Historia

Rok Zero

Użytkownik usunięty 0 7 lat temu 761 odsłon Czas czytania: ~8 minut

Cieniutka linia horyzontu w kolorze pomarańczy, ustępowała miejsce ciemnej purpurze. Srebrzysty księżyc wyłonił się zza gęstych chmur, otoczony ze wszystkich stron jarzącymi się gwiazdami. Dziś była pełnia, a wiejący od północy wiatr zapowiadał nadchodzącą zimę.

Tej nocy, jak każdej innej Edward Middleton nie mógł zmrużyć oka. Był sześćdziesięcioparoletnim mężczyzną z długimi, białymi jak śnieg włosami i brodą. Cierpiał od wielu lat na bezsenność. Sprowadzał do swojego dworku wielu wybitnych lekarzy i znachorów, jednak żaden nie mógł mu pomóc. Medycy próbowali mu uświadomić, że jedną z przyczyn bezsenności, może być nadmierne przepracowanie. Jednak dla Edwarda większe znaczenie miało to, co zamierza zrobić. Praca była dla niego ważniejsza. Dążył do rzeczy niemożliwych, wykraczających poza ludzką wyobraźnię i wiedzę.

Wielu uznawało go za dziwaka. Mieszkał sam pośrodku lasu, w którym wybudowany został kamienny dwór przez jego pradziadka. Później, jego ojciec polecił wybudować wieżę przylegającą do budynku. Służyła mu jako biuro, w którym teraz Edward urządził swoje laboratorium.

Czasami w środku nocy widać kolorowe rozbłyski z okien wieży. Raz zielone niczym szmaragd, by później przejść w odcień turkusu. Edward przebywał w swojej pracowni całe dnie. Nie opuszczał swojej posiadłości od bardzo dawna. Był samowystarczalny. Miał dostęp do pitnej wody, a nawet dbał o swój mały ogródek.

Wewnątrz laboratorium panował chaos. Na ścianach porozwieszane były rysunki, schematy oraz przepisy. Niektóre z nich przedstawiały mózg, inne z kolei dziwną maszynę, która wyglądała jak beczka. Okrągły stół zajmował centralną część pomieszczenia. Na jego powierzchni poustawiane były fiolki; puste lub wypełnione cieczą. Na półkach znajdowały się księgi oraz słoje wypełnione formaliną.

Pośrodku tego wszystkiego krzątał się Edward, niczym ćma. Wyglądało to tak, jakby nie wiedział co ma właściwie teraz zrobić. W rzeczywistości, w jego głowie kiełkowały kolejne możliwe warianty na uzyskanie Wyciągu X-03. Tak Edward nazwał substancję zdolną przywrócić pierwotne właściwości ludzkiej tkance. Jej wygląd i funkcję. Był to jeden z elementów całej układanki, nazwanej Rokiem Zero. Tak właśnie miał nazywać się dzień... nie... nie dzień a era, którą miał zapoczątkować udany eksperyment geniusza. Jeżeli ktoś uważał, że wynalezienie telegrafu, czy pieca gazowego było przełomem, to ten eksperyment będzie niewymownym arcydziełem.

Tej nocy miała nadejść chwila, kiedy Edward miał uzyskać Wyciąg X-03. Włączył palnik Bunsena nad którym ogrzewał kolbę stożkową wypełnioną płynem. W tym samym czasie do dwóch fiolek przelewał inne substancję z nieopodal stojących pojemników, do drugiej kolby. Gdy pierwsza została ogrzana do odpowiedniej temperatury podłączył oby dwie do aparatury, która giętkimi rurkami zmieszała substancję w jedną i przelała do następnego laboratoryjnego naczynia.

Po skończonym procesie Edward wziął kolbę z gotowym płynem i przyjrzał mu się. Miała mocny, żółty kolor, a jej zapach drażnił śluzówki. Teraz wystarczyło przelać substancję do fiolek, zamknąć je szczelnie korkami i zamknąć w chłodni. Edward czuł, że w końcu udało mu się tego dokonać. Po czterdziestu latach pracy w końcu musiał osiągnąć zamierzonym efekt.

Pogasił wszystkie światła w wieży i zszedł na dół, w stronę sypialni. Nie zaglądał do niej od kilku miesięcy. Wszystko wyglądało tak, jak to sobie zapamiętał. Przed położeniem się do łóżka wyciągnął z szuflady flakonik. Odkorkował go i wypił zawartość jednym, wielkim haustem. Był to jego autorski lek na bezsenność. Niestety nie był doskonały, ponieważ częściowo oszukiwał ludzki umysł. Poza tym miał nieprzyjemne efekty uboczne. Jednym z najgorszych były halucynację. Edward zamknął oczy i próbował zasnąć. Jednak był tak podniecony myślą o udanym eksperymencie, że nie przychodziło mu to łatwo. Wiedział, że ta noc może być bardzo ciężka. Zaczął się pocić i przeraźliwie bać. Nie chciał znów przeżywać tego co ostatnio. Halucynacji, których doświadczył doprowadziłyby przeciętną osobę do obłędu. Nawet na łożu śmierci, gdy zamknie oczy zobaczy tą przerażającą twarz.

Wtedy poczuł kojącą falę rozpływającą się po jego ciele. Zasypiał.

Gdy się ocknął zegar pokazywał siódmą rano. Wstał gwałtownie z łóżka, przez co świat zawirował mu przed oczami i nieomal stracił równowagę. Zamknął oczy i wziął głęboki oddech. Już lepiej... Wyszedł z sypialni i zaczął iść w stronę kuchni. Jednak, gdy zbliżał się do niej coraz bliżej, zauważył ślady na podłożu. Czerwone smugi prowadzące przez środek korytarza, wprost do piwnicy. Edward zdziwił się i zaczął podążać w tamtą stronę. Zszedł po schodach w dół przytrzymując się barierki. Drewniane drzwiczki były uchylone. Wszedł do środka i poczuł stęchły zapach. Po omacku złapał za lampę naftową i zapalił nią. Przesuwał się wzdłuż ściany, którą wodził ręką. Skręcił do pomieszczenia w lewo wciąż podążając za śladami. Tam drzwi nie był już uchylone a... Wyrwane z zawiasów i rzucone na środek pokoju, niczym śmieć. Były poważnie uszkodzone. Edward wyciągnął dalej rękę, w której trzymał lampę, by więcej widzieć. W pomieszczeniu były poustawiane drewniane półki, na których trzymano butelki z winem. Plama za którą podążał Edward urywała się w miejscu, gdzie stała beczka. Wtedy Edward nachylił się i palcem wskazującym dotknął plamy. Powąchał i dotknął językiem. Smakowało jak stare i naprawdę dobre wytrawne wino. Uśmiechnął się pod nosem, wstał i odwrócił się. Wtedy stanął jak wryty. Opuścił lampę, która z głośnym brzdęknięciem upadła na posadzkę. Przed nim stała postać. Sylwetką przypominającą człowieka, z pozszywanymi kawałkami skóry, które gdzieniegdzie zaczęły odpadać grubymi płatami, odsłaniając czerwone place. Twarz była rozciągnięta, a w miejscu ust była rozcięta przez co połowa dolnej części twarzy swobodnie zwisała. Edward zaczął się cofać, potrącając beczkę stojącą za nim.

- Bill, przecież ty nie żyjesz. - wykrztusił z siebie, sapiąc z przerażenia. - Jesteś nieudanym pacjentem.

Monstrum przyjrzało mu się uważnie, odwróciło się i wyszło. Tak po prostu, tak jakby w ogóle nie zauważyła Edwarda. Wstał z ziemi, złapał za lampę i postanowił jak najszybciej opuścić to miejsce. Jednak musiał sprowadzić z piwnicy jedną bardzo ważną rzecz. Wyszedł z pomieszczenia i udał się w kierunku drugiego, rozglądając się co jakiś czas nerwowo za siebie. To musiała być naprawdę silna halucynacja.

Sala była obszerna, a jej ściany wybielone, przez co kłuły w oczy. Na ziemi leżały ludzkie zwłoki przykryte białą płachtą. Obraz ten był przerażający. Dziesiątki ciał poustawiane obok siebie z maniakalnym porządkiem. W rogu stał drewniany wózek. Edward poszedł do niego i przeciągnął pod najbliższe ciało. Złapał je za kostki i pociągnął. Zwłoki były naprawdę ciężkie. Taki stary mężczyzna jak on, nie miał prawa przetransportować ich do laboratorium. Pomyślał wtedy, że to nie ma znaczenia, gdzie odbędzie się eksperyment. Wyciągnął z chłodni jedną fiolkę, z Wyciągiem X-03. Po ochłodzeniu przybrał rubinowy kolor, a jego kropelki osadzały się na szkle. Schował ją do kieszonki i chwycił za skalpel. Odkrył ciało, zrzucając prześcieradło i zaczął ciąć miękką skórę na klatce piersiowej.

Gdy dobrał się do serca wyjął fiolkę z płynem i wylał odrobinę na narząd. Substancja w kontakcie z tkanką zaczęła syczeć, pienić się i dymić. Pomieszczenie wypełnił drażniący zapach. Edward przysłonił nos ręką i czekał. Po chwili, gdy mgiełka opadła zauważył nowe serce. Wyglądało tak, jak u zdrowej osoby. Nie było już szare i miękkie niczym mokry papier. Cały układ krwionośny wstał na nogi. Podniecony Edward zaszył zwłoki. Nie był w tym dobry przez co w niektórych miejscach skóra była luźna lub pofałdowana. Chciał jak najszybciej zająć się mózgiem. Wziął piłę i otworzył czaszkę. Tutaj nie było wcale lepiej. Mózg był miejscami zzieleniały i zmieniał kształt. Rozlewał się po czaszce. Edward znów wylał na narząd płyn i poskładał czaszkę. Przykrył ciało płachtą i wyszedł na górę.

Dzień przebiegał spokojnie, aż do wieczora.

Po zmroku Edward udał się do łaźni. Chciał pozbyć się całkowicie zapachu trupów i krwi. Gdy wszedł do środka zauważył, że na wodzie coś się unosi. Z daleka nie widział co to jest, więc podpłynął bliżej. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jest to płat skóry. Wzdłuż było widać nieudolną próbę zszycia. Edward jak najszybciej chciał wynieść się stąd. Najszybciej jak potrafił wyskoczył z łaźni i pobiegł do sypialni. Nie zważał na to, że zostawia za sobą mokre ślady, ani na to, że jest kompletnie nagi. Przecież mieszkał sam, więc kto mógłby go zauważyć. Dopadł klamki i wpadł do środka.

- Edwardzie. Co cię niepokoi? - usłyszał głos dobiegający z jego prawej.

Odwrócił wzrok i zobaczył jak na fotelu siedzi mężczyzna. Ten, którego ożywił Edward w piwnicy. Kolor jego skóry przybrał zdrowy kolor. Był czysty i ubrany w ubrania, z jego garderoby. Pewnie ten kawałek skóry należał do niego. Korzystał z łaźni. Edward podszedł do niego i rzucił się na kolana.

- Niemożliwe... Udało mi się... Spełniłem swoje marzenia... - skomlał, a łzy zaczęły spływać mu po twarzy. - Czy już nie będę musiał być sam? Czy ktoś w końcu pozostanie przy mnie?

Mężczyzna wpatrywał się w niego z politowaniem. Wiedział, co przeżywa ten mężczyzna. Cierpi z samotności, a jego marzenie, by móc ożywić zmarłą osobę i móc z nią porozmawiać spełniło się.

- Edwardzie nie płacz. Chyba nie chcesz, by ojciec zmarł drugi raz z żalu?

Wstał i prędko przetarł rękawem oczy, jak małe dziecko, które nie chcę by ktokolwiek widział go płaczącego. Czuł, że w głowie mu szumi, ale miał uśmiech na ustach. Uścisnął mocno ojca i zemdlał.

Ocknął się leżąc na ziemi, czując wyraźny ból kręgosłupa. Wstał ogłuszony i zaczął się rozglądać. Podniósł głowę i zobaczył, że jego laboratorium zostało zniszczone. Nie wierzył własnym oczom. Wbiegł jak najszybciej po schodach i wpadł do pomieszczenia. Wszystko spłonęło. Wszystkie księgi, wszystkie próbki, wszystkie eksperymenty i urządzenia. Wtedy zaczął odzyskiwać pamięć. Przypomniał sobie, jak mieszał substancję i doszło do wybuchy. Była to jego próbka numer 018934. Uświadomił sobie, że śnił. Tak naprawdę wcale nie ożywił swojego ojca. Usiadł ze skrzyżowanymi nogami i zaczął patrzeć się w stronę lasu, przez wyrwę powstałą w wieży, spowodowanej wybuchem. Odczuł swoją samotność jeszcze bardziej, niż wcześniej.

Z nieba zaczął padać śnieg.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Czas czytania: ~3 minuty Wyświetlenia: 645
Czas czytania: ~4 minuty Wyświetlenia: 717

Archiwum

Czas czytania: ~19 minut Wyświetlenia: 22 227

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje