Historia

Dżdżownice

zbig 11 10 lat temu 8 178 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Siedziałem przy barze pijąc kolejną szklankę whisky. Czekając. Wiedziałem, że to nastąpi. Wiedziałem, że nie mogę tego powstrzymać. Wiedziałem, że już nic nie mogę z tym zrobić.

Duszkiem wychyliłem szklankę i skinąłem na barmana by nalał następną. I tak miałem umrzeć. Równie dobrze mogłem wszystkie pieniądze przepić.

A tak. Nie miałem pieniędzy. Ale to i tak nie miało znaczenia. Zginę. W tym barze. Za parę minut. Już niedługo. Niech tylko miną w końcu te pieprzone dwadzieścia cztery godziny.

Rozejrzałem się dookoła. Typowy bar na zadupiu. Stoliki i dwuosobowe siedzenia przy oknach, przerwa by kelnerka mogła przejść, krzesła przy ladzie.

Jeden kucharz. Jeden barman. Właścicielem zajazdu pewnie był barman. Jak zawsze.

A i jeszcze kelnerka. A raczej kelnereczka. Trzynasto- lub czternastoletnia dziewczyna, która została zatrudniona przez własnego ojca, bo do szkoły za daleko, a mu żal na internat było. Pewnie nawet świat nie widziała i nie wiedziała, że ona istnieje. W każdym razie ten porządny świat. Z rządem, obywatelami i takie tam.

Sama. Mieszkająca z dwoma dorosłymi, samotnymi facetami.

Przyjrzałem się dokładnie.

Nononono...

Na oko piąty miesiąc będzie.

Uśmiechnąłem się.

Ah. Jacy ci ludzie są płytcy. Spojrzałem w dół, na swoją szklankę z cieczą, której mógłbym użyć do czyszczenia artylerii gdyby nie fakt, że rozpuściłaby się po pięciu minutach. Miejscowa whisky. Czyli tak naprawdę bimber pędzony z szczurów i czego popadnie wymieszany z prawdziwą whisky w proporcjach siedem do jednego. Uśmiechnąłem się do niej. Wypiłem duszkiem.

Spojrzałem na drewnianą ladę. Widziałem, jak coś wyżera dziurę, na lewo od mojej ręki. Coś małego. Po chwili z dziury wyskoczyła dżdżownica. Uśmiechnąłem się ponuro. Robak podpełzł do mojej ręki i wniknął się nią. Już nawet nie bolało. O nie. Chociaż w sumie raczej wgryzł się. Zrobiła mały otwór i przeżerając się przez kości, mięso i tkanki zaczęła iść w górę. Patrzyłem jak skóra wybrzusza się w miejscach, gdzie ona pełznie.

Wychyliłem kolejną whisky. Barman nalał następną szklankę. Był bardzo zadowolony. Widać to było po nim. Pewnie byłem jego pierwszym klientem od... no powiedzmy, że pierwszym klientem.

Dżdżownica dotarła do mózgu. Poczułem to po tym, że nagle zatkał mi się nos. Dotarła do swoich koleżanek. Dołączyła do uczty. Już niewiele tego zostało. Czułem tępe pulsowanie w głowie.

Eh....Patolog będzie miał ciekawą sekcję zwłok. Sam bym z miłą chęcią przeczytał raport. Zastanawiające było jak wszystkim intruzom w mojej głowie udało się przegryźć przez moje ciało i utrzymać mnie przy życiu.

Spojrzałem na whisky. Widocznie kończyła się butelka. Kwas był tak mocny, że prawie przepalił dno. Widziałem kawałki szkła pływające w cieczy. Co mi tam. Wychyliłem duszkiem.

Czułem lekki szum w głowie.

Ha.

Ciekawe, czy robale też są pijane. Bądź co bądź, ilość alkoholu, którą dzisiaj wypiłem powinna powalić każdego. Ewentualnie wypalić go od środka.

Uśmiechnąłem się do barman i pomaszerowałem do toalety. Nie. Kłamię teraz. Nie maszerowałem. Raczej pokuśtykałem. W końcu miałem jedno kolano wyżarte od środka. Na pewno.

Pamiętam ten ból i to uczucie pustki w kolanie. Teraz już nic nie czułem. Dżdżownice wyżarły w moim mózgu cześć odpowiedzialna za ból. Chyba.

Stojąc w pomieszczeniu dumnie nazywanym łazienką, lejąc dwoma strumieniami moczu do pisuaru zastanawiam się ile ich mam w swojej głowie.

Policzmy. Cztery weszło przez lewe kolano, dwa przez stopy, jeden przez penisa, trzy przez prawą dłoń. Spojrzałem na rękę. Trzy małe okrągłe otwory. Jak stygmaty- nie krwawiły. Mogłem spokojnie włożyć w nie gwoździa i udawać Jezusa.

Spojrzałem na penisa w lewej dłoni. Kilka milimetrów w bok i już nigdy bym nie mógł sikać. Uśmiechnąłem się. Umierać z pełnym pęcherzem to tragedia. A tak mam teraz dwie cewki moczowe.

Skończyłem. Schowałem swój podziurawiony, jak sitko interes do spodni i podszedłem do kranu z lustrem umyć ręce i twarz. W odbiciu lustra zobaczyłem kelnerkę. Stała w drzwiach. Chudy, piegowaty rudzielec wyglądający jak patyk. Nie wyglądała na dziewczynę. Wyglądała jak chłopak. Jedyne co zdradzało, że jest płci pięknej był fakt posiadania przez nią malutkich piersiątek, widzianych jedynie z tego powodu, że nosiła bluzkę z dekoltem oraz bardzo długie, bo aż do łydek, rude włosy.

Trzymała słoik.

Słoik wypełniony zielonymi papierkami.

Słoik wypełniony banknotami. Z daleko zauważyłem nominały. Sto, pięćdziesiąt i dwadzieścia dolarów. A to był naprawdę duży słoik.

Podszedłem do dziewczyny. Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Wiedziałem o co jej chodzi. Wysunęła przed siebie słoik. Uśmiechnąłem się smutno. Nie mogłem jej pomóc. Nie mogłem.

Pokręciłem głową.

Załkała.

Pomyślałem, że jednak mogę coś dla niej zrobić. Wyciągnąłem klucze od swojego hummera i dałem jej. Spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się. W jej oczach kryła się radość i zwątpienia. Podała mi słoik. Oddałem jej. Zaskoczona spojrzała na mnie. Przytknąłem palec do ust.

Wróciłem do baru. Było ciemno. Zbliżała się już dwudziesta. Jeszcze pięć minut jak robale wyrżną mi mózg. Jak umrę.

Uśmiechnąłem się. Zawsze myślałem, że umrę jako żołnierz w Iraku albo Afganistanie ginąc od kuli taliba. A nie jako sierżant, który był ochroniarzem bandy debili zwanych naukowcami ,którym eksperyment wymknął się spod kontroli.

Uśmiechnąłem się. Pierwsze dwa tygodnie eksperymentów z dżdżownicami mordercami były ładne.

Serio. Nie żartuje. Dżdżownice mordercy. Nowy pomysł amerykańskiego rządu. Miały atakować określone cele, ludzi i wyszukiwać i detonować ładunki. No w teorii. Najważniejsi byli ludzie i ich mordowanie. Ja zawsze w armii.

Pierwsza faza testów przebiegła znakomicie. Do pomieszczenia wpuszczono szczeniaki. Husky, doberman, dog i kundel. Nakazano im pożreć dobermana i kundla. Resztę psów zostawić w spokoju. Zrobiły to. Miały potem zjeść huskiego. Wykonały to.

Spróbowano zatem z małpami. Szympans, orangutan, goryl i pawian. Miał zjeść szympansa i pawiana, a goryla ciężko okaleczyć. Wykonały to.

Naukowcy byli zachwyceni. Wszyscy byli zachwyceni. Już niedługo miały być próby na ludziach. Gdy nagle odkryto coś strasznego.

Dżdżownice się rozmnożyły. Były ich setki tysięcy. W dwa tygodnie z dziesięciu zrobiło się ich około pół miliona.

Wtedy zaczęła się rzeźnia. Dżdżownice atakowały każdego i wszystkich.

W końcu użyto atomówki. By się wszystkich pozbyć. Działo się to na środku oceanu spokojnego. Nikt się nie skapnął.

Aż do teraz.

Wróciły. Dopadają swoich twórców. I wiem co z nimi zrobią. Rozlegną się. Będą ich setki. Potem miliony. Miliardy. Nie przeżyjemy.

Łyknąłem kolejny łyk whisky.

Spojrzałem na przeciwległą ścianę. Było tam lustro. Zobaczyłem, jak dżdżownica wyjada moje oko. Ciekawe.

Widocznie skończył im się mózg.

A ja wciąż żyje...

Wzięte z bloga Sacredq

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

ale bajka i bzdura...
Odpowiedz
Wow *.*
Odpowiedz
Niezły motyw z tymi robalami i śmiercią.Oby tak dalej :)
Odpowiedz
No nieźle
Odpowiedz
No, no. Świetnie napisane ;)
Odpowiedz
Bardzo fajne ciekawy motyw.. :)
Odpowiedz
świetna pasta :)
Odpowiedz
Fajnie napisana ; )
Odpowiedz
Genialna historia, taka... realistyczna jakby :P
Odpowiedz
Nie stać cie na nic własnego i wklejasz Sacredq'a, mimo wszystko on ma talent
Odpowiedz
To napisz coś sam.
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje