyszał oddech tego czegoś, kroki, a nawet zdawało mu się, że trzepotanie rzęs przy mruganiu. Dudnienie krwi w tętnicach. Cichutkie skrzypienie obracających się gałek ocznych, trzeszczenie stawów. Przeraziło go to, wzbudzając jeszcze większą nieufność co do własnych zmysłów. Cofnął się zatem w głąb szafy, wcisnął się między wiszące koszule, paski oraz dwie marynarki, podciągnął kolana pod brodę i czekał. Starał się nie myśleć, ale czasem żądza umysłu, chcącego analizować każdy, nawet najdrobniejszy szczegół, robi na złość. W jego nozdrza wpełzła znajoma kwaskowata woń potu. Choć nie wydała mu się nieprzyjemna, to jednak skrzywił się na samą jej obecność. Być może przez to, że to był zapach jego potu, dochodzący z ubrań znajdujących się rzekomo w dziesiątym kręgu piekła. Coś tu nie pasowało. Szybko wliczył w szereg wątpliwości również tę o istnieniu szafy, która dała mu schronienie. Taka znajdywała się w jego pokoju. I dzięki temu udało mu się szybko do niej trafić – znał jej położenie na pamięć.

– Jestem we własnym pokoju – podzielił się wnioskiem z Dantem.

– Ale... – zdziwił się tamten i aż potrzebował chwili na posegregowanie myśli – co ja wtedy tutaj robię?

– Nie wiem.

Znów nastała cisza, przerywana tylko odgłosami wydawanymi przez tajemnicze „coś”, poruszające się za drzwiami szafy. Maciej próbował wyjrzeć przez szczelinę, ale jego wzrok nie był w stanie się przebić przez gęsty mrok zalewający każdy zakątek pomieszczenia.

– Może to nie potwór? – zapytał chłopak.

– Może – zwrócił uwagę na to jedno słowo poeta.

Nie byli pewni, czy odetchnąć z ulgą, czy może dalej trwać w ukryciu, niespokojnie łapiąc oddech za oddechem. Zdecydowali się na pierwszą opcję, ale dopiero, gdy drzwi do pokoju się zamknęły i mieli pewność, że cokolwiek tam było, wyszło.

Poczuła, jak jej mąż kładzie się obok niej, a potem delikatnie próbuje zdobyć dla siebie kawałek kołdry, którą zdążyła sobie całkowicie przywłaszczyć pod jego nieobecność.

– I jak? – spytała wciąż nadąsana.

– Normalnie, leży w łóżku, nic się nie dzieje – odrzekł Piotr. – Już się łudziłem, że ty też zasnęłaś.

Gwałtownie odwróciła się w jego stronę, a w jej oczach błysnęło oburzenie, wystarczająco wielkie, by nie przepaść wśród nocnej ciemności.

– Nie przesłyszało mi się – rzuciła gniewnie. – Słyszałam kroki.

– Może chodził, ale zdążył się położyć zanim tam przyszedłem – przedstawił swoją bezpieczną teorię mąż. Nie śmiał podawać w wątpliwość tego, co słyszała Magda.

– A może mamy w domu włamywacza, a ty sobie spokojnie tu leżysz – syknęła.

Już, będąc na granicy cierpliwości, miał zamiar jej odpowiedzieć, że może wziął sobie za żonę wariatkę, ale wolał po prostu przyznać się do braku rozsądku. Od razu po tym wyszedł z inicjatywą naprawienia swojego błędu poprzez dokładne sprawdzenie każdego pomieszczenia, co stanowiło tak naprawdę tylko wygodny pretekst do ucieczki. Gdy ponownie opuścił sypialnię, naszło go pragnienie przenocowania na kanapie. Nie potrafił się oprzeć.

Maciej przyłożył dłoń do drzwiczek, lecz, gdy gotów był pchnąć, pewien impuls nakazał mu się cofnąć. Nie zakwestionował go. Powrócił do nasłuchiwania i już po chwili przekonał się, że postąpił właściwie.

– Dante... – rzekł do swojego towarzysza najciszej jak tylko mógł – tam się znów coś porusza.

– Na Boga... – zaniepokoił się przewodnik. – To jest najdziwniejszy z kręgów, przez jakie musiałem przechodzić.

Tym razem nie musieli długo czekać, aż drzwi się otworzą i zamkną, a w pokoju zapadnie cisza. Jak tylko to nastąpiło, Maciej opuścił kryjówkę. Znalazłszy się znów w ciemności, próbował odszukać po omacku włącznik światła. Ten, wciśnięty, nie zadziałał. Żarówka nie rozgoniła cieni.

– O co chodzi... – wymamrotał chłopak.

Zajął się szukaniem klamki. Natrafił na nią, lecz ona ani drgnęła pod jego naciskiem.

– Dlaczego... – dziwił się – to cholerstwo się nie rusza?

Ustąpiła nagle, jakby ktoś otworzył drzwi z drugiej strony. Tak faktycznie było, gdyż wypadając z pokoju, Maciej runął prosto w objęcia Dantego. Rozpoznał jego czerwoną szatę i nos, ledwie widoczny w mroku.

– Co ty robisz? – zapytał.

Poeta zamiast odpowiedzieć, chwycił młodzieńca za ramiona i obrócił go tak, by tamten spojrzał w głąb korytarza. Z powodu braku jakichkolwiek zapalonych świateł, nie potrafił nic dostrzec. Chciał o tym powiedzieć Dantemu, lecz wtedy poczuł, jak dłoń blokuje mu usta.

– Cicho – burknął przewodnik.

Choć Maciej wpierw pomyślał, że być może celowo został uciszony z powodu grasującego gdzieś niebezpieczeństwa, to jednak wiszący w powietrzu odór siarki rozwiał jego nadzieję.

Magdzie prawie już udało się zasnąć, kiedy nagle nawiedziło ją jakieś złe przeczucie. Obróciła się w swoim kokonie i zauważyła rozmytą w mroku sylwetkę, stojącą w wejściu do sypialni.

– Piotr? – zapytała pogardliwie, nawet w takiej sytuacji nie pohamowując swojej niechęci. – Coś się dzieje?

Postać nie odpowiedziała, nawet się nie ruszyła. Kobieta, zaniepokojona na myśl o włamywaczu, sięgnęła do lampki stojącej na stoliku obok łóżka. Jej blask sięgnął aż do intruza, którego oblicze obmyło się z cieni.

– Maciej? – zdziwiła się. – Co ty tam robisz?

Chłopak się nie ruszał. Wzrok miał wbity w podłogę, a dłonie schowane za plecami.

– Znowu masz koszmary? – dociekała. – To przez te książki, te gry i to wszystko...

Zrzuciła z siebie kołdrę i ruszyła w kierunku syna, nie milknąc.

– Już ci odbija totalnie, potrzebujesz specjalisty. Jutro się tym zajmiemy.

Maciej słyszał kroki matki oraz jej słowa. Chciał wrzeszczeć, żeby się cofnęła, że jest w niebezpieczeństwie, ale Dante nie zamierzał rozluźnić uścisku.

– Zaraz będzie po wszystkim... – burknął ochrypłym, nieludzkim głosem.

Stojące na pograniczu korytarza i sypialni ciało chłopaka spojrzało się prosto ku nim, po czym się uśmiechnęło. Zacisnęło palce na rękojeści noża i wyszło na spotkanie matce.

– A ciebie zabieram ze sobą – rzekł Dante, a następnie pociągnął Macieja głęboko w mrok. – Jesteś mój...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

A ponoć jedenastym kręgiem jest mój profil autorski – zapraszam po więcej opowiadań! Szymon Sentkowski
Odpowiedz
Nawet nawet
Odpowiedz
Wersja audio - https://www.youtube.com/watch?v=ulSEGdcgsUI
Odpowiedz
Fajne.....
Odpowiedz
Super
Odpowiedz
Ale... Dante to nazwisko ._.
Odpowiedz
Alighieri to nie nazwisko? Nie znam się w sumie więc tak tylko pytam xD
Odpowiedz
Dante to imię, a Alighieri to nazwisko ;)https://pl.wikipedia.org/wiki/Dante_Alighieri
Odpowiedz
Faktycznie, wszystko pokręciłam :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje