Historia

Syndrom wesołej kukiełki

tłumacze straszne-historie.pl 52 11 lat temu 48 345 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

To proste - myśleliśmy. Weź parę chromosomów, potnij, złóż na nowo - i spójrz - mamy człowieka idealnego! Dalej nie jestem pewien co poszło nie tak. Może błąd w obliczeniach? Pomyłka w procedurach? A może jeszcze coś innego. Kto to wie?

Mnie i kilku kolegów psychologów zaintrygowały ludzkie emocje. Złość, smutek, radość. Czy istnieje możliwość, aby ustawić ludzki mózg tylko na jedną z emocji? "Zablokować" radość tak aby smutek czy złość nigdy już nie były problemem? No cóż - teoretycznie da się.

Wolisz wersję z lektorem? Mamy ją dla Ciebie: 


Nie będę opisywał całej procedury naszego eksperymentu. Z dwojga powodów: nie chcę abyś mógł je powtórzyć i boję się, że mogę wpaść w szał kiedy będę je opisywał - te wszystkie okropne rzeczy, które zrobiliśmy...

Byliśmy ambitni, młodzi, nic nie mogło nas powstrzymać i nikt nie mógł nas przekonać, że się mylimy. Wszystko co powiem na ten temat to, że wzieliśmy parę komórek macierzystych i przekształciliśmy je w płody. Lekko tylko zmodyfikowaliśmy ich geny.

Eksperyment nazwaliśmy "Człowiek - Anioł", a jego celem było stworzenie istoty, która zdolna będzie do odczuwania tylko jednej emocji: radości. Muszę się do czegoś przyznać. Niestety… coś poszło nie tak. Okropnie nie tak!

Połowa obiektów testowych zmarła niespodziewanie, bez żadnych powodu i żadnych zwiastujących objawów. Pozostała połowa urodziła się okropnie zniekształcona. Tylko trójka była taka jak powinna. Perfekcyjna - tak myśleliśmy. Człowiek, z umysłem zdolnym tylko do radości!

Wszystko przebiegało tak jak powinno aż do osiemnastego miesiąca. To wtedy wystąpiły pierwsze syndromy. Zaburzenia równowagi, problemy z jedzeniem i spaniem, słabe reakcje na bodźce. Każdy z nas spanikował, jednak nikt tego nie okazywał - wszyscy udawali spokojnych i chcieli kontynuować prace. A to właśnie wtedy powinniśmy byli przerwać… trzeba było zabić te przeklęte obiekty testowe, zakopać je i zamknąć laboratorium. Ale nie… kontynuowaliśmy!

Wszystko się pogarszało. Obiekty ruszały się coraz bardziej sporadycznie, nie były w stanie artykułować żadnych słów - mimo to potrafiły się śmiać i robiły to często. Zbyt często. To nie był radosny uśmiech, tylko cichy, niemalże nerwowy. Robiły to non-stop. Nieważne ile bólu zadawaliśmy obiektom, one i tak wpatrywały się i śmiały się szyderczo.

Spodziewaliśmy się, że obiekty będą wykazywały ponadprzeciętne zdolności przyswajania wiedzy. Było jednak dokładnie odwrotnie, były umysłowo opóźnione. Nie mogły skupić uwagi na niczym dłużej niż pięć minut - zawsze zaczynały się śmiać. Prowadziliśmy dalej nasze badania, mieliśmy nadzieje, że wszystkie te symptomy ustąpią kiedy dzieci dorosną. Zresztą, nazwaliśmy te objawy syndromem szczęśliwej kukiełki. Ich bezmyślne ruchy przypominały właśnie kukiełki poruszane przy pomocy sznurków.

Pięć lat po rozpoczęciu badań zdaliśmy sobie sprawę, że nie ma już nadziei. Nie mogliśmy dłużej znieść nieprzerwanych śmiechów tych dzieci - jakby one wiedziały coś czego my nie wiemy, jakby przekazywały sobie jakiś ukryty żart. Ten widok sporadycznie podrygujących dzieci, nieustannie śmiejących się jest naprawdę okropny. Dwóch kolegów nie wytrzymało tego i zrezygnowało. Nigdy więcej nie mieliśmy od nich żadnych wieści. Byli jakby nieżywi.

Dzieci nie odzywały się od pięciu lat. Tylko śmiech. Ten przeklęty śmiech. Kiedy karmiliśmy je patrzyły na nas tymi wielkimi oczami, drgając i śmiejąc się, bez żadnego słowa. Tym razem daliśmy im jedzenie, do którego dodaliśmy truciznę, miała ona zabić obiekty nie sprawiając im przy tym bólu. Nie było to łatwe, ale musieliśmy to zrobić.

Kiedy mój kolega wszedł do pomieszczenia gdzie trzymaliśmy obiekty i położył przed jednym z chłopców tacę z pożywieniem śmiech ustał. Chłopak spojrzał na kolegę i jego oczy jakby pociemniały, a wyraz twarzy stał się śmiertelnie poważny. Wszystkie dzieci zamilkły.

Wpatrywały się w naszego znajomego i co chwile podrygiwały. Kolega był w szoku i nie mógł się ruszyć. Wszyscy badacze w pomieszczeniu wyciągneli długopisy i podkładki - chcieliśmy opisać całą sytuację. Wtedy też nasz kolega padł na kolana, złapał się za głowę i zaczął krzyczeć. Wyglądało to jakby nagle zaczął odczuwać ogromny ból. Nie wiedzieliśmy co robić. Wrzeszczący z bólu zemdlał.

Chciało mi się wymiotować, udało mi się jednak powstrzymać torsję - czego nie można powiedzieć o kilku pozostałych członkach zespołu. Działo się coś nienormalnego. Można było wyczuć jakaś mroczną siłę w powietrzu. Szybko zamknęliśmy pomieszczenie w którym byliśmy, odgradzając się od obiektów. Jeden z chłopców patrzył na drzwi i śmiał się. Upadł na podłogę i śmiał się szaleńczo. Pozostałe obiekty zrobiły to samo. Po paru minutach wstali, ciągle podrygując i chichocząc.

Zgasły światła. Słyszałem odgłosy jakby łamania, pękającego szkła, krzyki. Najbardziej przerażające były te mroczne szepty, przerywane cichym śmiechem.

Kiedy światła wróciły okazało się, że obiekty zniknęły. Dwóch innych badaczy leżało nieprzytomnych obok mnie - ich ciała były wykrzywione pod dziwnymi kątami, a z ich ust ciekła krew. Wydawało się, że nie żyją. Nie okazywali żadnych oznaków życia, ale mogę przysiąc, że słyszałem jakby się śmiali. Nie było pulsu, nie oddychali, a ja słyszałem ich cichy śmiech.

Mimo, że dzieci zniknęły czułem, że jestem obserwowany.

Ja i jeden ocalały kolega zamknęliśmy szybko wszystkie możliwe wejścia i zabarykadowaliśmy się w laboratorium.

---

Ciągle czuję się jakbym był obserwowany, ciągle słyszę śmiechy i szepty w moich snach, często nawet po przebudzeniu. Kiedy tak się dzieje uciekam - wstaje i opuszczam miejsce w którym jestem. Nigdy nie przebywam w jednym mieście dłużej niż kilka dni.

A najgorsze - wydaje mi się, że syndrom szczęśliwej kukiełki rozprzestrzenia się. Widywane były dzieci z takimi samymi objawami jak nasze obiekty. Nie mam pojęcia jak to możliwe, ale to się rozprzestrzenia! Czytałem, że ktoś gdzieśtam odkrył chorobę będącą następstwem problemów z 15 chromosomem. Chorzy byli radośni. Chorobę nazwano "Anielskim syndromem". Jak dotąd chorzy wydają się niegroźni. A ja wiem, że to nie prawda.

Wiem, że pewnego dnia mnie znajdą. Zaakceptowałem to. Należy mi sie to za próbę ingerowania w naturę. Zostawiam ten list tutaj jako przestrogę. Przyjdą też po ciebie, przyjdą po wszystkich z nas. Jeżeli kiedykolwiek usłyszysz szept, śmiech - ledwo na granicy słyszalności, uciekaj! Jeżeli kiedykolwiek będziesz miał wrażenie, że dostrzegłeś coś ledwo kątem oka - uciekaj.

Ostrzegam cię: nie ingeruj w coś w co nie powinieneś. Pamiętaj, że nawet anioły mogą być demonami w przebraniu. Nie szukaj mnie. Ja i tak będę wkrótce martwy.

---

Powyższy list został znaleziony w jednym z opuszczonych i zniszczonych laboratoriów na Alasce.


Tłumaczenie dla straszne-historie.pl - scaryguy.



Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Naprawdę świetna pasta! :D
Odpowiedz
Hej nagrałam tę creepypaste na yt,byłoby miło gdybyście ocenili :) https://www.youtube.com/watch?v=W4gV2X4wznI&t=110s
Odpowiedz
Na pewno mogło być lepsze, ale jest okej. 7/10
Odpowiedz
Marne. Błędy merytoryczne i logiczne. - "wzieliśmy parę komórek macierzystych i przekształciliśmy je w płody. Lekko tylko zmodyfikowaliśmy ich geny." = Żyjemy w czasach, gdy zmiany genetyczne i klonowanie nie są fikcją, więc wymyślanie czegokolwiek, żeby było - nie przejdzie. Z komórek macierzystych płodu się nie zrobi, nie ma też bata by przeszkształcić ich geny w taki sposób ja kto zamierzali. Komórki macierzyste są elementem wstępnym do wytwarzania sie poszczególnych organów w życiu płodowym - o ile w torii dałoby się z nich wyhodować dowolną tkankę, to wyhodowanie jej w taki sposób by tworzyła odpowiednie połączenia do stopnia organizmu już możliwe nie jest. Przy czym nawet przy pierwszej opcji - zabawy z programowaniem na poszczególne tkanki byłoby tyle, że zajełoby to lata. A i tak o niejednej rzeczy by zapomnieli. Dodatkowo opis, że większosc miała deformacje i padała - mówimy tu o stadku osobników posiadających absolutnie identyczny kod genetyczny. Komórki macierzyste - niezależnie od tego w co się przkształcą - będą wciąż należały do jednej osoby. Jeśli chodzi o "leczenie" za pomoca komórek macierzystych - to to wciąż jest w powijakach, jak dotąd nie udało się zaprogramować komórek do tego stopnia by tworzyły wyłącznie to co by się chciało - chce się powiedzmy wątrobę, albo serce, a tu znajdzie się kilka grupek, które się zbuntują i zaczną tworzyć zeby, skórę, czy włosy. Mówimy tu o zabawie na poziomie chromosomów. Skoro udało się stwierdzić, co trzeba zdezaktywować, to na tego typu zmiane wystarczy zrobić to w dojrzałej komórce jajowej - i ją zapłodnić. Nieporównywalnie mniej cackania się. - "po urodzeniu" - kto rodził?? Jedyną opcją byłoby tu znalezienei ochotniczek, które zgodziłyby się nosic eksperymentalny płód - brak szans na powodzenie, za duże ryzyko. W grę wchodza tak naprawdę tylko klony. - zatruta zupka - laboratorium, w ktorym się wykonuje nielegalne eksperymenty na ludziach - wierz mi. NIKT nie bawiłby się tu w zatrute zupki. - ludzie padający trupem "pod wzrokiem" dzieci - przypomina mi to film o oponie, ze zdolnościami parapsychicznymi, która sprawiała, że ludzie wybuchali - sens dokładnie ten sam. - ucieczka dzieci - nawet będąc w stanie zabić spojrzeniem - nie ma bata by opuściły laboratorium. Poiom zabezpieczen w tego typu obiektach jest taki, że po prostu próba ucieczki zakończyłaby się zastrzeleniem. - Wcia,ż uciekajacy, biedny, prześladowany "naukowiec". Prędzej schizofrenik z manią prześladowczą i paranoją, ale ok. - nawet jeśli dzieci miałyby jakiekolwikek zdolności parapsychiczne, to wciąż mówimy tu o trójce niezbyt inteligentnych pięciolatków, które właśnie uciekają z laboratorium na ALASCE (!) - Laboratoria najczęściej znajdowały się tam na północy - gdzie panuje klimat subpolarny. Powierzchnia alaski zajmuje 1,7mln km kw. - żeby się stamtąd wydostac, dzieci musiałyby umieć się teleportować. A tą umiejętność akurat można spokojnie wykluczyć. To, że jest to umiejętność czysto teoretyczna to jedno i nie o to tu oczywiście chodzi. Teleportacja jest cymś co jest ściśle związane z fizyką oraz biologią , materia, energia, atomy itp. itd.- skoro dzieci są niedorozwinięte umysłowo - to nawet toretyczinie posiadając umiejętność - pierwsza próba skończyłaby się dla nich tragicznie. I na koniec - to co już było wspomniane - opowiadanie o ciagłej ucieczce, a list znaleziony w miejscu skąd uciekł... cóż.. "Nigdy nie przebywam w jednym mieście dłużej niż kilka dni." - skoro tak, to koleś musi byc niezłym bogaczem. Jakby na to nie patrzeć - podróże kosztują, nawet jeśłi "mieszka" w pustostanach itp. Co do dywagacji, ze mogło to być inne laboratorium - w momencie gdy laboratorium zostaje opuszczone, zostaje z niego wymontowane absolutnie wszystko co użyteczne - osobnik, ktory od X czasu non stop ucieka - musiałby tam trafić już dawno po opustoszeniu, bo co jak co - ale roboty to on by nie dostal (anie nie chcial, skoro ma paranoje), samo dostanie się tam graniczyłoby z cudem, rzucalo się w oczy i byloby czystym debilizmem pchac sie w subpolarny klimat do kompleksu poazbawionego ogrzewania i czegokolwiek.
Odpowiedz
Spójrz za siebię...
Odpowiedz
No ściana i kołdra. Pasuje?
Odpowiedz
Spójrz za siebię...
Odpowiedz
Spójrz za siebię...
Odpowiedz
Spójrz za siebię...
Odpowiedz
Spójrz za siebię...
Odpowiedz
nie no zajebioza XD też czasem mam ten syndrom ,zwłaszcza przy moich chorych koleżankach XD
Odpowiedz
Mam tak samo XDD
Odpowiedz
Nie bardzo mi się podoba. Syndrom Angelmana to poważne schorzenie i nie uważam za właściwe takie się nim posługiwanie. Creepypasta zbyt okrojona. Miała mieć formę listu więc powinna być krótka, ale ten brak wniosków, skąd, co i dlaczego, nie pasowały do naukowca. Uważam, że główny bohater choć powinien próbować racjonalizować anormalne zachowanie dzieci.
Odpowiedz
no fajnie że ktoś moje tłumaczenie wziął ale mogli by się chociaż spytać o zdanie
Odpowiedz
Jakby to ująć: tłumaczenia raczej się nie różnią, może tylko kilkoma słowami.
Odpowiedz
Super, a to link do mojej interpretacji tej pasty w wersji audio: https://www.youtube.com/watch?v=P-p4hpynhGQ
Odpowiedz
Ha... ha ha! Hahahaha! HAHAHAHAHAHAHAHAHA!
Odpowiedz
mam przesrane ja się tak śmieje z niczego i zawsze tak jest. POMOCY! ;(
Odpowiedz
Więcej optymizmu
Odpowiedz
Fajne;)
Odpowiedz
otykurwo
Odpowiedz
Ciekawa historia Ale mam nadzieję, ze tworca nie chcial by czytelnik myslal ze to prawdziwa historia
Odpowiedz
Nawet ciekawe :) Śmiech to zło, od teraz się nie śmieje :P
Odpowiedz
Karny Levi xD
Odpowiedz
fajna historyjka az do momentu ucieczki dzieciaków z ośrodka. Potem juz średnio. a ostatnie zdanie niszczy: list znaleiono w laboriatorium a autor pisze ze jezdzi po całym kraju czyli specjalnie wrócił do laboratorium by zostawic tam ten list.
Odpowiedz
po co ich stworzyli jak potem chcieli te dzieci zabić się nie dziwie że były wkurzone -.-
Odpowiedz
fajne
Odpowiedz
Super
Odpowiedz
Po jutrze jadę na nocny teren na koniach do lasu o 22 i tam w lesie zawsze mam mroczki to się chyba zesram
Odpowiedz
Haha xd
Odpowiedz
Za każdym razem jak zobaczę coś kątem oka czyli tak 2/3 razy dziennie ;c Nie wyrobie z przeprowadzkami xdd
Odpowiedz
Świetne !
Odpowiedz
8/10 :P
Odpowiedz
BUU!!! Mówi że spierdala co kilka dni do innego miasta a list znaleziono w labolatorium NA ALASCE?!!!
Odpowiedz
Już dawno nie czytałam tu tak dobrej pasty. Świetna. ;)
Odpowiedz
Słyszałam u Azera, ale zawsze fajnie zrobić powtórkę :P
Odpowiedz
Jakbym miała zwiewać przed czymś co mi przemyka wieczorami przed oczami to bym ciągle biegała. X.x
Odpowiedz
Dzięki teraz kur-- nie zasne ale ok
Odpowiedz
a ja słyszę śmiechy dzieci ciągle kiedy śpię i kiedy nie śpię, kiedy jestem w szkole i kiedy jestem przy znajomych ciągle szłyszę śmiech ale już się przyzwyczaiłem bo to już od 2 lat
Odpowiedz
Zajebiście, teraz jak zobaczę coś kątem oka albo usłyszę cichy śmiech będę srał w gacie... Dzięki...
Odpowiedz
Czytam już drugi raz i w sumie dalej mi się podoba. :)
Odpowiedz
przerażająco prawdziwe .
Odpowiedz
Ja mam tak po czekoladzie i pepsi
Odpowiedz
extra:D:D:DD:
Odpowiedz
eeeee ja czasami widzę jakby jakieś postaci kątem oka D: Boże... XDD historia fajna :)
Odpowiedz
Dobreeeeee... Choruję na to xD
Odpowiedz
Dobra historia :) Like :)
Odpowiedz
ohej
Odpowiedz
Bardzo fajne :). Już udostępniam na facebooku :)
Odpowiedz
Ale taka mała niezgodność, skoro on opowiiadał w tym liście, że podróżuje i nie zostaje w jednym mieście na dłużej niż kilka dnii, to co robił list na Alasce ;D ale i tak świetne :3
Odpowiedz
Sorry ale nigdzie nie jest napisane, ze testy byly przeprowadzane na alasce. To moze byc inne laboratorium lol
Odpowiedz
Oj ludzie po 2 latach pora dokładnie to wytłumaczyć :p "powyższy list został znaleziony w jednym z zniszczonych i opuszczonych laboratoriów na Alasce" Od razu nasuwa się na myśl, że jest to laboratorium w którym przeprowadzono eksperyment. Oczywiście mogło to być inne laboratorium do którego udał się autor listu, podczas jego ciągłej ucieczki przed tymi istotami, ale to niezbyt logiczne :D no i jak już wspomniałam, napisał w tym liście, że ciągle ucieka, nigdy nie zostaje w jednym miejscu na więcej niż kilka dni, gdy usłyszy śmiechy - ucieka. Ktoś już to wytłumaczył :D także w związku z tym, że list znaleźli w laboratorium w którym przeprowadzono eksperyment, nie mógł przewidzieć ze będzie zmuszony do ciągłej ucieczki. Jednak z drugiej strony, to o czym wspomniałam jest w 2 części listu, a 1 jest zakończona zabarykadowaniem się autora listu i jego kolegi w owym laboratorium. I teraz można już tylko się zastanawiać, czy ta 2 cześć to jakiś dopisek, czy może napisał po prostu o tym ze wcześniej się zabarykadowali, a teraz jest zmuszony do ucieczki, co jest logicznym błędem. O matko, to skomplikowane :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje