Historia

Bratnie umysły

pariah777 3 7 lat temu 4 805 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Pielęgniarz otworzył drzwi i szybkim spojrzeniem prześliznął się po twarzach czterech pacjentów, zajmujących ten sam pokój. Spośród nich odszukał tę należącą do Mikołaja, dziewiętnastoletniego chłopaka, po czym zwrócił się do niego po nazwisku. Młodzieniec podniósł się z łóżka, a następnie niepewnymi krokami zaczął zmierzać ku wyjściu. Pielęgniarz, odnotowując to nietypowe zachowanie, jeszcze raz powrócił wzrokiem do reszty.

– Coś się stało? – zapytał.

Pokręcili tylko głowami, jakby bojąc się odezwać. Dopiero minutę po zamknięciu drzwi ktoś odważył się zabrać głos.

– Powiedz, że, kurwa, żartujesz – bąknął najstarszy z nich zwany Pionierem.

– Chciałbym. Cholera, naprawdę, chciałbym... – odparł szeptem Marcin.

W pomieszczeniu znajdowały się cztery łóżka. Ustawione były po dwa przy każdej dłuższej ścianie. Krótszą natomiast, naprzeciwko wejścia, zajmowało okno. Stały jeszcze dwa stoliki w kątach oraz dwie szafki. To tyle, jeśli chodzi o umeblowanie, bowiem lokatorzy, zdaniem personelu, niczego więcej nie potrzebowali.

– Czy to w ogóle możliwe? – zastanawiał się Szaman.

– Wiem, co widziałem – zapewnił Marcin.

– W chuja nas jedziesz – rzucił oskarżenie Pionier, bojowo mrużąc przy tym oczy.

– Dlaczego miałbym!?

Dwaj starsi pacjenci spojrzeli po sobie. Nie potrzebowali słów, by naradzić się w sprawie wiarygodności nowo przybyłego.

– Próbujesz zwrócić na siebie uwagę. – Wypowiedź tę Szaman podkreślił ciężkim westchnieniem. – Może i jesteśmy świrami, ale nie aż takimi, śmieciu.

– Zluzuj, Chryste – zląkł się Marcin. – Mówię prawdę!

– Przez tę twoją prawdę Mikołaj nas będzie budził wrzaskiem co noc. Łyka wszystko jak leci. Masz mu, kurwa, wytłumaczyć, że żartowałeś, jasne? Nie wiem, jak to zrobisz, ale inaczej będziesz miał tu przejebane – rzekł władczo Pionier, kończąc temat.

Nowemu, jeszcze nie zasługującemu na pseudonim chłopakowi, odechciało się dalej bronić swojej opowieści przed zaszufladkowaniem jako kłamstwo. Z pozycji siedzącej przeszedł w leżącą i wlepił wzrok w sufit, manifestując swoje oburzenie. Pozostali lokatorzy wrócili do tego, co robili jeszcze zanim Marcin zaczął swoje zwierzenia. Czyli do kart.

– Mikołaj, co jest? – zagadnął pielęgniarz, prowadząc chorego do gabinetu lekarskiego. – Wydajesz się wystraszony.

Młodzieniec zestresował się jeszcze bardziej, nie wiedząc, czy może opowiedzieć o wszystkim, co przed chwilą usłyszał. Postanowił jednak, że będzie milczeć.

– Nie możesz mówić?

– Mogę – odburknął.

– No, to w czym rzecz? – dopytywał pielęgniarz coraz zacieklej w miarę jak zbliżali się do celu.

Ale na to pytanie Mikołaj już nie odpowiedział.

– No dobra – zrezygnował wreszcie mężczyzna. – Tylko pamiętaj, że przed doktorem takich tajemnic mieć nie możesz.

Jego rozmówca kiwnął głową, po czym wmaszerował do gabinetu, zostawiając pielęgniarza samego na korytarzu.

W Marcinie tymczasem kotłował się gniew. Każde spojrzenie rzucone w stronę jego współlokatorów mogło przechylić szalę i wywołać napad furii. Miał ochotę rzucić się na nich z pięściami tylko dlatego, bo nazwali go kłamcą. Zupełnie jak ci, którzy go wcześniej badali. A skoro nikt mu nie wierzy nawet wśród świrów, to czy jego prawda została skazana na miano kłamstwa? Nie mógł pozwolić, by tak się skończyła cała ta sprawa. Poprzysiągł, iż pokaże ludziom. Da im doświadczyć tego samego, przez co on sam przeszedł. Tylko jak? – zadał sobie pytanie. Podrapał się odruchowo po głowie, czym ściągnął na siebie uwagę Pioniera.

– A ty co tak myślisz? – sarknął tamten.

– Myślę o tym, jak odkręcić sprawę z Mikołajem, skoro mówicie, że to takie trudne – skłamał.

– No to dobrze – odezwał się Szaman. – Wiesz, nie chcemy takich gównianych akcji na naszym oddziale.

Marcina najbardziej uderzyło słowo „naszym”. Pomyślał, ile ta dwójka musiała tutaj już przesiedzieć, by wyrobić sobie mniemanie, iż są władcami tego miejsca. Jak w ogóle mają na imię? – zaciekawił się, choć szybko porzucił ten wątek myślowy, uznając go za zbyteczny. Wrócił do planowania.

Niestety nie dane mu było już porozmawiać z Mikołajem. Nim ten skończył rozmowę z lekarzem, poszło już polecenie, by przenieść najnowszego pacjenta do izolatki. Jako powód podano negatywny wpływ na innych. I tak też Marcin znalazł się sam, wśród czterech miękkich ścian. Przynajmniej ulgę przyniósł mu brak obecności poprzednich towarzyszy, łypiących na niego podejrzliwie. Mógł w spokoju snuć swoje plany. Teoretycznie, bo ów spokój szybko przerodził się w złowrogą ciszę, która powoli wsiąkała w umysł chłopaka, pożerając zdolność do logicznego myślenia. Nie mogło stać się inaczej, biorąc pod uwagę, iż Marcin nigdy wcześniej nie przebywał w takim bądź chociażby podobnym miejscu. A żeby się przystosować potrzeba czasu. Ale ile? To pytanie chodziło chłopakowi nieustannie po głowie, bo nikt nie udzielił mu żadnej informacji w tej kwestii.

W nocy, kiedy po ponad godzinie wpatrywania się w sufit wreszcie udało mu się zapaść w sen, zamek w drzwiach szczęknął. Marcin natychmiast odzyskał świadomość i rozwarł powieki. Ujrzał dwóch mężczyzn – pielęgniarza oraz doktora, stojących przed nim. Ten pierwszy trzymał w dłoni paralizator. Groźbę użycia go podkreślał triumfalnym uśmiechem. Lekarz natomiast przyklęknął. Chłopak odpełzł jak najdalej od wezgłowia, po czym stwierdził, że to za mało, i zlazł z łóżka, odsuwając się jeszcze bardziej.

– O co chodzi? – wyszeptał, bojąc się jakby, że zbudzi nieistniejących współlokatorów.

– Słyszeliśmy od Mikołaja o tym, co ci się przydarzyło – przemówił spokojnym tonem doktor. – Chcemy sprawdzić, czy aby na pewno nie zmyślasz.

– Mikołaj bardzo się boi z powodu tego, co mu naopowiadałeś – kontynuował pielęgniarz. – Trzeba biedaczkowi udowodnić, że zmyślałeś.

– Ale... ale... – jęczał młodzieniec, trzęsąc się w kącie – jak...?

Miał wrażenie, że w odpowiedzi na to pytanie ich nikczemne uśmiechy się poszerzyły i sięgnęły aż do uszu, obnażając przy tym szpiczaste zęby.

– Zobaczysz – syknęli.

Niespodziewanie jego umysłem szarpnął silny ból, zwalając ciało na miękkie podłoże, gdzie następnie zaczęło się tarzać w konwulsjach. Wśród tego cierpienia gdzieś mu umknęło drobne ukłucie w ramię i widok strzykawki sterczącej z ramienia.

Świadomość powróciła do niego dopiero za sprawą mocnego uderzenia w policzek.

– No, wreszcie zadziałało – skwitował ktoś.

– Wstawaj, potrzebujemy twojej pomocy.

Ocknąwszy się już całkowicie, rozejrzał się i dostrzegł wiele zmian w otoczeniu. Wpierw ściany – te już nie były miękkie, lecz betonowe. Brakowało też łóżka. Jego miejsce zajmował leżący, nieprzytomny mężczyzna. A obok niego, co najdziwniejsze, spoczywała świnia. Marcin nie potrafił stwierdzić, czy ten człowiek i to zwierzę żyją, czy może to tylko martwe cielska. W każdym razie mocz pociekł mu po szpitalnej odzieży, tworząc ciemną plamę ciągnącą się od krocza ku dołowi.

– Według tego, co sam opowiadałeś na badaniach i co przekazał nam obecny tutaj – doktor skinął na nie dającego znaku życia mężczyznę – Mikołaj, możliwe jest połączeniu naszego umysłu z umysłem świni, racja?

Minęło dobre kilkanaście sekund nim Marcin zdobył się na odpowiedź.

– T-tak – wystękał.

– Dobrze, że mówisz prawdę i przyznajesz się do własnych słów. Wracając jednak do tematu. Trafiłeś do sekty, gdzie na twoich oczach tego dokonano, co zresztą odbiło się na twojej psychice. Mam rację?

Chłopak spojrzał na stojącą w rogu podejrzaną aparaturę i domyślił się celu tego przesłuchania. Personel szpitala zapragnął powtórzyć to doświadczenie.

– Tak... – odparł z beznadziejną rezygnacją.

– I pamiętasz, w jaki sposób było to uczynione?

Przeczuł, że właśnie teraz padło najważniejsze pytanie. Mógł pokręcić głową i skończyć tę szopkę nim się jeszcze zaczęła. Ale wtedy przyjąłby na siebie piętno kłamcy. W podjęciu decyzji pomogła mu wizja bezkarnie poniżających go Szamana i Pioniera. Nie, pomyślał, pokażę wam. Ten oddział wcale nie jest wasz.

– Tak – wreszcie w jego głosie zadźwięczała nutka pewności.

Lekarz i pielęgniarz odetchnęli z ulgą. Mogli przystępować do zadania.

Marcin zamknął oczy, po czym przeniósł się wspomnieniami do zalanej mrokiem piwnicy. Do kobiety, która w czaszkę miała wetknięte druty, i świni z podobnymi ustrojstwami na ryju. To nie takie proste, doszedł do wniosku. Miał wątpliwości, gdzie wbić co, jakie pręty połączyć, czy w ogóle należy puścić prąd. Nie da rady instruować kogokolwiek – stwierdził. Choć o poddaniu się ani myślał. Minął personel szpitala i podszedł do stolika. Nabrał odwagi, spostrzegłszy, że podobnych narzędzi używał guru sekty.

Wszyscy obserwowali w skupieniu, jak pacjent przewierca czaszkę drugiemu pacjentowi, po czym wprowadza przez powstałą dziurę przewody. Podobnie później uczynił ze świnią. Trochę mu to zajęło, gdyż wielokrotnie zamierał w bezruchu i starał się odtworzyć w pamięci poczynania sekciarza. Po chwili wznawiał prace, aż wreszcie, gdy wszystko już skończył, zrobił krok w tył i badał wzrokiem efekt swoich starań. Personel przez ten cały czas stał osłupiały. Możliwe, iż spowodowane to było nieustannie powiększającą się kałużą krwi na podłodze.

– Gotowe – stwierdził Marcin. – Teraz wystarczy tylko pobudzić mechanizm do działania. Daj mi ten paralizator.

Nie czekał na pozwolenie, po prostu wyrwał pielęgniarzowi broń z ręki. Przytknął ją następnie do najgrubszego pręta, łączącego oba mózgi. Mikołaj oraz świnia jednocześnie otworzyli oczy. I choć chłopak widział je przez ułamek sekundy, przerażenie, które w nich ujrzał, na zawsze wryło mu się w pamięć. Zaraz potem stracił przytomność.

Ocknął się w swojej izolatce. Wciąż noc, domyślił się. Inaczej zostałby zbudzony na śniadanie i leki. Czy to wszystko zdarzyło się naprawdę? – zadał sobie pytanie, na które nie potrafił odpowiedzieć.

Kiedy już wypuszczono go z tej celi i zwrócono mu prawo do kontaktów z innymi, wszędzie wypatrywał Mikołaja. Na próżno. Nikt nie wspominał też o tajemniczych wydarzeniach. Marcin wielokrotnie chciał podejść do Pioniera bądź Szamana i zasięgnąć u nich informacji, lecz ich pełne wzgardy oraz nienawiści oczy zawsze krzyżowały te ambitne plany. Snuł się więc korytarzami, nie rozmawiając z nikim. Takim sposobem wykorzystywał cały swój czas wolny.

Przełom nastąpił pewnej nocy. Słyszał wtedy tylko dochodzące zewsząd głosy.

– Tędy to robił?

– Tutaj, o. Tak, na pewno.

– Dobrze, ale trochę jeszcze głębiej.

– No i już.

Wszystko przerwał pewien impuls, który przedarł mu się przez umysł i pomknął po całym ciele. Wtem poczuł coś dziwnego. Jakby miał otwarte dwie pary oczu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Po więcej zapraszam na mój nowy profil autorski – Szymon Sentkowski! ;)
Odpowiedz
Ciekawe
Odpowiedz
Troche tg nie rozumiem ..streści ktoś?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje