Historia

JEDNA NOC

białadama 6 10 lat temu 7 278 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Ej dajcie spokój, tam przecież nikogo nie ma...- to były jego ostatnie słowa.

W następnej chwili w jego stronę wystrzeliły dwie pary trupiobladych rąk, zacisnęły się na jego ramionach i karku i pociągnęły go w mrok. Marcin krzyczał, wierzgał i szukał czegoś, czego mógłby się złapać, lecz na próżno. Z ciemności wynurzyły się dalsze postaci i zabrały go ze sobą.

Klara krzyczała tak głośno, jak potrafiła. Wszyscy krzyczeli.

- Uciekajmy!- tylko Marcel zachował resztki zdrowego rozsądku.

Klara rzuciła się do przodu. Już tylko kilka metrów dzieliło ją od bramy cmentarza. Nagle ktoś chwycił ją za rękę.

- Nie! Puść!- krzyczała- Ja nie chcę! Ratujmy Marcina! Marcin!

- Nic już nie zrobisz! Rozumiesz? Uciekamy!

Chłopcy zaciągnęli ją do samochodu. Warkot silnika przerwał ciszę, która trwała od paru sekund. Opony zapiszczały, gdy samochód wjeżdżał na drogę. Arek ukradkiem spojrzał na wolne miejsce w samochodzie. Teraz powinien siedzieć na nim Marcin...

- Co się dzieję...- szepnął sam do siebie. - Co tu się dzieję? - Wzburzony zapytał już głośniej, oczekując odpowiedzi. Nie otrzymał jej jednak. Każdy z pozostałych siedział zatopiony we własnych myślach. Klara nadal się trzęsła i co chwilę odwracała się za siebie. Gdy Arek ponowił pytanie, spojrzała na niego. Widać było w jej oczach strach, pewien rodzaj przerażenia.

- Ty nic nie rozumiesz... Pamiętasz tę książkę?

- Ten rupieć wypożyczony gdzieś na przedmieściach Lublina? No pamiętam i co?

- Arek to wraca! To nie tylko legenda... ,,Zło urośnie w siłę, zło znowu zakiełkuje, zło wygra..."

- Weź nie cytuj mi tego ścierwa! - Widać było, że już denerwuje go ta cała sytuacja, że nie może sobie z tym wszystkim poradzić. Nocna wyprawa na cmentarz, śmierć przyjaciela. Tego już było dla niego za wiele. - To same bujdy. - dodał już spokojniej.

- Bujdy? - Odezwał się milczący do tej pory Maciek. - To jak wytłumaczysz to, co się stało...?

- ,,To wróci, gdy tylko urośnie w siłę. Zło wygra..." - Klara nieprzerwanie cytowała słowa księgi. - ,,...zginie następna piątka...ona ostatnia...".

W ciszy dojeżdżali do miasta. Rozmowa im się nie kleiła, więc po paru próbach zaniechali jej. Marcel zostawił chłopaków pod blokiem, sam zaś musiał jeszcze odwieść Klarę.

Dojeżdżali do ulicy Zielonej. W pewnym momencie silnik w bmw przestał pracować, światła zgasły a samochód stanął. Spojrzeli na siebie. Marcel wyciągnął rękę, by otworzyć drzwi.

- Nie rób tego. Spróbuj go zapalić.

Spróbował, lecz maszyna milczała. Klara nie chciała opuszczać wnętrza samochodu, nie było jednak innego wyjścia. Wysiedli. Na zewnątrz było spokojnie, za spokojnie. Nie było widać żadnego przejeżdżającego auta, nie było widać niczego i nikogo. Ciemność ogarniała wszystko. Marcel w myślach klął prezydenta miasta, nie było bowiem w tej dzielnicy latarni. Obeszli samochód dookoła, oświetlając sobie drogę kieszonkową latarką Klary, z która ta nigdy się nie rozstaje. Nie znaleźli jednak niczego. Postanowili wrócić do samochodu. Marcel otworzył drzwi a Klara sięgała właśnie do klamki, gdy zauważyli, że coś się poruszyło.

- Szybko! - Krzyknął Marcel wsiadając. Klara otworzyła drzwi. Coś ją chwyciło za włosy i pociągnęło ku górze. Krzyknęła, gdy zobaczyła czerwone ślepia spoglądające na nią. Marcel złapał ją i wciągnął do samochodu. Stwór, który ją trzymał ustąpił, lecz nadal siedział na dachu auta.

- Spróbuj go zapalić! - Krzyczała przerażona Klara. Nadal się trzęsła i co chwilę spoglądała w szybę. Zablokowała już wszystkie drzwi, by nic się nie mogło dostać do środka. Spojrzała jeszcze przelotnie na tylne siedzenie i zamarła. Mignęły jej przed oczyma czerwone ślepia. Przyjrzała się jeszcze raz, lecz już nic nie zauważyła.

Marcelowi udało się odpalić samochód. Ruszyli z piskiem. Słyszeli jak coś turla się po dachu auta i spada na szosę. Odwrócili się, lecz nie zobaczyli nic. Ciemność pochłonęła wszystko.

Jechali prosto przed siebie. Chcieli jak najszybciej oddalić się z tego miejsca. W pewnym momencie Marcel ostro skręcił w lewo i wjechał w jakąś boczną uliczkę.

- Co ty wyprawiasz?

- Jedziemy do chłopaków. Czuję, że coś tu nie gra.

- Co nie gra?

Marcel nie odpowiedział na to pytanie. Spojrzał w lusterko. Wydało mu się, że zobaczył dwa czerwone punkciki w oddali. Po chwili widział już tylko ciemność.

Dojechali na miejsce. Wysiedli i popędzili w stronę budynku. Z samochodu spokojnie spoglądały na nich czerwone ślepia...

Biegli po schodach na trzecie piętro. Klara dyszała. Nagle upadła na kolana i złapała się za gardło. Nie mogła oddychać. Po omacku szukała po kieszeniach aerozolu.

- Klara, co się dzieję? - Krzyczał do niej z góry Marcel. Odpowiedziała mu cisza. Zbiegł po schodach, pomógł Klarze wstać i zażyć lek. Dalej poszli już powoli. Dochodzili do trzeciego piętra. Zatrzymali się. Drzwi prowadzące do mieszkania chłopaków były otwarte. W środku było jednak ciemno. Marcel poszedł pierwszy. Ostrożnie przekroczył próg i zapalił światło. Znajdowali się w korytarzu. Oświetlili całe mieszkanie przyciskami mieszczącymi się po prawej stronie drzwi. Czuli, że coś wisi w powietrzu.

-Arek? Maciek?

-Cśśś…- Uciszyła Marcela Klara. – Cicho!

Podeszła do drzwi i wyciągnęła rękę, by je otworzyć. Marcel odepchnął ją lekko i położył dłoń na klamce. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. Klara zasłoniła usta i nos rękawem. Zapach dochodzący z pomieszczenia był nie do zniesienia. Marcel kaszląc otworzył drzwi szerzej. Zamarli. To, co zobaczyli biło wszystkie horrory, jaki w życiu obejrzeli.

- Te ciała…- zaczęła Klara.- Och nie! – Wtuliła się w ramię swojego towarzysza. Chciała, by to wszystko się już skończyło, by okazało się złym snem, z którego zaraz się obudzi. Podniosła wzrok. Chciała jeszcze raz się temu wszystkiemu przyjrzeć. Na podłodze leżały poszarpane ciała, pozbawione kończyn. Wszędzie było mnóstwo krwi, a na jednej ze ścian widniał napis: ,,Zło powróciło…”. Klara pisnęła. Marcel odsunął się od niej.

- Patrz, nasza księga… Myślałem, że została u ciebie… - Pod jedną ze ścian leżała duża, stara brązowa książka. Marcel ruszył w jej kierunku.

- Skąd…- Zaczęła Klara, lecz nie dokończyła. Trzymała już w rękach księgę podaną przez Marcela. Otworzyła ją. Zaszumiało jej w głowie. Zobaczyła potworne obrazy: krew, śmierć, zagładę. Osunęła się na podłogę. Resztkami sił zamknęła księgę. Podniosła wzrok w poszukiwaniu Marcela.

- Nie ! – krzyknęła, gdy zobaczyła jak dwa stwory wynoszą jej przyjaciela z mieszkania. Rzuciła się w ich stronę. Nie miała już nic do stracenia. Jej życie tej nocy rozsypało się na drobne kawałki, których nic ani nikt nie zdoła już poskładać. Zbiegła po schodach i wypadła z budynku. Za późno. Jej przyjaciel wyglądał już tak samo jak reszta, która zginęła tej nocy. Zostało z niego tylko poszarpane ciało i kończyny porozrzucane dookoła. Po stworach nie było ani śladu. Klara podeszła bliżej. W rękach nadal ściskała księgę.

Odwróciła się za siebie. Samochód nadal stał tam, gdzie go wcześniej zostawili. Klara bez wahania pobiegła w jego stronę, usiadła za kierownicą i uruchomiła silnik. Chciała znaleźć się jak najdalej stąd. Nie wiedziała jednak dokąd ma zmierzać. Coś pchało ją w stronę cmentarza. Skręciła więc w prawo i ruszyła przed siebie. Zatrzymała się koło bramy, tej, przy której zginął Marcin. Wysiadła z samochodu i rozejrzała się w około. Było cicho, bardzo cicho. Nie było słychać żadnych szumów ani szelestów. Zupełna, niczym niezmącona cisza. Klara przekroczyła bramę. Szła długą alejką przed siebie. W oddali zobaczyła grób. Zadziwił ją. Był inny niż wszystkie, taki pusty, prosty. Biła od niego jakaś moc. Poszła w jego kierunku. Zatrzymała się, usiadła na ziemi. W rękach ściskała księgę. Nagle za plecami usłyszała głos : Niedługo twoja kolej. Nie obejrzała się jednak. Wiedziała, że to już koniec. Siedziała spokojnie i wpatrywała się nieprzytomnym wzrokiem w czarnego grzyba, rosnącego obok grobu. Słyszała szelesty dobiegające zza jej pleców. Czuła, że stwory są już blisko. Spojrzała jeszcze raz na grzyba, z którego wypłynęła strużka krwi. Zbliżał się jej koniec…

autor: Angelika Stec

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

"Ej dajcie spokój, przecież tam nikogo nie ma... - To były jego ostatnie słowa" Fragment, który powinien być mottem i sloganem Strasznych-Historii :D
Odpowiedz
Fajnee *.*
Odpowiedz
Genialne *.* xD.. Tylko nie rozumiem po co sie pchałado tego cmentarza o.o
Odpowiedz
Niezłe, przydałaby sie jeszcze jakaś mocna kontynuacja
Odpowiedz
Mi się bardzo podobała, ale trochę myliły mi się imiona xd
Odpowiedz
Jedna z najlepszych!
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje