Historia

Typowa nudna opowieść o szpitalu psychiatrycznym - edycja odświeżona

Użytkownik usunięty 0 7 lat temu 488 odsłon Czas czytania: ~13 minut

Dopisek: czytałem wasze komentarze względem mojego najlepszego dzieła i postanowiłem zastosować się do tej - dzięki Bogu - konstruktywnej krytyki. Macie przed oczami odświeżoną wersję opowieści o tym samym tytule, niedługo dostaniecie część drugą. Teraz zapraszam do czytania:

Witam, nazywam się Szymon, mam 35 lat. Jestem wielkim fanem horrorów - gier, książek, filmów, creepypast. To wszystko, co powinniście o mnie wiedzieć. Aha, bardzo lubię też podróże po opuszczonych miejscach z kolegami i tematy paranormalne - to jest coś!

Kocham adrenalinę, właśnie dlatego taki jestem. Według mnie życie musi mieć smak, a bez strachu, ryzyka, chwili odpoczynku i znowu tak - nie ma ono smaku. Na spokój trzeba sobie zasłużyć. Ale dość już o mnie. Zamierzam opowiedzieć wam o jednej z moich wypraw, gdyż... Nie powiem dlaczego, pewnie już się domyślacie. Wszystkie opowieści o starych psychiatrykach, piwnicach, willach itd. są takie same. Po prostu posłuchajcie:

Jak już wspomniałem, w opuszczone miejsca chodziłem z przyjaciółmi: konkretnie z trojgiem. Mirek, Zenek i Klaudia, bo tak się nazywali, byli moimi najlepszymi przyjaciółmi z podstawówki, połączyły nas wspólne pasje. ta historia wydarzyła się podczas naszej trzeciej podróży w opuszczone miejsce, mieliśmy wtedy 12 lat, więc byliśmy naprawdę małymi i głupimi szczylami.

Tak, to był stary psychiatryk. Oczywiście opuszczony. Oczywiście krążyły o nim niesamowite legendy, jakoby łaził tam jakiś stary pacjent zza grobu, bla, bla, bla. Nie zadziwiło nas to, gdyż o każdym poprzednim miejscu, które odwiedziliśmy, krążyły podobne legendy. Oczywiście były to straszne bzdury, nic specjalnego oprócz meneli i bezdomnych kotów nas tam nie zaskoczyło. Ech...

W każdym razie nie mieliśmy zbyt wielkich nadziei, ale każda taka przygoda i tak była fajna i satysfakcjonująca, przy okazji mieliśmy okazję do zachachmęcenia naprawdę cennych fantów - maszyny, jakieś antyki, te sprawy.

Podczas dwóch naszych poprzednich wypraw zdołaliśmy zdobyć 1600 złotych za Atari XL/XE z dwoma dyskietkami - Robbo i River Raid. Gdybyśmy nie mieli tych gier i takiego komputerka, zostawilibyśmy go w naszej tajnej kryjówce i grali na zmianę, ale, że już mieliśmy tam egzemplarz tej machiny (długo na niego zbieraliśmy, oj, długo), a tak sprawiliśmy radość swojemu koledze, gdyż jego rodzice byli zbyt biedni na taki komputer, a my sprzedaliśmy mu go za naprawdę zaniżoną cenę.

Na tą wyprawę także przyszykowaliśmy plecaki, torby i worki, w końcu w coś trzeba fanty chować, a w psychiatrykach były komputery, różne maszyny itd. Nasi rodzice nie mieli nic przeciwko zabieraniu różnych rzeczy z opuszczonych miejsc, ponieważ to nie była nawet kradzież. O dziwo nie mieli też nic przeciwko samemu dziwnemu hobby, którego w tych i teraźniejszych czasach nie zaakceptowałoby zbyt wielu rodziców, małżonków, dziewczyn i chłopaków. Widać mieliśmy szczęście urodzić się w naprawdę spoko rodzinach.

Tak czy siak, wyruszyliśmy, niestety nie pamiętam już dokładnej daty naszej wyprawy, ale był to rok 1980 - któryś. Chyba końcówka tych lat, już po końcu PRL-u.

Stanęliśmy przed starym, zniszczonym, pobazgranym graffiti budynkiem. Był w dość podobnym stanie, co nasze poprzednie cele.

Drzwi były... zamknięte. To było dosyć dziwne, gdyż zwykle nikt nie myśli o zamykaniu i tak rozwalonych obiektów.

- Może ktoś zastawił je od środka? - powiedziała Klaudia. - Przecież tu nie ma żadnej klamki!

- Ty, Szymek, rzeczywista! - powiedział Zenek akurat do mnie, gdyż to ja byłem mistrzem otwierania zamków. Umiejętności tej nauczyłem się z filmów o gangsterach, które to BARDZO lubiłem swego czasu oglądać. Teraz są te serialiki jak "Detektywi w Akcji", z blondynkami, różowowłosymi i księżmi w składzie, "Gliniarze", "Policjantki i Policjanci", "Sprawiedliwi: Wydział Kryminalny"... Tfu! Teraz poziom trzymają jedynie starsze seriale: "W11: Wydział Śledczy", "Malanowski i Partnerzy", "Detektywi", to jest jeszcze coś!

- Jak ty to otworzysz? - spytał Mirek.

- Hmm... Chyba nie mamy wyjścia. Zenek, wywalisz je z bara? - zapytałem. Zenek był najsilniejszym ziomkiem z naszej klasy, potrafił obić ryja każdemu, kto stanął mu na drodze.

- Nie ma sprawy! - krzyknął Zenek. Kochał używać swojej siły do rozwalania rozmaitych drzwi. Niestety (przynajmniej według niego) nie robił tego zbyt często, gdyż zawsze staraliśmy się być cicho. Do tej feralnej wyprawy "wywalił z bara" (lub z kopa) tylko dwie pary drzwi w małym domku myśliwskim, podczas naszej pierwszej wyprawy, gdy pękły mi wszystkie improwizowane wytrychy (spinki do włosów, spinacze biurowe).

Zenek ruszył z rozbiegu w drzwi, rypnął z całej siły i... odbił się od nich na jakieś dziesięć metrów!

Szybko podbiegliśmy do niego.

- Zenek, co jest?! - zapytaliśmy wszyscy jednocześnie.

- N-n-nie w-w-wiem... - Zenek mówił i zachowywał się tak, jakby wychlał właśnie trzy flachy 0,2 Żołądkowej. - Żeeem się o-odbił oood drzwii...

- Wiecie co?!- krzyknęła Klaudia. - Chodźmy stąd!!!

- Nie panikuj! - wyburczał do niej Mirek.

- Ale... Ja czytałam w książkach o takich dziwnych drzwiach!!! Jeśli po dotknięciu bądź uderzeniu uderzający zachowuje się tak jak Zenek, to są one zaczarowane przez ducha!!!

Klaudię przeszły ciary. Bała się tak, jakby takowego ducha właśnie zobaczyła.

- Nie dramatyzuj! - krzyknąłem. - Może one są zrobione ze specjalnego szkła odbijającego cegły i pociski? - Mój ojciec był architektem, pokazywał mi coś takiego. Później dowiedziałem się, że nazywa się to plexiglass, wtedy ta technologia dopiero raczkowała.

- Eee... - jęczała Klaudia. Najwyraźniej szukała kontrargumentów.

- No właśnie! - Krzyknąłem uradowany brakiem argumentów ze strony Klaudii. - Włazimy!!!

- Szymek, poczekaj... - Powiedziała Klaudia. - Zobacz, coś jest tu napisane!!!

- No, rzeczywiście, zaraz to przeczytam! - odpowiedziałem jej.

- Tu jest napisane: Nie wchodźcie do środka!!! Rafał.

- Uuu, ale to straszne i creepy! - krzyknęli ironicznie Zenek i Mirek jednocześnie.

- Klaudiś, po co ty tak dramatyzujesz?

Przed każdym budynkiem, w którym byliśmy, było napisane coś podobnego, ale nigdy nie było to podpisane!

- Niezły świrus z tego ziomka! - krzyknąłem. - Po co to pisał? Powalony jakiś!

- No dobra, ale jak tam wbijemy? - zapytała Klaudia.

- No, nareszcie gadasz do rzeczy, ale chyba nie widzisz tego otwartego piwnicznego okienka? - zapytałem znowu ironicznie. Bardzo lubię mówić ironicznie, to daje mi masę frajdy.

- Widzę. - powiedziała chłodnym głosem Klaudia.

- No to wbijamy! - powiedziałem ze wzruszeniem ramion.

Zenek wszedł pierwszy, by obczaić, czy z piwnicy jest jakieś wyjście, zawsze tak robiliśmy, bo pewnie teraz byśmy gnili na pobliskim cmentarzu lub w budynku, w którym prowadziliśmy poszukiwania. To była zawsze najstraszniejsza myśl towarzysząca naszym wyprawom - brak wyjścia...

- Otwarte drzwi na korytarz! - krzyknął Zenek. Weszliśmy do środka, bo teraz zauważyliśmy, że na okienko każdy z nasz może wspiąć się indywidualnie.

- Obczajmy tą piwnicę, może znajdziemy jakieś fanty! - krzyknął Mirek.

Piwnica wyglądała standardowo dla tego typu budynków. Tynk odpadający z biało-brązowych ścian, rozwalone zielone drzwi wyjściowe, samo okienko wybite, półki pełne jakichś niezidentyfikowanych dziadostw. Jak już mówiłem - standard.

- Wow, ale to sztampowe! - powiedziała Klaudia z grymasem na twarzy.

- Masz rację. - powiedzieliśmy ja, Mirek i Zenek. - Straszna sztampa.

- Dobra, dosyć mam gapienia się na jakieś przegniłe i walące czymś ściany! - powiedziałem. - Wyjdźmy na korytarz!

W korytarzu zauważyliśmy masę drzwi. Postanowiliśmy odwiedzić każde z nich.

- Dobra, otwieramy pierwsze z brzegu! - powiedziała Klaudia.

- Szymek, zobacz, czy nie ma jakichś napisów na drzwiach! - zaproponowal Mirek.

- Spoko, w ogóle dobry pomysł. - skomplementowałem Mirka.

Na drzwiach, przed którymi staliśmy, nie było żadnych kodów, znaków, napisów, po prostu niczego. Po prostu zwykłe drzwi.

- Dobra, nagapiłeś się? - zapytał ironicznie Zenek. - W takim razie otwieram, hehehe!

Trzeba przyznać, że miał i nadal ma górnolotne poczucie humoru.

Otworzył drzwi. W środku nie było nic oprócz ścian i kolejnych drzwi. Były one zamknięte, ale zauważyłem na nich jakieś bazgroły.

Uprzedając pytania kolegów i koleżanki, odczytałem na głos tekst:

- Tu jest napisane: Aby tu wejść, potrzebujesz klucza z sali C16!

- No to teraz trzeba szukać sali C16? - zapytał retorycznie Zenek. - Może zostawmy te drzwi w chorobę? - to też było pytanie retoryczne, całą naszą czwórkę zżerała ciekawość!

Wyszliśmy na korytarz. Przeglądaliśmy wszystkie pokoje, wertowaliśmy napisy ze wszystkich drzwi, ale nie mogliśmy znaleźć nigdzie pokoju C16. Znaleźliśmy za to:

- 5 strzykawek

- 300 złotych

- kartridż z grą Space Invaders razem z konsolą Atari 2600 (tą konsolę każdy z nas już posiadał)

- jakieś sprzęty medyczne

- wnętrzności starego komputera

- To wszystko jest warte kilka tysi, ale my przyszliśmy tu po co innego! - Zenek powiedział to, opierając się o ścianę, która nagle odsunęła się za nim. Na odsłoniętych drzwiach widniał napis:

"Pokój C16. TYLKO DLA PERSONELU! NIE WCHODZIĆ!"

Napis "Tylko dla personelu! Nie wchodzić!" przybity został do drzwi deskami.

- My widocznie od teraz jesteśmy personelem! - zachichotała Klaudia.

- Racja, Klaudi. - przytaknąłem. - Wbijamy!

W pokoju było ciemno jak w... Nieważne.

- Dobra, nie ma co się kisić w tej mroczności i ciemności, zapalamy światło. - powiedział Zenek.

W krótką chwilę ogromny korytarz rozświetliły światła czterech latarek.

- Eeeeeee... - Mirek wybałuszył oczy tak, że prawie wypadły mu z orbit. - jak my tu mamy w takiej wielgachnej parceli znaleźć klucz?

- Tego nie wiem. - odpowiedziałem mu. Psychiatryk okazał się czterokrotnie (!!!) większy niż z zewnątrz. Dowiedzieliśmy się tego, gdy musieliśmy zejść po schodach, przekraczając drzwi prowadzące do "pokoju" C16, który okazał się korytarzem z gargantuiczną ilością pokoi.

Tak jak wcześniej czytaliśmy informacje napisane na drzwiach. Na każdych widniał taki sam napis, jak na wejściu do korytarza.

- Ech, po prostu wbijajmy do każdego po kolei! - powiedział zirytowany Mirek gdzieś w połowie korytarza.

Weszliśmy do pierwszego pokoju. Pusto. W drugim tak samo. W trzecim też. W czwartym. W piątym. W szóstym. W siódmym. W ósmym. W dziewiątym. W dziesiątym. W jedenastym.

W końcu powiedzieliśmy: DOŚĆ!

Gapiliśmy się przelotnie na każde drzwi. Ten sam napis. Ten sam napis. Ten sam napis! TEN SAM NAPIS!!!

Doszliśmy w końcu do końca korytarza. Byliśmy wnerwieni i wyczerpani. Na drzwiach napisane było:

"Pokój C16. Doszliście daleko, ale proszę, nie wchodźcie!"

Dalsza część tekstu napisana prawie nieczytelnie.

- Dobra, dobra, napisali tu: No ale cóż, jeśli chcecie wejść, to właśnie tu jest klucz... - przeczytałem uradowany.

- TAAAAAAAK!!! - krzyknęliśmy wszyscy tak, że było nas pewnie słychać przy drzwiach psychiatryka.

- Ciiicho... - szepnęła Klaudia. - Nie wydzierajcie się tak...!

- Okej, okej, spoko. - odpowiedzieliśmy jej kolektywnie.

Wzięliśmy klucz leżący na środku kolejnego pustego pokoju i wróciliśmy do pokoju z zamkniętymi drzwiami.

Otworzyliśmy je.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ukazał nam się kwadratowy korytarz. Na każdej ścianie znajdowały się po dwie pary drzwi. Postanowiliśmy otworzyć pierwsze po lewej. Żadnych napisów nie stwierdzono.

Pokój nie był pusty. Na samym środku stał stołek oświetlony żarówką (co było niewiarygodne, no bo kto dostarczałby prąd do opuszczonego miejsca?), na nim znajdowała się kartka.

- Zaszliście już NAPRAWDĘ daleko, ale BŁAGAM was, zawróćcie! Nie chcecie zobaczyć tego, co zrobili w tym miejscu moi koledzy! - przeczytałem. Nudziło mnie to już.

- Aha. Ten gość jest naprawdę dobry w zniechęcaniu ludzi do eksploracji opuszczonych terenów. Wyjdźmy stąd! - Klaudia była naprawdę zesrana. Zaczynało nas to irytować, choć w głębi serca nawet my byliśmy zesrani.

- Oj, przestań dramatyzować! - powiedział Zenek, machający w międzyczasie pogardliwie ręką.

- No właśnie, Klaudiś, jak się boisz, to poczekaj na zewnątrz! - Mirek powiedział tak, bo wiedział, że po tych napisach Klaudia w życiu nie zostanie sama obok "nawiedzonego i strasznego budynku".

- N-n-nieee!! - Klaudia zapiszczała jak typowa landryna widząca mysz.

- Ekhem... - zwracałem na siebie uwagę. - Podobno mieliśmy być cicho! - powiedziałem z pogardą godną Zenka.

- Ech. - westchnęła Klaudia. - Zapomnijmy o tym...

Obszukaliśmy kolejne drzwi, żadnych napisów.

Weszliśmy tam. Pusto.

Kolejne drzwi. Napisów: brak.

Czwarte drzwi. Pusto.

Piąte drzwi: pusto.

Szóste drzwi: pusto!

Drzwi siódme, zaraz obok tych, którymi weszliśmy. Napis:

"NIE WCHODZIĆ!!! BŁAGAM!!!"

- Bingo! - powiedział Mirek.

Weszliśmy. Odkryliśmy kolejny korytarz. Tym razem były w nim tylko trzy pary drzwi.

Tradycyjnie: weszliśmy do pierwszego pokoju od lewej. Na drzwiach nie było i tym razem żadnych napisów.

Pokój nie był pusty. Na ścianach były wycinki z gazet.

"W zamkniętym szpitalu psychiatrycznym straszy!"

"Duchy w psychiatryku!"

"Nawiedzony psychiatryk!"

Te słowa i inne ich wariacje pochodziły z nagłówków wcześniej wspomnianych gazet. Zaczęliśmy to wszystko czytać, coraz bardziej przechodziły nas ciary.

"Wielu ludzi tam weszło. Nigdy nie wróciło."

"Tam przeprowadzano podobno okropne eksperymenty!"

"W nocy słychać tam okropne hałasy!"

- Wiecie co, wyjdźmy z tego pokoju! - zaproponowałem szybko.

- Eee tam, o poprzednich ruinach w których byliśmy było napisane to samo, no i patrz, żyjemy! - powiedziałem rzecz oczywistą. Wszyscy wiedzą że media kłamią, kłamały i kłamać będą, zwłaszcza jeśli chodzi o takie ruiny i politykę.

Po wyjściu ja i Klaudia szliśmy przodem, a Zenek i Mirek byli do nas odwróceni tyłem.

Nie wiem, czy o tym wspominałem, ale miało to cele obronne. Chcieliśmy wyczaić, czy odtąd nie śledzi nas jakiś duch.

Weszliśmy do pokoju po prawej. Liczba napisów na drzwiach: zero.

W pokoju wykopany był ogromny prowizoryczny tunel. Na scianie koło tunelu stało sobie kilka młotków i kilofów. Wzięliśmy je, ponieważ chcieliśmy mieć coś do obrony i w wypadku, gdybyśmy musieli dalej kopać przejście kończące wspomniany wcześniej tunel.

- Dobra, zwiedzamy ten pokój na wprost i leziemy potem tym tunelem, co nie? - powiedział ze strachem w głosie Zenek. Jego słowa i ton wyrażały w stu procentach nasze myśli.

Na drzwiach widniał napis, bo cóż by innego?

"Ten eksperyment się im nie udał. Proszę, po raz ostatni proszę, nie wchodźcie tu. Proszę was ja, Rafał. NIE WCHODŹCIE TU!!!"

- Eee, wy nadal macie ochotę tu wchodzić, bo ja się rozmyśliłem... - powiedział dygocący Mirek.

- T-to n-na p-pewno jakieś szaleńcze boho-ma-ma-mazy... - wydukał z trudem Zenek. - Wbijamy...

W pokoju rzeczywiście zauważyliśmy coś, czego w życiu nie chcielibyśmy zobaczyć i co odcisnęło nam się w pamięci do końca życia.

Śmierdziało tu trupami. Trupy też było widać. Były to trupy małych dzieci. Porzygaliśmy się. Te potwory, które to zrobiły... Co za dziadostwo, szaleństwo, okrucieństwo... W tym momencie to ja miałem ochotę ich zabić.

Nagle zobaczyliśmy karteczkę z napisem...

"Mówiłem wam."

- On... BLEEEEEE!!! - kolejna salwa Klaudii poszła na podłogę. - Miał... Rację... Chodźmy... - wydusiła z siebie z trudem.

- Poczekaj, zaszliśmy daleko, muszę dowiedzieć się, co tu się stało! - emanowałem wściekłością. Nigdy nie miałem szacunku do morderców. Przynajmniej dla tych, którzy mordowali bez powodu lub dla zabawy...

Dlatego nigdy nie lubiłem Jeffa the Killera, który zabijał z powodu "dziwnego uczucia".

- Powaliło cię, trzeba stąd... Tfu... Wyjść, tępaku z kija urwany, co ty tu masz jeszcze do roboty?! - Nakrzyczała na mnie Klaudia.

Dlatego miałem ochotę ich zabić, ale zabić ich nie mogłem, bo przecież jak niby miałbym ich znaleźć?

- Dobra, przeszukamy to... - powiedział niepewnie Mirek, wyrywając mnie z kontemplacji.

- Kolejny idiota do kolekcji... - węstchnęła Klaudia.

Znalazłem masę informacji o... eksperymentach, chipach kontrolujących umysł, jakichś naukowych gównach... Co za powaleńcy, nadal, przez te wszystkie lata, nie mogłem pojąć, o co w nich chodziło.

- Dobra, wychodzimy to i idziemy do psów, co nie? - zaproponowałem.

- No pewnie! - odkrzyczał Zenek. - Co za zdupysyny!

Przynajmniej mogliśmy stamtąd w końcu wyjść, ale ja zostałem jeszcze na krótką chwilę...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poszliśmy do pokoju na prawo, aby zbadać ten tunel.

- O Jezu kochany, wyjście!!! - Klaudia zapłakała z radości.

- O luju, nareszcie! - westchnął Mirek.

- No, w końcu. Szymek, chodź no ty tu, co ty tam porabiasz? - spytał Zenek.

- A nic, nic, tylko coś sprawdzałem! - powiedziałem. - Odkryłem coś bardzo interesującego, ale powiem to dopiero później, najpierw stąd wyjdźmy i pójdźmy na komendę.

- Jak tam sobie chcesz! - wzruszyła ramionami Klaudia. - Ja nie chcę tu być ani chwili dłużej!

Niedługo oowróciliśmy do tego miejsca z psami. Bardzo ciężko było ich przekonać, ale w końcu uwierzyli nam, choć możliwe, że poszli tam dla świętego spokoju.

Ja nie skończyłem jeszcze pobytu w tamtym miejscu.

Zobaczyłem tam coś ciekawego...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Siedzieliśmy u mnie w domu i graliśmy w River Raid, w międzyczasie rozmawiając.

Zeszło na temat psychiatryka, a ja złożylem ziomkom dość delikatną propozycję...

- CHCESZ TAM WRÓCIĆ?! - krzyknął Mirek. - CHYBA CIĘ POWALIŁO!

- Nie, ja... - tu połknąłem ślinę. - Odkryłem coś, o czym wam nie powiedziałem.

- A co odkryłeś? Czemu nam o tym nie powiedziałeś, ty łosiu? Czemu wraczasz do tego tematu?! - Klaudia, jak to dziewczyna, zalała mnie toną pytań. Tym razem nie miałem do niej pretensji, zwłaszcza że widziałem, że Zenek i Mirek chcieli zadać te same pytania.

- Pamiętacie, że po waszym wyjściu zostałem w tym pokoju jeszcze minutę? Obmacywałem wtedy wszystkie płytki w ścianach, gdyż ogarnęło mnie przeczucie, że może coś tam być.

I rzeczywiście było. Znalazłem tam tajne przejście.

Jeszcze raz zadzwoniliśmy po policję i wróciliśmy tam...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poszliśmy tam z trzyosobowym patrolem policji. Otworzyłem sekretne przejście.

Były tam schody.

Schodziliśmy jakieś trzy minuty. Trafiliśmy do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Zapaliliśmy latarki. To, co nam się ukazało, było naprawdę zaskakujące.

Był to szkielet siedzący na krześle. Był odwrócony do nas przodem, w kościstej dłoni trzymał kartkę. Napisane na niej było:

"Trafiliście. Teraz w końcu mam spokój:)"

Spoczywaj w pokoju, kimkolwiek byłeś, Rafale.

- Oho, znalazłam jakiś dziennik, może go przeczytamy?

Ciąg Dalszy Nastąpi.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje