Historia

Nikt Cię Nie Chce

sundowner 6 10 lat temu 13 833 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Seria: "Nikt Cię Nie Chce. Nikt Cię Nie Potrzebuje. Nikt Cię Nie Kocha."

Było późno, a ja płakałam.

To żałosne, ale to mogła być w gruncie rzeczy dowolna noc drugiego roku studiów. 10 klasa była naprawdę beznadziejna. Byłam załamana, bez wsparcia - no chyba, ze wódka jest wsparciem - i nie zabiłam się tylko dlatego, że nikogo nie było stać na pogrzeb. Moi rodzice byli na granicy wytrzymałości finansowej i z każdym dniem zbliżali się do rozwodu. Unikali siebie nawzajem poprzez nieprzebywanie w domu i byli zbyt zajęci, aby zauważyć, że oblewam wszystkie egzaminy i płaczę co noc w swoim pokoju.

Nikt cię nie chce, nikt cię nie potrzebuje, nikt cię nie kocha.

To było moje motto. Powtarzałam je sobie w kółko. Chciałam umrzeć, ale nie miałam możliwości. Chciałam spać, ale mój mózg mi nie pozwalał. Nikt cię nie chce. Ojciec nie wrócił do domu; pewnie został na noc u jednego ze swoich kumpli. Nikt cię nie potrzebuje. Wydawało mi się, że słyszę samochód podjeżdżający pod dom, ale nikt nie wszedł do środka. Nikt cię nie kocha. Było późno, a ja płakałam.

Kiedy mieszkaliśmy na wsi miałam w pokoju duże okna, więc nocą było tam niewiele jaśniej, niż na niebie. Tak było zanim moi rodzice stracili wszystkie pieniądze i przeprowadziliśmy się do obskurnego domu na jakimś zadupiu pod miastem. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy, jak jasne jest miasto po zmroku, aż do pierwszej nocy tutaj spędzonej. Nawet mimo jednego okna, nawet mimo tego, że ściany i podłoga były ciemne, nie licząc bambusowej maty od dziadka przy drzwiach, światło latarni i z innych źródeł zalewało mój pokój aż do wschodu słońca. Nie mogłam tego znieść. Już moje depresyjne myśli wystarczająco mi utrudniały zasypianie w nocy.

Cieszyłam się, gdy po raz pierwszy światła przygasły. Może to latarnia się przepaliła. Nie widziałam, co się stało, byłam zbyt pijana i zbyt zajęta łkaniem w kącie, a byłam pewna, że natężenie światła nieco zmalało. Potem było coraz ciemniej. Nigdy nie zdarzyło mi się, aby urwał mi się film po alkoholu, ale pomyślałam, że to może ten pierwszy raz i tak to właśnie wygląda - jakby ktoś powoli wyłączał światła w pokoju. Odstawiłam butelkę wódki obok łóżka i położyłam się w oczekiwaniu na sen. Niestety, kiedy pokój ogarnęła całkowita czerń, ja nadal byłam przytomna.

I usłyszałam to.

Nucenie.

Znieruchomiałam, zmusiłam się do powstrzymania łez i przestałam oddychać.

Znałam tę melodię. Filipińska piosenka ludowa, którą dziadek śpiewał mi, zanim umarł. To jednak nie był odprężający głos mojego dziadka; nie brzmiał nawet jak głos człowieka. Był głęboki, powolny, tajemniczy, rozbrzmiewał echem. Wydawał się krążyć powoli po pokoju, od drzwi po moje łóżko. Moje oczy nie przywykły do ciemności; nie widziałam nic, ani jednego cienia.

Ale za to słyszałam.

Moje łóżko zaskrzypiało, coś wlazło na nie z drugiej strony, wciąż nucąc. Materac ugiął się pod jego ciężarem. Zaczęło się poruszać na łóżku, powoli, jakby czołgało się na czworaka, ja natomiast wciąż leżałam nieruchomo pomiędzy jego kończynami.

Nucenie ustało. Na twarzy czułam gorący oddech.

W końcu ruszyłam się i próbowałam to z siebie zrzucić, ale natychmiast złapało mnie za nadgarstki. Walczyłam, aby się wydostać, ale to miało całkowitą kontrolę i zmuszało mnie do leżenia na plecach, wciąż krępując moje ręce. Próbowałam spaść na podłogę, ale byłam przykuta do łóżka. Mimo to walczyłam.

Ostre ukłucie przeszyło moje prawe ramię.

Zakrzyczała z bólu. Miałam wrażenie, że był to nóż - ale skoro oba moje nadgarstki wciąż był przytrzymywane, to jak mnie zaatakowało?

- Nikt cię nie chce - powiedział niski, dudniący, szepcący głos, wprost w moją twarz. Poderwałam głowę w górę w nadziei złamania nosa napastnikowi, ale już go tam nie było. Zachichotało.

Kolejne ukłucie, w drugą rękę. Tyle, że tym razem wiedziałam już, że nie był to nóż. Było ostre, ale wilgotne. Obślizgłe.

- Nikt cię nie potrzebuje - wyszeptało.

Kolejne ukłucie, kilka centymetrów od ostatniego. Stęknęłam, nadal walczyłam, ale byłam coraz bardziej zmęczona. Obie moje ręce krwawiły; czułam gorącą ciecz wsiąkającą w pościel.

- Nikt cię nie kocha. - Tym razem ciepły oddech poczułam na ramieniu, gdzie chwilę wcześniej zostałam nacięta.

Nagle ukłucia stały się częste, prawie nie przestawało. Z każdą sekundą czułam kolejne nacięcie. Moja ręka stałą się mokra - nie od krwi, ale od broni. Zrozumiałam, co to za uczucie.

Język.

Mój boże, to mnie lizało. Lizało mnie i miało zamiar zabić. Nie przestawałam się wyrywać, ale bezskutecznie, traciłam tylko siły. Nagle lizanie ustało i znów poczułam na twarzy ciepły oddech.

- Czyż nie tego właśnie chcesz?

Nie odpowiedziałam. Daremnie próbowałam to z siebie zrzucić.

- Nie chcesz umrzeć? - zapytało.

Przestałam się szarpać.

Nikt cię nie chce. Nikt cię nie potrzebuje. Nikt cię nie kocha.

Chciałam umrzeć.

- O proszę, tak lepiej - powiedziało. Uwolniło moje ręce, a ciężar ciała się uniósł. Wciąż jednak czułam na twarzy jego oddech, który powoli przesuwał się w stronę gardła.

Język powoli przesunął się wzdłuż szyi, ale nie na tyle mocno, aby je naciąć. I wtedy to coś się odezwało: "Śpij, maleńka."

Z całej pozostałej mi siły i pod napływem adrenaliny podniosłam się. Udało się, więc nadal pchałam. Było ciężkie, ale udało mi się zepchnąć to coś z łóżka, spało na podłogę z hukiem. Ja przetoczyłam się na drugą stronę, niestety z dala od drzwi.

- Czemu się opierasz? - zapytało. Sprawiało wrażenie naprawdę zaskoczonego. Łóżko zaskrzypiało. W panice szukałam butelki, którą tam zostawiłam. Głos się zbliżał; był na moim łóżku. - Nie chcesz umrzeć?

Moja dłoń zacisnęła się na szyjce ciężkiej, szklanej butelki.

- Nie! - krzyknęłam wstając i biorąc szeroki zamach. Nie czułam nic poza strachem. Strach, krzyczący w mojej głowie, rozpierający moją klatkę piersiową. Strach przed tym, że to coś zniknęło mi z oczu. Strach przed śmiercią. Strach przed śmiercią.

Niczego nie trafiłam. Byłam zmęczona. Nie miałam już sił. Upadłam na podłogę i odpłynęłam.

Był już ranek. Światło wpadało przez okno. Czy to był sen? Wciąż trzymałam butelkę, ale może lunatykowałam. Spadłam z łóżka we śnie i również we śnie chwyciłam za butelkę. Albo może już całkiem zwariowałam.

Rozejrzałam się.

Moje pościel była przesiąknięta krwią.

Przedramiona miałam głęboko pokiereszowane.

Dotknęłam jednej z ran na lewym nadgarstku. Skóra była mokra.

Ślina.

Część 2 - http://straszne-historie.pl/story/2460

Część 3 - http://straszne-historie.pl/story/2474

---

Tłumaczenie: Lestatt Gaara Autor: antalgic @ Reddit NoSleep

(CC) BY-NC-ND 3.0 © Przy kopiowaniu proszę o zachowanie autora, tłumacza i obu źródeł.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

trzyma w napięciu :)
Odpowiedz
Niech dilera zmieni.
Odpowiedz
Zajebiste, normalnie trafione w moje klimaty
Odpowiedz
No może być.
Odpowiedz
*-*
Odpowiedz
zbol nakłaniający do samobójstwa?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje