Historia

Ciesz się życiem

mysterious 6 10 lat temu 7 651 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Na imię mam Chris mieszkam w Anglii, w mieście Swindon. Moja historia być może nie będzie jedną z tych opowiadań, gdzie włos się jeży na głowie, a na całym ciele pojawia się gęsia skórka. Jednak ja to zapamiętam do końca i opowiem ją każdemu kto zbyt szybko się złamie i podda.

To miało miejsce kilka lat temu, z pozoru byłem zadowolony z życia, miałem dobrą prace, wspaniałą i piękną dziewczynę Violet. Jedyne co nie należało do najlepszych to kontakt z rodziną. Zawsze szedłem własną drogą, miałem swoje zdanie na różne tematy, swoje poglądy - co nie każdemu pasowało, a szczególnie mojej matce, która tego nie szanowała, uważała że powinienem być taki jak ona i ojciec, żeby brać z nich przykład, tak jak to robiła moja młodsza o 4 lata siostra, w którą rodzice zapatrzeni byli jak w obrazek i nic poza nią się nie liczyło. Nie zwracałem na to jednak szczególnej uwagi, ciesząc się tym co miałem, dopóki moje życie powoli zaczynało się komplikować.

Jestem z zawodu kucharzem, bardzo dobrym nie wstydzę się tego powiedzieć. Pracowałem w jednej z najlepszych restauracji w mieście. Niestety właściciel knajpy postanowił sprzedać swoje udziały innemu przedsiębiorcy, który miał zupełnie inne plany co do restauracji i obecnych pracowników. Mimo swojego długoletniego doświadczenia straciłem ukochaną prace, co spowodowało ogromne rozczarowanie, złość, a także obawę, w końcu ta praca dawała mi nie tylko dobre pieniądze co pozwalało mi na godne życie, ale także ogromną satysfakcje. Co miałem zrobić, uzależnić się finansowo od starych ? Rozglądałem się oczywiście za nową pracą, jednak Swindon jest małym miastem i wszystkie oferty, możliwości kończyły się nie powodzeniem, każdy odprawiał mnie z kwitkiem sugerując że nie stać ich na mnie. Szukałem pocieszenia u swojej ukochanej Violet, która niezbyt okazywała mi jakiekolwiek współczucie i wsparcie. Po krótkim czasie i ona mnie skreśliła, zrywając ze mną przez sms :

"Przykro mi Chris, odkąd straciłeś prace, stałeś się innym człowiekiem, w dodatku aktualnie jesteś gołodupcem który nie jest w stanie zapewnić mi godnego życia, nie mogę i nie chcę być z takim nieudacznikiem. Życzę Ci powodzenia. Nie pisz, nie dzwoń. Żegnaj, Violet"

- Jak mogłaś -powtarzałem co chwila i czytałem tego cholernego sms-a w kółko, myśląc że to żart. Nie mogło do mnie dotrzeć, co się stało i dlaczego tak nagle wszystko mi się zwaliło na głowę. W domu słyszałem tylko pretensje, że nie pomagam, że jestem pasożytem, że niczego w życiu nie osiągnę.

- Mogłeś iść na studia, miałeś tyle możliwości, ale nie ! Jak zwykle zrobiłeś po swojemu i co teraz masz ? NIC ! - matka codziennie wykrzykiwała mi te same słowa w twarz, miałem dość. Wszystkie ciotki odwiedzające Nas bez żadnych okazji, tak samo jak matka pomstowały, dolewały oliwy do ognia, wytykały palcem, porównywały mnie do siostry, "idealnej" pierdolonej Justiny, córeczki mamusi i tatusia idącej w ich ślady. Starałem się, nie słuchać, nie dać się wciągnąć w ten wir krytyki, odzrzucenia. Próbowałem dalej szukać pracy, nie tylko w Swindon, ale także w innym miastach, walczyłem też o Violet, chociaż w głębi serca wiedziałem że jest zimną i podłą suką.

NIC

Kolejna paczka mocnych marlboro, kolejna butelka Jacka Danielsa, to było teraz sensem mojego przetrwania, ale na jak długo ? Wszyscy się odwrócili, rodzina, dziewczyna, kumple też mnie olali.

Któregoś dnia po kolejnym porypanym dniu, kolejnej chorej awanturze w domu i przykrym sms-ie od Violet "Odwal się, nie chcę Cię już, zrozum !", miałem po prostu dość. Wyszedłem z domu, szukając czegoś, czego ? Sam nie wiedziałem, podbiegłem do małej budki, coś w stylu pomieszczenia gospodarczego, otworzyłem stare, drzwi śmierdzące spróchniałym drewnem, pierwsze co wpadło mi w oczy to gruby, sznur z włókna, patrzyłem na niego chwile po czym stwierdziłem - Co mi tam kurwa ! - chwyciłem go i pobiegłem w stronę najbliższego lasku.

Tutaj, gdzie bardzo często wspólnie z Violet spędzaliśmy wspaniałe chwile, postanowiłem zakończyć tą farsę i ulżyć wszystkim w okół a szczególnie sobie, to było jedyne rozwiązanie.

Zawiesiłem sznur na najgrubszym dębowym drzewie, jeszcze się przyglądając i zastanawiając, czy wszystko robię dobrze, nie chciałem żeby to było "samobójstwo" godne cholernego amatora.

Naglge usłyszałem

- Nie rób tego ! Nie, nie, nie rób !

- Zamknij się ! - uciszałem swój własny głos, który wydobywał się z mojej głowy

- Żyj ! - znów ten głos, czy to na pewno mój umysł ? Żyć ? Dla kogo ?

- Dla siebie, poczekaj, walcz i nie poddawaj się, ciesz się życiem ! - kolejna odpowiedź... kogo ? Nie wiem, ale przez to zwątpiłem, chwilę się zastanawiałem co robić, przypomniały mi się czyjeś słowa "Samobójcy to tchórze ! Bardzo odważni tchórze"

- Nie, kurwa no ! Co robić, co ja robię, czy to wszystko ma sens !? - krzyczałem do pustki otaczającej mnie... no właśnie pustki. Zostałem sam, nie mam nikogo. Usiadłem na ziemi, patrzyłem przed siebie, siedziałem tak kilkanaście minut, cisza doprowadzała mnie do szału, spojrzałem na sznur wiszący na dębie...zabrakło mi odwagi, zerwałem go z ogromną siłą i towarzyszącą jej złością, mówiąc przy tym

- Dziś jeszcze nie, ale jutro, jutro znów tu przyjdę i zrobię to !

Wracając, całą drogę biegłem, aż do utraty tchu, wpadłem do domu, czułem spojrzenia domowników, wiedziałem że zauważyli sznur w moich rękach, miałem to w dupie, myślałem wtedy że nawet dobrze, niech wiedzą kretyni do jakiego stanu mnie doprowadzili !

Wchodząc do pokoju, zabarykadowałem się w pokoju, rzuciłem na łóżko, trzęsąc się jeszcze, miałem burzę myśli,no i ten głos który mnie zatrzymał...w tym momencie czułem objęcia Morfeusza.

Zasnąłem, chociaż sen miałem twardy, to co się w nim pojawiło było bardzo realne. Sen mój przedstawiał właściwie ciąg dalszy wydarzeń, od momentu jak położyłem się na łóżku, usłyszałem stukot koni na zewnątrz i jakaś dziwna siła, kazała mi wstać i wyjść przed dom. Schodząc po schodach ani rodziców, ani siostry nie było, w okół panowała przerażająca cisza i towarzyszący jej niepokój. Wychodząc z domu nic nie widziałem, wszędzie była mgła, upiorna gęsta mgła, słyszałem tylko prychanie i rżenie koni, coś pchało mnie w ich stronę, ale wcale nie chciałem tam iść, myślałem żeby się wrócić do domu, schować, cokolwiek. Odwracając głowę w oknie ujrzałem swoją rodzinę, stukali w szybe, towarzyszył im błagalny wyraz twarzy. Znów spojrzałem w stronę końskich odgłosów. Nie mogłem się wycofać, szedłem w tym kierunku i to co wyłoniło się z mgły sprawiło że moje nogi stały się zwiotczałe i upadłem na ziemie. Karawan, czarny konny karawan z upiornym woźnicą i końmi równie koszmarnymi, który spojrzał w moją stronę. Jasna Cholera, jakie to było realne, myślałem że serce wyskoczy mi z klatki pierśiowej, co się wtedy ze mną działo !? Woźnica był cały siny, ubrany w czarny, poszarpany smoking, na głowie miał wyskoki cylinder, wpatrywał się we mnie, aż w końcu odezwał się głosem z za światów

- Teraz masz odwagę ? Zapraszam do środka

- Nie, nie chcę... odejdź - krzyczałem, woźnica wyszczerzył żółte, krzywe zębiska, tworząc z tego przeraźliwy uśmiech, podniósł rękę do góry, w której trzymał ogromny bat, uderzył nim w ziemie, wydając przy tym ogromny, burzliwy huk, coś błysnęło, oślepiło mnie. Upadłem, krzyczałem z całych sił, osłaniałem się rękoma...czekałem, czekałem na śmierć. Poczułem szarpnięcie, zacząłem się bronić, szamotać, odważyłem się otworzyć oczy i ku mojemu zdziwieniu, upiorny karawan znikł, a ja byłem w swoim pokoju, nade mną stali rodzice, przerażeni, to dłoń mojej mamy mną szarpała, chciała abym się wybudził z koszmarnego snu, mieli strach w oczach oboje, ale także troskę. Tak bardzo ucieszyłem się widząc ich, jak jeszcze nigdy.

Opowiedziałem im mój sen i to co podejrzewam się z nim łączyło, czyli odrzucenie przez wszystkich, brak wsparcia, wieczna krytyka i chęć popełnienia przez to samobójstwa. Przejęli się, bardzo. Objęli mnie mocno, zaczęli przepraszać, było mi dobrze, czułem się jak mały chłopiec, czułem ich miłość.

Od tego momentu wszystko się zaczęło zmieniać, z rodziną powoli się układało, znalazłem dobrą prace, poznałem kobietę, cudowną Margaret, dziś jesteśmy zaręczeni i bardzo szczęśliwi. K

Kiedyś opowiedziałem jej mój sen i wiecie co ? Patrzyła na mnie zdumiona, jakby zobaczyła ducha, i wtedy opowiedziała mi o swoim śnie, który miał miejsce mniej więcej wtedy kiedy mój.Błądziła po lesie, ale wiedziała że ma jakiś cel czyjeś. Nagle usłyszała czyjeś myśli, mężczyzny który chciał się zabić, zaczęła krzyczeć żeby tego nie robił, żeby żył....

Tak, Margaret moja zbawczyni i mój Anioł.

Pamiętaj drogi czytelniku póki możesz korzystaj z życia i wyciskaj z niego to co najlepsze, nigdy się nie poddawaj, każda porażka niesie za sobą coś nowego, coś dobrego, ja to wiem.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

kolego zmień dilera bo ten ci daje za duże dawki
Odpowiedz
Mocne
Odpowiedz
zajebiste!
Odpowiedz
Nie jest straszne, ale podoba mi się . :D
Odpowiedz
"Odwarzni" Ale ogólnie dobre!
Odpowiedz
niezłe
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje