Historia

Pozostawiona z zimnem

pariah777 4 7 lat temu 4 961 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Wśliznął się do domu, cichutko zamykając za sobą drzwi. Powiódł nieobecnym spojrzeniem po mieszkaniu i na moment się zawahał. Co robić? Co dalej? Nie miał pojęcia, ale jakaś niewidzialna siła pchnęła go w kierunku krzesła. Opadł na nie bezwładnie. Tam zatopił twarz w dłoniach, starając się uciszyć budzące się sumienie. Myśli były coraz wyraźniejsze, wspomnienia nabierały kształtów. Dudnienie serca, wciąż równie podnieconego co przerażonego, nie pozwalało mu nawet na chwilę błogiej nieświadomości. Wszystko wewnątrz bulgotało, chciało wypełznąć na wierzch, a on kurczowo bronił się przed tym. To się nie zdarzyło, szeptał, choć sam nie wierzył w swoje słowa. Śnię, śnię, śnię – powtarzał niczym mantrę.

Umysł topił się, przemieniał w breję, która przeciskała się przez palce, chcące za wszelką cenę utrzymać go w całości. Nie potrafiwszy wysiedzieć, wstał i podszedł do lustra. Ujrzał wystraszonego mężczyznę, trzęsącego się, z bezwyrazową twarzą. W głębi siebie wiedział, że za tymi ciemnymi niczym noc i obrzydliwymi jak kłębowisko wijących się larw oczami kryje się sekret. Obślizgły, cierpki sekret.

– Nie jesteś mną – rzekł. – Nie zrobiłbym czegoś takiego. Nie tymi rękoma.

Zaczął oglądać swoje dłonie. Przywołały one wspomnienie dotykania jej ud. Delikatnego, z początku niewinnego muskania jej pośladków. Aż wreszcie ściskania nadgarstków. Wykręcania ich. I wtedy tamy pękły, brzemię winy spadło na niego niczym szatańska gilotyna, zamiast szybkiej śmierci oferująca godziny agonii i wewnętrznego gnicia. Jego twarz wykręcił grymas niewypowiedzianego bólu. Z ledwo rozwartych oczu wypłynęły łzy, palce zamieniły się w szpony, pokutnie rozdrapujące ciało. Przez gardło wywlókł się żałosny skowyt. Padł na kolana, nie mogąc już wytrzymać. Wezbrał w nim wstręt, tak odpychający, że aż rodzący pragnienie wyzbycia się kierowanej żądzami fizycznej powłoki. Mężczyzna odpełzł pod ścianę. Jego ciało jednak za nim podążyło, więc próbował je zedrzeć paznokciami. Gdy jednak i to nie przyniosło rezultatu, zmuszony był poszukać innej drogi. Pozwolił dojść do głosu swojej najbardziej przeżartej zepsuciem części charakteru. Uderzył pięścią w podłogę, wyszczerzył obłąkańczo zęby i syknął:

– Sama tego chciałaś!

Poczuł napływ sił, przyszło jego zbawienie w postaci wymówki. Wyliczał kolejno, jakby chcąc dowieść niewinności przed sądem:

– Twoje ubranie, zgrabne nóżki, to cholerne spojrzenie...

Poderwał się z powrotem na nogi. Łaził tam i z powrotem, coraz to bardziej wyzbywając się sumienia.

– Dotykała mnie, pocałowała... Chciałaś tego, ja to wiem, już nie udawaj takiej niewinnej...

Chwycił lustro wiszące na ścianie. Znów ujrzał tam strach, lecz tym razem nie pozwolił mu przepłynąć z odbicia do jego własnego umysłu. Wręcz przeciwnie, miał zamiar go stamtąd całkowicie wypędzić.

– Chciała cię przelecieć, kretynie! Chciała, weź się wreszcie w garść!

– Nie! – odkrzyknęło mu niespodziewanie odbicie.

Cała jego siła pod wpływem tego jednego słowa obróciła się przeciwko niemu.

– Chryste, co ja narobiłem! – wrzasnął bezradnie.

Znów musiał uciekać. Dopadł do krzesła, chciał się w nim, za nim, na nim, gdziekolwiek schować. Ale nie mógł, bo wiedziony gniewem je odepchnął, czując, że nie zasługuje na choć chwilę krycia się przed karą. W jego głowie panował chaos. Poczucie winy mieszało się z chorą dumą, rozpacz z gniewem. Gdy już wszystko miało eksplodować, jeden zgrabny cios, wymierzony sobie w policzek, uciszył całą wrzawę. Padł na plecy, ledwie przytomny.

Spokój, pomyślał. Spokój.

Następnego dnia bał się światła. Opuścił rolety, zamknął drzwi i tak tkwił, lękliwie umykając przed jakimkolwiek dźwiękiem dobiegającym zza ścian. Ktoś wchodził po schodach, ciężko przy tym sapiąc, ktoś inny ćwiczył grę na gitarze elektrycznej. Ci ludzie nie byli świadomi, że zajmując się codziennymi sprawami torturują sąsiada, duszącego się w swej samotni.

Dopiero wieczorem pewna osoba odważyła się stanąć na jego wycieraczce i nacisnąć dzwonek. Mężczyzna spojrzał przez judasza, po czym zamarł. Ona wiedziała, że ją widzi. Nawet sprawiło jej to pewną niezdrową satysfakcję. Uśmiechnęła się i cierpliwie czekała. On natomiast postanowił nie otwierać. Przysiadł po drugiej stronie drzwi i też czekał. Długo czekał.

Usnął. A gdy się obudził – głodny oraz obolały – jej już nie było. Uznał to za swoją szansę. Wybiegł z mieszkania, pomknął schodami w dół, wyskoczył z bloku. Stamtąd ruszył w przypadkową stronę, nie spoglądając za siebie. Chciał być jak najdalej od domu, od wszystkiego, od całego swojego życia. Pomyślał o życiu w ciągłej wędrówce, bez ograniczeń, bez przeszłości, byleby przetrwać z dnia na dzień. Bał się nazwać to pokutą, bał się chociażby wspomnieć w myślach o swojej winie. Oglądał twarze przechodniów, chmury na niebie, kłęby spalin, aby tylko móc się na czymś skupić.

Wtem znów ją spotkał. Minęli się bez słowa. Przemknęła niczym zjawa. Żadne z nich się nie odwróciło, nawet nie spojrzało w stronę drugiego. Ale oboje wiedzieli o tym zetknięciu. Mężczyzna szedł potem długo, nie mogąc zebrać się w sobie, by zinterpretować całe zdarzenie. Gdy przysiadł na ławce w parku, słońce zdążyło już zajść. Nie rozpoznawał okolicy. Drzewa szeleściły resztkami liści, wyciągając swe pokraczne gałęzie we wszystkie strony, jakby zamierzały opleść całe miejsce swymi mackami. A tego nieszczęśnika – przekłuć, ograbić ze skóry, z ciała, bo taka podła dusza nie zasługuje na bycie człowiekiem. Nawet one to wiedzą, szeptał, drżąc i płacząc.

Gdzieś między cieniami przemykała sylwetka podobna do ludzkiej. Przystawała, patrzyła, po czym znów przeskakiwała z miejsca na miejsce, za każdym razem kończąc bliżej niego. Wpierw jej nie zauważał, gdyż tkwił we własnym umyśle, próbując za wszelką cenę stłumić wyrzuty sumienia. A kiedy ją spostrzegł, ona stała tuż przed nim.

– Nie dowiedzą się, możesz być spokojny... – rzekła cichutko.

Chłód bijący od niej przeniknął mu aż do serca, nieco je uspokajając. Wziął głęboki oddech, próbując się ocucić, po czym wyciągnął rękę, chcąc dotknąć dłoni dziewczyny. Była zimna, wręcz lodowata.

– Nie chciałem... nie chciałem... – powtarzał.

Musnęła palcami jego polik, po czym pozwoliła mu się w siebie wtulić. Czuł, jak krew płynie w żyłach coraz wolniej, jak myśli stają się ociężałe, a chwycenie oddechu wręcz niemożliwe. Koniec, pomyślał. Koniec.

Oprzytomniał jeszcze przed świtem. Wstał z trudem. Rozejrzał się i lękliwie stwierdził, że nie rozpoznaje okolicy. Ruszył w przypadkowym kierunku, krzywiąc się z bólu, którym przesiąknięte było całe jego ciało. Marzył tylko o wygodnym łóżku, o gorącej kąpieli. Albo o odnalezieniu siebie na mapie miasta.

Wsiadł do autobusu jadącego ku centrum, gdzie następnie przesiadł się w inny, zabierający go na znajomą ulicę. Ludzie patrzyli na mężczyznę na wpół zatroskanie, na wpół wrogo. Jakby nie wiedzieli jeszcze, czy mają do czynienia z bezdomnym, czy to tylko stan przejściowy. Starał się jednak nie skupiać na niczym, nie nadwerężać swojego skatowanego umysłu i po prostu zaspokoić swoje potrzeby, a potem się najwyżej martwić. Dzięki takiemu właśnie nastawieniu dał radę dotrzeć do domu, ignorując kompletnie niedawne przeżycia wiążące się z tym miejscem. Chwycił za klamkę i wszedł do środka, ze zgrozą odnotowując, że wychodząc nie zamknął nawet za sobą drzwi. Co zaś najciekawsze – z tego faktu nie postanowił skorzystać żaden złodziej, lecz ktoś zupełnie inny.

Powitała go spojrzeniem pełnym żalu. Stanął jak wryty, nie potrafiąc w żaden sposób zareagować. Jeszcze wczoraj poczułby gniew, wstyd, cokolwiek, lecz teraz był już wypalony. Nie zostało w nim nic, co mogłoby się uaktywnić. Dlatego po prosto nie wiedział, co robić. Chciał mieć spokój.

– Nie musisz uciekać – oznajmiła.

Zamiast odpowiedzieć, po prostu skierował się do kuchni, by coś zjeść. Zaczął przyrządzać sobie kanapki.

– Ale nie udawaj, że nic dla ciebie nie znaczę... – ledwie wydusiła przez zaciśnięte z rozpaczy gardło.

Odwrócił się w jej stronę i rzekł, przeżuwając jednocześnie:

– Jestem zmęczony, a ty jesteś niczym. Zerem. Pustką. Wypieprzaj.

– Nie, nie, nie... Tak nie myślisz...

– Człowiek czasem musi wpierw oszaleć, by móc wreszcie przejrzeć na oczy – rzekł, zaśmiawszy się.

Zrobiła kok ku niemu, stając niebezpiecznie blisko.

– Ale pewnie nadal cię pociągam – odparła prowokacyjnie.

Jej młode ciało faktycznie prezentowało się nad wyraz apetycznie. Zmierzył ją nieco badawczym spojrzeniem, a następnie z trudem oświadczył:

– Wynoś się...

– Nie chcesz tego... – Uśmiechnęła się i złapała go za rękę.

Mężczyzną wstrząsnęły dreszcze. Miał wrażenie, że jej lodowate palce wbiły mu się prosto w duszę.

– Chcę – syknął, wypluwając resztki swej stanowczości.

Zbliżyła się jeszcze bardziej, tak, że aż prawie stykali się ustami.

– Och, no dalej... – jęknęła.

Zamknął oczy, nie chcąc patrzeć na jej piękno. Nie potrafił jej nie pocałować.

Paręnaście minut później wybiegł z mieszkania z opuszczonymi spodniami, przekonując wszystkich swoim wrzaskiem, iż „wcale tego nie chciał” oraz „że to jej wina”. Niektórzy sąsiedzi, zwabieni podejrzanymi hałasami, zdążyli wyjrzeć na klatkę schodową i ujrzeć, jak zbiega, potyka się, a wreszcie stacza się na dół, tłukąc przy tym głową o twarde podłoże. Stłoczyli się wokół niego, zadzwonili po pogotowie, nadstawili uszu, słuchając jego wyrwanych z kontekstu słów.

– Ona... Jej wina... – powtarzał. – Sama sobie... Sama!

– Jaka ona? – zapytał jeden z gapiów.

– Ja nie... Chciała, suka, chciała!

– Musiał mocno wyrżnąć łbem, bo gada od rzeczy – ktoś zawyrokował.

– Nie pozwólcie jej mnie wziąć... nie pozwólcie, błagam... – zaczął łkać, dojrzawszy, że krwawi.

– Wszystko będzie dobrze, proszę się nie martwić – sypały się dobre słowa.

Ale nie zatrzymywały one ekspansji chłodu w jego ciele. Ciepło uciekało, a na to miejsce wpełzało paraliżujące zimno, stopniowo sunące ku sercu.

– Teraz to ty będziesz mój – szepnęła mu na ucho. – Teraz to ja wezmę ciebie...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Cudowne!
Odpowiedz
Po więcej zapraszam na mój nowy profil autorski – Szymon Sentkowski! ;)
Odpowiedz
Moim zdaniem bardzo dobre :-) Idealnie opisane uczucia bohatera.
Odpowiedz
Takie sobie, żadnego napięcia nie ma i łatwo się na tym usypia
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje