Historia

Strzeż się latarnika!

falaster 4 6 lat temu 1 402 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Kiedy miałem 12 lat, przeprowadziłem się z rodzicami do niewielkiego miasteczka na Opolszczyźnie. Byłem wtedy bardzo nieśmiały i na początku strasznie doskwierała mi samotność. Przez kilka miesięcy nie miałem kolegów. Na szczęście z czasem zaprzyjaźniłem się z Bartkiem, który chodził ze mną do klasy. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy, więc często spędzaliśmy razem popołudnia. Całymi godzinami biegaliśmy za piłką na pobliskim boisku. Pewnego dnia mój przyjaciel nie przyszedł do szkoły. Wybrałem się do niego zaraz po lekcjach. Otworzyła mi jego mama, miała zaczerwienione oczy.

-Cześć, Michał - przywitała się ze mną, wycierając nos chusteczką.

-Dzień dobry, zastałem Bartka? Nie było go dzisiaj w budzie, więc pomyślałem, że podrzucę mu zeszyty.

-Bartek zachorował, jest w szpitalu - W jej oczach zaszkliły się łzy.

-Ojej, to coś poważnego? - zmartwiłem się.

-Miejmy nadzieje, że nie. Kiedy wyjdzie, na pewno cię odwiedzi - Pani Krystyna uśmiechnęła się blado i błyskawicznie zamknęła drzwi.

Nie widziałem Bartka przez kilka tygodni. Zachodziłem w głowie, co mogło się stać, ale wszyscy milczeli jak zaklęci. Tajemnica wyjaśniła się, gdy przypadkiem podsłuchałem rozmowę rodziców.

-Spotkałam jego babcię. Powiedziała, że wpadł w jakąś psychozę i musieli go zamknąć w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji-usłyszałem głos mamy.

-Psychoza?! Co za czasy! - zafrasował się ojciec-Przecież to jeszcze dziecko...

Na szczęście miesiąc później wreszcie zobaczyłem przyjaciela. Stał przed domem i patrzył w jakiś odległy punkt w dole ulicy. Od razu pobiegłem aby się przywitać.

Wyglądał strasznie! Miał przekrwione oczy i był potwornie blady. Zapytałem, co mu jest, ale tylko pokręcił głową.

-Starzy zabronili mi o tym mówić-powiedział półgłosem - Ale jeśli chcesz, wpadnę do ciebie wieczorem i wszystko ci opowiem.

-Jasne! - ucieszyłem się.

Nie mogłem się doczekać jego wizyty. Kiedy w końcu przyszedł, był w fatalnym stanie. Cały czas trząsł się i co chwile nerwowo zerkał na okno.

-Spójrz na ulice! - powiedział nagle tonem nieznoszącym sprzeciwu - Co widzisz? - Zapytał.

Podszedłem do parapetu i odsłoniłem firankę.

-To, co zawsze - odpowiedziałem - Twój dom,boisko, cztery latarnie...

-No właśnie, latarnie! - krzyknął - Są zgaszone, a przecież jest już ciemno!

-I to cię tak martwi? - zdziwiłem się - Pewnie jakaś awaria. Zresztą często się to zdarza. Nie pamiętasz, ile razy musieliśmy kończyć mecz, bo nagle gasły?

-On to zrobił! - Bartek z nerwów obgryzał paznokcie.

-Kto? - zacząłem się obawiać, bo naprawdę oszalał.

-Słyszałeś o duchu latarnika?

-Nie, nigdy - Wzruszyłem ramionami.

-Podobno dawno temu na naszej ulicy mieszkał taki stary facet, który każdego wieczora chodził po mieście i zapalał latarnie gazowe. Po pewnym czasie miasto wymieniło oświetlenie na elektryczne i stracił pracę. Nie miał rodziny, nikt nie chciał mu pomóc i zaczął przymierać głodem. W końcu powiesił się na latarni tuż przed naszym domem. Jak byłem mały, sąsiedzi opowiadali, że jego duch co jakiś czas pojawia się w naszej okolicy.

-E tam, to jakieś bajki-prychnąłem

-Też tak myślałem! - gorączkował się Bartek - Ale 2 miesiące temu wyszedłem wieczorem i wtedy go zobaczyłem!

-Kogo? Ducha tego dziadka?

-Tak! Był zgarbiony, miał na sobie staromodne ciuchy i czarny cylinder na głowie! Szedł chodnikiem, podchodził do latarni i pstrykał palcami, a one gasły! Wyłączył w ten sposób wszystkie światła. Ale najgorsze jest to, że mnie zobaczył!-Bartek przestał zwracać na mnie uwagę. Wpatrywał się w ścianę i struchlały z przerażenia coraz bardziej się trząsł-Widziałem jego oczy, iskrzyły się takim dziwnym blaskiem. Kiedy mnie zauważył, pogroził mi palcem i rozpłynął się w powietrzu. Pobiegłem do domu i opowiedziałem o wszystkim rodzicom. Nie uwierzyli mi. Zacząłem strasznie płakać i krzyczeć. Następnego dnia z samego rana zawieźli mnie do lekarza, który wysłał mnie do psychiatryka. Tam również nikt mi nie uwierzył...

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zerknąłem za okno. Naszą ulicę nadal spowijał mrok.

-Ale ty mi wierzysz? - zapytał z nadzieją w głosie.

-Eee... Chyba tak - odpowiedziałem niepewnie.

-Przecież widzę w twoich oczach, że kłamiesz - powiedział z wyrzutem - Michał, ja się boje! Ludzie mówią, że ten duch zabija każdego, kto go zobaczy. Ja nie chce umierać!-Spuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach.

Nagle otworzyły się drzwi. Mój przyjaciel aż krzyknął, ja podskoczyłem z wrażenia. Na szczęście był to mój tato.

-Nie chciałem was przestraszyć - Uśmiechnął się - Przyszła po ciebie mama-zwrócił się do Bartka.

Przyjaciel spojrzał na mnie posępnie i powlókł się do przedpokoju. Po jego wyjściu raz jeszcze zerknąłem za firanki. Latarnie nadal były zgaszone. Na wszelki wypadek sprawdziłem, czy okna są dobrze zamknięte.

W nocy długo nie mogłem usnąć. "Czy to możliwe, że Bartek zobaczył ducha?", myślałem, przewracając się z boku na bok. Gdy w końcu zasnąłem, przyśnił mi się okropny koszmar. Szedłem do szkoły, i nagle, jak spod ziemi, wyrósł przede mną okropny staruch w dziwnym kapeluszu. Wyszczerzył zęby, rozcapierzył palec i ruszył w moją stronę. Zacząłem uciekać. Biegłem, ile sił w nogach, ale on był szybszy. Dogonił mnie i przewrócił na chodnik. Chciałem krzyknąć, lecz nie mogłem wydusić z siebie słowa.

-Michaś! Michaś! - usłyszałem głos mamy. Zdumiony otworzyłem oczy i zobaczyłem jej zaniepokojoną twarz-Synku, to tylko zły sen-pogładziła mnie po policzku.

Wtuliłem się w nią i zacząłem płakać. Pytała, co mi się śniło, ale bałem się przyznać. Nie chciałem, by pomyślała, że ja też zwariowałem.

Po powrocie ze szkoły od razu poszedłem do Bartka. Dzwoniłem parę razy, ale nikt mi nie otworzył, więc wróciłem do domu. W przedpokoju czekał na mnie ojciec. Był bardzo wzburzony.

-Widziałeś się dzisiaj z Bartkiem? - zapytał.

-Nie. Rano czekałem na niego, ale się nie pojawił.

-Posłuchaj mnie teraz uważnie. Czy Bartek wczoraj mówił ci gdzie się wybiera? Tylko dobrze się zastanów!

-Nie - odpowiedziałem z przekonaniem.

Dopiero wtedy opowiedział mi co się stało. Bartek zniknął! Kiedy przed wyjściem do pracy rodzice chcieli go obudzić, okazało się, że jego pokój jest pusty. Ale najdziwniejsze, że drzwi były zaryglowane od środka, a wszystkie okna zamknięte. Przeszukali cały dom, lecz nie było po nim śladu! Wezwali policję, która natychmiast wszczęła poszukiwania.

Aż do wieczora modliłem się, żeby Bartek się odnalazł. Odpychałem od siebie myśli, że to stary latarnik stoi za jego zniknięciem, ale nie potrafiłem się pozbyć złych przeczuć. "Może to tylko kolejny zły sen?", pomyślałem i podszedłem do parapetu.

Rozejrzałem się po ulicy i nagle na moment stanęło i serce. "Nie, to nie możliwe!", wyszeptałem.

Cztery latarnie za oknem wciąż były zgaszone. Tylko ta piąta, której na pewno tam nie było, gdy wracałem ze szkoły, świeciła niesamowitym blaskiem... Już wiedziałem, że nigdy więcej nie zobaczę Bartka.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Jestem pewna, że już wcześniej czytałam tę historię, chyba nawet na tym portalu.
Odpowiedz
Fajne nawet
Odpowiedz
Dobre, możnaby bardziej rozwinąć pastę o większą interakcje z latarnikiem, bo trochę krótkie.
Odpowiedz
Nie miałem zbytnio pomysłu jak to rozwinąć, ale cieszę się że się podoba :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje