Historia

Stowarzyszenie wędrujących sędziów

within123 3 7 lat temu 4 622 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Poruszamy się. Przemieszczamy się głównie pod osłoną nocy. Pod osłoną mgły. Tak aby nikt nas nie zauważył. Nasze pokraczne, wychudzone ciała nie prosperują jak ciała zdrowych ludzi. Tak naprawdę nie można nas nazwać ludźmi, a to co posiadamy na pewno nie jest ciałem. Ruch jaki wykonujemy kończynami bardziej przypomina sekwencję filmu poklatkowego. Nie da się uchwycić zmiany miejsca ręki czy nogi gołym okiem. To jest jak teleportacja. I tak oto kroczymy poprzez świat, niczym mała armia zabłąkanych dzieci. Twarze nasze wykrzywione w nieludzkim grymasie przyprawiałyby o dreszcz samego Boga. Jeśli ten istniałby tam, gdzie postawiliśmy krok. Widząc mgłę, tą poranną wytworzoną przez parującą na łąkach pełnych polnych kwiatów rosę, czy tą skąpaną w świetle gwiazd, możesz poczuć przeszywający cię dreszcz. Możemy cię obserwować, podejść bliżej, a ty nie będziesz nawet w stanie się poruszyć. Możemy to być my, ale równie dobrze może być to zwykły, pasący się jeleń.

Listopadowy chłód poranka przywitał Kamila gdy ten wyszedł na zewnątrz. Gęsia skórka przebiegła po jego ciele gdy zamykał furtkę od bramy. Szron wesoło chrobotał mu pod stopami, podczas przemierzania niezbyt krótkiej drogi na przystanek autobusowy. Nastolatek omiótł spojrzeniem leśną ścieżkę, którą wędrował. „Czemu muszę mieszkać na takim wypizdowiu” – pomyślał. Przyspieszył kroku i wyszedł z małego lasku. Po jego prawej stronie ciągle ciągnęło się pasmo karłowatych drzewek, natomiast po jego lewicy usytuowane było średniej wielkości jeziorko, otoczone kępą traw i chwastów. Zdewastowane ławeczki dla potencjalnych rybaków i obskurny znak zakazu kąpieli nie urozmaicały tego miejsca pod względem estetycznym. Cała ta przydrożna sceneria otoczona była gęstą jak mleko mgłą, która sięgała Kamilowi niemalże do pasa. Nieco wyżej byłą już rozrzedzona, więc nie było problemu z utrzymaniem stałej widoczności. Zresztą na takiej wsi jak ta mgła o tej porze roku była na porządku dziennym. Chłopak skręcając w jedno z rozwidlenie drogi rzucił okiem na jezioro. Coś nieopodal niego sprawiło, że na chwilę przystanął. Jakby błysk, który dobiegał z krzaków. Kamil nie zastanawiając się ani chwili dłużej po prostu wzruszył ramionami i skierował swoje kroki w stronę przystanku. Jeszcze tylko przez chwilę zastanawiał się co takiego przykuło jego wzrok, ale rozmyślanie to zostało przerwane głośną muzyką wydobywającą się ze słuchawek.

Podróż do szkoły nie była niczym nadzwyczajnym. Wsparty o ramię nastolatek spoglądał przez prawie cały czas za okno autobusu, spuszczał tylko wzrok kierując go na telefon, kiedy to chciał zmienić utwór. Poczuł się trochę niekomfortowo gdy bardziej podejrzany jegomość, który jechał z nim autobusem od samego początku w końcu postanowił się przysiąść do młodzieńca. Zapach, najprawdopodobniej bezdomnego, uderzył do jego nozdrzy. Na szczęście tuż tuż znajdował się jego przystanek. Starszy człowiek coś jakby kaszlnął, przechylając się w stronę Kamila. Ten stanowczo, lecz nie za mocno, odepchnął go ramieniem i wstał ze swojego miejsca. Drzwi autobusy otworzyły się, chłopak szybkim krokiem wyszedł z niego i od razu skierował się w stronę szkoły. Odruchowo odwrócił się, lecz mężczyzna nie podążał za nim. Nikt inny oprócz niego i jakiejś kobiety nie opuścił pojazdu.

Czas na lekcjach wlókł się niemiłosiernie. Nawet porozmawiać z nikim nie było można, wszyscy od samego rana mieli tęgie miny i niechętni byli do jakiejkolwiek konwersacji. Pewnie było to spowodowane zbliżającym się sprawdzianem z chemii – tak myślał nastolatek. Podczas lekcji języka polskiego, poprzedzającego chemię, Kamil usiadł w ławce pod oknem wraz ze swoim przyjacielem, Dorianem. Wyjątkowo zmienili swoje miejsca, gdyż pod oknem zamontowany był kaloryfer, który ogrzewał salę podczas dni takich jak ten. Czas leciał powoli, chłopcy dla zabicia czasu grali w statki na tylnej stronie zeszytu Doriana. Po przegranej Kamila, ten obruszył się i żartobliwie udał, że się obraża i spojrzał przez okno w stronę podwórza. Zamarł. Prawie nic nie było widoczne. Ani ławki stojące na placu pod szkołą, nawet boczna ściana kompleksu szkoły. Wszystko skrywała śnieżnobiała mgła. Jedyne co dało się zauważyć to drobny cień, spacerujący w tą i z powrotem za szkolnym płotem. Tak przypuszczał, gdyż nic nie widział, a raczej nikt, nawet nauczyciel czy woźny nie spacerowałby w taką pogodę po terenie obiektu.

- Ej, Dorian, spójrz!

- Czego chcesz… jasna cholera… co to jest? Mgła?

- Tak, ale mniejsza z nią, widzisz ten cień, o tam? – wyszeptał koledze do ucha.

- Taa… dziwne, może to woźny coś robi na zewnątrz?

- W taką pogodę? A z resztą co miałby tam robić, poza ławkami i płotem nic tam nie ma.

- Fakt. – spojrzał na przyjaciela. – Czemu masz taką przerażoną minę?

- Głupia sprawa… dziś w drodze do szkoły miałem wrażenie, że jakiś typ mnie śledzi i…

- Ej! Wy tam! Cisza! – krzyknęła w kierunku dwójki rozmawiających uczniów nauczycielka, starsza i zrzędliwa kobieta.

Natychmiast jej posłuchali. Z tą kobietą lepiej nie zadzierać, potrafi zrobić awanturę o byle co. Resztę lekcji spędzili w ciszy. Przerwę również, spożytkowali ją na powtórkę przed sprawdzianem. Matura coraz bliżej a rozszerzona chemia wcale nie jest łatwym przedmiotem w klasie fizyczno-chemicznej. Sprawdzian poszedł Kamilowi dość gładko jego zdaniem. Test ten kończył zajęcia dzisiejszego dnia.

- Idziesz się może gdzieś przejść? – spytał Dorian Kamila gdy ci ubierali się w szatni.

- Nie, raczej nie dziś, na jutro też jest sporo nauki.

- Eh, fakt, no nic, w takim razie ja lecę do domu, trzymaj się.

- No pa – tak oto koledzy pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę.

Gdy Kamil wyszedł na zewnątrz budynku mgła nadal się utrzymywała. Wzdrygnęło nim. Nie na jej widok, lecz ze względu na panujący mróz. „Tak pizgać to powinno dopiero w grudniu, pff.” Chłopak zaczął przedzierać się niemalże intuicyjnie przez mleczną ścianę w kierunku przystanku autobusowego. Z każdym krokiem narastało w nim to dziwne uczucie. Uczucie bycia obserwowanym. Niechcący ustępować chłód wcale nie polepszał sytuacji. Nie pocieszał go też fakt, iż dookoła nie było żywej duszy. Spanikował. Zaczął nerwowo machać rękoma w powietrzu zamykając oczy, chcąc rozgonić przerażającą go teraz mgłę. „Ałł!” – usłyszał kobiecy głos i dopiero po chwili poczuł, że uderzył jakąś osobę.

- Rany, przepraszam panią bardzo, ja…

- Nie martw się chłopcze, spokojnie, doskonale ciebie rozumiem, ta mgła to prawdziwe utrapienie.

- Oh, tak, jeszcze raz bardzo panią przepraszam.

Po uprzednim otworzeniu oczu i stoczonym dialogu chłopak rozpoznał kobietę z którą rozmawiał. Była nią ta sama kobieta, która wysiadała rano z autobusu razem z nim. Po chwili też zorientował się, że stoi na przystanku, w stronę którego zmierzał. Lekko się zmieszał, poczucie strachu i bycia obserwowanym ustało. Włożył słuchawki do uszu i dla odprężenia puścił jakiś szybszy kawałek z listy. Autobus w końcu nadjechał. Wraz z nim wsiadło do niego kilka innych osób. Pojazd nie zdążył daleko zajechać gdy Kamil znowu poczuł się obserwowany. Niepewnie omiótł wzrokiem pokład autobusu. To on! Dostrzegł go. Starszy mężczyzna siedział na tylnim siedzeniu i z kaprawym uśmieszkiem przyglądał się nastolatkowi. Zmroziło to chłopakowi krew w żyłach. Od razu w jego głowie pojawiły się różne wersje mrocznego scenariuszu. Chciał jak najszybciej opuścić pojazd i pobiec do domu. Rozważał nawet zadzwonienie na policję, ale podjąwszy pewne decyzje zrezygnował z tego pomysłu. „Może ten facet mnie nie śledzi. To na pewno zbieg okoliczności. Boże, debilu, ogarnij się, masz już osiemnaście lat a boisz się jak małe dziecko!”

Pojazd zatrzymał się. Był to przystanek na którym maturzysta wysiadł. Nie odwracając się szybkim krokiem powędrował w stronę domu. Kotłujące się w jego głowie myśli, narastająca mgła i nieustanne poczucie strachu i bycia śledzonym prawie wpędziły go pod koła jadącego tira. Oprzytomniał pod wpływem głośnego klaksonu i przekleństw kierowcy. Obejrzał się. Prawie nic nie widział za ścianą mgły. Jedynie czarna sylwetka dziwnie zamigotała w oddali, tak samo jak podczas pobytu w szkole. Nie zastanawiając się długo zaczął biec. Ruszył pędem w stronę lasu gdzie znajdowała się jedyna ścieżka prowadząca go do domu. „Czemu, kurwa, mieszkam tak daleko!” Okropne uczucia stopniowo nawarstwiały się. Mocno zacisnął oczy, nie wiedział czemu tak się dzieje, nie mógł tego znieść. Usłyszał szelest. Zmęczony ciągłym biegiem odwrócił głowę za siebie. Wykrzywiona w okropnym grymasie twarz starca znajdowała się zaledwie dziesięć centymetrów od jego własnej twarzy. Krzyknął przerażony. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Jakby nagle stracił w nich czucie, runął przed siebie padając na twardą glebę.

Natychmiast spróbował się udźwignąć z powrotem. Nic z tego. Mężczyzna kopnął go w podbrzusze i wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby szatański śmiech. Zamroczyło chłopaka. Splunął krwią na ziemie. Używając prawie całych swoich sił poruszył na wpół sparaliżowanym ciałem i obrócił się w stronę oprawcy. Facet stał tuż nad nim. W prawej dłoni trzymał nóż kuchenny. „O kurwa! Nie! Czemu akurat ja… błagam…” Szalone oczy mężczyzny, w których niewątpliwie skrywał się obłęd nie odpowiedziały chłopakowi. Morderca uniósł nóż ponad swoją głowę. Kamil zacisnął oczy w oczekiwaniu na najgorsze. Świst stali. Ciepła krew opryskała twarz nastolatka. Uchylił lekko powieki.

Ostrze noża nawet go nie drasnęło. Natomiast z otwartych ust niedoszłego mordercy chłopaka spływała szkarłatna ciecz. Czas jakby nagle spowolnił. Oczy mężczyzny wywrócone były do góry nogami tak, że widać było tylko białka. Jego całe ciało drgało w spazmach bólu. Z szyi wystawała jakby czarna gałąź. Zarys jakiejś wychudzonej postaci z głową większą od reszty ciała stał za opadającym trupem śledzącego go faceta. Mgła spowiła oczy maturzysty. „Zaraz zemdleje…” Coraz więcej dziwnych kształtów zaczęło się pojawiać znikąd dookoła niego. Żaden się nie poruszał w normalny sposób. Ich kończyny w błyskawicznym tempie zmieniały położenie. Chyba mu się przyglądali. Nie był pewien, tak bardzo nie mógł dostrzec szczegółów. Nagle zaczęli znikać. Odchodzić. Jakby teleportując poszczególne części swoich ciał, zaczęli odchodzić w głąb mgły, kierując się w stronę jeziorka stojącego nieopodal. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętał Kamil przed omdleniem była spora grupa tych dziwnych, rozmytych postaci oddalających się w nicość.

Podróżujemy przez cały świat. Ukrywamy się we mgle. Obserwujemy. Zawsze uważnie. Lecz najważniejszą rzeczą jaką robimy jest dokonywanie osądu. Nie zawsze słusznego. Kiedy poczujesz dziwny dreszcz spoglądając na mgłę, może być on spowodowany naszą obecnością. Możemy cię obserwować, podejść bliżej, a ty nie będziesz nawet w stanie się poruszyć. Możemy to być my, ale równie dobrze może być to zwykły, pasący się jeleń.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Świetne! Z początku myślałam, że szalony bezdomny go zabije i już przeszła mi fascynacja tą pastą, jednak kiedy te postacie weszły do gry i uratowały chłopaka to bardzo się ucieszyłam :D Dodatkowo sposób w jaki zostało to napisane, utrzymanie narastającego napiecia, hah! Świetne, naprawdę super! :D
Odpowiedz
hah, ciągle się zaskakuję, gdy widzę nowe komentarze pod pastami, które napisał dość dawno temu ^^" niemniej jednak dziękuję za tak miłe słowa :D zapraszam na mój profil tutaj po więcej opowiadań, i dodam w tajemnicy, że dziś/jutro pojawi się kolejne, po bardzo długim czasie nic nie dodawania na stronę ;)
Odpowiedz
Supcio
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje