Historia

Złe Drzewa III

pankracy 4 7 lat temu 3 917 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Część pierwsza: http://straszne-historie.pl/story/13764-Zle-Drzewa

Część druga: http://straszne-historie.pl/story/13786-Zle-Drzewa-II

Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu. Każdy kolejny tydzień opóźnienia sprawiał, że trudniej było mi spisywać historie. Zmęczącej bierności wyrwały mnie nadchodzące święta. Ich atmosfera i mroczny czar cmentarzy, które pełne są starych drzew.

Wracając nocą do rodzinnego domu, zacząłem zastanawiać się jak to jest pracować w lesie jesienią. Dni stają się coraz krótsze, a noc zapada znienacka. Dla osób o słabej psychice musi być to niezwykle ciężkie. Osobiste doświadczenie potwierdza jednak stereotyp, że ludzie lasu są twardzi. Nie zastanawiają się nad tym czego nie powinni byli zobaczyć, a jeśli już, to nie roztrząsają tego tygodniami.

Wyjątkiem potwierdzającym tę regułę był brutalny wypadek, który wstrząsnął okolicą kilkanaście lat temu. Niektórzy twierdzą, że na głazach wciąż widać ślady krwi rozlanej tego majowego poranka.

Gdy furmani wyjeżdżają z końmi w las sprawdzają, czy wszystko jest jak należy. Czy uprząż nie jest poluzowana, czy między kopyto, a podkowę nie dostały się drzazgi i najważniejsze, czy koń jest zdrowy? Otóż, wbrew temu co mówią, góral utrzymujący się z ciężkiej pracy z koniem dba o niego bardziej niż o siebie. W końcu to dzięki niemu ma za co żyć. Zwierzęta pracujące w lesie nie są smukłymi konikami, wyglądającymi jakby miały za chwilę złamać się pod ciężarem jeźdźca w bryczesach. Ich nogi przypominają konary, a grzbiety grubo ciosane bale. Nie przestraszą się byle czego. W końcu nie są ludźmi.

Tego dnia nic nie wskazywało, że coś pójdzie nie tak. Drzewa zjeżdżały na skład zgodnie z planem. Nawet pogoda nie przeszkadzała w pracy. Chmury kłębiły się nad stromymi zboczami dając cień i przyjemną ochłodę. Furmani zaprzęgali konie do bali i sprowadzali je w dół stromego stoku. Zwierzęta ściągały kawałki wyrąbanego lasu po wyznaczonych ścieżkach. Miejsce, w którym pracowano tego dnia było dość specyficzne. By dotrzeć z niego na skład drewna, należało nadrobić drogi. Najprostsza droga w dół była zbyt stroma i skalista by koń mógł po niej zejść, a jeden z odcinków był tak stromy, iż pozostawał niedostępny nawet dla ludzi.

Nadchodzące niebezpieczeństwo miało zdradzić końskie rżenie. Żaden z koni pracujących na powierzchni nie chciał zbliżyć się do ogromnego, poczerniałego ze starości drzewa. Leżało już ścięte od tygodni i przyszedł czas by ściągnąć je w dół by nie zmarnować materiału. Dąb, choć słyszałem również inne wersje, był twardy i zawsze imponujący. Młody furman podjął się zadania, gdy resztę koni zaprzęgnięto do innych ładunków. Przy pierwszej próbie rżał i odsuwał się, przy drugiej piana pojawiła się na karym pysku, za trzecim niemal nie kopnął swojego właściciela. To zdenerwowało furmana, jakby podsycając jego zajadłość. Z nieludzkim wysiłkiem podprowadził konia pod bal i dopiął uprząż do łańcucha. Metaliczny trzask i wszystko ucichło. Las również. Przejmującą ciszę przerwał nagły krzyk furmana. WIO! Koń ruszył. Zerwał się i pognał przed siebie omal nie tratując ludzi. Łańcuch napiął się. Szarpnął zwierzęciem, ale nie zatrzymał go. Czarne drzewo zatrzeszczało i ruszyło za koniem w akompaniamencie przeraźliwego rżenia. Furman pobiegł za coraz szybciej poruszającym się zwierzęciem. Chciał go zatrzymać. Czuł, że coś jest nie tak. Nie miał szans by to naprawić. Koń szarpnął się. Zamiast ruszyć ścieżką, rzucił się naprzód na strome zbocze. Jeden z nieociosanych konarów czarnego drzewa podciął nogi pędzącego za zwierzęciem furmana. Mężczyzna uderzył głową w pień i zalewając się krwią stracił przytomność. Bal pognał za koniem w dół. Jeszcze przez chwilę po stoku niosło się przeraźliwe rżenie, nagle trzasnęło i po rżeniu pozostało jękliwe echo.

Krew kapała z wysokości na skały rozrzucone pod zboczem. Parujące ciało wisiało kołysząc się na uprzęży i łańcuchu owiniętym wokół końskiego karku. Za makabryczną szubienicę posłużył poczerniały, dębowy bal i dwa rosłe świerki, między które wbił się zjeżdżając ze zbocza.

Furman wybudził się dopiero po kilku dniach. Gdy wrócił na zboczę ujrzał truchło konia wciąż wiszącego nad skałami. Nikt nie zdołał zejść po zboczu na tyle blisko, by odpiąć łańcuchy. Krew na skałach czarniała z każdym dniem, a każdej nocy furman nie mógł spać. W koszmarach widział swojego konia i to przeklęte drzewo. W końcu nie wytrzymał. Wczesnym świtem spakował łańcuchy i zapasową uprząż. Przy ich pomocy wdrapał się na zbocze. Poranione przez skały dłonie w końcu spoczęły na boku konia. Furman zapłakał i odpiął łańcuch.

Jeszcze przez wiele lat można było dostrzec czarny bal wystający ze zbocza. Stok szybko zarósł młodymi drzewami, które zasłaniają miejsce niegdyś tak makabrycznego widoku. Obecnie, jedyną pamiątką po wydarzeniu jest nowa nazwa. Szubienica.

Kolejna historia również będzie związana z krwią lub czymś, co bardzo ją przypominało. Istnieje pewien owad, Kowal Bezskrzydły. Charakteryzuje się wyjątkowo czerwonym pancerzem i uwielbieniem do wciskania się w szczeliny. Często można go spotkać w lipowych lasach lub parkach.

Jesienią, jedno z górskich leśnictw zmagało się z plagą tych owadów. Choć mogą być groźne tylko dla sadzonek w szkółkach, ich ilość bardzo zainteresowała leśniczego i całą kancelarię. Sprawie postanowił przyjrzeć się stażysta, który na studiach wyjątkowo interesował się entomologią. Gdy dotarł we wskazaną mu część lipowego zagajnika nie mógł uwierzyć własnym oczom. Czerwone strugi zdawały się spływać po pniach niektórych lip. Każda szczelina w nierównej powierzchni kory przypominała gorejącą ranę. Stażysta przeraził się, ale zdrowy rozsądek i pasja pozwoliły mu zabrać się do badań. Pobieranie próbek i robienie zdjęć zajęło mu więcej czasu niż przypuszczał i nie zorientował się nawet, kiedy w lesie zapadła ciemność. Zostało mu jeszcze jedno drzewo, do którego podszedł z zapałem. Wyciągnął patyczek z watą by wrzucić jednego z owadów do próbówki. Patyk ugrzązł, a robak nie wpadł do próbówki. Stażysta poczuł jakby zanurzał przyrząd w czymś miękkim. Przetarł korę palcem. Coś śliskiego rozpłynęło się między jego palcami. Wtedy usłyszał to po raz pierwszy. Szmer. Był zbyt zaskoczony by zareagować. Sięgnął po latarkę. Drżący snop światła oświetlił spękaną korę starej lipy. Pomiędzy sękatymi płatami ujrzał szklistą, wilgotną maź. Stracił oddech i mógłby przysiąc, że jego serce zatrzymało się na krótką chwilę. Drzewo broczyło krwią. Szmer powtórzył się. Mężczyzna przyjrzał się drzewu dokładnie. Zostań. Usłyszał za sobą. Rozejrzał się przestraszony, kolejny szmer wydał się szeptem. Zostań. Pobladły ze strachu porwał plecak i jak najszybciej opuścił zagajnik. Całą drogę powrotną nie mógł się zatrzymać, czuł, że nie powinien. Badania dokończył w zaciszu swojego mieszkania z dala od lipowego lasu.

Rodzinne spotkania są doskonałą okazją do poznania dawnych historii, czegoś, o czym ciężko już usłyszeć od ludzi w moim wieku. Moja babcia opowiedziała mi ciekawą historię w pewien sposób łączącą się z poprzednią. O szeptach w lesie. Gdy była jeszcze nastolatką młodzież przestrzegano przed samotnym zapuszczaniu się skrótem do sąsiedniej miejscowości. Skrót ten prowadził przez podmokły las. Według starszych, którzy unikali tego miejsca równie gorliwie, jak przestrzegali przed nim, coś w nim było. Zwodziło w las i ściągało zło na człowieka. Ludzie mieli słyszeć w nim szepty i widywać postacie ukrywające się za drzewami. Babcia usłyszała kiedyś przestrogę, iż nigdy, ale to nigdy nie powinna słuchać szeptów i nie zwracać uwagi na postacie. Nie dopóki nie zostanie bierzmowana. Według starszych ten sakrament chronił przed marami z tego miejsca.

Niewielu chciało nocą korzystać ze skrótu, ale zdarzały się sytuacje, w których nie było innego wyjścia. Ktoś musiał przedrzeć się przez mokradła. Tym kimś była przyjaciółka babci. Do bierzmowania pozostało im kilka tygodni, ale jej rodząca siostra koniecznie potrzebowała pomocy lekarza mieszkającego w sąsiedniej miejscowości. Dziewczyna nie miała wyboru. Musiała pomóc. Idąc przez las nie myślała o zagrożeniu z opowieści, tylko o niebezpieczeństwie w jakim jest jej siostra i dziecko. Nie chcąc kusić losu utkwiła wzrok w drodze przed sobą i nie podnosiła wzroku. Szła naprzód zagłuszając szmer drzew modlitwą.

Gdy dotarła do domu lekarza nie miała nawet chwili na odpoczynek. Mężczyzna porwał torbę z przyrządami i prędkim krokiem ruszył w drogę. Dziewczyna od razu poczuła się lepiej. Świadomość tego, że prawdziwy doktor niedługo pomoże jej siostrze dodała jej otuchy. W dodatku nie musiała sama wracać przez las, był z nią dorosły. Nic złego im nie groziło. Nie wiedziała w jakim jest błędzie.

Szmer lasu nie przerażał już tak bardzo, ale droga dłużyła się niemiłosiernie. W pewnym momencie doktor zatrzymał się. Stał przez chwilę nasłuchując.

- Słyszałaś to? – zapytał nieco niepewnie.

Dziewczyna nie chciała się zatrzymywać, ale nie mogła oddalić się od doktora.

- Nie, chodźmy już. – Uśmiechnęła się na tyle ile potrafiła. – Moja siostra…

- Wiem, ale… - mężczyźnie przerwał trzask. Gdzieś nieopodal złamały się gałęzie. Nie, nie złamały się. Ich uszu dobiegł odgłos naginania drewna. Przeciągły jęk.

- Chodźmy już… - Dziewczyna poczuła zimno rozlewające się w środku. Czysty strach.

- Ale ktoś tam jest. Mówi… - Doktor pobladł. – Chodźmy już.

Dziewczyna ruszyła ramię w ramię z doktorem. Nie wiedziała kto mocniej przywiera ramieniem do kogo. Szmery powoli przeradzały się w szepty. Przyśpieszyli. Dziewczyna przysięgała później, iż usłyszała damski głos. Mieli wrażenie, że ktoś za nimi idzie, ale za każdym razem, gdy doktor odwracał się postać jakby znikała by później pojawić się na granicy wzroku. Słyszał szepty, o których nie wspomniał póki nie opuścili lasu.

Gdy znaleźli się między zabudowaniami wsi doktor zapytał:

- Słyszałaś to?

Dziewczyna nie wiedziała, co odpowiedzieć. Dygotała ze strachu.

- Gdy szliśmy cały czas ktoś stroił sobie z nas żarty. - Doktor nie mógł się otrząsnąć, ale próbował ukryć strach. - Mówili byśmy zostali. Co to za obyczaje?

Przyjaciółka babci nie mogła uwierzyć, w to co się stało. Nie rozumiała dlaczego las zwodził dorosłego, przecież sakramenty miały przed tym chronić? W czasach, gdy na wsi wiara wciąż pozostawała centrum życia człowieka światopogląd dziewczyny zachwiał się. Na odpowiedź czekała miesiącami, do dnia, w którym do domu doszła wiadomość o ślubie doktora. Ślubie cywilnym, gdyż mężczyzna nigdy nie został ochrzczony ani bierzmowany. Opowieści starszych sprawdziły się, a ona sama unikała tego miejsca, gdy tylko mogła.

Niestety nie wszyscy, którzy zapuścili się sami w drogę przez las mieli tyle szczęścia by wygrać ze strachem. Pewnego lata, nieopodal schroniska górskiego znaleziono kilka porzuconych przedmiotów osobistych, które doprowadziły do ciała turystki. Dziewczyna klęczała zawieszona na gałęzi z rękami wyciągniętymi przed siebie i kolanami uginającymi się kilkanaście centymetrów nad ziemią. Z rozdartego plecaka wysypywały się konserwy i ubrania, a sękata gałąź, która wbiła się w polar na jej ramieniu sprawiała wrażenie jakby trzymała ją kurczowo. Dziewczyną szybko zajęły się odpowiednie służby. Sekcja zwłok wykazała, że turystka zmarła na zawał serca. Umarła ze strachu, gdy uciekając przed czymś zahaczyła ramieniem o gałąź. Musiała pomyśleć, że to, przed czym uciekała w końcu ją złapało. Zgadnijcie tylko, na jakim drzewie skonała? Tak, drzewo było czarne.

To już drugi raz, przy którym historie rozrosły się do tego stopnia, że nie zmieściłem sprawy kości. Są to powiązane ze sobą opowieści, o których chcę Wam opowiedzieć od dłuższego czasu, gdyż samo wspomnienie wywołuje u mnie dreszcze. Widziałem kiedyś konar, w którego środku znajdowała się wrośnięta ludzka kość. Ta wizja prześladuje mnie do dziś.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że należycie obchodzicie Dziady, świętujecie Halloween ze znajomymi albo w zadumie wyczekujecie Wszystkich Świętych. Spędźcie ten czas jak najlepiej i uważajcie na siebie.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Czekam na IV część, uwielbiam te historie ??
Odpowiedz
Volder Sakruma - jeśli to przeczytałeś/aś o 00:00 przyjdzie do ciebie kobieta bez oczu i cie zabije masz 5 min. aby wysłać to do 20 innych historii.
Odpowiedz
Mega 11/10
Odpowiedz
Taki w sumie drugi rozdział Autentycznych przeżyć ratownika górskiego, ale mimo to historia jest interesująca i fajna.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~1 minuta Wyświetlenia: 5 976

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje