Historia

Podróże

scaryguy 4 10 lat temu 6 888 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Zawsze lubiłam podróżować. Nie ważne, czy samolotem, pociągiem, samochodem czy konno. Ważne, że podróż była długa. W sumie to wolę samą podróż od miejsca docelowego. Jestem dziennikarką. Mieszkam w większym miasteczku liczącym 150 tys. Mieszkańców. Właśnie pracuję nad pewną książką. Miałby to być zbiór opowieści z różnych miejscowości i „nawiedzonych” tam obiektów. Od kiedy pamiętam interesowały mnie zjawiska paranormalne. Dzisiaj może aż tak w to nie wierzę, nie mniej jednak wydaje mi się to po prostu ciekawe. Postanowiłam wyruszyć do małej wioski położonej około 230 km od mojej miejscowości. Słyszałam od znajomej z pracy, że stoi tam ogromny dom na wzgórzu, jednak nikt w nim nie mieszka i każdy omija go szerokim łukiem. Wsiadłam więc w pociąg i ruszyłam w drogę.

Podróż była długa i męcząca, jak to w polskim PKP. Dotarłam na miejsce. No prawie na miejsce… Musiałam jeszcze iść 15 km pieszo. Szłam tak kilka godzin wraz z bagażem. Przysięgam, nigdy nie byłam tak zmęczona. W końcu ujrzałam zieloną tabliczkę z odrapanym białym napisem, ledwo się doczytałam. Weszłam na żwirową ścieżkę i szłam w głąb wioski w poszukiwaniu jej mieszkańców. W sumie to bardzo się zdziwiłam. Było tam może z 10 domów, stary, drewniany plac zabaw, zarośnięte pola, maszyny rolne… i duży, stary dom postawiony na wzgórzu za stawkiem. Ogólnie wioska wyglądała na opuszczoną. Postanowiłam zapukać do drzwi jednej z chat. Otworzyła mi jakaś drobna staruszka. Patrzyła na mnie dużymi, całkowicie białymi oczyma. Uniosła górną wargę i zmarszczyła brwi. Kiedy już miałam pytać, czy wie coś o dużym domu postawionym na wzgórzu, wrzasnęła i zamknęła drzwi. Poczułam się dziwnie. To nie była normalna miejscowość. Ale stwierdziłam, że za długo tu jechałam, żeby teraz wrócić. Pomyślałam, że to jakaś obłąkana staruszka i postanowiłam zapukać do innego domu. Przeszłam na drugą stronę drogi i kiedy chciałam zadzwonić do drzwi, natychmiast otworzyła je jakaś młoda dziewczyna. Wyglądała jakby była w ciąży, z tym, że jej bluzka była cała zakrwawiona. Jej oczy były całkowicie białe. Była blada i biło od niej chłodem. Zapytałam czy coś się stało i czy mogę jej jakoś pomóc. Ta przekręciła głowę w lewą stronę i z powrotem spojrzała na mnie. To miało znaczyć, że nie? W każdym bądź razie, przeraziłam się nie na żarty. Pomyślałam, że to może jakaś choroba, epidemia, cokolwiek. Wycofałam się powoli i postanowiłam obejrzeć duży dom.

Zostawiłam swój bagaż pod starym dębem i ruszyłam w drogę. Prowadziła ona przez gęste zarośla i ukryte w nich ostre kamienie, jakby ktoś bardzo nie chciał, żeby ktokolwiek tam się dostał. Kiedy w końcu przedostałam się przez „dżunglę” niedaleko we mgle dało się ujrzeć dość spory dom. Podeszłam bliżej i obeszłam go z każdej strony. Teraz wyglądał jeszcze bardziej nieprzyjaźnie niż przedtem. Miał odrapane ściany, z których złuszczała się farba, dziurawy dach, powybijane okna. I skąd ta mgła się nagle wzięła? Czułam się jak w jakimś pieprzonym horrorze wyreżyserowanym przez jakiegoś nieudacznika. Co więc jeszcze mnie miało czekać?

Weszłam do środka. Drzwi były oczywiście otwarte, ale nie otworzyły się same tak jak w niektórych horrorach. Jednak co było dziwne, same się zamknęły. Wszystko wyglądało tak, jakby nikt tu nie był od 30 lat… Biurko, stara maszyna do pisania, mnóstwo porozrzucanych dokumentów. Wzięłam kilka do ręki. Większość z nich to akty urodzeń i zgonów. Poszłam do innego pokoju. To była chyba sypialnia.. Lampa naftowa, nie pościelone drewniane łóżko, stara komoda, mnóstwo ubrań na podłodze. Obdarte ściany z farby, przekrzywione obrazy. Następnym pomieszczeniem jakie zwiedziłam była łazienka. Rozbita toaleta, wielka wanna, umywalka, trzy szczoteczki do zębów i takie inne toaletowe akcesoria. Moją uwagę przykuło lustro powieszone tuż nad umywalką. Było nieskazitelnie czyste. Kiedy w nie spojrzałam, zauważyłam zniekształcony cień na ścianie. Momentalnie się odwróciłam. Jednak niczego za mną nie było.. Ani żadnej postaci, ani żadnego cienia. Tuż obok łazienki znajdowały się kolejne drzwi. Za nimi znajdował się dziecięcy pokoik. Drewniane łóżeczko z maleńką poduszką i kołderką. Mnóstwo zabawek, klocki, samochodziki. Na stoliku starannie złożone bawełniane pieluszki. Wszędzie jednak panował bałagan, tak jakby zostało to zostawione w pośpiechu.

Dom ten skrywał jeszcze więcej tajemnic. Miał bowiem jeszcze jedno piętro i piwnice. Postanowiłam wejść najpierw na górę. Schody skrzypiały niemiłosiernie, na ścianach wisiały obrazy. Większość z nich przedstawiała parę młodych ludzi oraz te same osoby ale prawdopodobnie z nowym członkiem rodziny: małym chłopcem. Idąc na górę atmosfera stawała się coraz bardziej mroczna i tajemnicza. Żałowałam, że nie wzięłam aparatu. Zapach jaki panował w tym domu był okropny… nie wiem jak go określić. Zdefiniowałabym go jako zapach śmierci. Jakby coś albo ktoś w tym domu umarło. Na pierwszym piętrze znajdował się długi, wąski korytarz pokryty czarną farbą, choć w niektórych miejscach można było ujrzeć kleksy czerwonego koloru. Dawało to jeszcze mroczniejszą atmosferę. Ponadto cały czas towarzyszyło mi wrażenie, że ktoś mnie śledzi, podąża za mną… Na całym przedpokoju znajdowały się tylko dwie pary drzwi. Otworzyłam jedne z nich. Było to niewielkie pomieszczenie bez okien, ściany były pokryte czarnymi jak heban zasłonami, które poruszyły się gwałtownie kiedy tylko weszłam. W pokoju znajdowały się dwa ogromne regały z grubymi księgami. Na większości z nich narysowane były pentagramy. Rozum podpowiadał mi, że jest tu niebezpiecznie i żebym jak najszybciej opuściła to miejsce. Ciekawość jednak była większa. Otworzyłam jedną z ksiąg. Znajdowało się w niej mnóstwo ilustracji przedstawiających czarne, skrzydlate istoty przypominające wyglądem biblijnego szatana. Napisana była nieznanym mi językiem. Podejrzewam, że był to hebrajski, bądź aramejski. Z tego co zapamiętałam, na pierwszej stronie było napisane coś takiego: אתה תהיה מקולל. Przypominało mi to jakąś księgę magii, albo księgę paktu z szatanem. Odłożyłam ją na miejsce i postanowiłam zwiedzić kolejny pokój. Znajdowała się w nim tylko stara wielka lodówka. Pokój ten również nie miał okien, a zasłony na ścianach były koloru bordowego. Biłam się z myślami. Otworzyć lodówkę, czy nie? Co może się w niej znajdować? Otworzyłam. To co tam zobaczyłam przerosło moje wszelkie oczekiwania. Kilka słoików z częściami ciała w formalinie. Prawdopodobnie małego chłopca…

Nie miałam już siły zwiedzać dalej tego popieprzonego domu. Jednak wiedziałam, że została mi jeszcze piwnica. Zbiegłam czym prędzej na dół, z każdym krokiem przyspieszałam. Uczucie śledzenia mnie, nie przeszło. Schody do najniższego piętra skrzypiały jeszcze głośniej. Zapach był nie do zniesienia. Jakby coś się tam rozkładało… Zeszłam na sam dół i otworzyłam stare drewniane drzwi, które zamknęły się za mną z wielkim hukiem. Nie wiem, czy już tak ześwirowałam, czy ten dom był taki straszny. Słyszałam krzyki i jęki małych dzieci. Ich płacz roznosił się po całym piętrze. Krótki przedpokój a na jego końcu stalowe drzwi z wywietrznikiem. Nie mogłam ich otworzyć. Miałam wrażenie, że ktoś lub coś stoi za mną. To od nich wydobywał się smród nie do zniesienia. Nie chciałam już wiedzieć co za nimi jest. Biegłam ile sił w nogach. Chciałam się stamtąd wydostać jak najszybciej.

Kiedy udało mi się z niego wyjść zauważyłam, że zapadł już zmrok. Nienawidzę ciemności. Największe cholerstwo jakie istnieje. Jednak nie chciałam tam zostać ani chwili dłużej. Ominęłam stawek i biegłam na złamanie karku przez gęste zarośla. Nie myślałam już nawet o swoim bagażu. Uciekłam z tej wioski. W nie więcej niż dwadzieścia minut byłam już na peronie. O mało nie zemdlałam jak tam dobiegłam. Dzięki Bogu pociąg miał przyjechać za 15 minut. Ku mojemu zdziwieniu przyjechał za 10. Wsiadłam do niego i pojechałam do domu. W połowie drogi dostałam jeszcze mandat za brak biletu, ale nie przejęłam się tym. Byłam szczęśliwa, że w końcu opuściłam to miejsce.

Wróciwszy do domu, wpadłam na genialny pomysł (szkoda, że dopiero wtedy), żeby poczytać coś o tym w Internecie. Wiecie co tam było napisane? Wioska, którą zwiedziłam jest przeklęta, a właściwie dom, który się tam znajduje. Każdy kto go zwiedzi, bądź dowie się co w nim się znajduje oślepnie i nie będzie mógł już mieć potomstwa. Stało się tak dlatego, że małżeństwo, które tam mieszkało zawarło dziesiątki lat temu pakt z szatanem. Ponoć mieli w tym jakiś wielki interes, do dziś nie wiadomo jaki. A teraz.. Przepraszam. Szkła kontaktowe przestają mi pomagać. Niedługo przestanę widzieć. Wybaczcie mi. Teraz czuję się trochę raźniej…

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Historia jest mega nudna. Ja rozumiem, że to jest creepypasta ale czemu rozmawiała że staruszka z białymi oczami a potem z jakąś lasią z zakrwawiona bluzka i nawet nie uciekła tylko poszła dalej. ;;-;;
Odpowiedz
Te znaki bo sprawdzalam znacza ,,bedziesz przeklety xd
Odpowiedz
Historia fajna:) Momentami przewidywalna ale 9/10.
Odpowiedz
O kurwa oślepłem xD Btw. ten hebrajski czy tam aramejski napis znaczy będziesz przeklęty (dość oklepany motyw). Historia 9/10 tylko zakończenie słabe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje