Historia

Dzień Żniw

carma 9 10 lat temu 5 624 odsłon Czas czytania: ~5 minut

To moja pierwsza historia pisana w pierwszej osobie więc proszę o wyrozumiałość :)

Jechaliśmy autobusem na drugi koniec miasta. Postanowiliśmy zacząć tam, żeby jak najpóźniej pojawić się w domach. To moja ulubiona noc całego roku. Ostatni dzień żniw. Halloween. Zawsze lubiłam obchodzić je ze swoją rodziną, jednak dziś wyszłam ze znajomymi. Może i jesteśmy już za starzy na taką zabawę, przynajmniej tak twierdzi moja mama. Mamy po siedemnaście lat, jednak nadal czujemy potrzebę zbierania cukierków. To całkiem miłe przypominać sobie czasy kiedy się jeszcze było pięcioletnim dzieckiem w stroju księżniczki czy pirata. Nie zapomnę tego nigdy. To co mam na sobie nie przypomina przebrań z przedlot w żadnym stopniu. Wybrałam strój cmentarnego anioła, znaleziony i zakupiony online. Było to proste i łatwe, musiałam jedynie dopracować charakteryzację. Lewis nie wyglądał bardziej upiornie ode mnie, a podobno miał przypominać kosiarza. Niestety za późno przypomniało mu się o święcie, dzięki czemu nie zdążył kupić kosy. A to pech. Trzymał więc łopatę i podawał się za upiornego grabarza. Dziecinne jak nic. Audrey miała na sobie krótką, satynową sukienkę w kolorze fioletowym. Sztuczna, czarna peruka sięgała jej do bioder. Na głowie miała także opaskę z niedużym, ciemno różowym kwiatem. Myślę, że nałożyła za duży makijaż, ale to nie jest w końcu moja sprawa. To przecież nic, że w butach które założyła wyglądała jakby wyrwała się z domu publicznego. Może to był celowy zamiar, by przerazić rodziców? Sama nie wiem. Kevin stwierdził, że strój wampira najbardziej będzie mu pasował. Wszystko było, by nawet dobrze, gdyby nie umazał sobie twarzy sztuczną krwią i nie założył tego durnego płaszcza z peleryną i wielkim kołnierzem. Z taką inscenizacją przypominał Draculę ze starych filmów, co było co najmniej tandetne. Na koniec Mark. Nienawidził Halloween, tak jak i jego twórców – pogan. Wydaje mi się, że przez moją celtycką stronę, byłam przez niego nie za bardzo lubiana. Jednak jako, że był w związku z Audrey chodził na prawie każdego wyjście. Tak dla zasady. Cóż zapowiadała się niesamowita noc. Choć jeśli dalej będzie panować taka grobowa atmosfera to umrzemy z nudów.

Autobus zatrzymał się na interesującej nas stacji. Wysiadłam ochoczo jako pierwsza, nawet moje sztuczne skrzydła nie stanowiły problemu. Nie miałam takiego problemu jak Audrey, która dobre pięć minut kombinowała jak wyjść, żeby w siedemnasto centymetrowych szpilkach nie skręcić sobie kostki. Macie racje. Lekkie przegięcie. Z drugiej strony jestem podła. Dlaczego właśnie w taki sposób opisuję swoją najlepszą przyjaciółkę? Od razu poczułam ten zimny powiew. Ojciec opowiadał mi, że lodowaty północny wiatr to właśnie „Oddech Staruchy”, który pojawił się podczas święta Samhain(od którego wzięło się Halloween). Wielokrotnie występował w opowieściach celtyckich, których tak lubiłam słuchać jako dziesięciolatka. Teraz tata mieszka w Stanach, ja z matką zostałam w Irlandii. Pech.

Szliśmy ulicą obserwując biegające dzieciaki. Kto wypuszcza siedmiolatki bez opieki? Chyba tylko starsze rodzeństwo. Zresztą to nieważne. Nie byliśmy ty by oglądać i podziwiać.

Lewis wpadł na bardzo głupi pomysł, jednakże wszyscy się zgodziliśmy bez ekscytacji. Cóż, ponoć miało nam to zająć niecałe pół godziny. Potem możemy straszyć. Tak myśleliśmy wszyscy.

Chłopak prowadził nas przez gęste krzewy nie zważając na nasze stroje. Audrey cały czas narzekała, że gałęzie drapią jej nogi. Jednak on szedł uparcie dalej, więc nie pozostało nam nic innego jak podążać za nim.

Dotarliśmy do końca tego upiornego lasu. I nagle wzięło nas ogromne zdziwienie. Staliśmy na środku niewielkiego klifu, oglądając wzburzoną wodę, a w powietrzu unosił się mocny zapach soli drażniący moje płuca. Księżyc świecił jak lampa, ponieważ pomimo morskiej „burzy” na niebie nie widniała nawet najmniejsza chmura. Gwiazdy też nie. To poważnie niepokojące. Dreszcz przeszedł mi po plecach. To ten zimny wiatr. W tej chwili Kevin złapał Audrey za rękę i wgryzł jej się w skórę na nadgarstku. Dziewczyna zaczęłam krzyczeć jednak on tylko się śmiać. Pierdolę, przecież on ją naprawdę ugryzł. Boże co się dzieje. Co ja mówię, jak nie wierzę… Matko, ona się wykrwawi. Rzuciłam się do pomocy jednak Lewis złapał mnie za barki. Nie miał ochoty zrobić ze mną nic złego po prostu chciał mnie męczyć tym widokiem. Co się z nimi działo!? Zaczęłam krzyczeć jednak to nic nie dało. Wiedziałam, że byliśmy na obrzeżach lasu. Tutaj nawet grzybiarze się nie zapuszczali. Po za tym nikt nie łazi po tak gęstych krzakach pod koniec października. Patrzyłam błagalnie na Marka jednak on stał tylko ze smutną miną i nie reagował. Jak mógł to zrobić!?

Nagle przypomniałam sobie o niedużym nożu przypiętym na łydce do paska. Szybkim ruchem sięgnęłam po ostrze i dźgnęłam Lewisa w brzuch. Chłopak zawył ale rana była głęboka więc szybko się przewrócił. Kevin odsłonił kły i zbliżył się w moją stronę. Nie wiem skąd miałam tyle siły, by wbić mu nóż w klatkę piersiową, jednak zaraz zaczął kasłać i padł jak długi. Podbiegłam do Marka i zaczęłam na niego krzyczeć. On jakby nie reagował na to co robiłam. Dźgnęłam go w nogę, ale wydaje mi się, że to też go nie ruszyło. Podeszłam do Audrey i usiadłam przy niej. Miała ślady po ugryzieniu na ręce i na szyi. Nie mogłam jej już pomóc. Usłyszałam jak do mnie szepcze, żebym ją dobiła. Zrobiłam to. Wbiłam jej nóż w brzuch. Jak mogłam zabić własną przyjaciółkę!? Rozejrzałam się. Mark już się zmył. Nie miała telefonu, sprawdziłam kieszenie chłopaków. Żaden z nich nie miał komórki. Postanowiłam iść przez las, jednak ostatnie co pamiętam to paraliżujący ból w okolicach szyi. Upadłam.

Obudziłam się zapewne kilka dni później i rozejrzałam dookoła. Leżałam w pokoju wyłożonym od środka materacami, okna miały kraty, a drzwi pozbawione były klamki. Jeden ruch i poczułam, że mam skrępowane nogi i ręce. Zaczęłam krzyczeć. Wołałam, że oni zabili Audrey, że musi spotkać ich kara, jednak nikt mnie nie słuchał. Byłam sama.

- Co to za krzyki? – Padło pytanie od dziewczyny. Doktor odwrócił się w jej stronę.

- Widzisz siostro, tą dziewczyną przywieziono tu tydzień temu. Wyszła ze znajomymi świętować Halloween. I niestety chyba coś jej dolegało. Zabiła swoją przyjaciółkę, na początku wycinając jej dziwne ślady na ręce i szyi. Potem dwóch swoim znajomych. Jeden chłopak dławił się własną krwią i miał ją na około ust. Ostatni zdołał jej uciec, choć dźgnęła go w nogę. Mówił, że śmiała się z tego co robiła. Ona twierdzi, że jej kolega - wampir najpierw zabił jej przyjaciółkę, a ona działa w samoobronie. Teraz krzyczy, bo zapomniała gdzie jest. To od silnych leków. Idź podać pacjentowi spod czternastki tabletki ziołowe. Pan Jenkins chyba znowu zaczął się denerwować swoim współlokatorem. – Pielęgniarka kiwnęła posłusznie głową i ruszyła po leki.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

słabe......
Odpowiedz
Beznadzieja, najpierw główna wkurzyła mnie hejtowaniem znajomych, później ta,, celtycka strona" i powiedzcie mi, kto normalny na zabawę idzie z nożem do nogi przypiętym :-/ Nie mówię, że mało straszna, bo ja na takie rzeczy odporna jestem, ale wyjątkowo mało logiczna
Odpowiedz
Początek denny, końcówka podciągnęła całą historie
Odpowiedz
git. ale błędy są. ogólnie da się czytać, i nawet ciut w ciąga.
Odpowiedz
Kiedy zaczął ją gryźć pomyślałam "znowu durne wampiry", jednak koniec był super... Psycholka! Tak jak lubię xd
Odpowiedz
ogólnie bardzo ok, ale są niestety błędy które trzeba albo puścić mimo oczu, albo po prostu przemilczeć, bo historia robi się bezsensowna
Odpowiedz
Miałam napisać, że to kompletna szmira, ale końcówka trochę podratowała sytuację. Lubię motyw psychozy~ Ale... Boże. Błędy typu "celtycka strona" naprawdę dają po oczach. A że takie błędy zdarzały się co ~czwartą linijkę to tą pastę czytało mi się źle. Bardzo.
Odpowiedz
Skoro to twoja pierwsza pasta to dobrze ci wyszła :)
Odpowiedz
jak na 1 paste nawet ok, choć mało sie tu dzieje
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje