Historia

Terapia cz.1

poltergeist 4 10 lat temu 5 103 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Mrok. Jedyna rzecz jaką zobaczyłem po otworzeniu oczu był mrok. Była godzina trzecia nad ranem. Minęło kilka chwil zanim przedmioty z pokoju zaczęły wychodzić z cienia. Paliło mnie w gardle. Łyk zimnej, świeżej wody to była jedyna rzecz jaką teraz chciałem zrobić. Łapczywie złapałem za butelkę. Jedna szklanka za drugą, dopiero po czwartek poczułem ulgę. Miałem jeszcze kilka godzin snu. Leniwie wyciągnąłem papierosa z paczki. Jeszcze otumaniony nagłą pobudką powoli człapałem się do drzwi korytarza. Uchyliłem nieco drzwi, zza nich wystawał mój ledwo rozpalony papieros. Zaciągając się leniwie raz za razem myślałem zupełnie o niczym. Mrok który pojawia się w głowie jest znacznie bardziej tajemniczy niż ten który można zastać zaraz po przebudzeniu. Mrok myśli jest dłuższy, mroczniejszy a bywają nawet dni że jesteśmy wobec niego bezradni. Zgasiłem papierosa i zacząłem kierować się w stronę łóżka. Leniwie mijałem ciemny korytarz. Obrazy na ścianach wydawały się na mnie patrzeć, szydzić ze mnie. Nieznosiłem tego uczucia ani niepokoju który towarzyszył przy tym. Noc to nietypowe zjawisko. Jeżeli czegoś nie potrafimy dostrzec, w naszej głowie rodzi się wyobraźnia rodem z horroru. Każdy szelest, niewinny zgrzyt może doprowadzić Cię do paranoi. W ciemności zaczniesz się rozglądać, słychać dziwne szepty, oglądać niewyraźne obrazy. Wszystko po to by szaleństwo wyciągnęło po Ciebie swoje szpony. W końcu doszedłem do łóżka. Położyłem się spać.

Obudził mnie telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwoniła moja żona.- Cześć kochanie, obudziłam cię?- W słuchawce usłyszałem jej przyjemny głos.- Tak ale nic nie szkodzi i tak miałem wstawać, dzisiaj pierwszy dzień w nowej klinice- - Już myślałam że zaśpisz- powiedziała żartobliwie- nie kochanie. Kiedy wracasz?-- Muszę załatwić jeszcze parę spraw związanych z firmą, zajmie mi to kilka dni. Chyba poradzisz sobie bez swojej seksownej żonki- uśmiechnąłem się do słuchawki – tak, myślę że nie załamię się twoją chwilową nieobecnością- Izy nie było dwa tygodnie, a ja wciąż myślałem że nie ma jej miesiącami. Tęskniłem za nią bardzo.- Jak spałeś? Znowu koszmary?—Tak, znowu wstałem o trzeciej z ogromnym pragnieniem.—Nie powinien Cię zbadać lekarz?—Dobrze wiesz, że byłem już u lekarza ale nie potrafił mi pomóc. Myślę że w nowej pracy wszystko się zmieni—Oby. Dobrze ja zadzwonię później, powodzenia w nowe pracy. Kocham Cię—I ja Ciebie- potem usłyszałem już tylko głuchy sygnał rozłączającej się rozmowy. Wstałem z łóżka. Chwilę jeszcze rozmyślałem nad moim sennym problemem. Powtarza się to za każdym razem, lecz zawsze wstaję wypoczęty. W końcu przyzwyczaiłem się do tego. Pamiętam jak Iza martwiła się za każdym razem, kiedy wstawałem po kolejną szklankę wody. Najgorsze były jednak te koszmary. Gdyby powtarzały się tak samo często, pewnie bym zwariował. – Dobra, pora na szybki prysznic- powiedziałem do siebie i zacząłem swoją dzienną toaletę. Kawa i syte śniadanie postawiły mnie na nogi. Przed domem czekał na mnie samochód. Przekręciłem stacyjkę, warkot silnika oznajmił gotowość do jazdy. Czas ruszać do kliniki.

Szpital był położony niedaleko lasu. Wszędzie było czuć powiew świeżego powietrza. Zacząłem wdrapywać się na kamienne schody psychiatryka. Z leniwym piskiem otworzyły się drzwi holu. W środku przywitała mnie recepcjonistka- Słucham pana, w czym mogę pomóc—Dzien dobry, nazywam się Krystian Pałęcki mam pracować w tutejszym szpitalu.—aaaach nowy psychiatra, dr. Parzęcki czeka na pana.- Kobieta zaprowadziła mnie na piętro szpitala, dookoła kręcili się pacjenci. Korytarz był długi, mijaliśmy pokoje chorych. Na odcinku około trzydziestu metrów od schodów, korytarz dzielił się na kolejne. Lewy i prawy korytarz prowadziły na skrzydła powojennego budynku do kolejnych sal szpitalnych, zaś na wprost znajdował się pokój ordynatora.- to tutaj- powiedziała recepcjonistka. Podziękowałem i pewnie zapukałem do drzwi. Dojrzały, męski głos zaprosił mnie do środka. Pokój ordynatora nie odznaczał się czymś nadzwyczajnym. Na środku stało drewniane biórko, dwa fotele naprzeciwko. Po prawej stronie mieścił się regał z książkami. Pod butami czułem miękki dywan.- Dzień dobry, Krystian Pałęcki.- Zbigniew Parzęcki -- uścisnąłem dłoń ordynatora w geście przywitania- Rozmawiałem z panem przez telefon, miałem się stawić w sprawie pracy—Tak, tak, pamiętam. Proszę usiąść.- Parzęcki wskazał mi miejsce, w którym miałem spocząć- Cieszę się, że tak szybko pan do nas zawitał. Przeglądałem pańskie papiery, muszę przyznać że jestem pod wrażeniem. Jest pan całkiem młody jak na takie doświadczenie.- - No cóż, nie próżnuje. Bardzo lubię to co robię.—Nie wątpię, patrząc po wynikach. Pracował już pan z osobami chorymi psychicznie, a nawet z ludźmi o skłonnościach psychopatycznych. Czemu nie pracuje już pan w klinice w Gdańsku?- - Nastąpiła redukcja etatów, niestety szpitale w Polsce upadają.—Tak, to prawda. Nie chcę zapeszać ale nas póki co to nie dotyka. Zaznajomił się już pan ze szpitalem?—Nie, pani recepcjonistka zaprowadziła mnie wprost do pana. Szpital jest ogromny. Macie wielu pacjentów?—Nasz szpital powstał na opustoszałym budynku byłego szpitala Niemieckiego. Owszem jest duży ale mamy też i wielu pacjentów. Owszem kilka sal stoi pustych ale nie narzekamy na brak chorych. Może oprowadzę pana po szpitalu, przy okazji pokażę panu stanowisko pracy.—Bardzo chętnie.- Wyszliśmy spowrotem na korytarz. Szpital był znacznie większy niż myślałem. Dzielił się na trzy piętra. Na każdym znajdowały się sale dla chorych psychicznie. Ośrodek był bardzo zadbany. Parzęcki opowiadał mi historie budynku, zapoznał z presonelem górnych sal. Zostałem bardzo dobrze przyjęty przez obsługę szpitala.- czy będę pracował na tych oddziałach?- zapytałem.- Na górnych częściach mamy już sporą liczbę lekarzy, dla Pana chciałbym znaleźć inny punkt zaczepienia.- -A mianowicie?- - Zjedziemy teraz do piwnic, tam pan osobiście się przekona.- Weszliśmy do windy. Z lewniwym piskiem ruszyła na samo dno budynku. Tuż za drzwiami siedział ochroniarz i jeden z lekarzy- Dzień dobry dr. Parzęcki- psychiatra zwrócił się do ordynatora- Dzień dobry, to jest Krystian Pałęcki. Będzie z tobą pracował na tym skrzydle. Krystianie, oto Kazimierz Ostrowski, nasz najbardziej doświadczony lekarz.—Witam dr. Ostrowski, w czym się pan specjalizuje?- - cześć. Głównie skłonności psychopatyczne, krótko mówiąc najcięższe przypadki. Słyszałem o panu, jak na 30 latka ma pan naprawdę imponujące wyniki. Jest pan gotowy na pracę w „Hadesie”?- - „Hadesie”?- Spojrzałem na niego badawczo. Ten roześmiał się i powiedział- tak nazywamy piwniczne korytarze naszego szpitala.- ordynator złapał mnie za ramię- dobrze panie Krystianie, tutaj pana zostawiam. Dr. Kazimierz zadba o pana i pokaże stanowisko pracy. Pańskie biuro mieści się zaraz po prawej od windy. Miłego dnia życzę- podziękowałem. Ordynator zniknął za drzwiami windy. Ostrowski zaprowadził mnie do mojego gabinetu. W środku było bardzo schludnie, miałem sporo miejsca dla siebie. Fotele wygodne, biurko odpowiednio duże. – Podoba się?- - Tak, całkiem przytulnie— Przejdźmy na ty. Kazimierz- wyciągnął dłoń w geście przywitania- Krystian—Gotowy na spotkanie ze swoim pierwszym pacjentem?—Czemu nie?- odrzekłem z uśmiechem- chciałbym już go poznać.- Dobrze, zasady są podobne jak na każdym oddziale o zaostrzonym rygorze. Chodź za mną. – Wyszliśmy na piwniczne korytarze ośrodka. Mimo palących się świateł i skrawka słońca które wpadały przez szyby korytarza, odczuwało się dziwny niepokój. Dookoła było słychać jęki szaleńców zamieszkujących poszczególne cele, niektórzy krzyczeli, mówili do siebie. Nie są to miejsca dla zwykłych ludzi. Każdy z nich wpatrywał się we mnie, lecz ich oczy zdawały się wcale na mnie nie patrzeć. Same spojrzenia i klimat „Hadesu” wystarczyłyby by przerazić zwykłego zjadacza chleba.- Jest pan żonaty?- milczenie przerwał Kazimierz- Tak jestem. Od 5 lat.—Macie dzieci?—Nie, nie planujemy póki co. Żona jest zajęta prowadzeniem firmy, a ja pracą w szpitalach.—Można tu nabawić się stracha co?—No nie jest to przyjemne miejsce.—Pracuję tutaj 20 lat a zawsze ciarki mnie przechodzą jak tutaj schodzę. No to jesteśmy na miejscu.- podeszliśmy do ostatniej Sali na końcu korytarza. Jak reszta mieściła się za hartowanym szkłem, w środku było ciemno. Nie było widać nikogo lecz wyczuwałem czyjąś obecnośc. Był tam ktoś kto wnikliwie się we

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Pomysł ogólnie jest o.k. Dialogi i słownictwo leżą i wołają o pomstę do nieba. Wszystkie dialogi czytałam na jednym wydechu, coś na zasadzie dzieńdobrycoupanasłychaćdziękujędobrzeaupanateżdobrzeahanotodowidzenia - nie zdajesz sobie chyba sprawy, jak bardzo to wkurza. Wyeliminuj błędy, popracuj nad stylem, a nuż uda Ci się z tego zrobić cacko godne pierwszej strony na straszne-historie.pl
Odpowiedz
Pomysł ogólnie jest o.k. Dialogi i słownictwo leżą i wołają o pomstę do nieba. Wszystkie dialogi czytałam na jednym wydechu, coś na zasadzie dzieńdobrycoupanasłychaćdziękujędobrzeaupanateżdobrzeahanotodowidzenia - nie zdajesz sobie chyba sprawy, jak bardzo to wkurza. Wyeliminuj błędy, popracuj nad stylem, a nuż uda Ci się z tego zrobić cacko godne pierwszej strony na straszne-historie.pl
Odpowiedz
poprosze o reszta :-)
Odpowiedz
póki co przypomina mi hannibala
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje