Historia

Historia o niefajnym barmanie

pariah777 3 7 lat temu 6 873 odsłon Czas czytania: ~15 minut

– Masz czasem wrażenie, że na tym świecie jest zbyt wiele historii, by je wszystkie opowiedzieć?

Barman spojrzał na ledwie przytomnego mężczyznę przy ladzie i zmarszczył pytająco brwi, jakby nie dosłyszał. Potem odwrócił się ku dwóm kobietom, chcącym złożyć zamówienie na drinki.

– Masz te opowieści w głowie – kontynuował pijak, choć jego słowa ginęły wśród knajpianych hałasów. – Gnieżdżą się tam, i jeśli ich nie wyplujesz, to zaczynają żyć własnym życiem. Też tak masz?

Gdy stracił nadzieję na otrzymanie odpowiedzi, upił trochę piwa z kufla i już nie zabierał głosu. Postanowił zachować swe myśli dla siebie. Wezbrał w nim jednak gniew, gdyż nie przyszedł tam, by milczeć, lecz by się wygadać. By wyrzucić historie i zaśmiecić nimi inny umysł.

– Ty dziadzie parszywy... – warknął, nie wytrzymawszy już dłużej, w stronę faceta za barem.

Pech chciał, że akurat ta wypowiedź dotarła do jego uszu.

– A wypierdalaj stąd – oburzył się i dłonią wskazał klientowi wyjście.

– Teraz to słuchasz?

– Mam sam cię wyprowadzić? Mam wyjść stąd? Chcesz tego?

Pijak otaksował wzrokiem muskuły swojego przeciwnika i od razu pojął zagrożenie, jakie mógł na siebie ściągnąć ignorując groźbę. Zlazł zatem ze stołka, po czym dumnie, z podniesionym czołem ruszył w stronę drzwi.

Gdy Kamil skończył swoją zmianę, było już po północy. Zanim dotarł do domu, minęła pierwsza. Stąpał na paluszkach, krzątając się po pokojach, nie chcąc obudzić swojej narzeczonej. Marzył tylko o tym, by czym prędzej zająć miejsce obok niej i utonąć w błogim śnie, zmywając z siebie trudy pracy i tym samym wieńcząc kolejny ciężki dzień życia. Jego plany pokrzyżował szelest papieru przypadkowo pogniecionego stopą. Mężczyzna skrzywił się i zerknął pod nogi, ale że w sypialni było ciemno – nie dostrzegł niczego.

– Zostaw to – wymamrotała Marta. – Musiało mi wypaść.

Poczynił jak kazała, a chwilę później już ją obejmował, przykryty pościelą.

– Zapierdziel w barze? – zapytała.

– A było kiedyś inaczej? – odparł, nie próbując ukryć zmęczenia.

– U mnie też – oznajmiła.

– Dzieciaki dokuczają?

– Jeden tylko. Ciężki przypadek – zaczęła, lecz nagle ucięła wątek. – Rano najwyżej pogadamy. Teraz śpij.

Mruknął z aprobatą i przytulił ją jeszcze mocniej, zaciągając się jednocześnie zapachem jej włosów. Wkrótce potem zasnął.

Obudził się przez koszmar, który umknął mu z pamięci wkrótce po otworzeniu oczu. Pozostała tylko lepka warstewka potu na skórze i potrzeba pójścia do toalety. Przeklął pod nosem, opuścił przytulne legowisko, a następnie pomknął ku toalecie.

– Kurwa – wyrwało mu się, gdy znów nadepnął na jakiś papier.

Tym razem kartka przywarła do pięty Kamila i powędrowała z nim aż na łazienkowe kafelki. Mężczyzna, zapaliwszy światło i dojrzawszy ją, postanowił poświęcić jej nieco uwagi. Okazała się być obrazkiem.

– Co za chore gówno – wyraził swoją opinię barman.

Rysunek faktycznie nie był normalny. A przynajmniej jeśli założy się, że został wykonany przez podpisanego na odwrocie Arona Markowskiego z drugiej klasy. Postać w centrum – a raczej czarne, humanoidalne skupisko kresek – wyciągała swoje kończyny ku górze, skąd, zdawałoby się, ciekły strumienie krwi. Choć to równie dobrze mógł być deszcz, a dziecku po prostu zabrakło odpowiedniej kredki, więc użyło czerwonej. Zmęczonemu Kamilowi nie przyszła do głowy ta druga teoria. Zgniótł kartkę i wyrzucił do śmietnika, a potem znów ułożył się obok Marty.

Temat powrócił dopiero rankiem.

– Nie widziałeś rysunku nigdzie?

Przeniósł wzrok z kanapki na swoją narzeczoną, siedzącą naprzeciwko.

– Wywaliłem go – odparł bez skrupułów, wciąż przeżuwając.

– Dlaczego? – zdziwiła się.

– A nie wiem. Jakoś wzbudzał we mnie negatywne uczucia.

– O to właśnie chodziło. – W jej głosie pobrzmiewała irytacja. – Chciałam go pokazać ojcu chłopaka.

– Aha – skwitował. – Dzieciak namaluje ci więcej takich, jeśli sprawa jest poważna – dopowiedział po chwili, próbując ułagodzić sytuację.

Westchnęła. Śniadanie dokończyli w nieprzerwanej ciszy. Dopiero wstając od stołu, Marta się odezwała:

– Sprawa jest poważna.

Kamil spojrzał na nią i od razu dostrzegł swój błąd.

– Aż tak? – przejął się nieudawanie. – Co się dzieje?

– Nowy uczeń ma problemy. Zdaje się być... bardzo specyficzny – próbowała wytłumaczyć, używając właściwych określeń.

– Świr? Patologia?

– Pierwsze wynika z drugiego.

– Mhm. Co zamierzasz zrobić?

– Porozmawiać z jego ojcem. Matki nie ma. Jeśli nie wyjdzie, zawiadomię służby.

– No i dobrze, problem rozwiązany.

Poczuła zażenowanie postawą narzeczonego. Dla niej to wszystko było nieco bardziej skomplikowane.

– Chyba powinnaś nabrać nieco dystansu do tej sprawy – doradził.

Rada ta jednak tylko rozgniewała Martę jeszcze bardziej. Kobieta wyszła z kuchni.

– A to jest dowód na to, że mam rację – rzucił za nią Kamil.

Tego wieczora w pracy znów nie miał łatwo. Dziwił się, że ludzie przychodzą mu zawracać głowę nawet w dni powszednie. Obserwował ich zza lady i zazwyczaj przypisywał większości to samo wytłumaczenie. Teraz się bawią, myślał, ale w weekend harują w biurach, na kasach czy w kuchniach. Lecz bywali nawet tacy, których, mimo iż chciał, nie mógł w ten sposób usprawiedliwić. Przyłazili dzień w dzień, zamawiali pełne kufle, po czym znikali, pozostawiając za sobą jedynie kilka naczyń do pomycia. Jeden z tych stałych bywalców akurat przesiadywał przy ladzie i z jakiegoś powodu co chwila łypał na boki. Szukał nowego rozmówcy po tym, jak zeszłej nocy zawiódł się na barmanie. Kamil postanowił go obserwować ukradkiem oka. Pijak mógł być tuż przed czterdziestką. Krótkie posiwiałe włosy kontrastujące z ciemnymi oczami, raczej wątły. Z jakiegoś powodu się jeszcze nie roztył od alkoholu.

W pewnym momencie rozdzwonił się jego telefon. Nie uszło to uwadze barmana, który nadstawił ucha. Nieznajomy wpierw spojrzał na numer, potem przez moment się wahał, aż wreszcie przyłożył komórkę do ucha. Coś burknął, czego Kamil nie potrafił rozszyfrować, a potem się skrzywił. Znów coś wybełkotał, tym razem w formie protestu. Aż się rozłączył, zapewne podczas gdy tamta osoba wciąż mówiła. Ogarnęła go taka irytacja, że musiał ukoić ją kilkoma łykami piwa. Według Kamila – właśnie pokłócił się ze swoją żoną. Albo kimś, kto kazał mu wracać do domu.

– Suka – obwieścił pijak, wciskając telefon do kieszeni.

Barman, nie mając chwilowo nic lepszego do roboty, zmarszczył pytająco brwi.

– Ludzie nic nie wiedzą... – rzekł klient, jakby się żalił. – Oczywiście, z boku wszystko wygląda na proste. I łatwe do naprawienia.

– Co się stało? – zapytał łagodnie Kamil.

– Szkoda gadać... – odparł pijaczyna, zwieszając głowę. – Szkoda gadać po prostu...

Serio jest źle, skoro się przymknął, pomyślał mężczyzna za barem. Nie mogąc jednak zmusić nieznajomego do rozmowy, pozostało mu tylko zająć się innymi rzeczami.

– Już ja jej nawymyślam – burknął po dłuższej chwili milczenia pijak. – Ty...

Kamil słuchał wypowiadanych pod nosem przekleństw, które następnie lądowały w esemesie pisanym przez klienta. Aż wreszcie zerknął na ekran trzymanej na ladzie komórki i odczytał numer. Raz. Potem drugi, chcąc się upewnić, że mu się nie przewidziało.

– Panu już chyba wystarczy alkoholu – powiedział szorstko. – Proszę opuścić lokal.

Adresat tych słów spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Pojebało cię? – syknął.

– No to ci pomogę.

Kamil w jednej chwili przemieścił się ze swojego stanowiska na salę, po czym chwycił pijaka i wywlókł go drzwiami dla personelu. Nikt nawet nie zwrócił na to większej uwagi. Gdy człowiek się awanturuje, to tak kończy. Ktoś mógłby się zdziwić dopiero tym, co miało miejsce w zaułku przy knajpie, z udziałem barmana oraz jego klienta.

Gdy mężczyzna wrócił do domu, narzeczona na niego czekała w kuchni, mimo późnej pory. Przytulił ją i ucałował czule, po czym przysiadł się do stołu, na którym stały dwie parujące herbaty.

– Wszystko gra? – rzucił pytanie, mające być wstępem do dłuższej rozmowy.

– Nie mogę przestać o tym myśleć – odpowiedziała Marta. – To jest chore, co on robi temu dziecku...

– Aronowi? – Skojarzył problematycznego ucznia z podpisem na obrazku.

– Tak, mu. Dziś próbowałam skontaktować się z jego ojcem...

– Nie wyszło?

– Nie.

Westchnął.

– Nie miał nawet czasu, żeby odbyć porozmawiać... Rozłączył się.

– Pedał – podsumował Kamil. – Bije tego dzieciaka?

– Nie, nie... – Pokręciła głową i potrzebowała chwili na pozbieranie myśli, by dobrze nakreślić sytuację. – On się znęca nad nim psychicznego. Nie mam pojęcia, czy w ogóle świadomie.

– Jak?

– Każe mu słuchać chorych opowieści. Ten ojciec niby napisał kiedyś powieść, choć nie okazała się ona bestsellerem. Muszę ją znaleźć i przeczytać, żeby wiedzieć, z czym mam do czynienia.

– Jesteś wychowawczynią, a bawisz się w jakąś kuratorkę czy ciul wie co. Będziesz prowadziła śledztwo?

– Jeśli w to wejdzie opieka społeczna albo policja, to myślisz, że sytuacja się polepszy?

– Twoja na pewno.

– Chcę pomóc. Tylko ja jestem w stanie, mam dostęp do Arona. A poza tym, on chyba mi ufa.

– Świetnie. Ale czarno to widzę. Uważasz się za cudotwórczynię, która jako jedyna może wszystkich uratować. Zawiedziesz się.

– Może. Przynajmniej nikt mi nie powie, że nie próbowałam.

– No dobra, jak sobie chcesz.

– Dziękuję za pozwolenie.

Tej nocy zasypali z kilkucentymetrową, choć niewidzialną, to jednak dzielącą ich ścianą.

Lecz ktoś miał o wiele gorzej od nich. Mały Aron leżał, skulony na łóżku, drżąc pod pościelą. Nakrył się aż po same uszy, chcąc w ten sposób uciec przed cuchnącym alkoholem oddechem ojca. Na dodatek tatuś był nie tylko napruty, ale i wściekły. Gdyby w pokoju panowała jasność, dzieciak może domyśliłby się przyczyny tego napadu złości, widząc obitą i pokrwawioną twarz swojego rodzica. Ciemność oszczędziła mu takich przykrych widoków.

– A wiesz, jaka historia od niedawna chodzi mi po głowie? – gadał stary. – Nie daje mi spokoju... Wypełnia każdy zakamarek mózgu i muszę przez to się nią z tobą podzielić. Posłuchasz, prawda?

Bezradny Aron wydał pomruk aprobaty.

– Więc... Dzisiaj ci opowiem o pewnym chłopczyku. Bardzo odważnym chłopczyku, którego szanował każdy w miasteczku. Lepiej słuchaj uważnie, bo pewnie też będziesz chciał być taki fajny jak on, prawda...?

Znowu tutaj, narzekał Kamil, przygotowując sobie stanowisko do pracy. Tym razem zaczynał wcześniej, od trzynastej. Czasem i o tej godzinie zjawiali się klienci, choć stali bywalcy zazwyczaj trzymali się tradycji przychodzenia wieczorem. Mógł więc się nieco rozluźnić i porozmyślać. Głównie o Marcie oraz jej postawie. Zaczął się nawet martwić. Otrzeźwił go dopiero widok wchodzącego posiniaczonego mężczyzny w okularach przeciwsłonecznych.

– Dzień dobry, fiucie – przywitał się nowo przybyły.

Kamil nie wiedział, co odpowiedzieć. Możliwe, że to przez skupienie się na powstrzymywaniu pięści od wybicia tych żółtawych zębów.

– Na twoim miejscu zadzwoniłbym do żonki i upewnił się, że wszystko gra.

To rzekłszy, odwrócił się na pięcie i ruszył ku wyjściu. Barman w tym czasie już zdążył wykręcić numer i przystawić sobie telefon do ucha.

– Tak? – odebrała Marta. W jej głosie nie odnotował niczego niepokojącego.

– Sorki, pomyłka. – Rozłączył się i pobiegł za pijakiem.

– W co ty sobie pogrywasz!? – wywrzeszczał mu w twarz, dorwawszy go i brutalnie przyparłszy do ściany jakiegoś budynku.

– No dalej, uderz mnie. Będę miał świadków – syknął ojciec.

– Odpierdol się od nas, co?

– Możesz mi possać. Nie ja zacząłem.

Kamil chciał mu rozbić łeb o chodnik. Tłuc po głowie, aż nie wypłynie mózg na wierzch, lecz się powstrzymał i zrobił krok w tył, uwalniając swojego niedawnego klienta. Nie chciał dać się sprowokować. Po prostu odszedł w stronę knajpy, zaciskając pięści ze złości.

Potem nie potrafił się na niczym skupić. Myślał nad tym, czy ostrzeżenie Marty byłoby dobrym posunięciem. Wtedy musiałby również wyjawić jej prawdę o tamtym wieczorze, kiedy puściły mu nerwy. Dlatego też się rozmyślił i postanowił wpłynąć na nią w inny sposób. W jaki – tego jeszcze nie wiedział.

Gdy wrócił do domu – wieczorem, a nie nocą, co było niemałą nowością – zastał narzeczoną na kanapie, czytającą książkę. Rozsiadł się w fotelu obok i potrzebował chwili na odsapnięcie i nasycenie się upragnionym powrotem do domu.

– Wszystko w porządku? – teraz to Marta się martwiła.

– Pewnie – odparł bez chwili namysłu. – A u ciebie?

– Bez zmian. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co mam dalej robić.

– Powiedz przełożonym, niech oni się martwią – doradził.

Wzruszyła ramionami. Zmęczenie musiało wreszcie wziąć górę nad pragnieniem ratowania innych. On natomiast odetchnął z ulgą, lecz tylko w duszy, gdyż nie mógł dać po sobie znać, jak wielki ciężar spadł z jego duszy.

Nie na długo, jak się okazało. Chwilę po tej krótkiej rozmowie zadzwonił dzwonek do drzwi. Marta wstała pierwsza, żeby otworzyć, a Kamil siedział, nasłuchując dźwięków z korytarza. Od razu poznał głos, który się odezwał.

– Miała pani rację. Potrzebujemy pomocy.

Mężczyzna poderwał się z fotela i parę sekund później stał już przy swojej wybrance, przekłuwając spojrzeniem pijaka. Ten nie był sam. Przyprowadził Arona.

– Dopiero teraz to pan zrozumiał? – odparła z wyrzutem.

– Lepiej późno niż wcale.

– Skąd masz ten adres? – wtrącił się niespodziewanie do rozmowy Kamil.

– Podali mi go w sekretariacie...

– Gówno prawda, wypierdalaj. – Popchnął siwego i gestem dłoni wskazał schody. – Tamtędy.

Aron stanął za ojcem i bacznie śledził wzrokiem każdy ruch, bojąc się, że jakiś cios może zaraz sięgnąć nawet jego.

– Spokojnie, błagam – rzekł pijak żałosnym tonem i spojrzał na Martę.

– Co ty wyprawiasz? – zareagowała i chwyciła narzeczonego za nadgarstek. – Co cię ugryzło?

– Może przyjdziemy później – oznajmił ojciec wycofując się w głąb klatki schodowej.

Kamil stał i spoglądał a to na niego, a to na dzieciaka. Wreszcie zatrzasnął drzwi i odwrócił się do Marty.

– Dlaczego...? – zapytała zdezorientowana. – To było to, o co się starałam od samego początku, wiesz przecież... Kogo obchodzi, skąd wziął adres?

– Chodź. – Pociągnął ją do salonu i kazał usiąść na kanapie.

Tam wytłumaczył jej wszystko. Ona następnie siedziała, masując skronie, chcąc tym ułatwić sobie łączenie faktów.

– Nie, nie jestem zła na ciebie – rzekła wreszcie. – Nie powinieneś go wtedy... no wiesz... Ale rozumiem. Tylko teraz się boję.

– Spokojnie. Zgłoś komuś, co on robi małemu, a wtedy dostanie za swoje.

– Ten koleś to popapraniec. Te jego chore historie robią młodemu pranie mózgu, on próbuje się przed tym bronić, ale nie może. Dzień w dzień.

– O czym są te historie tak dokładnie?

– Zależy. Niektóre to tylko opisy jakichś dantejskich scen. Czasem się zdarzy perwersyjny erotyk. Albo psychologiczny dramat. Wszystko to, o czym dziecko nie powinno słyszeć. Mały oczywiście nie pojmuje niektórych rzeczy. Za to ja się domyślam, gdy mi je opisuje.

– Pierwszy raz się spotykam z czymś takim. Zgłoś to, koniecznie.

– Tak, tak zrobię.

Skończyli wtuleni w siebie na sofie. Oboje chcieli już odpocząć, a w ten sposób mogli nawzajem dodać sobie siły. Nie musieli się nawet odzywać. A potem naszła ich ochota na seks, więc i za to się zabrali.

Nazajutrz Kamil miał wolne. Próbował się czymś zająć, lecz niespokojne myśli burzyły jego spokój. Ostatecznie nie wytrzymał i zaczął pisać z Martą pod byle pretekstem. Musiał po prostu wiedzieć, że wszystko jest w porządku. Jej wiadomości dochodziły w odstępach kilkunastu, a czasem nawet kilkudziesięciu minut z racji wykonywanej pracy nauczycielki. Nie mogła ot tak sobie korzystać z telefonu. W pewnym momencie do konwersacji wkradł się temat Arona. Na zajęciach, jakie z nim miała, milczał nieustannie. Nie wyglądał na obrażonego. Coś innego się z nim działo. Poprosiła go w pewnym momencie, żeby do niej przyszedł po lekcjach, kiedy akurat będzie miała okienko. Od tamtego momentu już nie odpisywała.

Mężczyzna zadzwonił, lecz bezskutecznie. Chwycił kluczyki do auta i wyszedł na klatkę schodową. Nim zaczął zbiegać w dół, coś zaszeleściło pod jego stopami. Z początku myślał, że to przypadkowa strona jakiejś gazety, ale nie – to było odręcznie pisane opowiadanie. Spojrzał na podpis autora. „Król”. Schował je do kieszeni, po czym popędził do samochodu. Wolał nie tracić czasu z powodu durnych zagrywek starego świra. Chodziło mu tylko o bezpieczeństwo Marty.

Wbiegł do szkoły. Zadawał pytania, przemierzył wszystkie korytarze, ale nie natknął się na nic, co mogłoby go doprowadzić do kobiety. Dopiero jedna ze sprzątaczek, zamiatająca chodnik, powiedziała mu o tym, że widziała nauczycielkę wychodzącą na spacer z uczniem. Godzinę temu. Marta miała zaczynać lekcję za piętnaście minut, musiała więc wkrótce wrócić. O ile nic się nie stało.

Kamil usiadł na jednej z ławek przy wejściu do szkoły i wyciągnął kartkę. Zaczął czytać. Nie było tego wiele. Prosty jak cep styl narracji rodem z bajek dla dzieci pozwalał jednak na szybie rozwinięcie akcji.

– Kurwa... – powtarzał to samo słowo po każdej przebrniętej linijce.

A kiedy skończył, cisnął opowiadanie do kosza i zadzwonił do Marty. Nie odebrała. Zadzwonił znowu. To samo. Ale się tym nie zrażał i wciąż próbował.

Wreszcie postanowił działać bardziej zdecydowanie. Wstał i ruszył do auta z zamiarem zajechania pod komisariat. To zaszło cholernie za daleko, tłumaczył sobie. Ale coś go powstrzymało. Ktoś. Nagle stanął przed nim chłopczyk. Aron. Kamil nawet nie widział, skąd dzieciak przyszedł.

– Będzie dobrze – powiedział młody. – Pani już jest w domu. Tylko się źle poczuła. Śpi.

– A gdzie jebany czarodziej!? – nie wytrzymał mężczyzna.

– W opowieści. Tylko tam. Zna pan tę opowieść?

– Jeśli skłamiesz, wywlokę ci flaki. I, cholera, znam. Inaczej bym o niej nie wspominał.

– Mój tata mi ją czyta każdej nocy. Mam już jej dość. Chciałbym, żeby to zrozumiał...

Kamil doszedł do wniosku, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Aron albo kłamie i dalej będzie w to brnął, albo mówi prawdę. Wtedy nie ma sensu go przyciskać. Za lepsze rozwiązanie uznał udanie się z powrotem do mieszkania.

Zastał ją śpiącą na kanapie. Gdy się na moment przebudziła, powiedziała tylko, że się źle czuje. Zawiadomił więc szkołę o jej stanie. Potem sprawdził, czy wszystko jest tak, jak powinno. Żadnych śladów. Nigdzie. Nawet przyjrzał się Marcie. Nie dostrzegł zadrapań ani siniaków. Została czymś odurzona, tego mógł być pewien.

– Ty draniu... Zamorduję cię... – szepnął, podchodząc do okna.

Ktoś zapukał do drzwi. Kamil pomknął otworzyć, spodziewając się po drugiej stronie każdego. Ale nie jego. Nie, takiego zuchwalstwa się nie spodziewał.

– Słyszałem od syna, że coś złego... – odezwał się pijak.

Nie dokończył, bo został wepchnięty do mieszkania. Potem uciszył go cios prosto w gębę. Padł na podłogę, a z nosa pociekła mu krew. Nie próbował się bronić, kiedy kopniak za kopniakiem gruchotał jego żebra. Był ledwie przytomny, gdy usłyszał pytanie:

– Zrobiłeś to jej, czy nie!?

Zamiast odpowiedzieć, wskazał tylko stojącego w drzwiach Arona. Dzieciak miał na twarzy wymalowane przerażenie. Widział własnego ojca całkowicie skatowanego. Wreszcie udało mu się uwolnić od paraliżu i pomknął w dół schodami, krzykiem błagając o pomoc.

– Stój! – rzucił za nim Kamil.

– Masz przejebane, pójdziesz siedzieć... – wycedził starzec i stracił przytomność.

Marcie z trudem udało się wstać z kanapy. Zawroty głowy, hałasy i krzyki nie pomagały. Gdy dotarła do korytarza, była gotowa uwierzyć, że śni. Jej narzeczony klęczał bezradnie przy poturbowanym ciele, które nie oddychało. Od razu rzuciła się, by sprawdzić puls.

– Nie żyje... – rzekła. – Co się stało...?

– Zrobił ci to? – zapytał Kamil. – Powiedz mi, czy on ci to zrobił?

– Co miałby mi zrobić?

Widziała wszystko jak przez mgłę. Jego słowo docierały do niej z daleka, ledwie wyłapywała ich echo. Syren rozbrzmiewających na zewnątrz wcale nie słyszała.

– Czy... – próbował przepchać przez gardło to jedno słowo. – Czy on cię...

Nie zdążył. Wbiegli ratownicy. Policja. Wyprowadzili go, a ją odsunęli.

HISTORIA O FAJNYM CHŁOPCZYKU

Żył sobie kiedyś chłopczyk. Znany był ze swojej pomysłowości. Pewnego dnia zaprosił go do siebie król i wyłożył sprawę jasno. Choć rządził sprawiedliwie i kraj obfitował w bogactwa, to jednak brakowało mu żony, a odczuwał potworne pragnienie zbliżenia się do kogoś. Chłopiec dostał zadanie, by temu zaradzić. Myślał dniami i nocami, aż wreszcie wpadł na pewien genialny pomysł, na który tylko prawdziwie piękny umysł może wpaść. Kupił u czarodzieja specjalny eliksir, a potem udał się na bal. Z racji swojej dobrej reputacji mógł rozmawiać z nawet najbardziej szykownymi damami, które zresztą brały to jako zaszczyt. Podczas jednej z konwersacji ukradkiem dolał dwie krople do napoju pewnej ślicznotki, a następnie zaproponował jej spacer. Ona się zgodziła z nieukrywaną chęcią. Gdy się oddalili i panna chciała wracać, źle się poczuła. Wtedy, zgodnie z instrukcją chłopczyka, zjawił się król. Podziękował młodzieńcowi i zaopiekował się kobietą. W ten sposób dziecko zyskało szacunek na monarszym dworze oraz dozgonną wdzięczność władcy, który od tamtej pory tryskał szczęściem.

~Król

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Słyszałem też historię o fajnym, nowym profilu autorskim – Szymon Sentkowski, polecam! ;)
Odpowiedz
Genialnie wymyślone
Odpowiedz
Ciekawe :D bardzo dobrze się czyta :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje