Historia

Marzenie

kathos 7 10 lat temu 7 005 odsłon Czas czytania: ~5 minut

Sobotni poranek, pomyślałem i sprawdziłem godzinę, była 9:14 ah.. wydusiłem z siebie gdy spojrzałem w okno, był tak piękny i słoneczny dzień, w sam raz by spotkać się z Weroniką, moją przyjaciółką... Tak dziś Jej to powiem!

ubrałem się po czym poszedłem do kuchni w nadziei, że ten alkoholik jakiego moja matka sobie przygruchała zostawił chociaż jedną bułkę...

wchodząc do kuchni usłyszałem zachrypniętym głosem, zapewne skacowanym

-O młody, wstałeś, przydaj się na coś i leć po browara do Kwiatkowskiego.

Kwaitkowski to sąsiad, który prowadził sklep naprzeciwko naszej kamienicy, nie przejąłem się tym co powiedział i w spokoju zajrzałem do lodówki

eh... tak jak myślałem, pustki... nagle poczułem wielką obślizgłą rękę na moim karku, z początku tylko opadła z impetem lecz przywykłem już do tego... o ile można przywyknąć do bycia maltretowanym... poczułem szarpnięcie, Roman bo tak miał na imię rzucił mną o szafkę i trzasnął drzwiami, zdezorientowany odbiłem się od szafki i znalazłem się na podłodze, poczułem dotkliwe kopnięcie klapkiem w moje lewe ramie,było tak silne, że obróciło mnie momentalnie na plecy

nie próbowałem się bronić... byłem za słaby... wyszarpnął mnie w górę i wręcz wywrzeszczał mi w twarz nie oszczędzając mi przy tym jego zgniłego oddechu oraz porannego prysznicu...

-gówniarzu! ja Cię wychowuje! ja Ci jeść daje! a Ty jak odpłacasz się ojcu?! chyba dawno Ci nie przetrzepałem skóry co?!

-nie jesteś moim ojcem! wykrzyczałem po czym naplułem mu w twarz, zdezorientowany puścił mnie, dał mi szanse do ucieczki, chwyciłem buty i wybiegłem z domu, krzyczał coś o tym, że mnie zabije... ale to już nie było istotne... miałem się dziś widzieć z weroniką, z moją przyjaciółką... z moją miłością...

nic poza Nią się nie liczyło, Ma ona 20 lat, nie musi się uczyć bo ma bogatych rodziców, jest najwspanialszą kobietą na świecie! dziś mamy iść do parku! tak powiem Jej co czuje!

spacerując w stronę parku spotkałem psiaka, który co dzień towarzyszy mi w drodze do szkoły, nie wiem do kogo On należy, może jest bezpański? ale i tak nie mógł bym go zatrzymać... mimo wszystko zawsze weselej mieć towarzysza

nie wiem jakiej jest rasy ani nawet jak się wabi, wołałem na Niego po prostu piesku, miał zadbane kruczo-czarne futro, przypominało kolorem włosy mojego taty..

odszedł od Nas gdy miałem 13 lat, do dziś nie wiem z jakich powodów.

po prostu zniknął...

gdy dotarłem na skraj parku psiak usiadł przed furtką jak by wiedział, że nie może tam wchodzić, zdawał się czekać na mnie, cóż jeżeli mu się chce...

nie przejmując się zbytnio szedłem dalej na spotkanie z Weroniką.

mieliśmy spotkać się na placu zabaw, lecz coś było nie tak...

nie była sama, co to za facet?

podszedłem do Nich, weronika przywitała mnie radosnym spojrzeniem a ten "mężczyzna" (bo chłopcem bym go nie nazwał) się do mnie uśmiechnął

-cześć Łukasz! wykrzyczała radosnym głosem

-to jest Piotrek, chciałam Ci go przedstawić

przywitałem się z Nim, ale nie byłem zachwycony Jego obecnością... w końcu chciałem jej powiedzieć coś ważnego a na pewno nie zrobię tego przy nim...

posiedzieliśmy trochę na karuzeli, pogadaliśmy, Piotrek był bardzo cichy, co nie pasowało do Jego masywnej postury, daję sobie głowę uciąć, że ma ponad dwa metry!

spędziliśmy tak całe popołudnie, gdy dobiegała godzina 20 Weronika spojrzała się wymownie na Piotrka, oboje wstali

-Łukasz, pewnie zastanawiasz się kim jest Piotrek... cóż...

chciałam Ci go przedstawić bo stał się najważniejszą osobą w moim życiu i cieszę się że go polubiłeś

-cieszę się, że nie jestem Twoim jedynym przyjacielem odparłem z myślą "kiedy On w końcu Sobie pójdzie"

-Piotrek... nie jest moim przyjacielem... jesteśmy parą od jakiegoś tygodnia...

Gdy to powiedziała moje, życie legło w gruzach. dotarło do mnie, że jest Ona dla mnie nieosiągalna, że... nigdy nie będę mógł z Nią być... jestem taki mizerny, taki chuderlawy, a On? taki dryblas... jedyne co mogłem z Siebie wydusić to to, że na mnie już pora, odwróciłem się na pięcie i oddaliłem się od Nich, nie chciałem patrzeć jak się całują...

to był najgorszy dzień mojego życia... szedłem tak bez celu po parku..

chodziłem tak całą noc. nie opłacało mi się wracać do domu i tak nie będzie tam nic do jedzenia a jeszcze wpierdol mogę wyłapać...

wszystko było mi obojętne, poszedłem nad strumień znajdujący się na drugim końcu miasta, była już niedziela, nad strumieniem nigdy nie było dużo ludzi, tak i dzisiaj nie było nikogo poza mną i psiakiem, który całą noc mi towarzyszył, zdawało, się że próbował mnie pocieszyć.

siedziałem tak parę dobrych godzin wtulony w mojego kompana.

opowiedziałem mu całe Swoje życie... musiałem się wygadać.

gdy nastał zmrok zachciało mi się spać, nie spałem całą noc przydało by się chociaż trochę przespać, wtuliłem się w psiaka i usnąłem.

obudziło mnie warczenie, zerwałem się na równe nogi, rozejrzałem się i dzięki blasku latarni stojącej nieopodal zauważyłem dwie wysokie czarne postacie zbliżające się w moją stronę

-mały oddawaj kasę jeśli Ci życie miłe! wypowiedział jeden z Nich.

serce zamarło mi w piersiach myślałem, że już po mnie bo przecież nie miałem przy Sobie złamanego grosza nie mówiąc już o telefonie..

-o a co to? łysy zobacz jaka ładna psinka! po czym kopnął psiaka

-poszedł stąd! wykrzyczał

zamarłem, nie mogłem się ruszyć, strach paraliżował całe moje ciało, pot spływał po plecach, nieprzyjemnie zimny i chłodny powiew wiatru muskał moją skórę

nagle gdy myślałem, że to koniec mój kompan rzucił się na "łysego" wgryzając mu się w szyje, usłyszałem głuche *chrup po czym opadł bezwładnie na ziemie

drugi z napastników zaskoczony nie zdążył zareagować gdy szczęki psiaka rozerwały mu brzuch i wypruły wszystkie jelita, opadł na ziemię w towarzystwie agonialnych wrzasków, które po chwili ucichły, był martwy...

stałem tam jeszcze przez chwilę nie dowierzając co się właśnie stało, wydusiłem z Siebie ciche "chciał bym być tak silny jak Ty" po czym zbliżył się powoli do mnie i ugryzł mnie w nogę!

-kurwa jak boli! wywrzeszczałem z całych sił i upadłem na ziemie... ból był nie do zniesienia...

ale co to!? rozumiem mowę mojego psiaka?! TATA?!

***

dziś wtorek, postanowiłem wrócić do domu, była noc, była pełnia...

o dziwo ten alkoholik jeszcze nie był pijany, matki nie było w domu, cudownie...

-Ty gówniarzu gdzieś Ty był! wykrzyczał lekko wciętym głosem i wstał, swoim wielkim brzuchem przewrócił stół, staliśmy w kuchni, za oknem rozrzedzały się chmury

blask księżyca rozświetlił całe pomieszczenie...

-Ja Ci dam po... Co do kur... CZYM TY KURWA JESTEŚ?! wykrzyczał w panice cofając się do okna

w głowie huczała mi tylko jedna myśl...

w końcu się najem.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Oj, aż oczy bolą od czytania. Czemu wszystko pisane jest z małej litery, tylko zaimki z wielkiej?
Odpowiedz
spodziewałem się że te żule go zabiją mówiąc "ić spać" (chodzi o jeffa xd) ale i tak spoko
Odpowiedz
Fajny pomysł, ale przewidywalne i błędy, dużo błędów, jak nawet ja je widzę
Odpowiedz
Błędy, błędy i jeszcze raz błędy.Naucz się,że zdanie rozpoczyna się dużą literą.W wielu miejscach zamiast przecinków powinieneś postawić kropki.Sama historia znośna ale kiepsko się czyta.3/10.
Odpowiedz
Nie no, motyw z patologia w domu bohatera i zdradzoną miłoscią niezły, ale z psem - ojcem już troche sklepany
Odpowiedz
Słabe i niefajnie napisane. Niestety.
Odpowiedz
Słaba historyjka, ale za to dobrze opowiedziana
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Czas czytania: ~19 minut Wyświetenia: 22 227

Artykuły i recenzje