Historia

Mgła

maciekzolnowski 0 7 lat temu 772 odsłon Czas czytania: ~2 minuty

Było tak: Razu pewnego wybrał się nasz bohater do doliny Łańskiego Potoku. Pora była jesienno-zimowa i zaczynało się już ściemniać. Było bowiem około czwartej po południu. Pomimo zmęczenia wcześniejszym wałęsaniem się po lesie i mimo późnej godziny, postanowił przejść się mało uczęszczaną wiejską uliczką, której nie znał. To znaczy: znał położenie owej drogi względem Łańskiego Potoku oraz umiał ją pokazać na mapie, ale nic ponadto. Postanowił, że uda się naprzód na jeden koniec ulicy, a potem zmieni kierunek i powróci do punktu, z którego wyruszył. Jak rzekł, tak zrobił. Idąc, podziwiał stare budownictwo, akurat wyjątkowo dobrze w tej części wsi zachowane. Nie mógł nacieszyć oczu tradycyjną strzechą na dachach domostw czy archaicznymi studniami z elementami drewnianymi: żurawiami i pompami na wodę. To musiało być bardzo stare drewno – pomyślał, przyglądając się detalom. I tak brnął w swe myśli oraz w głąb uliczki, a tymczasem widoczność została ograniczona przez brak dziennego światła i w końcu trzeba było turystykę krajobrazu pozostawić na zaś. Zdążył jednakże zauważyć, że latarnie są utrzymane w dawnym, a nawet bardzo dawnym stylu. A kiedy tak szedł i rozmyślał, poczęły jedna po drugiej gasnąć kolejne latarnie oraz światła żarzące się w obejściach. Nie wystarczy tylko powiedzieć „kolejne latarnie gasły”, trzeba także dodać „gasły w bardzo specyficzny sposób”. Najpierw pogrążały się w ciemnościach te, które były za nim, potem zaś, gdy zmienił kierunek i zawrócił z dalszej drogi, gasły te, które wcześniej znajdowały się przed nim. I tak ulica stawał się obca i mroczna, prawie nierozpoznawalna jako coś, którędy się idzie. A wraz z nadejściem nocy, zgęstniała również mgła, stopniowo stając się dominującym elementem tego krajobrazu. Już nie tylko nie widać było latarni, ani gruntu, który się ma pod nogami, ale nawet nie było widać poszczególnych zagród wraz z opłotkami. Gdy się podchodziło do ogrodzenia, a właściwie... do miejsca, w którym powinno się ono znajdować, ze zdziwieniem, a nawet i z przerażeniem odkrywało się wolną, pustą przestrzeń. Mgła się co prawda cofała, bawiąc się z przybyszem, ale strach było pomyśleć, jak wielką otchłań skrywa i co w niej już przepadło (gdzie są ci wszyscy ludzie, gdzie ich zwierzęta i domy, które tu przed chwilą były? - zapytać by można). A właśnie! Mówiąc o zwierzętach, nie wolno nam pominąć faktu, iż od samego początku w tej części wsi nic nie muczało, miauczało ani szczekało, co było zupełnie – a wiem, co mówię – nietypowe i niemożebne dla beskidzkich przedgórzy. Dlaczego wcześniej tej ciszy nie zauważyłem? – pomyślał, idąc na oślep. I tak szedł, szedł..., aż w końcu doszedł do jedynego widocznego jeszcze domu, stojącego przy jedynej latarni, która dawała światło. I w tym właśnie momencie jego wzrok spotkał się ze ślipiami starej: Nieludzko wyglądająca kobieta, stojącej w oknie tego posępnego domu, chciała go tylko załaskotać na śmierć swoimi kościstymi szponami. I poczuł, że jakaś moc magnetyczna, na siłę, wpycha go do ponurego wnętrza, zatrzaskując za nim drzwi. Wnet mgły spowiły kontury chałupy, czyniąc ją zupełnie niewidzialną. I w końcu zgasła ostatnia latarnia.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje