Historia

Droga

orzeszek 8 7 lat temu 14 697 odsłon Czas czytania: ~12 minut

Przez środek lasu przebiegała prosta, żwirowa ścieżka. Stworzyli ją mieszkańcy pobliskiej wioski, wiele lat temu, zmuszeni do tego, przez niemożność władz, które nie chciały zapewnić im normalnej porządnej drogi do miasta. Ścieżka pamiętała wiele pokoleń ludzi zamieszkujących wioskę, oraz zwierząt, które las wokół wybrały na swój dom. Wszystko przypominało typowe opowieści z horrorów, ciemny las, droga niskiej klasy oraz wioska pełna wieśniaków. Tylko czekać, aż jakaś ekipa filmowa wybierze to miejsce jako idealne dla swojego horroru klasy B. Mimo, że stało się to zupełnie przypadkiem droga była podzielona równo na połówki przez niewielki kamienny most, który przebiegał nad dzielącą las na dwoje rzeką. Gdyby stanąć bokiem na moście, można by zauważyć, że po lewej stronie przeważają drzewa liściaste, natomiast po prawej iglaste. Nie wiedzieć czemu, gleby, różniły się znacząco składem. Nikt nie umiał wytłumaczyć tego zjawiska. Pojawiały się natomiast teorie jakoby wiele tysięcy lat temu, iglasta strona lasu była wysuszona przez setki lat, kiedy to niemal obok tętniło życie pełne zwierząt i wody. Ale to tylko teoria jednego z wieśniaków, każdy geograf szybko by jej zaprzeczył.

Wszystko to sprawiało, że ten odcinek drogi nazwany został portalem między światami, i mimo że nazwę tą wymyśliły dzieci, to szybko przyjęła się ona wśród starszych ludzi. Z czasem przerodziło się to w tradycję, aby po śmierci przenieść trumnę przez most. Z żywego lasu liści, do smętnego lasu igieł, a potem na cmentarz, który ulokowany był również blisko Ścieżki Życia. Ktokolwiek odpowiadał za jej projekt i trasę, przewidział każdy potrzebny przystanek, przy którym powinna przebiegać. Musiał bardzo dobrze znać się na rzeczy.

- Daleko jeszcze? - to pytanie powracało niczym bumerang, gdy on lawirował po jakiejś twardo zbitej szosie wśród drzew.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedział dokładnie tym samym tonem, co pięć minut temu, godzinę temu i dwie godziny temu.

- Skarbie, nie tylko nasz synek jest ciekaw kiedy będziemy na miejscu, więc może powinieneś sprawdzić GPS? - rzuciła wesoło jego żona, która kolejny raz nie zrozumiała, że to miała być jego samotna wyprawa. Odpoczynek od nich wszystkich.

- Już ci mówiłem.. Ta trasa oficjalnie nie istnieje, nie znajdę jej na GPS'ie. Jesteśmy tam po środku lasku. - odpowiedział, akcentując mocno pierwsze zdanie, aby zrozumiała, że kolejne pytanie tego typu, może skończyć się katastrofą.

- A skąd w takim razie wiesz o tej drodze? - w jej głosie można było wyczuć lekkie zaniepokojenie.

- Z różnych forum. Chciałem dowiedzieć się jak najwięcej o drodze, która mnie czeka. - rzucił szybko.

- Nas, kotku. Nas. - delikatnie zwróciła mu uwagę.

- Jak myślicie, ile te drzewa mają lat? Niektóre sięgają chyba nieba! - nie ukrywając podniecenia, rzucił ich syn z tylnego siedzenia.

- Patryk, drzewa nie sięgają nieba. Patrząc z dołu może ci się tak wydawać, ale to twoja wyobraźnia za to odpowiada. Ale co do samego wieku tego lasu.. Nie mam pojęcia, naprawdę. Mam wrażenie, że jest tu po prostu od zawsze. Od powstania świata.

- Czyli jest starszy od was! A dlaczego nie ma tu zwierząt? Nie widziałem nawet ptaków..

W tym momencie, Anna, jego matka na moment zamarła. Ona też nie widziała, żadnych zwierząt. To niemożliwe, żeby w takim dużym i bujnym lesie nie było choćby ptaków. To nie ma sensu..

- Skarbie? Czy w pobliżu są jakieś fabryki? - szybko spytała swojego męża, Adama.

- Nie wydaje mi się, wiem tylko, że kiedyś była gdzieś tu wioska.

- Była? Usunięto ją?

- Nie wiem czy da się usunąć wioskę, ale wiem, że młodych ciągnie do miasta. Prawdopodobnie właśnie tam przeniosła się "wioska". - rzucił kąśliwie.

- Jasne.. a co.. - nie zdążyła dokończyć, gdyż przerwał jej krzyk z tylnego siedzenia.

- MAMO! Na moście! To zwierzak!

- Co.. na moście? Nie widzę..

- Po prawej stronie! Stoi przy barierce! - podniecenie w głosie jej syna, coraz mocniej wbijało się jej do głowy z jego słowami.

- Po pierwsze, to nie barierki.. tylko.. Nie mam słowa. Ale to nie barierki. A po drugie, masz rację. Zwierzak. A konkretnie sarna. Dziwne, że nie ucieka. - odpowiedział mu ojciec.

- Adam? Co jest z nią nie tak? - zapytała jego żona z przerażeniem w głosie.

- Nie tak? - rzucił zdziwiony - O kurwa! - zdziwienie przerodziło się w szok.

Zatrzymał samochód jakieś 10 metrów od mostu. Jego wzrok nie był najlepszy, ale doskonale widział, że sarna nie miała skóry. Chociaż lepszym określeniem, byłoby stwierdzenie, że nie posiadała ona połowy ciała. Powoli odkręcając się bokiem w stronę samochodu ukazała im coś, co przeczyło ich zdrowemu rozsądkowi. Zwierzę było idealnie podzielone na połowę. Jedna z nich, ta którą zobaczyli z daleka, wyglądała normalnie. Sierść, oczy, kopytka. Nic dziwnego, że ich syn tak się ucieszył, wyglądała niczym wyjęta z bajki. To był ten lepszy profil. Drugi z kolei ukazywał zupełnie inny widok. Zamiast oka dojrzeć można było pustą gałkę oczną, w której gnieździły się białe larwy. Z pyszczka zwisały gnijące pasma skóry, jakby miały za chwilę opaść na ziemię i w nią wsiąknąć. W tułowiu ziała dziura, którą można było dostrzec jej wnętrzności, a raczej ich pozostałości. Czarne, jakby okryte smołą kości wystawały z okaleczonego i pogniłego ciała, ukazując szkielet anomalii, która znalazła się przed ich samochodem. Chociaż widok przyprawiał o mdłości, to nie czuli strachu przed samą sarną. Dopiero teraz zwrócili uwagę, że mniej więcej w połowie most zmienia kolor. Szare zadbane kamienie, nabierają tam odcieni zieleni. Jak wodorosty, które zalegają na dnie wody, która płynęła pod mostem. Jak zgnilizna, którą widzieli u sarny.

- Tato? Co jest tej sarence? Wygląda na ranną. - zapytał ostrożnie, jakby nie chciał tym pytaniem jeszcze bardziej zranić, zwierzęcia, które widział.

- Nie wiem.. nie mam pojęcia. Nie powinieneś na nią patrzeć! - krzyknął nie mogąc znaleźć nic lepszego do powiedzenia synowi.

- Boże.. Adam. Ona nie powinna w ogóle chodzić. - wyczuł w jej głosie czyste przerażenie.

- Ona nie powinna żyć. - powoli wyrzucił z siebie, słysząc jak bardzo niepewnie brzmiał jego głos.

Zupełnie jakby usłyszała jego diagnozę, sarna uderzyła kopytami o kamienie i wyskoczyła z mostu prosto do wody.

- Musimy zawracać! - krzyknęła z nieukrywaną paniką Anna.

- Nie.. Wszystko w porządku. Jedziemy dalej. - odpowiedział jej hipnotyzującym głosem mąż.

- Tato, mamo! Ta sarna poszła pływać! - krzyczał uradowany chłopiec.

- Tak, słońce.. - potwierdziła cicho jego słowa.

- Na szczęście drugą stronę lasu znam jak własną kieszeń! Hej ho! - wypalił na głos ich kierowca.

Anna zamilkła. Jej mąż przez kilkanaście lat związku nigdy nie krzyknął "hej ho".

Samochód powoli wtoczył się na most. Czuli jak podwozie trzęsie się gdy opony najeżdżają na nierówności między kamieniami. Auto bujało się i podskakiwało jak gdyby ono też odczuwało euforię płynącą z czekającej ich wyprawy. Mnie więcej w połowie mostu pod ich kołami kamienie zaczęły trzeć o siebie, jak gdyby poruszała je niewidzialna siła. Kobieta zaczęła wyglądać przez swoją szybę pasażera próbując dostrzec, czy most którym jadą nadal jest w jednym kawałku. Gdy upewniła się, że wszystko gra rzuciła wzrokiem w lusterko nad głową kierowcy. Jej oczom ukazała się twarz Adama, ale jakby obcego, zmienionego. Usta miał lekko wykrzywiony jakby rozmyślał właśnie nad sensem istnienia. Z drugiej strony była niemal przekonana, kryje się tam uśmiech na widok ciemnego lasu. Skórę od zawsze miał poznaczoną bliznami po trądziku. W gruncie rzeczy nadal się z niego nie wyleczył, ale ona dołożyła wszelkich starań, by nie był to już jego kompleks. Swego czasu jednak ona też miała z tym ogromny problem. Nie potrafiła stanąć z nim do wspólnego zdjęcia. A gdy musiała, z pewnością nigdy na nie nie spojrzała. On naturalnie nigdy się tego nie dowiedział i nie dowie. Teraz jednak zwróciła uwagę, że oprócz tego wszystkiego na jego twarzy pojawił się zarost. Było to dla niej tak samo zaskoczeniem jak i powodem do niepokoju, bo odkąd pamięta na jego twarzy nie rosło nic więcej poza kilkoma włoskami. Teraz jednak wyglądał jak kowboj przed popołudniowym goleniem. Czy to możliwe, żeby to wszystko wyrosło podczas podróży? Czy może być, że nie zwróciła wcześniej uwagi? Gdy tak nad tym myślała zobaczyła, że jego oczy błyskawicznie spojrzały w lusterku na nią. I chociaż trwało to ułamek sekundy od razu odwróciła swój wzrok, by skupić go na maleńkiej plamce na jej nowych jeansach. Nie uszło jednak jej uwadze, że jego oczy nabrały innego charakteru. Z łagodnych i niewinnych stały się surowe i zmęczone. Jak gdyby ich właścicielem był starzec, który przeżył w swoim życiu wszystko.

Skupiła się na widoku przez okno. Skupiała się jak najbardziej mogła na obdrapanych sosnach bez kory. Próbowała też analizować przyczynę tego, że chociaż przejeżdżali przez las iglasty, promienie słoneczne ledwo co dobijały się do powierzchni. Podłoże było wysuszone nawet mimo to. Kora, brązowe igły i gdzieniegdzie papierki, które jako jedyne dawały nadzieję, że gdzieś tu jest jakaś ludzka cywilizacja. Mogła by się założyć, że jedna zapałka wystarczyłaby, aby całe to miejsce zniknęło z powierzchni ziemi. Aż dziwne, że nie widziała żadnych tablic ostrzegawczych na temat pruszenia ognia. Jednak mimo tego jak bardzo starała się podziwiać te widoki nie mogła odwrócić swojej uwagi od okropnego zapachu, który od jakiegoś czasu unosił się w ich aucie. Nie była w stanie rozpoznać co to może być, ale gdy o nim myślała do jego głowy automatycznie przychodził obraz martwej sarny. Gdy mimo wszystko spróbowała powiązać ten zapach z czymś normalnym olśniło ją. Jej dziadek zawsze golił się żyletką. Nakładał na pędzel piankę, a potem rozsmarowywał ją po twarzy. Zaraz potem przykładał do skóry żyletę i kierował ją w górę. Zawsze bała się, że pozbawi się w ten sposób skóry, ale to nigdy nie nastąpiło. Nie mogła zrozumieć jakim cudem. Teraz to wspomnienie wróciło. Ten zapach był dokładnie taki sam jak wtedy. Pianka do golenia. To znowu nie miało sensu.. On takiej nie używał. Poza tym ma przed sobą widok jego zarośniętej twarzy. Nic nie układało się jej w logiczną całość.

- Mój ojciec uwielbiał polować na zające. Robił to całymi dniami, i niech Bóg mi świadkiem! Gdyby jego ślepia widziały w nocy tak dobrze jak sowie robiłby to i po zmroku, ha ha!

- Adam.. przecież twój tata całe życie mieszkał w mieście..

Spojrzał na nią zdumiony. Miała wrażenie, że patrzy całą wieczność. Początkowo myślała, że jest wściekły, ale jego rysy zmieniły się. Teraz wyglądał na rozbawionego do łez. Znowu spojrzał na drogę.

- Ha ha! To ci dopiero.

- Wszystko w porządku? Zachowujesz się dziwnie..

- Tata jest zabawny, mamo!

- Ha! Nasz chłoptaś ma poczucie humoru!

- Adam.. nigdy nie mówiłeś w ten sposób.. Zupełnie jak nie ty.

- Ależ skarbie, słuchasz siebie? Brzmisz jakbyś właśnie miała wykrzyczeć całemu światu, że masz dowody na to, że twój mąż to ktoś inny w jego skórze. - momentalnie wrócił jego sarkazm i dawna maniera mowy. Brzmiał znowu jak prawdziwy on. Poczuła się skołowana jak nigdy.

- Ja.. nie wiem. Ale wydawało mi się, że odkąd zobaczyłeś sarnę..

- ZAMKNIJ SIĘ, GŁUPIA SUKO! - podskoczyła w fotelu, gdy przerwał jej tym krzykiem.

Jego głos był inny. Brzmiał staro, bardzo staro. Był zdarty i chrapliwy. Była przerażona jego zachowaniem. Spojrzała na lusterko, żeby sprawdzić czy z ich synem wszystko w porządku. Obawiała się ujrzeć go całego we łzach, ale wyglądał jak gdyby nic się nie wydarzyło. Patrzył się za okno obserwując jak drzewa przemijają obok. Zupełnie nie wiedziała co ma myśleć.. Jeszcze raz spojrzała na twarz męża. Szczęśliwy jak nigdy. Tylko trzy głębokie kreski na czole mogły temu przeczyć. Wyglądał jak mechanik, który dostał do naprawy auto z uszkodzonym silnikiem, ale gdy otworzył maskę, silnika w ogóle nie było.

- Krzewy.. porysują nam lakier..

- Może zawróć? Możemy jechać inną drogą.

- Skarbeńku, to jedyna droga, która nas interesuje. Poza tym, nie dam rady zawrócić. To "droga bez powrotu"!

- Wiesz, że nie lubię tego filmu..

- Droczę się. Wybacz. A teraz módlmy się, żeby jakoś to poszło.

Czuła, że rozmawia z człowiekiem z którym spędziła osiem lat w małżeństwie, ale nie mogła przestać myśleć o jego wcześniejszych słowach i tym krzyku. Krzyk.. czy ona naprawdę to sobie wyobraziła? Z refleksji wyrwał ją widok krzewów o których przed chwilą ostrzegł ich jej mąż. Tyle, że nie powiedział, że wyglądają jak czarny gęsty drut kolczasty unoszący się w powietrzu. Od razu przyszedł jej na myśl ten okrągły krzak, który toczy się po ziemi pchany powietrzem w każdym westernie. Tyle, że tu te krzaki były gęstsze i groźniejsze. Ciągnęły się kilka metrów ciasno otaczając drogę, jak jakaś makabryczna myjnia.

Samochód wjechał w nie. Jechali bardzo powoli, więc mogła bez problemu przyjrzeć się kolcom. Z tym, że teraz nie uważała, że to kolce. Bardziej przypominały jej noże kuchenne ze względu na długość i igły do szycia przez ich cienkość. Zaczęły dotykać samochodu. Dziesiątki kłów tego krzaku tarły o samochód jak gdyby chciały go oskalpować. Czuła, że niektóre wbijały się w karoserie. Nie wiedziała jakim cudem ich opony nadal są nietknięte. Spojrzała we wsteczne lusterko i ujrzała jak dwie igły zwyczajnie zostawiają głębokie bruzdy w drzwiach pasażera. Wyglądało to jak krojenie masła gorącym nożem. Nie napotykały żadnych oporów.

- Patryk, usiądź na środku. Z dala od drzwi.

- Mamo.. ten dźwięk mnie straszy..

- Nie bój się, kotku. To tylko małe kolce krzaczków. Nic nam nie zrobią.

- Gdyby dotknęły twojej skóry prawdopodobnie rozcięły by ją do kości. Pamiętam jak wujek kiedyś jechał konno po łące i przez nierozwagę wjechał prosto w takie właśnie krzaki. Musieliśmy potem zbierać fragmenty jego skóry do wiader. Porozrywało go na strzępy, na jednym kolcu wisiało nawet jego oko. Za to jego ciało.. Ha ha! Ucięło mu dłonie, a jedna noga była prawie odcięta. Na wysokości kolana musiał nadziać się na taki kolec. Goleń wisiała tylko na fragmencie skóry i spodni. Co to był za widok, ha ha!

- Adam! O czym ty do cholery mówisz! Przestań go straszyć!

- Mamo! Ja chcę wysiąść! Nie chcę jechać dalej!

- WYSIĄDŹ, A POTNĄ CIĘ NA PLASTERKI, HA HA.

- Adam, przestań!

Samochód wypełnił śmiech jej męża i paniczny płacz dziecka. Płacz był tak mocny, że chłopiec zaczął się zanosić mając problemy z oddychaniem. Przeszła na tylne siedzenie i mocno przytuliła chłopca. Jednocześnie poczuła jak samochód przyśpiesza. Spojrzała w szoku w lusterko kierowcy.

- Adam, zwariowałeś do reszty?! Przy poboczu rosną drzewa! Chcesz nas zabić?! - ale w lusterku nie ujrzała męża. Siedział tam starszy mężczyzna w słomianym kapeluszu i długim łatanym płaszczu. Widziała łaty na rękawie. W ustach nosił słomkę, tak jak typowi kowboje. Zaczął mówić. Z jego ust spłynął strużek czarnej jak smoła śliny.

- Skarbie.. my wszyscy jesteśmy tu martwi. - gdy zaakcentował ostatnie słowo, zgasił reflektory samochodu. Przed nimi jak i w samochodzie zapadły ciemności.

- Adam..?

- Jesteśmy na miejscu, ha ha! - jego głos był wesoły i chociaż brzmiał jak jego, to w ciemności nie widziała kto tak naprawdę wypowiadał te słowa. Nie miała jednak zamiaru przyglądać się bardziej. Przytuliła mocno syna i kazała mu zamknąć oczy. Nie chciała, by żadne z nich patrzyło na to co ma nadejść. Cokolwiek by to było.

- Mamusiu.. boję się..

- Ci.. Mama jest obok.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Czekam na więcej
Odpowiedz
Moim zdaniem nieco niedopracowane, lecz bardzo dobry materiał na jakiś film.
Odpowiedz
Wiktoria umiera ostatnia znacznie lepsze.
Odpowiedz
Słabe ale pomysł niezly
Odpowiedz
chcę więcej xd
Odpowiedz
Okey
Odpowiedz
Dobra historia lecz jak dla mnie to zakończenie bez szału
Odpowiedz
Dreszcze..... :o
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje