Historia

Skype

nezumi1 11 7 lat temu 10 257 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Większość z Was na pewno korzystała ze Skype. To wygodny (i darmowy) sposób na komunikację za pośrednictwem Internetu. Ja też go używałem, do czasu aż zaczęły dziać się te przerażające rzeczy. Na początku myślałem, że padłem ofiarą popieprzonego hakera, ale z czasem, gdy te zjawiska się nasiliły, zrozumiałem, że mam do czynienia z czymś paranormalnym. "Eksperci" na /x/ doszli do wniosku, że to musi być poltergeist lub jakaś inna negatywna energia. Jedyna rzecz, której jestem pewien, to że nigdy już nie wrócę do tego mieszkania.

Zacznę od początku. Nazywam się Daniel i pracuję jako copywriter w branży reklamowej. Przez kilka lat żyłem z pisania sponsorowanych artykułów nastawionych na pozycjonowanie stron w wyszukiwarkach internetowych. Jakiś czas temu pojawiła się opcja pracy w większej firmie. Lepsza kasa, lepsze perspektywy, no i możliwość projektowania własnych kampanii. Ofertę przyjąłem bez zastanowienia. Niestety, moje nowe miejsce pracy znajdowało się w mieście oddalonym o ponad 300 kilometrów od tego, gdzie dotychczas wynajmowałem lokum wraz z narzeczoną. Ewa nie mogła się przeprowadzić z dnia na dzień ze względu na studia, a poza tym nie chcieliśmy stawiać wszystkiego na jedną kartę. Postanowiliśmy więc, że na początku pomieszkamy osobno, a jeśli praca okaże się pewna i stabilna, ona dołączy do mnie zaraz po skończeniu szkoły. Został jej jeden semestr, więc nie była to perspektywa długich lat, a jedynie kilku miesięcy rozłąki. Wynająłem małe (i jak tak teraz o tym myślę, to podejrzanie tanie) 2-pokojowe mieszkanie i zacząłem przyzwyczajać się do zmian, jakie zaszły w moim życiu. Z nowej pracy byłem bardzo zadowolony, a w mieście czułem się świetnie. Doskwierała mi jedynie tęsknota za Ukochaną, którą musiałem zostawić. Widywaliśmy się góra dwa razy w miesiącu i strasznie ciężko było to przetrawić po kilku latach wspólnego mieszkania. I tu z pomocą przyszedł Skype...

Każdego wieczora rozmawialiśmy przez kamerkę. Zawsze to jakaś namiastka realnego kontaktu. Przez pierwszy miesiąc wszystko było ok, ale kilka dni temu zaczęły się jaja. Był czwartek, jak zwykle koło 19-tej zadzwoniłem do Ewy i jak zwykle gadaliśmy o bzdurach, gdy nagle ona mówi:

- Totalnie zapomniałam! Zabiję cię, jeśli jeszcze raz mi tak zrobisz! I już nigdy nie będziemy gadać przez Skype!

- Ale że o co ci chodzi? Nic nie zrobiłem! - odpowiedziałem autentycznie zaskoczony.

- No faktycznie, nic. Dzwonisz do mnie o 3 nad ranem, ja odbieram, a Ty tylko siedzisz po ciemku i gapisz się w kamerkę. Nienawidzę, kiedy mnie straszysz...

Jak możecie się domyślić, niczego takiego nie zrobiłem. Oczywiście ani ona nie uwierzyła mi, ani ja nie uwierzyłem jej. Byłem święcie przekonany, że coś jej się po prostu przyśniło, trochę to podkolorowała i sprzedała mi w takiej formie, żeby było bardziej creepy. Zebrałem ochrzan za niewinność i szybko zapomniałem o całej sprawie.

Zaczynał się weekend i następnego dnia zaraz po pracy miałem pociąg do rodzinnego miasteczka. Późnym wieczorem byłem na miejscu, Ewa odebrała mnie z dworca i od razu ruszyliśmy do domu, aby się sobą nacieszyć. Zjedliśmy pyszną kolację i usiedliśmy do filmu - na domiar złego był to horror "The Den" z 2013 roku (kto widział, ten wie, czemu to tak bardzo pogorszyło sprawę). Po seansie zbliżała się już pierwsza w nocy. Szykowaliśmy się do spania, kiedy nagle... zadzwonił Skype. Już na sam charakterystyczny dźwięk połączenia przychodzącego byliśmy, delikatnie mówiąc, nieźle zesrani, zwłaszcza po tym cholernym filmie. Naprawdę przeraziliśmy się jednak dopiero, gdy sprawdziliśmy, kto dzwoni...

"Daniel"

KTOŚ ŁĄCZYŁ SIĘ Z MOJEGO LAPTOPA W TAMTYM MIESZKANIU!

Nazwijcie mnie tchórzem, ale ani myślałem odbierać. Szybko wyłączyłem komputer, a przez resztę nocy usiłowaliśmy zasnąć przy włączonych światłach, racjonalizując na wszelkie możliwe sposoby to, co się wydarzyło. W tym miejscu dobrze będzie, jeśli wspomnę o kilku rzeczach:

- Nie, nie mam kochanki na boku. W mieszkaniu nie miało prawa nikogo być

- Laptopa zostawiłem wyłączonego, a system mam zabezpieczony hasłem

- W mieszkaniu nie było internetu (używam mobilnego w telefonie, który zabrałem ze sobą)

Rankiem, gdy już się uspokoiliśmy, doszedłem do wniosku, że nie będę z tego powodu wcześniej wracał. Kto inny pewnie zadzwoniłby po policję, straż pożarną czy gwardię narodową, ale nawet jeśli ktoś się włamał, to i tak nie miałem na tamtej chacie niczego cennego poza kilkuletnim laptopem, po którym i tak nie byłoby już śladu. Co więcej, postanowiliśmy, że jeśli sytuacja powtórzy się tej nocy, to tym razem odbierzemy połączenie i zobaczymy, co widać na kamerce.

(Nie)szczęście nam dopisało, gdyż również w sobotnią noc odezwał się Skype. Była trzecia rano, już prawie zasypialiśmy, gdy nagle z głośników rozbrzmiał ten upiorny dźwięk. Nie czekając długo, kliknąłem zieloną słuchawkę i "rozmowa" rozpoczęła się. Przez kamerkę widziałem jedynie zarys pogrążonego w ciemnościach salonu. Laptop był otwarty, przy czym jestem pewien na 200%, że zamknąłem go przed wyjazdem. Patrzyliśmy tak dobre 5 minut, wkręcając sobie wzajemnie, że coś usłyszeliśmy lub coś się poruszyło. Nagle, w jednej chwili poderwaliśmy się z miejsc. Laptop się poruszył! Ktoś lub coś dwukrotnie obróciło komputer i teraz kamerka skierowana była na kuchnię. Jakieś 3 sekundy później przerwało połączenie, ale to, co wcześniej zobaczyliśmy, zmroziło nam krew w żyłach...

W kuchni zapaliło się światło. Ktoś tam stał.

Zdążyliśmy dostrzec tylko czarny zarys postaci. Nie wiem nawet, w którą stronę była odwrócona. Ktoś po prostu stał w mojej kuchni i zapalił światło bez dotykania włącznika. Próbowaliśmy ponownie się połączyć, ale użytkownik był już niedostępny, tak jakby mój laptop znowu był wyłączony.

To był wystarczający powód, aby wrócić w niedzielę z samego rana, zamiast wieczorem, jak planowałem. Jacyś obcy ludzie drugą noc z rzędu ładują mi się na stancję! I to co najmniej dwie osoby, bo ktoś przecież poruszał tym laptopem. Pożegnałem się z Ewą, zebrałem słoiki od rodzinki i ruszyłem w drogę. Oczywiście wszyscy radzili, żebym wszedł do mieszkania w asyście policji, ale miałem dziwne przeczucie, że i tak niczego podejrzanego tam nie zastanę. I miałem rację. Zamek w porządku, nic nie zginęło. Laptop wyłączony i zamknięty, zwrócony z powrotem w stronę krzesła przy biurku. Wszystko było dokładnie tak, jak to zostawiłem. Niemalże siłą wmówiłem sobie, że to właściciel mieszkania robi sobie ze mnie niewybredne jaja, chociaż przez najbliższe 2 miesiące miał być poza krajem i zgodnie z uprzedzeniem jego telefon nie odpowiadał. Musiałem jednak przyjąć jakieś logiczne wytłumaczenie, bo inaczej nie mógłbym więcej zostać tam na noc.

Jak na złość, tego dnia nie mogłem pogadać z Ewą na Skype, bo internet odmówił posłuszeństwa. Zdarzało się to już wcześniej, więc nie dostrzegłem w tym niczego dziwnego. Przegadaliśmy wieczór przez komórkę, po czym udałem się do łóżka. Tej nocy, znów około trzeciej, obudził mnie dzwoniący telefon. To była Ewa, która gdy tylko odebrałem, zaczęła krzyczeć.

- DANIEL! PRZESTAŃ MI TO WYSYŁAĆ! TO NIE JEST ŚMIESZNE!

Okazało się, że chwilę wcześniej ktoś dosłownie zaspamował moją narzeczoną wiadomością o mojej śmierci. Wszędzie, w smsach, na Facebooku i na Skype, ktoś wciąż wysyłał jej wiadomość o treści "DANIEL NIE ŻYJE". Ku mojemu przerażeniu, wszystkie te wiadomości wysyłane były z moich kont, a także z telefonu, który trzymałem przecież w ręku.

Czym prędzej podbiegłem do komputera. Był włączony i wyglądało, jakby ktoś obsługiwał go na odległość - poruszał myszką i wysyłał mojej dziewczynie ten głupi tekst. Byłem przekonany, że to musi być jakiś dowcipny haker, który włamał mi się też do telefonu. Odruchowo zamknąłem laptopa i wyjąłem baterię. W tej samej chwili usłyszałem hałas z kuchni. Podskoczyłem jakby mnie prąd kopnął - potłuczony kubek! Dokładnie obszukałem lokum - nikogo poza mną nie było. Coraz trudniej było mi racjonalnie wytłumaczyć wydarzenia, których byłem świadkiem. Jeśli to haker, to kto wtedy poruszył laptopem? Kogo widziałem w mojej kuchni tamtej nocy? I jakim cudem zrzucił teraz kubek stojący głęboko na blacie?!

Ewa chciała, żebym jak najszybciej wracał. Nie mogłem jednak rzucić wszystkiego tylko dlatego, że mam jakieś Paranormal Activity na wynajmowanym mieszkaniu. Wyczyściłem laptopa antywirusem, zmieniłem wszystkie hasła, a resztę wytłumaczyłem sobie bzdurami, w które sam nie wierzyłem. Powiedziałem sobie, że jeśli to znowu się wydarzy, natychmiast się wyprowadzam.

Nastała kolejna noc. Tym razem zabrałem komputer do sypialni - chciałem przez całą noc być połączony z Ewą i w porę zareagować, gdyby działo się coś dziwnego. Skype działał jak trzeba, dobrze się widzieliśmy i słyszeliśmy. Dochodziła trzecia, powoli już życzyliśmy sobie dobranoc, kiedy nagle w połączeniu wysiadł dźwięk. Widziałem tylko przez kamerkę, że Ewa najpierw wyglądała na zdziwioną i coś do mnie mówiła, a chwilę potem zaczęła krzyczeć. Z ruchu jej warg zdołałem odczytać tylko "ZA TOBĄ!".

Odwróciłem się w kierunku drzwi do sypialni. Ktoś zapukał. Trzy jednakowe uderzenia, takie poprzedzające wejście do pokoju. Ale po nich nastała cisza.

Minęło jakieś 20 sekund... ŁUP!

Głośne uderzenie w drzwi, tak jakby ktoś próbował je wyważyć. Siedziałem w bezruchu sparaliżowany strachem i wtedy coś pokierowało mój wzrok na laptopa. Połączenie na Skype nadal trwało, ale nie widziałem twarzy Ewy. Widziałem twarz... tego czegoś.

Nie miało oczu, nie miało uszu i nie miało nosa. Wyszczerzało za to zębiska w najbardziej przerażającym uśmiechu, jaki w życiu widziałem. Obraz był niesamowicie realny. Ta postać nie wyświetlała się na ekranie - ona z niego wychodziła...

Ale skąd Ewa wiedziała, że to coś do mnie idzie? Otóż kiedy w moim połączeniu urwało dźwięk, obraz w jej laptopie zaczął pokazywać... mój salon. Zupełnie jakby tam też stał mój laptop, w tym samym miejscu, co zwykle. Widziała jak to coś bierze komputer i powoli zmierza w moim kierunku, tak jakby chciało mnie zamordować na oczach ukochanej.

Ewa wezwała policję, przyjechali po kilkunastu minutach. Znaleźli mnie w salonie. Siedziałem przy biurku, z głową zwróconą w kierunku laptopa. Kamerka była włączona. Ewa błagała, żebym się odezwał i przestał ją straszyć. Groziła, że jeśli natychmiast nie przestanę, nigdy nie będziemy już gadać przez Skype.

Ale ja nie mogłem się już odezwać.

A ona otrzymała już tylko jedną odpowiedź.

"DANIEL NIE ŻYJE"

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jestem pewny że Autor brał inspirację z Obecności 2
Odpowiedz
Świetne :-0 :D
Odpowiedz
Bardzo fajne. Gratuluję pomysłu !!
Odpowiedz
Zajebiste.....i straszne.....Kuba człowieku co ty masz we łbie???!!!
Odpowiedz
Hm skoro nie zyl... Jak to opisal? :P
Odpowiedz
Przecież ten (potwór) to Slenderina
Odpowiedz
Świetne, szkoda że koniec taki szybki i wskazujący że nic dalej nie będzie
Odpowiedz
Świetna historia
Odpowiedz
Brawo. Przeczytałam i nie zasne. ;)
Odpowiedz
Dobre :D
Odpowiedz
JEJU TO GENIALNE JEST
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje