Historia

Robando De Los Muertos

sundowner 5 11 lat temu 7 352 odsłon Czas czytania: ~5 minut

- Kopanie, kopanie, kopanie, kopanie. Cholera... Już mam tego, kurwa, dość... Mam wrażenie, że trwa to już godzinami, a zaraz słońce wzejdzie całkowicie. Mam nadzieję, że warto...

ZGRZYT!

- No proszę! Na samą myśl, że całą tę ziemię będę musiał przerzucić z powrotem, dostaję mdłości. Teraz pozostało mi już tylko podnieść wieko i zabrać dobra. Zaraz... Co to niby jest, do cholery? Ałł! Niech przestanie, proszę! Pr-

- Zebraliśmy się tu dzisiaj, aby uczcić pamięć niespodziewanie i przedwcześnie zmarłej Julii Démorte. Była kochającą żoną, troskliwą przyjaciółką i pełną szacunku osobą. W jakiś sposób wywarła wpływ na wszystkich tu zebranych i dlatego też tu przyszliśmy - zakończył ksiądz...

To już pięć lat... Pięć samotnych, bezwartościowych lat odkąd ją straciłem... Nie chciałem jej stracić, broń Boże, byłem wreszcie szczęśliwy... Była dla mnie wszystkim, ja byłem wszystkim dla niej. Byliśmy razem odkąd byliśmy ledwo nastolatkami, a teraz jej nie ma, tak po prostu... Wszystko stawało się niejasne, prawie nie rozmawiałem... Wybaczcie tę tyradę, ale to takie smutne... Już dłużej tego nie zniosę... Nie mam już po co żyć... Straciłem ukochaną...

Była w domu, zajmowała się sprawami, a ja byłem wówczas w pracy. Po zakończeniu służby wojskowej zdecydowałem się na dość prostą pracę. No wiecie, trochę odpoczynku po tym wszystkim bez usuwania się w cień całkowicie... Ale, jak już mówiłem, przygotowywała się na mój powrót. Gdy podjechałem pod dom zobaczyłem zamaskowaną postać uciekającą przez moje podwórko, która po chwili zniknęła. Wysiadłem i zacząłem biec do środka, a to, co zobaczyłem było... Było po prostu nie do zniesienia... Leżała tam, bez życia, w powiększającej się plamie własnej krwi... Nic nie zabrano tylko ją zadźgano, umarła wykrwawiając się...

Zadzwoniłem na policję, przysłali karetkę. Medycy potwierdzili, że zmarła chwilę przed tym, jak do niej dotarłem... Przez następny miesiąc nie chodziłem do pracy. Ba, nawet nie wychodziłem z łóżka... W końcu nadszedł dzień pogrzebu, musiałem tam być mimo wszystko, więc wstałem... Nie czułem się sobą ostatnio, jej śmierć była tak dotkliwa... Każdej nocy miałem koszmary o tym, jak ją ktoś zabija i jak nie miałem na to wpływu, nie mogłem utrzymać jej przy życiu do przyjazdu medyków, chociaż powiedzieli, że nic nie mogłem zrobić... Zawsze się mówi, że wszyscy jesteśmy ofiarami zbrodni, ale ja tak naprawdę nie byłem, aż do teraz...

Z oczami pełnymi łez poszedłem na mszę, na pochówek, gnębiłem każdego moimi przeprosinami... Ale oni nie rozumieli. Nie czuli tego, co ja...

Teraz, pięć lat później, wpadłem w problemy gorsze niż kiedykolwiek... Nie wydaje mi się, że Julia odeszła... Gdy obudziłem się po miesiącu od jej śmierci znalazłem jedną z jej bransoletek, z którą była pochowana, na stoliku w naszym pokoju... Jeszcze tej samej nocy miałem koszmar, że wykopuję kogoś. Kopałem, kopałem, kopałem, aż w końcu dokopałem się do trumny... trumny Julii... Otworzyłem wieko, a ona tam była, nic się nie zmieniła. Obudziłem się dławiąc i płacząc... Wstałem, spojrzałem w lustro, opłukałem twarz.

Zanim sobie cokolwiek pomyślicie, to nie było żadnych cieni, nikogo za mną, nic z tych rzeczy. Na miłość boską, wydaje wam się, że co to ma być? Jakieś naciągane gówno o duchach? Umyłem twarz i wróciłem do łóżka, tyle. Nic więcej, nic mniej. Obudziłem się rano i zobaczyłem tę cholerną rzecz... Tę pierdoloną bransoletkę... I wszystko; każde wspomnienie, każdy śmiech, każda łza, powróciły... Upchnąłem to w jakieś bezpieczne miejsce i robiłem swoje...

Przez kilka następnych miesięcy nic się nie działo. Trzy, może cztery. Miałem kolejny nietypowy koszmar, ale tym razem ktoś dusił mnie łańcuchem. Kiedy się obudziłem twarz miałem w poduszce, ręce wokół szyi i je zaciskałem. Zanim znów coś sobie ubzduracie, to zwykle spałem z dłoniami splecionymi na klatce piersiowej, pod podbródkiem, dla wygody. To dziwne, wiem, ale nie mówcie mi, że wy nie robicie dziwnych rzeczy. Obudziłem się więc i oczywiście znalazłem naszyjnik Julii na stoliku, w tym samych jebanym miejscu. Zabrałem go, zapłakałem i odłożyłem w bezpieczne miejsce...

Ostatnio trochę się zapracowywałem. Spędzałem w domu możliwie jak najmniej czasu. Nie mogę tam wrócić jak zwykle... Czasami słyszę w głowie głos Julii. Tak, bardzo za nią tęsknię. Mówi mi, że mnie kocha, mówi różne rzeczy, ale nigdy mnie nie obwinia o to, co się stało. W gruncie rzeczy to tylko pogarsza sprawę, bo wciąż czuję, że to moja wina. Rozumiecie?

Jednego dnia, kiedy wszedłem do biura, ktoś słusznie zauważył:

Łał, zobaczcie, kto nie jest dzisiaj wkurwiony.

Zmarszczyłem brwi nieco zmieszany, bo o ile pamiętam, to już od dawna nie byłem na nikogo zły... Zapytałem zatem:

- Co masz na myśli?

Mój dobry kumpel, Gui, powiedział:

- No cóż, w ostatni piątek byłeś niemożliwie wściekły, bardziej niż wkurwiony. Zapytałem cię, o co chodzi, a ty wtedy spojrzałeś na mnie i powiedziałeś: "Są dwa." nawet się nie zatrzymując. Byłem tym trochę zdezorientowany i o nic dalej nie pytałem.

- Są dwa? Nie mam pojęcia, co by to mogło znaczyć...

- Ani ja, stary, po prostu daj sobie spokój, nie masz się czym przejmować, wyluzuj.

Po tym poszedłem do swojego biura. Gdy wszedłem zobaczyłem przylepioną karteczkę z napisem: "Mze esce uąć cło". Spojrzałem na nią, ale nie miałem pojęcia, co to może oznaczać. Haczyk? To było moje pismo... Odłożyłem ją na bok i zabrałem się za robotę.

Po pracy pojechałem do domu i zdjąłem garnitur. Siadłem na łóżku i oczywiście zacząłem rozmyślać o Julii.

- Minęło już trochę czasu odkąd mogłem powiedzieć, że cię kocham... - powiedziałem w sumie do nikogo mając nadzieję, że Julia usłyszy, jak bardzo ją kocham.

Tej nocy... ostatniej nocy... Mój Boże, za co... Położyłem się spać, a gdy obudziłem się następnego dnia, coś poruszyło się obok mnie. W jakiś sposób mnie to uspokoiło, zajęło miejsce Julii. A to, co zajęło miejsce Julii, to Julia. Momentalnie się ocknąłem, zacząłem krzyczeć jak opętany, a w tym samym czasie policja wpadła przez drzwi. Zakuli mnie i zabrali do więzienia. Odbył się proces w sądzie, ale oczyścili mnie z zarzutów ze względu na niepoczytalność i schizofrenię. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, wsadzili mnie do ciężarówki i wysłali do zakładu psychiatrycznego. Błagałem i mówiłem im, że nie jestem wariatem, ale tylko się uśmiechnęli i coś mi wstrzyknęli...

Wyszło na to, że mam osobowość wieloraką i jedna z nich odkopała Julię, to był powód, dlaczego znajdowałem jej biżuterię. Żegnaj zatem, czytelniku, nim zakończę ten piekielny koszmar. Julia ci opowie jak mi poszło. W końcu pomogła mi bez względu na wszystko.

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara

Autor: --- @ creepypasta.wikia.com/

(CC) BY-NC-ND 3.0 © Przy kopiowaniu proszę zachować autora, tłumacza i oba źródła.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Niezłe! ;)
Odpowiedz
Słabe przewidywalne od znalezienia naszyjnika wiedziałem o co chodzi poza tym wątek zabójcy został nie wyjaśniony
Odpowiedz
E tam czepiacie się tego pogrzebu fajne 10/10
Odpowiedz
Nie no, genialne, przez cały czas glowiłem sie czemu pojawiają sie rzeczy juli, a tu sie okazuje że rozdwojenie jaźni, tego sie nie spodziewałem.
Odpowiedz
dlaczego pogrzeb był po miesiącu ? !
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje