Historia

Kronos 4

emma cole 10 7 lat temu 7 701 odsłon Czas czytania: ~7 minut

Początek serii: http://straszne-historie.pl/story/11764-Kronos

Po raz kolejny włączyłem generator, który smętnie mrugnął do mnie czerwoną diodą, sygnalizującą błąd, po czym piknął, zgrzytnął i poszedł z niego gryzący, czarny dym. Zakaszlałem i warknąłem wściekły pod nosem – siedziałem nad Deep Shield od kilku dni i nie mogłem za nic wyeliminować problemu. Niestety, choć maszyny te były przydatne by normalnie żyć, ze względu na cięcia środków zarządzone przez generała odnośnie materiałów użytych przy ich konstruowaniu, po kilku tygodniach stawały się bezużytecznymi złomami buchającymi co i rusz gęstym dymem.

Wiedziałem, że aluminiowe kopuły byłyby znacznie lepszym rozwiązaniem, niestety, upór władz był nie do przeskoczenia. Udało mi się do tej pory przetestować ten pomysł na mniejszym modelu – szkodliwe promieniowanie zostało odbite niemal w całości. Zarówno przez kłótnie na tym tle, jak i jawną wrogość w stosunku do generała, miałem całkowity zakaz opuszczania piętra – już raz ukarano mnie zamknięciem w laboratorium, następnym razem grożąc izolatką. Cieszyłem się tylko, że żołnierze mają zakaz strzelania do mnie. Odkąd zniszczyłem wszystkie notatki odnośnie Deep Shield, tylko ja posiadałem wystarczającą wiedzę, aby dalej poprowadzić prace – zapewniłem sobie dzięki temu swoistą nietykalność, lecz od tej pory byłem również pod stałym nadzorem.

W momentach zwątpienia łapałem się na myślach o Adii, choć najczęściej wolałem wyrzucić ją z głowy – stanowiła w rękach wojska kartę przetargową, ponieważ mimo upływu czasu cały czas kochałem ją nad życie. Co też podkusiło mnie, by wraz z nią uciec do Instytutu? Teraz byłem tu całkiem sam, w dodatku zamknięty pod ziemią jak szczur w klatce. Jedyną nadzieją było to, że generał spełni obietnicę – kiedy pierwszy generator zostanie sprzedany za granicę, to wyda mi przepustkę na powierzchnię. To sprawiało, że mimo problemów wciąż nie straciłem zapału do pracy, wiedziałem, że dzięki temu będę mógł wkrótce zobaczyć żonę.

Tymczasem po raz kolejny rozkręcałem maszynę, lecz wszystko wskazywało na to, że delikatna elektryka pod wpływem przerw w dostawie zasilania zaczynała wariować. Niestety, prąd wciąż był na wagę złota, nawet w Instytucie. „Kiedy prąd będzie cały czas, to będzie znak, że ludzkość podniosła się w końcu z kolan” pomyślałem odkładając śrubokręt. Niewiele wystarczało, żeby generator przestał działać, często wymagał również ręcznego resetu. Bywało, że części po czymś takim przepalały się w ułamku sekundy i wnętrze maszyny nadawało się do wymiany. To sprawiało, że generatory były ostrożnie używane na powierzchni – wystarczała drobna przerwa w dostawie energii, a do skóry docierała spora ilość promieniowania. Mimo skafandrów ochronnych zdarzały się nawet zgony.

Wiedziałem, że w takim przypadku jedyną opcją jest albo całkowicie poradzić sobie z problemem zasilania – niestety, do tego konieczna była choć częściowa odbudowa linii wysokiego napięcia, nie wspominając o elektrowniach. By do tego doszło koniecznym było zapewnienie osłonie stabilności i kółko się zamykało. Westchnąłem ciężko pocierając czoło. Póki co byliśmy skazani na problemy – katastrofa, która miała miejsce kilka miesięcy wcześniej nie tylko pozbawiła Ziemię ochronnej warstwy ozonu, zginęło również wielu ludzi, a życie przeniosło się niemal całkowicie pod ziemię, toczyło się w piwnicach, schronach, również kanałach, wszędzie tam, gdzie nie docierało niszczycielskie światło słoneczne. Osoby, które były narażone na promieniowanie bardzo szybko umierały, także z powodu rozległych oparzeń, a nowotwory zbierały obfite żniwo.

Odpalając nielegalnego w Instytucie papierosa złapałem się na myśli o skórze Adii – zawsze była bardzo blada, przypominająca niemal albinoskę, nawet krótkie spacery po plaży latem kończyły się u niej problemami. Wzdrygnąłem się wypuszczając dym nosem. Bałem się o nią nieustannie – podejrzewałem, wręcz czułem, że znajduje się w miejscu nieporównywalnie gorszym niż ja, najpewniej w ruinach jakiegoś dworca, szkoły lub innego budynku w którym powstały obozy. Takie mury nie były wystarczająco bezpieczne, nawet kiedy okna i dziury w ścianach zasłonięto płachtami odbijającymi promienie słońca. Świadomość, że w podziemiach Instytutu zmieściłoby się wielu ludzi, w tym ukochana żona, była wyjątkowo ciążąca. Ze względu na trwające wewnątrz projekty, choćby te z bronią biologiczną, cywile będą trzymani choćby pod gołym niebem, byle nie zaszkodzili interesom wojska.

Okolice ośrodka były doszczętnie zrujnowane, Lidia nawet nie przypuszczała, że jest aż tak źle. Gdy wysłano ich przez pół Polski, nikt nie raczył ich poinformować, że pracowano tu nie tylko nad clostridum; prócz żarłocznej bakterii ze zbiorników musiało wydostać się coś jeszcze. Gleba w promieniu kilku kilometrów przypominała pustynię, była niemal wypalona. Już dobrą godzinę przed ostatnim przystankiem zdążyli założyć odzież ochronną, zabezpieczyli również drogi oddechowe specjalnymi maskami. Ciężko było się w tym poruszać, oddychać także, lecz takie były procedury. Lidia miała nadzieję, że dezynfekcja terenu wystarczy, niestety już pierwsze próbki obejrzane pod mikroskopem pozbawiły ją złudzeń.

- To nie jest żadna znana mi clostridum – szepnęła sama do siebie potężnie zdziwiona. – Jest strasznie oporna!

Ani dezynfekcja terenu, ani nawet ogień nie zaszkodziły bakterii, która przeszła szybko przeszła w tryb uśpienia, po czym po ustaniu zagrożenia wróciła do sił. Czyżby to był ów owiany tajemnicą enzym NDM-1? Owszem, bakterie tego typu były oporne, w kryzysowych dla nich momentach tworzyły przetrwalniki, ale… Te, które znajdowały się pod mikroskopem dodatkowo charakteryzowały się wysoką odpornością na antybiotyki. Do tej pory tego typu enzym najczęściej występował w przypadku bakterii E. coli, a odkryto je kilka lat wstecz w Indiach. Enzym ten charakteryzuje się tym, że eliminuje wszystkie dostępne obecnie antybiotyki, dodatkowo przenosi się z bakterii na bakterię, niezależnie od ich rodzaju.

Wojskowi w miarę możliwości ogrodzili teren i zabezpieczyli zbiorniki, które pozostały w całości, choć według Lidii najlepszym możliwym wyjściem byłoby zalanie całej powierzchni betonem, choć i to w przypadku, jeśli podniesie się poziom wody mogłoby okazać się niezbyt skuteczne. Nie wiedzieli jeszcze dokładnie jakimi drogami bakteria wnika do organizmu, zatem musieli wykazywać się wyjątkową ostrożnością.

Kilka godzin od ośrodka udało im się rozbić obóz – wśród ruin domostw udało im się znaleźć wejście do piwnicy, w której postanowili spędzić dzień. Mimo okoliczności Lidia uśmiechnęła się pod nosem – jakieś dziesięć lat wcześniej zazdrościła koleżankom prowadzącym typowo „nocny tryb życia”, podczas gdy ona sama siedziała zakopana w książkach; lampy na ścianach dawały niewiele światła. Część żołnierzy spała, jedynie dwóch wartowników twardo walczyła z opadającymi ze zmęczenia powiekami. Czuwali tuż przy wejściu zasłoniętym blatem starego stołu pokrytym tkaniną odbijającą promieniowanie.

Czuła niepokój pod skórą i nie mogła uwolnić się od myśli, że zostało im naprawdę niewiele czasu. Dodatkowo zastanawiało ją, że na swej drodze spotkali kilka grupek ludzi – wszystkie reagujące agresją na widok wojskowej ciężarówki. Raz obrzucono ich nawet kamieniami, ale do tej pory nikt nie odważył się powtórzyć manewru z atakowaniem ich obozu.

Ze względów bezpieczeństwa nie zabrała próbek ze sobą, a jedynie wraz z pomocą reszty stworzyła małe stanowisko nieopodal skażonego terenu w dawnej budce stróża – ponieważ była mała i toporna przetrwała uderzenie meteorytu niemal bez szkód – Lidia pamiętała jeszcze ze szkoły, że w przypadku trzęsienia ziemi oraz podobnych zdarzeń mniejsze pomieszczenia zwiększały szanse na przeżycie.

Głuche łupnięcie sprawiło, że w ciągu sekundy zerwała się na równe nogi, a żołnierze chwycili za broń. Powinni czuć się bezpieczni, światło wciąż oświetlało pomieszczenie, lecz mimo to przez ciało Lidii przebiegł dreszcz strachu. Była przecież pewna, że w pobliżu nie zostali ludzie! Nie widać było żadnych śladów, choćby po ogniskach. Okolica wyglądała na całkowicie opuszczoną. Co sprawiło, że w tym miejscu nie było żadnych ocalonych? Przecież niemożliwe, by ewakuowano całe miasto i to jeszcze przed uderzeniem meteorytu. Brak zwłok czy choćby zgubionych w popłochu rzeczy świadczył o tym, że musiało wydarzyć się tu coś strasznego znacznie wcześniej.

Za sprawą szczęścia lub zdecydowanej ręki Adii staruszek przeżył i powoli zaczął wracać do zdrowia. Po przetrwaniu kilku najcięższych dni w trakcie których gorączkował, a rana nie chciała się goić, nastąpił przełom. Temperatura zaczęła spadać, a pacjent spał spokojnie i choć Adia początkowo bała się amputacji, to teraz nie żałowała swojej decyzji i była pewna, że dla tego człowieka zrobiłaby to raz jeszcze. Kiedy odzyskał przytomność, była już pewna, że nie bez przyczyny trafiła w to miejsce.

Tęskniła za Adamem, ale czuła, że tu będzie zdecydowanie bardziej przydatna, zwłaszcza, że ze względu na stan zdrowia została odsunięta od prac mikrobiologicznych znacznie wcześniej. Nie pilnowano jej już nawet, zresztą, gdzie mogła pójść? Na słońce? Spłonąć? Dobrze wiedziała, że poza obozem nie ma żadnych szans na przeżycie. Jej organizm wciąż był osłabiony po poronieniu, a bakterie, nad którymi pracowała w Instytucie, nadal nie zniknęły z jej krwi powodując liczne zniszczenia, poczynając od zrujnowania odporności. Bywały dni, że nie mogła wstać z łóżka. Póki co udawało jej się zwodzić Teklę, wiedziała jednak, że nie będzie trwało to wiecznie. Zdarzało się, że udawało jej się podkraść antybiotyk, dzięki czemu przez chwilę odczuwała ulgę, nie trwało to jednak długo. Musiała być również ostrożna, ponieważ każda jej słabość była bezlitośnie wykorzystywana przez starą pielęgniarkę. Było pewna, że zdawała sobie sprawę, ze dla Adii było to pewnego rodzaju „zesłanie” i wykorzystywała to do bólu, zlecając jej najcięższe prace.

Niestety, pozorny spokój nie mógł trwać długo - wkrótce zorientowano się, że leków ubywa, a w naprędce sporządzonych kartach pacjentów nie znajdowano wzmianek o ich stosowaniu. To sprawiło, ze magazynek został zamknięty, a klucz do niego wylądował w przepastnej kieszeni Tekli. Czuła gorycz i strach, ponieważ zdawała sobie sprawę, że tylko antybiotyki hamowały aktywność i wzrost bakterii w jej organizmie. Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała zdobyć klucz, inaczej umrze.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Kiedy 5 część?
Odpowiedz
O nie... to zbyt fascynujące żeby się od tego oderwać!
Odpowiedz
Meega. Czekam na następne części
Odpowiedz
Mistrzostwo, z resztą jak i poprzednie, mam tylko nadzieję że na kontynuację nie będziemy musieli czekać kilku miesięcy ;)
Odpowiedz
Skoro Adam był jedyną osobą mogącą prowadzić badania nad Deep Shield to czemu nie powiedział "odajcie mi Adie albo radźcie sobie sami !"
Odpowiedz
A oni odpowiedzieliby mu "zrobisz to co chcemy albo zadbany o to żebyś nigdy w życiu już jej nie ujrzał" szach i mat :)
Odpowiedz
Przeczytałam wszystkie części, to jest świetne :3! Z niecierpliwością czekam na czesc V c:
Odpowiedz
Dziękuję, postaram się streszczyc :)
Odpowiedz
Kitty Cross kiedy następna?:o
Odpowiedz
Kuba Turzyński jak się ogarnę :D kryzysik.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje