Historia

Forty

Pagad Ultimo 11 6 lat temu 16 785 odsłon Czas czytania: ~21 minut

Powrót do domu po tak długim czasie był czymś niesamowitym. Wiedziałem, że znam to miejsce, był jednak w nim pewien obcy pierwiastek. Nic się nie zmieniło od czasu mojego wyjazdu, ja jednak czułem zmianę. Zmianę we mnie.

O miejscach i wydarzeniach, których byłem świadkiem, przypomniał mi mój plecak, wypełniony rozmaitościami zebranymi podczas podróży. Zawierał on jednak przedmioty równie wartościowe, co redundantne. Te, które miały dla mnie największą wartość, pochodziły oczywiście z Fortów.

Czym są Forty, zapytacie? Nie mówię tu oczywiście o forcie jako rodzaju konstrukcji, ale o tych konkretnych, stojących pośród wód, w miejscu, gdzie nie powinny się znajdować. Te blaszane struktury powracają do mnie w snach, a ja, błądząc pośród sennej mgły, cały czas próbuję poznać ich straszną tajemnicę.

Zacznijmy jednak od początku. Wszystko miało miejsce kilka miesięcy po moim wyjeździe. Szedłem wtedy przez gęsty las, gdzieś poza główną drogą, na plecach taszcząc ciężką torbę podróżną, za jedyną przyjaciółkę mając naturę. Podziwiałem otaczający mnie świat i brnąłem naprzód, gdzie mnie nogi poniosą.

Nie miałem żadnego wyraźnego celu swoich podróży. Liczyło się dla mnie tu i teraz - ważny był las, natura i ja. I nic więcej, zapytacie? I nic więcej, odpowiem. Przebywanie z naturą było celem i nagrodą samą w sobie. Kochałem przyrodę, a przebywanie na jej łonie, czystym i nieskalanym przez ludzi i beton, było czymś cudownym.

W końcu las zaczął się przerzedzać i ustępować plaży. Poczuwszy morską bryzę parłem w kierunku morza, które, już po chwili, stanęło przede mną otworem. Spojrzałem na bezkres wód niknący na horyzoncie i, wśród nieprzebranej toni, ujrzałem konstrukcje, które nie dają mi spać po dziś dzień. Forty.

Były to blaszane bańki, utrzymujące się nad taflą wody za pomocą trzech patykowatych kolumn sięgających aż na dno. Znajdowały się kilkadziesiąt metrów od plaży i wiedziałem, że dopłynięcie tam wpław było ponad moje siły. Dłuższą chwilę stałem tak i podziwiałem dziwne struktury majaczące w tle. Było ich sześć. Dokładnie sześć.

Bardzo mi zależało na przyjrzeniu się im z bliska, nie byłem jednak w stanie do nich dopłynąć bez pomocy łódki. Oczywiście zbudowanie amatorskiej tratwy pod żadnym względem nie wchodziło w grę. Postanowiłem jednak nie tracić nadziei. Ktoś w końcu musiał jakoś dostawać się do tych struktur, więc może jest gdzieś w pobliżu łódź?

Znalazłem ją kilkadziesiąt metrów dalej. Łódź była wciągnięta na środek plaży, a w jej środku leżał zegarek, brudna kamizelka i niewielka książeczka. Aż zdziwiła mnie łatwość, z jaką mi to przyszło. Naprawdę, nie spodziewałem się znalezienia jakiejkolwiek łódki, tym bardziej z zawartością. Mimo wszystko nie kwestionowałem tego zjawiska – cieszyłem się, że będę mógł obejrzeć forty z bliska.

Słońce chyliło się ku zachodowi, postanowiłem więc przeczekać noc na plaży, a rano, kiedy będzie jasno, zabrać łódkę i popłynąć do budowli. Może właściciel tych rzeczy zjawi się do tego czasu?

Korzystając z okazji postanowiłem sprawdzić znalezione w łodzi przedmioty. Zegarek był starym, kieszonkowym modelem z łańcuszkiem. Sprawiał wrażenie wiekowego i wydawał się bardzo wartościowy. Kamizelka była połatana w wielu miejscach, a po jej zapachu można było wnioskować, że właściciel stronił od kąpieli. W kieszeniach znajdujących się na piersi znalazłem paczkę przemokniętych zapałek i jeden podłużny papieros nieznanej marki. Również mokry.

Największym znaleziskiem okazała się jednak niewielka książka. Po przekartkowaniu okazało się jednak, że jest to czyjś pamiętnik. Charakter pisma pozostawiał wiele do życzenia, a niektóre strony potrzebowały renowacji, jednak większość tekstu była względnie zrozumiała.

Oczywiście po poznaniu jego zawartości zabrałem go ze sobą, tak samo jak resztę. Dzięki temu jestem w stanie przytoczyć jego treść. Nadmienię, że autor nie notował dat ani miejsc, w których dane notatki sporządzał.

„Wtorek.

Dzisiejszego dnia przetransportowali całą naszą trójkę do fortów. Przeszliśmy wszystkie potrzebne testy i wizyty u psychologa, który powiedział nam, jak spędzać wolny czas, żeby nam całkowicie nie odwaliło. Pewnie mu się wydaje, że wszyscy będziemy robić na drutach, he he.

Mówili nam, że na stacji są jeszcze dwie inne osoby, które mieszkają w fortach już od miesiąca. Mamy się ich w pełni słuchać, a w razie potrzeby pytać. Nie bardzo mi się widzi, żebym miał być poddany ich rozkazom, no ale cóż, sam się zgłosiłem do tej roboty. Może nie będzie tak źle.

Sobota.

Kurwa, ale te prycze są niewygodne! Od rana bolą mnie plecy i nie jestem w stanie nic z tym zrobić! Nie na takie warunki się godziłem. Chociaż jakby tak na to spojrzeć, to nie godziłem się na żadne konkretne warunki przy podejmowaniu tej roboty. No ale cholera, kto to widział spać na kawałku blachy i to przez kilka miesięcy z rzędu! Nie wiem, jak inni to wytrzymują, ale ja już powoli tracę cierpliwość.

Środa.

Nuda. Nuuuda. N-u-d-a. Mam wrażenie, że czas zwalnia, kiedy nie patrzę na zegarek. Może ten psycholog nie był jednak taki głupi, a robienie na drutach nie takie złe. Inni też mają już dość. Nie mamy o czym gadać, nie mamy gdzie iść i co robić. Każde nowe zajęcie robi się cholernie nudne po jakimś czasie, a chodzenie pomiędzy fortami przestało mnie ciekawić już pierwszego dnia.

Podjęcie roboty jako „czynnik ludzki” wydawało się cholernie przyjemne, kiedy patrzyłem na pensję, ale teraz… Ile bym dał, żeby się wycofać z tej kupy gówna. Kolejna łódź przyjeżdża dopiero za trzy tygodnie. Nie wiem, jak ja to wytrzymam. Nie dam rady tyle znieść! Będę musiał się zwolnić, bo inaczej prędzej czy później wyskoczę z tego cholernego balkonu i wpław popłynę do brzegu. Przynajmniej będzie ciekawiej niż w tym blaszanym więzieniu.

Piątek.

Nie mam o czym pisać. Prowadzenie pamiętnika wydaje się jednym z najciekawszych zajęć tutaj, ale, cholera, nie mam o czym pisać. Jestem otępiały od tej nudy, nie mogę normalnie myśleć. Chcę, cholera, pisać o swoim życiu przed pracą w forcie, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Nie wiem od czego zacząć i o czym właściwie pisać. Jest tylko cholerne tu i teraz.

Niedziela.

Gdyby nie kalendarz, zatraciłbym rachubę dni już dawno temu. Poczucie czasu i tak straciło jakikolwiek sens. Nie ważne, czy jest ósma rano, czy dziewiąta wieczór i szczerze mówiąc, nie ma to większego znaczenia. Bez względu na to, czy jest ósma rano, czy dziewiąta wieczór, jest tak samo nudno.

Poniedziałek.

Po jaką cholerę komukolwiek jest potrzebny „czynnik ludzki” w jakichś blaszanych puszkach pół kilometra od plaży? Autentycznie, nie ma tu NICZEGO. W tych fortach nie ma niczego za wyjątkiem blaszanych pryczy, kilku stolików i namiastek szafek. Łażę jak jakiś trup pomiędzy kolejnymi budynkami, przechodzę przez most za mostem, chodzę w tę i wewtę, ale już powoli tracę siły. Nie tylko mentalnie. Nie wytrzymuję tego pod każdym względem.

Jestem tu z czterema innymi osobami, a mam wrażenie, jakbym był sam jak palec w tych pięciu blaszanych klatkach. Oni nic nie mówią, nie rozmawiają, tylko śpią albo wykonują jakieś proste, mechaniczne czynności. Mam wrażenie, jakbyśmy wszyscy byli martwi, tylko nikt nie chce się do tego przyznać. Wtedy to stałoby się realne.

Co mam niby zrobić? Uciec? Jeszcze dwa tygodnie miną, zanim ktoś tu przypłynie. Nie dam rady wpław, jestem zbyt wycieńczony. A jak uciec, to sam? Czy te nieboszczyki, których nazywam ludźmi, też chcą zwiać? Może powinienem ich o to zapytać? Tyle pytań, cholera, tyle pytań! NIECH KTOŚ MI ODPOWIE.

Wtorek.

Zapytałem się, ale nie otrzymałem żadnego odzewu. Ci ludzie są już od dawna martwi. W złości wyrwałem jednemu jego pamiętnik i zacząłem go przeglądać, żeby znaleźć w nich coś ludzkiego, ale ten popierdoleniec liczył w nim upływające sekundy. Siedział tak, dzień w dzień, rysując jakieś cholerne kreski i zapełniając tym stronę za stroną. Za każdym razem, jak mijała sekunda, on oddawał część swojej duszy rysując kreskę. Jest pusty w środku. Puściutki. Nie ma już w nim nic.

Czwartek.

W dupę sobie wsadźcie ten „czynnik ludzki”! Mam! Znalazłem drogę ucieczki! Wiem, jak się stąd wydostać! Wiem! Wiem! Jest jeden fort, który nie jest połączony mostem z innymi. Mam wrażenie, jakbym widział go po raz pierwszy, ale to musi być tylko przywidzenie. Za długo już tu siedzę. Był tu przecież cały czas. Co ważniejsze, pomiędzy jego trzema kolumnami znajduje się przywiązana, drewniana łódź! Tak! Tak właśnie ucieknę! Zabieram swoje rzeczy i spadam stąd! Nadchodzi burza, więc muszę się spieszyć. Pakuję swoje rzeczy i spadam stąd, płynę do lepszego jutra. Obym już nigdy nie musiał tu nic pisać.”

Niektóre strony były lekko przemoknięte, ale wygląda na to, że żadnej z nich nie brakowało. Wszystko było kompletne. Wciąż pozostawało jednak pytanie, co się stało z autorem. Pewnie udało mu się uciec, skoro łódka była na plaży, ale skąd w niej kamizelka, zegarek i pamiętnik? Dlaczego autor je zostawił? Czy nie chciał, żeby przypominały mu o fortach? Jaki był w tym cel?

Schowałem książkę i zegarek do plecaka, kamizelkę zaś przysypałem piaskiem, żeby nie porwał jej wiatr. Kiedy nadszedł dzień, zacząłem przesuwać łódkę ku falom. W międzyczasie znalazłem w niej kawałek liny, odcięty w dwóch miejscach. Mimo tego wciąż nadawała się do ponownego przywiązania łódki. Bardzo dobrze.

***

Zbliżałem się do fortów, za wiosło służyła mi zaś gruba, trwała gałąź znaleziona na skraju lasu. Budowli było ich sześć. Piątka z nich, połączona mostami, była ułożona w czymś na kształt koła. W jego środku figurowała ostatnia konstrukcja - samotna, odizolowania. Nie miała żadnego połączenia z resztą.

Wnioskując po treści pamiętnika, autor zapomniał o istnieniu tego fortu. Dodatkowo do niego też najpewniej była przywiązana łódź. Postanowiłem jednak najpierw sprawdzić ciąg połączonych struktur dookoła.

Stanąłem przy jednej z kolumn i przywiązałem do niej łódkę. Gałąź umieściłem w środku, żeby mieć czym wiosłować w drodze powrotnej. Kiedy łódź została przywiązana, sprawdziłem na wszelki wypadek trwałość liny, a kiedy okazała się dostateczna, bardzo ostrożnie sięgnąłem w kierunku drabiny prowadzącej na górę.

Znalazłem się w niewielkim pomieszczeniu, na który składały się dwie prycze i przymocowany do podłogi stolik. Wszystko wyglądało tak, jakby osoby tu mieszkające wyszły gdzieś tylko na chwilę. Mimo tego fort zdawał się opuszczony. Przejechałem palcem po stole i zobaczyłem, że jest pokryty grubą warstwą kurzu. W rzeczy samej, forty już od dawna nie miały lokatorów.

Przyjrzałem się przedmiotom pozostawionym na zakurzonym blacie. Dostrzegłem niewielką szachownicę, pozostawioną w środku rozgrywki, połamany grzebień i kawałek szmaty o szkarłatnym zabarwieniu. Zanim ruszyłem przez most do kolejnego fortu, postanowiłem przeszukać całe pomieszczenie. Miałem nadzieję na znalezienie kolejnego pamiętnika, w którym może odnajdę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.

W rzeczy samej, kolejna książka, z zewnątrz wyglądająca identycznie jak ta znaleziona w łódce, znajdowała się pod jedną z pryczy. Ten pamiętnik był prowadzony bardziej niedbale niż poprzedni. Autor nie przejmował się wszelkimi znakami interpunkcyjnymi, a całość została napisana jak jedno zdanie, nie oddzielone żadną kropką ani przecinkiem. Piszę to jednak w ramach zachowania pamięci tych, którzy mieszkali w fortach, więc uzupełniłem tekst wszelkimi potrzebnymi znakami. Dodatkowo, tutaj nie było podziału na dni, a jedyne różnice pomiędzy danymi okresami, w których tekst pisano, zależały od przerw.

„Jak psycholog mówił, że pamiętniki to dobry pomysł na nudę, to na początku miałem to gdzieś, no ale skoro dostaliśmy te książeczki, to trzeba zrobić z nich jakiś użytek. No a jak mnie nuda zaczęła łapać tak jak resztę, to w końcu się przemogłem i dlatego to piszę. Powoli mnie zaczyna denerwować to miejsce.

Z tej nudy palę papieros za papierosem. Jak tak dalej pójdzie to lada chwila dostanę jakiegoś raka czy inne paskudztwo. Może dzięki temu przynajmniej szybciej mnie stąd zabiorą. Po co ja się w ogóle w to pakowałem? Mówili, że za tę robotę będzie dużo kasy, no to wziąłem. I jeszcze mówili, że mało się tu robi. Jak dla mnie brzmi jak praca idealna. Szkoda, że taka nie jest.

Jest tak nudno, że aż chciałbym popracować. Gram z takim jednym kolesiem cały czas w szachy, ale i to mnie zaczyna już powoli nudzić. Mimo wszystko jest to jedno z niewielu zajęć oprócz pisania, więc korzystam, może mój rywal nie znudzi się tak szybko.

Dzisiaj stoję sobie na balkonie i palę papierosa, a tu wchodzi jeden z tych kolesi, co ze mną płynął kilkanaście dni temu i mówi, żeby stąd zwiać. No to ja mu mówię, że jak on chce zwiać, skoro nie da rady wpław a nie ma żadnej łodzi. A ten jakby mnie nie słyszał, cały czas o tej ucieczce, nic więcej. No to ja powtarzam to, co mówię, no i że ja ogólnie nie chcę uciekać przed wypłatą, wolę dopiero po. Tamten tak się wkurzył, że zaczął krzyczeć i temu jednemu co jest tu najdłużej wyrwał pamiętnik, przejrzał go i potem rzucił nim o ziemię i wyszedł.

Dzisiaj w nocy była straszna burza. W nocy nie mogłem spać, tak głośno było. Rano tego dnia się okazało, że nigdzie nie ma tego kolesia, co się poprzedniego dnia tak darł. Dodatkowo nigdzie nie mogłem znaleźć swojej kamizelki. Cholera, miałem w niej paczkę zapałek a i jakiś papieros czy dwa by się pewnie znalazł. Szkoda no, idiota mógł przynajmniej wyciągnąć to, co było w kieszeniach zanim mi ją ukradł.”

Razem z pamiętnikiem znalazłem prawie pustą paczkę zapałek i dziesięć papierosów spiętych za pomocą gumki.

Otworzyłem żelazną zasuwę i uchyliłem ciężkie drzwi do fortu. Moim oczom ukazał się niezbyt trwały, chyboczący się most, zawieszony pomiędzy budowlami. Niepewnie stanąłem na nim, ale wydał z siebie gamę dźwięków tak niepokojących, że poddałem wątpliwościom swój pomysł przejścia przez niego. Zamiast dalej próbować, wróciłem do pomieszczenia i odłożyłem w nim swój ciężki, podróżny plecak.

Mimo, że most wciąż był wątpliwej trwałości, przejście po nim było znacznie bezpieczniejsze niż poprzednio. Złapałem się balustrady z liny i ostrożnie stawiałem krok za krokiem na pogryzionych przez czas deskach. Modliłem się w duchu, żeby żadna z nich nie okazała się na tyle krucha, by złamać się pod moim ciężarem.

Z niemałą ulgą stanąłem na bardziej stabilnej podłodze drugiego fortu. Wyglądał identycznie jak poprzedni – dwie prycze i stolik. Na stoliku leżał kolejny pamiętnik, jakieś zdjęcie, złamany ołówek i zardzewiały scyzoryk. Ten fort różnił się od poprzedniego również zapachem. Śmierdziało w nim jak diabli. Nie był to zapach rozkładających się zwłok, ale nie było to także nic, czego kiedykolwiek doświadczyłem.

W pobliżu stolika leżała jakaś niezidentyfikowana, czarna masa. Miała około półtorej metra wysokości. Kiedy podszedłem bliżej, zdałem sobie sprawę, że to od tej masy bije ten okropny zapach. Przyjrzałem się jej dokładniej i ujrzałem, że ta niezidentyfikowana masa to nic innego jak ułożone na sobie brudne ubrania. Nie miałem pojęcia czy coś się pod nimi znajduje, ale ten smród był silniejszy niż moja ciekawość.

Złapałem za dziennik leżący na stole i pospiesznie go przekartkowałem. Był całkowicie wypełniony kreskami. Moje pierwsze skojarzenie łączyło się z pamiętnikiem znalezionym w łódce, gdzie jest mowa o odliczaniu sekund za pomocą kresek. Każda strona była nimi wypełniona. Nie znalazłem miejsca, w którym nie znajdowałaby się cieniutka, czarna linia.

Kiedy odkładałem dziennik na stół, spojrzałem na blaszaną ścianę fortu. Nie zauważyłem tego wcześniej, ale była całkowicie pokryta wydrążonymi za pomocą jakiegoś ostrego narzędzia kreskami. Wygląda na to, że kiedy autorowi dziennika skończyło się miejsce w pamiętniku, postanowił przenieść swoje zajęcie gdzieś indziej.

Kolejny, trzeci już, fort, był dokładnie tak samo umeblowany jak dwa poprzednie. Nic dziwnego, w końcu każda z tych pięciu osób musiała gdzieś spać. Na ścianie zauważyłem kalendarz, który wskazywał rok 1998.

Do tego momentu byłem przekonany, że forty zostały zbudowane podczas II wojny światowej, albo gdzieś w podobnym okresie. Nie jestem specem od historii, ale wiem, że w tym czasie budowano podobne konstrukcje gdzieś przy ujściu Tamizy i Medway. Stały one pod nazwą Fortów Maunsella, ale były zdecydowanie większe od tych tutaj. No i do tego miały ściśle ustalone zastosowanie. Miały bronić ujścia Tamizy przed atakami Luftwaffe.

Jednak w jakim celu zostały zbudowane te konstrukcje? To pytanie wciąż pozostawało bez odpowiedzi. Nie podam wam ich dokładnej lokalizacji, ale możecie być pewni, że nie znajdowały się nawet w pobliżu prawdziwych Fortów Maunsella. Wiele rzeczy nie pasowało do tej układanki. Pierwszy pamiętnik mówił o poszukiwaniu „czynnika ludzkiego” do jakiejś pracy. Z zapisek wynika, że praca nie miała polegać na niczym konkretnym, ale była dobrze płatna. W jakim celu ktokolwiek chciałby, żeby piątka osób spędzała długie tygodnie zamknięta w tych fortach bez niczego do roboty?

Informacje, które pozyskałem, nie były jednak wystarczające, bym mógł jakkolwiek odpowiedzieć na to pytanie. Miejscem, w którym mogło się znajdować coś wartościowego wydawał się centralny fort, postanowiłem jednak najpierw przeszukać wszystkie wokół.

Czwarta budowla okazała się magazynem. Był nieco większy niż poprzednie i składał się z czterech podłużnych szafek. W większości były puste, jednak gdzieniegdzie wciąż widziałem stare konserwy. Nie było tam niczego wartego uwagi.

Ostatni z fortów, który był połączony mostem, okazał się czymś na kształt jadalni połączonej z pokojem dziennym. Składał się na to długi stół i sześć krzeseł w opłakanym stanie. Wnioskując po kawałkach drewna na ziemi, siódme z nich zostało całkowicie połamane. W rogu stała stara, zniszczona szafa grająca, która czasy swojej świetności miała już dawno za sobą. Dostrzegłem to dopiero po chwili, ale z jej rozbitej szyby coś wystawało. Ku mojemu zadowoleniu z odłamków szkła wyciągnąłem kolejny z pamiętników. „Może tym razem uda mi się uzyskać odpowiedzi”, pomyślałem.

„15 czerwca 1998 roku.

Dzisiaj przybyłem do fortów razem z dwoma innymi ludźmi. Budynków jest sześć, ale do jednego z nich nie ma żadnego dostępu. Reszta połączona jest za pomocą niewielkich mostków. Na miejscu spotkaliśmy dwie inne osoby, które pracują tu już od miesiąca. Wyglądają dość marnie, ale nie protestują i nie chcą odpływać. Ich oczy są podkrążone, jak gdyby nie spali od dawna. Po przybyciu każdy z nas umieścił swoje rzeczy pod przynależną do niego pryczą, po czym ci dwaj, którzy są tu najdłużej, pokazali nam zawartość wszystkich fortów, za wyjątkiem tego odizolowanego. Nikt o nic nie pytał. Mamy tu trzy forty sypialne, jeden, większy, pełniący rolę magazynu, oraz coś na kształt pokoju rekreacyjnego z szafą grającą. Wszystkie pomieszczenia są surowo wyposażone i nie jest to na pewno pięciogwiazdkowy hotel. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Po poznaniu swojego nowego miejsca pracy usiedliśmy wszyscy w pokoju rekreacyjnym i rozmawialiśmy. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po chwili, ale podczas naszych rozmów nie padło żadne imię. Nikt nie wie jak się nazywają jego współpracownicy, a ja boję się zapytać. Coś jest tu stanowczo nie w porządku. Ci dwaj, którzy są tu najdłużej położyli się spać długo przed nami, zanim jeszcze zaszło słońce. Cały czas sprawiają wrażenie zmęczonych.

16 czerwca 1998 roku.

Dzisiaj nie robiliśmy nic wartego uwagi. Nasze rozmowy ograniczają się do przywitania i pogawędki o pogodzie. Wciąż nie znamy swoich imion. Jednemu z nowych zaczyna doskwierać nuda. Często widzę, jak przemieszcza się pomiędzy fortami, zirytowany każdym najmniejszym detalem tego miejsca. Muszę przyznać, że ja też często mam problemy ze znalezieniem zajęcia. Pisanie zdaje się pochłaniać najwięcej czasu, ale czasami nie wiem, o czym powinienem pisać. Zastanawiam się, w jakim celu nas tutaj przywieźli, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Wizja dużej pensji za brak pracy jest kusząca, ale jednak zdradziecka. Nuda coraz bardziej wdziera się do naszych głów.

17 czerwca 1998 roku.

Wszystko jest w jak najlepszym porządku. A przynajmniej wszystko, co nie jest żywe. Ci, którzy przyjechali tu jako pierwsi zdają się jakby pogrążeni w marazmie. Nie dużo mówią, mało jedzą, przez cały dzień właściwie siedzą w jednym miejscu bez niczego konkretnego do roboty. Jak zauważyłem, jeden z nich wypełnia swój pamiętnik podłużnymi, pionowymi kreskami. Odmierzanie czasu może doprowadzić człowieka do szaleństwa. Jeden z tych, którzy ze mną przyjechali, bardzo często pali papierosy na jednym z balkonów, drugi zaś albo przemieszcza się pomiędzy fortami, albo notuje coś w pamiętniku. Robi to bardzo agresywnie, szybko, często coś zamazuje, zamyka książkę, otwiera, chowa twarz w dłonie. Jest z nim coraz gorzej. Nie był na to przygotowany.”

Aż do 30 czerwca nie ma żadnych ważnych wydarzeń. Autor szczątkowo streszcza to, co wydarzyło się w danym dniu. W zasadzie codziennie dzieje się to samo, czasami zachowanie jednego z mieszkańców się zmienia, robią coś innego, ale to nie jest istotne. Nie ma tam nic wartego uwagi, dlatego pominę tę część i przejdę do trzech decydujących dni.

„30 czerwca 1998 roku.

Dzisiaj naszą dzienną rutynę przerwał jeden z tych, z którymi przypłynąłem. Był to ten, który zaczął zatracać siebie na wskutek nudy. Wszedł do pokoju dziennego i zaczął do nas krzyczeć i wymachiwać rękami. Mówił o ucieczce z tego miejsca. Drugi z tych, z którym przypłynąłem, palił wtedy kolejnego papierosa na balkonie. Powiedział, że też by stąd chętnie uciekł, ale woli poczekać do wypłaty. Pierwszy nie zaakceptował jego odpowiedzi, zdawał się, jakby w ogóle jej nie usłyszał. Patrzył się tępo na nas, po czym znów zaczął krzyczeć o ucieczce. Znów otrzymał odzew, ale zamiast się do niego odnieść, złapał pamiętnik człowieka, który jest tu najdłużej, po czym rzucił nim o ziemię. Wybiegł z pokoju i przez resztę dnia nie wychodził ze swojego fortu sypialnego.

1 lipca 1998 roku.

Ten, którzy wczoraj krzyczał o ucieczce, był dzisiaj w znacznie lepszym humorze. Znów chodził pomiędzy fortami, czego nie robił od dłuższego czasu. Na jego ustach gościł uśmiech, ale coś było z nim nie w porządku. W jego oczach, za wyjątkiem nieodpartej radości zobaczyłem coś jeszcze. Nie wiem, co to dokładnie było, ale jeśli miałbym spróbować to określić, powiedziałbym, że to był obłęd. Jego umysł nie wytrzymał tego, czego doświadczał przez ostatnie kilkanaście dni. Zwyczajnie oszalał.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że w swojej wędrówce pomiędzy fortami miał jednak jakiś cel. Zbierał swoje rzeczy. Pierwszą myślą, dlaczego to robi, była spekulacja, że udało mu się znaleźć jakąś drogę ucieczki. Ale jak? Gdzie? Może był już na tyle szalony żeby popłynąć wpław? Postanowiłem mieć się na baczności podczas nocy. Nigdy nie wiadomo, do czego może się posunąć.

2 lipca 1998 roku.

Dzisiejszej nocy miała miejsce gwałtowna burza. Ten, który planował ucieczkę, wstał z łóżka i wyciągnął spod niego tobołek. „Nie rób tego. Nie dasz rady uciec podczas takiej burzy”, powiedziałem do niego, ale ten mnie nie słyszał. Nawet nie dlatego, że odgłosy burzy zagłuszały wszelki dźwięk. Zdawało się, że był już za daleko, żeby mnie usłyszeć. Nie w sferze fizycznej, oczywiście. On już od dawna był gdzie indziej. Wyszedł na balkon, tobołek mając zarzucony na plecach. Wstałem z pryczy i poszedłem do niego, zanim jednak zdążyłem go dotknąć, on przeskoczył przez balustradę i wpadł w morską toń. Krzyknąłem za nim, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Nigdy więcej go nie zobaczyłem.

Nikt nie zauważył braku. Wszyscy robili to, co robili zazwyczaj, czyli próbowali pokonać nudę i znaleźć sobie jakieś zajęcie. Poruszali się bardzo, bardzo powolnie. W południe podszedł do mnie jeden z tych, którzy są tu najdłużej. Był bardzo zdenerwowany. Groził mi pięścią i powiedział, że jeżeli jakkolwiek pomogłem w tej ucieczce, to słono za to zapłacę. Powiedziałem mu prawdę, ale nie chciał jej przyjąć. Zdenerwowany wyszedł z fortu rekreacyjnego, w którym przebywaliśmy. To otworzyło mi oczy.

Widziałem tego człowieka drugi raz w życiu. Czyżby nuda i izolacja aż tak mnie otępiła? Co się z nami stało? Z ludzi zmieniliśmy się w warzywa, które mają ograniczone zdolności nie tylko ruchowe, ale i mentalne. Nie potrafimy czysto myśleć, mamy problemy ze skupieniem myśli. Widziałem tego człowieka pierwszego dnia, kiedy przybyliśmy, a potem… Jakby się rozpłynął. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, cały czas byłem przekonany, że jest nas piątka.

Jak to możliwe? Forty mają za małą powierzchnię, żeby się ukryć. Czy to wina tego miejsca? Może on cały czas był tu, z nami, tylko to ze mną jest coś nie tak? A może przebywał w forcie odizolowanym od innych? Zdecydowałem się go o to zapytać.”

Dalej nie ma nic, dziennik kończy się w tym punkcie. Zamiast odpowiedzi otrzymałem jeszcze więcej pytań niż poprzednio. Jestem niesamowicie ciekawy, co skrywa ostatni z fortów i dlaczego jest odizolowany od innych. Pora to sprawdzić.

***

Spojrzałem w górę drabiny i ujrzałem tylko czerń. Bałem się tego, co zastanę w środku. Łódź była smagana przez fale. Zbliżała się burza. Czas naglił. Złapałem za drabinę i zacząłem wspinać się aż na sam szczyt. Ku odpowiedziom.

Nie spodziewałem się niczego, a już na pewno nie tego, co zastałem. Ostatni fort był niewielkim, okrągłym pokojem bez okien. Na środku stało tylko krzesło obrotowe, wokół niego zaś ogromna, okrągła konsoleta z mnóstwem przycisków, wajch i ekranów. Wszystkie z nich były wyłączone. Spróbowałem nacisnąć jakikolwiek przycisk, ale nie było reakcji. Zdeterminowany odkryć prawdę skorzystałem z każdego guzika, każdej wajchy i przekładni, ale nic się nie stało. Kompletnie nic.

***

Kiedy wracałem po plecak, który zostawiłem w pierwszym z fortów, po mojej głowie krążyło jeszcze więcej pytań niż kiedykolwiek wcześniej. Czym były konsolety w odizolowanym forcie i, najważniejsze, do czego służyły? Gdzie podziali się wszyscy „pracownicy” fortów? Przecież nie mogli ot tak sobie zniknąć, zostawiając wszystko z tyłu. Zacząłem dochodzić do smutnej prawdy, że nigdy nie poznam właściwej odpowiedzi.

Założyłem plecak i przymierzałem się do zejścia w dół, do łodzi, usłyszałem zgrzyt. Ciarki przeszły po moich plecach. Szczur? Nie, nie mogło być tu szczurów. Może to tylko wiatr, który poruszył całą konstrukcją? Nie, nie poczułem żadnych wibracji. W takim razie, co to mogło być? Zgrzyt się powtórzył.

Dźwięk dochodził z sąsiedniego fortu. Ostrożnie odłożyłem plecak i przeszedłem przez most, chcąc odkryć źródło dziwnego dźwięku.

Wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem, jak góra ubrań, z których dochodził smród, trzyma scyzoryk przy ścianie kreśląc kolejną kreskę. Sparaliżował mnie strach, kiedy zdałem sobie sprawę, czym była ta masa.

Nie była to góra ubrań. Dopiero teraz zobaczyłem, że ubrania były tylko zawieszone na czymś równie czarnym. Brudna skóra, pokryta mnóstwem czarnych kresek, niczym tatuaże więzienne. Kiedy zrobiłem krok do tyłu, podłoga pode mną zaskrzypiała. Człowiek obrócił się w moją stronę i upuścił scyzoryk. Zwinął się w swoim kłębku ubrań i znieruchomiał. Stałem tak przez chwilę, aż w końcu postanowiłem sprawdzić czy osoba, którą spotkałem, wciąż żyje.

Ostrożnie podszedłem do czarnego stosu szmat i lekko nim potrząsnąłem. Żadnego oporu. Zacząłem odrzucać mniejsze ubrania, żeby odkopać tego biedaka, ale… Pod nimi nic nie było. Nie było niczego za wyjątkiem brudnych ubrań. Niczego.

Stanąłem jak wryty i spojrzałem na ścianę, a później na scyzoryk. Gdyby nie one, zwątpiłbym w to, co zobaczyłem i zakwestionował swoje zdrowie psychiczne. Scyzoryk leżał uprzednio na stole, teraz był zaś na ziemi. Zobaczyłem jednak jeszcze jedną, ważną różnicę. Wcześniej na ścianie nie było napisu.

Tak, napisu. Osoba, którą zobaczyłem, nie rysowała bynajmniej kolejnej kreski odliczającej czas. Sporządziła na ścianie niewyraźny, koślawy napis.

POMOCY.

_________________________________________________________________

Jeżeli jesteś zainteresowany moją dalszą twórczością, bądź chcesz być na bieżąco ze wszystkimi nowymi materiałami odwiedź mój Fanpage:

https://www.facebook.com/mrdonut064?fref=ts

______________________________________________________________

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Naprawdę świetne, szkoda, że nie będzie drugiej części.
Odpowiedz
Więcej. .
Odpowiedz
Wciągajaca:)
Odpowiedz
Dobra pasta ale cholernie długa xD
Odpowiedz
Łoł, bardzo ciekawa historia :D z chęcią będe czytać kolejną część (ten moment, gdy pare kilometrów od twojego domu są 3 forty i jarasz się jak dziecko polane benzyną)
Odpowiedz
Przykro mi to mówić, ale to pierwsza i tym samym ostatnia część tego opowiadania. Mimo wszystko miło mi, że się podobało!
Odpowiedz
Nah, szkoda :C ciekawiło mnie, co się stanie z tym chłopakiem
Odpowiedz
super:))
Odpowiedz
Zajebiste kiedy więcej?
Odpowiedz
Bardzo dobra historia. Aż mi się przypomniały stare pasty z forum na Paranormalnych. Pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, jednak nie jest to wadą, ponieważ pobudza wyobraźnię i skłania do domyślania się rozwiązania. Powodzenia w dalszej twórczości :)
Odpowiedz
Ochujenna sztuka Towarzyszu�. Oby tak dalej.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje