Historia

Alice

straszny 0 6 lat temu 1 011 odsłon Czas czytania: ~8 minut

To wszystko działo się w Hartford. Zwykłe miasto, zwykli ludzie, zwykły dom, tak przynajmniej było na początku. Z moją żoną Allice byliśmy świeżo po ślubie. Ładna, wysoka blondynka, można powiedzieć że ideał dla każdego faceta takiego jak ja.

Byłem politykiem, a dokładnie to właśnie skończyłem z polityką. Jako pięćdziesięcioletni facet miałem już dość tych wszystkich pierdół. Byłem dość bogaty, mogłem pozwolić sobie na mieszkanie w nowoczesnym, luksusowym domu. Położony na przedmieściach Hartford duży dom był dla mnie jak marzenie. Miałem zamiar odpocząć w nim, albo nawet spędzić resztę życia. Tak właśnie wtedy myślałem – Ożenię się, zamieszkam w dużym domu i będę mieć święty spokój.

Allice wydawała się szczęśliwa. w końcu nie musiała pracować, mogla robić co tylko chciała. Jednak już po kilku miesiącach coś zaczęło się między nami psuć. Nie umiem tego określić, ale ona wydawała się znudzona mną. Pomyślałem, że to normalne. Wkońcu fascynacja słabnie aż jesteśmy jak stare, dobre małżeństwo. Ale to nie było to.

To działo się dwunastego marca. Tak, dobrze pamiętam ten dzień. Odkąd wróciłem z festynu, Allice nie zamieniła ze mną ani słowa.

Pamiętam, że obserwowałem ją, gdy stawiała przede mną na stole talerz i nakładała na niego pieczonego indyka. Od razu wyczułem, że coś jest nie wporządku. Głowę miała spuszczoną, ramiona podkulone i nuciła jakąś pieśń. Wogóle nie przypominała kobiety, którą poznałem rok temu. Tamta była wesoła i żywiołowa. Aż promieniała od niej chęć do życia, a w tej istocie tej chęci wogóle nie było.

Pamiętam, że za oknem świeciło słabe słońce i że był lekki wiatr.

- Kochanie – zacząłem wkońcu i wskazałem jej ręką żeby usiadła naprzeciwko mnie – Co się z tobą dzieje?

Allice wzruszyła ramionami i chciała odejść, ale ja wstałem i zdążyłem złapać ją za rękę.

- Co z tobą, do cholery? – nie wytrzymałem.

Wtedy podniosła głowę, zmarszczyła czoło i zaszczyciła mnie jednym, jedynym spojrzeniem, którego pewnie nie zapomnę do końca życia.

Puściłem ją nagle, lecz wzroku ciągle nie mogłem oderwać od jej oczu.

Jej oczy… Jej oczy były szklane. Przezroczyste. Wpatrywały się we mnie choć przecież nie mogę stwierdzić dokładnie gdzie. One nawet nie patrzyły. Hipnotyzowały. Po prostu tam były, tkwiły w oczodołach, chociaż nie przypominały w niczym zwykłych ludzkich oczu.

Co mogłem zrobić?

Tak, niczym jak przez szybę widziałem wnętrze jej głowy, ukryte za dwoma przezroczystymi bańkami. Wewnątrz tylko czerń pomieszana z czerwienią. W tym wszystkim lśniły promienie słońca. Szklane oczy, oczy lalki, nierzeczywiste. Nie realne przedstawienie, moje niewyraźne odbicie w tych szkłach, moja przerażona twarz na czarnoczerwonym tle.

W końcu jakiś impuls dotarł do mojego mózgu, krzyknąłem nagle i przerażająco, odpychając Allice od siebie z siłą, jaką mógłbym powalić kilku dorosłych mężczyzn.

Zatrzymała się na ścianie, mocno uderzając w nią tyłem głowy. Osunęła się na ziemię i od razu podniosła ręce, zasłaniając się w geście obronnym. Widziałem, jak się trzęsły, jak cała się trzęsie. Nagle wstała i popatrzyła na mnie ze strachem. Jej oczy nie były już przezroczyste, włosy były potargane.

W tamtej chwili poczułem się okropnie. Co ja robię? Oto poważny polityk ma urojenia i w dodatku bije swoją żonę!

- Allice! – krzyknąłem.

- Nie podchodź…! – powiedziała szybko.

Stałem ciągle w jednym miejscu.

- Co cię napadło? – wyrzuciła jednym tchem, a ja czułem się naprawdę jak damski bokser – Jake!

- Allice… – powtórzyłem – Przepraszam!

Podszedłem do niej i popatrzyłem jej prosto w oczy. Były normalne.

- Co to było, Allice?

- Co?

- Twoje oczy! Nie było ich!

- Co ty wygadujesz? Jake, przerażasz mnie!

- Ale… – nie mogłem znaleźć nic na swoje usprawiedliwienie – Chyba masz rację, trochę dzisiaj wypiłem i…. Chyba pójdę sie położyć.

Poczułem, że Allice kładzie się przy mnie dopiero gdy dochodzila jedenasta. Odwróciłem się i objąłem ją w pasie. Pachcniałą kremem malinowym, tego zapachu nie zapomnę. Za każdym razem, gdy czuję maliny, przypomina mi się tamta scena.

Zauważyłem, że jej tu nie ma, że ściskam tylko kołdrę. A przecież mógłbym przysiąść, że tu była, jeszcze czułem jej delikatna skórę, w powietrzu wciąż unosił się malinowy zapach.

Przestraszyłem się – to nie jest odpowiednie słowo. Wstałem z łóżka zdziwiony, zdezorientowany.

Wybiegłem na korytarz i wtedy usłyszałem szum wody. Allice jest w łazience, pomyślałem. Co się dzieje? Przecież była w sypialni!

Zapukałem do drzwi.

- Zaraz wyjdę, Jake – odezwał się jej spokojny głos.

Co się dzieje? To niemożliwe! Jednak postanowiłem się uspokoić i wróciłem do sypialni. Mam zbyt dużą wyobraźnię. Wcale nie było jej wtedy w łóżku. Może wtedy spałem i to był sen?

Zaświeciłem lampkę, położyłem się na łóżku i wziąłem z szafki nocnej książkę, którą zaraz odłożyłem. Nie mogłem wtedy czytać. Wciąż przed oczami miałem obraz Alice, wtedy, w kuchni. Obraz, który powtarza się w moich snach aż do teraz. Ale to nie są zwykłe koszmary senne. To prawdziwe horrory, coś, co naprawdę zobaczyłem.

Allice weszła do sypialni po kilkunastu minutach, gdy już powoli zapadałem w drzemkę. Świeża, pachnąca kremem malinowym i ubrana w koronkową bieliznę wyglądała naprawdę świetnie.

Położyła się przy mnie na łóżku. Jej oczy były tajemnicze, tak samo jak uśmiech. Od razu przestałem być senny.

Pochyliłem się nad nią i zacząłem gładzić jej policzek, gładki jak płatek róży. Dotykałem jej twarzy, ramion, piersi. Chciałem ją pocałować, ale nagle zamiast jej skóry i ust ujrzałem szklaną powłokę, a za nią zęby, język, gardło, wszystko w brunatnoczerwonej otchłani. Za szklaną, przezroczystą gablotą widziałem to wszystko, co miała wewnątrz siebie. Obraz przerażający i obrzydliwy, poczułem, że zaraz zwymiotuję.

Wybiegłem na korytarz, z trudem próbując się uspokoić. Dyszałem i sapałem.

Widziałem jej wnętrzności, przeszło mi przez myśl. To były jej wnętrzności.

Nagle dotarł do mnie jeden dźwięk. Szum wody. Serce podskoczyło mi do gardła i z szybkością błyskawicy znalazłem się pod drzwiami łazienki. Stukałem w nie mocno, dopóki nie odezwał się jej głos:

- Za chwilę wyjdę, Jake.

Allice żyje, przeszło mi przez myśl. Żyje. Więc kto był wtedy ze mną w sypialni? Dotarło do mnie, że być może ktoś dosypał mi czegoś do wódki. Jakiś prochów, które wywołują halucynacje.

Zapukałem jeszcze raz.

- Wchodzę – oznajmiłem.

W łazience było gorąco i parno. Para osadziła się na niewielkim lustrze. Za zasłoną w palmy widziałem cień jej sylwetki. Podszedłem w tamto miejsce i odsunąłem zasłonę.

Nikogo.

- Allice?! – zawołałem.

Cisza.

Rozejrzałem się dookoła. Nikogo. Co za obłęd. Jeśli to jakieś proszki, to są naprawdę mocne.

Woda się lała, ale Allice nie było w łazience. Więc czyj cień widziałem za zasłoną?

Przestraszyłem się nie na żarty. Zakręciłem wodę i gdy wychodziłem z łazienki, zobaczyłem na lustrze rysunek. Taki, jaki mogłoby zrobić kilkuletnie dziecko. Na parze namazana była para oczu. Źrenice skierowane dokładnie w miejsce, gdzie właśnie stałem.

Obserwują mnie, pomyślałem mimowolnie.

Mogłem wyjść, ale nie przestawałem na nie patrzeć. Nie potrafię określić, dlaczego tak było. One mnie jakby… zahipnotyzowały. Zauważyłem, że para w łazience gęstnieje, mimo że zakręciłem wodę. Wciąż tam stałem i patrzyłem w rysunek na lustrze, który w końcu zaczął zanikać w gęstniejącej parze. W końcu wogóle go nie widziałem. Miałem wrażenie, że te oczy nie zniknęły, ale umarły. To dziwne, ale wydawało mi się, że one żyły, a teraz zginęły. Zniknęły.

Otrząsnąłem się z tego transu i wypadłem na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

- Allice?! – krzyknąłem – Gdzie jesteś?! Allice! To nie jest śmieszne, Allice!

Nikt się nie odezwał. Wtedy dopiero zrozumiałem, że naprawdę mogło stać się coś złego. Allice ktoś porwał a mi dosypał jakieś proszki.

Zdecydowałem przeszukać cały dom. Wtedy nie miałem telefonu i nie mogłem zadzwonić na policję.

Jak wariat otwierałem wszystkie drzwi i zaglądałem do każdego pokoju, ale nie było ani śladu Allice. Naprawdę się wystraszyłem. Z latarką w dłoni przeszukałem każdy korytarz, jednak bez skutku.

Właśnie schodziłem z drugiego piętra, gdy poczułem zapach chloru i powietrze zaczęła wypełniać biała para. Usłyszałem szum wody. Czy to możliwe? Przecież ją zakręciłem. Może to Allice? Cienka nić nadzieji zawiązała się we mnie i ruszyłem w kierunku łazienki. Zanim tam doszedłem, para stała się tak gęsta, że nie widziałem nic. Gęstsza, niż zwykła para wodna. Biały puch wisiał z każdej strony i gdzie bym wtedy nie popatrzył, widziałem tylko to. Byłem zagubiony i zdezorientowany.

Nie pamiętam, jak udało mi się znaleźć schody i zejść na parter, gdzie było bardziej przejrzyście. Odszukałem w szafie płaszcz i wyjąłem z kieszeni klucze do domu.

Podszedłem do drzwi z zamiarem wyjścia, bo to co się tam działo przekraczało granice tego, co mogłem uznać za normalne. Chciałem z tamtąd wyjść.

Stanąłem przed drzwiami jak wryty. Oto była tam Allice, cała i zdrowa. Patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem.

- Allice…? – wychrypiałem – Co tu się do diabła dzieje?!

Uformowała usta w szerokim uśmiechu, obnażając białe, proste zęby.

- Jake, planowałam to już od dawna – powiedziała, a ja zauważyłem, że jej skóra powoli staje się przezroczysta.

- Co planowałaś…? … Allice, na miłość boską! – mamrotałem – Co ty chcesz zrobić?!

Widok jej szklanej skóry przesłoniła gęsta biała para, która nagromadziła się w pokoju. Widziałem tylko niewytaźny zarys jej sylwetki i to, jak kieruje się w moją stronę.

Zacząłem się dusić, nie było czym oddychać, para była niewyobrażalnie gęsta.

Allice podeszła tak blisko, że poczułem krem o malinowym zapachu i ujrzałem w jej dłoni nóż.

Wbiła go mocno w moje ramię, przeszył mnie potworny ból. Ostatnie co zobaczyłem, to jej sylwetkę oddalajacą się w stronę drzwi.

Dusiłem się, a ramię bolało mnie niemiłosiernie. Po krótkiej chwili wszystko wokół zaczęło wirować, a ja nagle zacząłem się okropnie bać. Śmierci. Nie samego umierania, tylko tego co będzie potem. Miałem dziwne wrażenie, że po prostu przestanę istnieć. Widziałem przed sobą ciemność, i to mnie najbardziej przerażało. Wrażenie pustki, samotności. Czy tak to naprawdę wygląda? Czy moja ziemska egzystencja naprawdę musi się zakończyć w ten sposób?

Ból, który czułem, powoli zanikał, aż w końcu wogóle przestałem czuć cokolwiek. Dusiłem się. Łzy na moich policzkach zasychały. Dusiłem się. Nic już nie czułem. Zamknąłem oczy.

*****

Obudziłem sie w szpitalu. Leżałem w nim jeszcze kilka dni, zanim doszłem do mniej więcej normalnego stanu. Allice nigdy więcej nie zobaczyłem, ale nawet nie próbuję jej szukać. Ciągle żyję w strachu i nie potrafię powiedzieć, czy to, co widziałem, było prawdziwe. Wydaje mi się, że to był po prostu koszmar senny, taki, jakie śnią mi się do tej pory. Nie potrafię tego zrozumieć. Wiem tylko jedno – chciałem komuś o tym powiedzieć.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Czas czytania: ~6 minut Wyświetlenia: 9 900

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje