Historia

Hotel Elisee

białadama 18 10 lat temu 13 006 odsłon Czas czytania: ~6 minut

Adres i numer telefonu znalazłem w sieci, niestety nie było mozliwości rezerwacji online. Trochę to dziwne w naszych czasach, ale skusiła mnie mała odległość do firmy, którą miałem odwiedzić.

- Hotel Elisee, słucham?

- Dzień dobry, chciałbym zarezerwować pokój dla jednej osoby na 25 listopada.

- Dobrze pan trafił, mamy właśnie promocję, koszt pokoju w tym dniu to tylko 10 $.

Przecież to prawie darmo! - pomyślałem.

- 10 $? Czy dobrze usłyszałem?

- Tak, proszę pana, tylko tyle. Jest pan naszym tysięcznym gościem w tym roku, stąd taka cena, pobieramy tylko opłatę administracyjną.

- W takim razie chętnie skorzystam.

Po podaniu niezbędnych danych recepcjonista potwierdził rezerwację.

Po kilku dniach podjechałem pod hotel. Parterowy budynek, jakieś 100 metrów za ostatnimi na tej ulicy zabudowaniami, lata świetności miał już za sobą. Tu i tam spod tynku widać było cegły, ale mimo to zaryzykowałem. Zawsze przecież mogę zrezygnować i poszukać czegoś innego, a cena kusiła. Wszedłem do środka. Uderzyła mnie nienaturalna cisza, jakbym wraz z zamknięciem drzwi odciął się zupełnie od świata zewnętrznego. Za podniszczonym kontuarem stał młody mężczyzna w nieskazitelnie białej koszuli. Jednak jego twarz, mimo "firmowego" uśmiechu, zdradzała olbrzymie napięcie.

- Witam pana! Pokój juz czeka! - prawie wykrzyknął.

Skąd on wie, że ja to ja? Nie ma innych gości, czy jak? Byłem zbyt zmęczony podróżą, by to roztrząsać. Mężczyzna wcisnął mi do ręki klucz i wskazał koniec korytarza.

- Drugie drzwi na lewo - powiedział.

Poszedłem we wskazanym kierunku i kiedy włożyłem klucz do dziurki, usłyszałem za soba jakiś hałas. Recepcjonista rzucił się do drzwi wyjściowych i zanim zdązyłem cokolwiek zrobić, zniknął za nimi, zostawiając mnie samego. Wszedłem do pokoju. Nie oczekiwałem cudów, ale tego się nie spodziewałem. Ze ścian odłaziła wyblakła tapeta. Dywan w kolorze, którego nikt już by nie odgadł, miał więcej dziur niż szwajcarski ser. Przez czarną od brudu szybę niewiele było widać. Na stojące w rogu łózko wolałem nawet nie patrzeć. Wróciłem do recepcji, postawiłem walizkę i podszedłem do drzwi wejściowych, by rozejrzeć się za recepcjonistą. Były zamknięte na klucz! Szarpnąłem je kilka razy, bez skutku. Ruszyłem na poszukiwanie innego wyjścia, w myślach układając przemowę, jaką uraczę tego pajaca, który wybiegł stąd zatrzaskując drzwi. Po chwili znalazłem tylne wyjście, ale było tak samo zamknięte, jak frontowe. Wróciłem do recepcji i usiadłem na zakurzonej kanapie. Pewnie koleś zaraz wróci, już ja go opierniczę! Mijały minuty, ale nikt nie nadchodził. Z wnętrza budynku nie dobiegał żaden, najmniejszy nawet, odgłos. Zaczęło sie robić coraz później, w dodatku mimo listopadowej pogody było duszno. Okna okazały się tak samo zamknięte, jak drzwi. Co więcej, przez żadne z kilkunastu, które sprawdziłem, nie było widać zupełnie nic! Eh, te jesienne mgły... Duchota robiła się jednak coraz większa, a facet nie wracał.

Trudno - pomyślałem - wybiję któreś okno, nie będę siedział tu nie wiadomo ile. Niech recepcjonista się martwi.Podniosłem kosz na smieci stojący w rogu i podszedłem do najbliższego okna. Wziąłem zamach i uderzyłem z całej siły. Kosz odskoczył, a na szybie nie zauważyłem ani jednej ryski. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz... I jeszcze... Nie wiem, ile razy waliłem w szybę. Ogarnął mnie jakiś irracjonalny lęk, że zostanę tu na zawsze. W końcu szyba pękła. Oczyściłem ramę z resztek i wydostałem się na zewnątrz. Mgła była tak gęsta, że ledwo widziałem koniec mojej wyciągniętej ręki. Co teraz? Zacząłem w myślach odtwarzać drogę, jaką tu przyjechałem. Ostatnim budynkiem na ulicy był bar. Potem już tylko jakies nieużytki i hotel. Skierowałem się w lewo po asfalcie, który bardziej wyczuwałem stopami, niż go widziałem. Nagle potknąłem się o coś i przewracając się przyłożyłem głową w asfalt. Przez chwilę zrobiło mi sie ciemno, ale szybko się pozbierałem. Nogi zaplątały mi się w jakąś szmatę, w której rozpoznałem białą koszulę, czystą, ale podartą, jakby ktoś zerwał ją z siebie w pospiechu. Ruszyłem dalej. Po kilku minutach zamajaczyła przede mną bryła budynku. To chyba ten bar. No, tu przynajmniej ktoś na pewno będzie. Pchnąłem drzwi i...

Wszedłem do recepcji "mojego" hotelu! Przeciez stąd (stamtąd?) przyszedłem! Stałem przez chwilę próbując zebrać myśli. Przy kontuarze zobaczyłem swoją walizkę. No jasne! Przy upadku musiałem stracić poczucie kierunku i zamiast do sklepu, wróciłem do hotelu. Ale przecież drzwi były zamknięte! Pewnie ta łajza recepcjonista wrócił w międzyczasie. Krzyknąłem głośno, ale odpowiedziało mi tylko echo. A trzy mu w cztery! Niech się chowa. I tak tu nie zostanę. Wziąłem walizkę i wyszedłem na ulicę. Tym razem szedłem jeszcze wolniej, starając się wypatrzeć we mgle ewentualne przeszkody. Po chwili dotarłem do baru. Nie! To niemożliwe! Znów stałem przed hotelem!

Przez kolejne kilka godzin próbowałem iść w różnych kierunkach. Zawsze po chwili docierałem do hotelu. To musi być sen! Zaraz się obudzę i wszystko będzie w porządku. Niestety...

Wszedłem do recepcji. Nigdzie ani śladu faceta, w ogóle nikogo... Podniosłem słuchawkę telefonu - głucho. Zacząłem przetrząsać biurko w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Otwierałem kolejną szufladę, gdy dźwięk dzwonka sprawił, że aż podskoczyłem.

Złapałem słuchawkę:

- Halo! Halo!

- Dzien dobry, czy to hotel?

- Proszę posłuchać! Jestem tu uwięziony, nie mogę się wydostać, proszę zawiadomić polic...

W tym momencie połączenie zostało przerwane. Telefon znów był głuchy. Nie wiem, ile czasu spędziłem w tym hotelu. Nie odczuwałem głodu, pragnienia, nie chciało mi się spać, czas płynął jakby obok mnie. Zacząłem snuć się po pokojach, ale w żadnym nie było nic, co byłoby warte uwagi. Usiadłem przy biurku i po raz pierwszy w życiu zupełnie nie wiedziałem, co robić. Bezsensownie wpatrywałem się w przyklejoną do biurka karteczkę z napisem : "Daj mu klucz!!!" Nagle zadzwonił telefon.

- Dzień dobry, ja w sprawie pokoju.

- Proszę się nie rozłączać! Proszę posłuchać! Zostałem tu uwięziony, nie wiem jak, ale...

Usłyszałem jakieś trzaski i w słuchawce zapadła cisza. Do cholery! Mam 28 lat. Czy mam tu spędzić resztę życia? Czy ja w ogóle jeszcze żyję? Nagle do głowy wpadła mi pewna myśl. Usiadłem w fotelu, telefon postawiłem przed sobą.

Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek:

- Hotel Elisee, słucham? - powiedziałem spokojnie.

- Dzień dobry, czy macie państwo wolne pokoje?

- Tak, oczywiście.

- W takim razie chciałbym zarezerwować jeden na najbliższy poniedziałek, na jedną osobę.

- Dobrze pan trafił, mamy właśnie promocję na ten dzień, koszt pokoju w tym dniu to tylko 10 $. Jest pan naszym tysięcznym gościem w tym roku, stąd taka cena, pobieramy tylko opłatę administracyjną.

Prawie usłyszałem, jak facet po drugiej stronie linii się uśmiechnął.

- W takim razie proszę zarezerwować.

Nie wiedziałem, kiedy będzie poniedziałek, ale plan miałem gotowy. Zamiotłem recepcję, zrobiłem porządek na biurku, przytachałem nawet kwiatek w doniczce, znaleziony w jednym z pokoi, byle by tylko wnętrze wzbudzało choć minimum zaufania. Z walizki wyjąłem świeżą koszulę, przebrałem się, usiadłem i czekałem.

Mężczyzna wszedł szybkim krokiem, podszedł do kontuaru, omiótł wzrokiem recepcję.

- Nie wygląda to zbyt luksusowo... Mam nadzieję, że pokoje są w lepszym stanie?

- Oczywiście, a dla pana mamy nasz apartament - skłamałem gładko.

- W takim razie chciałbym go najpierw obejrzeć.

Wszystko szło strasznie nie tak, czułem to jakoś, choć nie potrafiłem tego sprecyzować. Mój wzrok padł na karteczkę. "Daj mu klucz!!!" No jasne!

- Proszę, oto klucz, drugie drzwi na lewo, proszę się rozejrzeć.

Nie wiedziałem, co się stało. Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że znów słyszę z zewnątrz odgłosy miasta. Po raz pierwszy od przyjazdu.

W chwili, gdy mężczyzna włożył klucz do dziurki, wybiegłem na zewnątrz. Po mgle nie zostało ani śladu, w oddali zobaczyłem bar i inne budynki. Zacząłem biec w ich stronę, z radości zerwałem z siebie koszulę. Upadła na ulicę, obok innej, już mocno przybrudzonej...

W barze siedział jeden facet. Kogoś mi przypominał. Jakby... jakby dziadek recepcjonisty. Na mój widok zerwał się z krzesła:

- Wiedziałem, że w końcu Ci się uda! Przeczytałeś karteczkę! Ja, zanim na to wpadłem, straciłem czterech klientów. I 78 lat... Tam nie czujesz upływu czasu, ale tu płynie normalnie - dodał, widząc moją minę.

Spojrzałem w lustro. Facet z odbicia przymrużył oczy, oglądając swoją siwiznę i mnóstwo zmarszczek...

d1ler z paranormalne.pl

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Super ? 10/10 ??
Odpowiedz
Zajebiocha �
Odpowiedz
Bardzo interesująca historia. Super!
Odpowiedz
Swietne. Cytàm to praz tyrzeci.
Odpowiedz
rozwinięcie trochę jak "Pokój 1408' ale mi się podobało :D
Odpowiedz
10/10 !!!
Odpowiedz
zajebiste 10/10 :D
Odpowiedz
Zajebiste :D
Odpowiedz
10/10
Odpowiedz
dobre dobre..
Odpowiedz
fajne :)
Odpowiedz
Świetne ..
Odpowiedz
Wspaniałe :D
Odpowiedz
Więcej takich! :D
Odpowiedz
Świetne !
Odpowiedz
Na początku mi się nie chciało czytać ale potem jak już postanowiłam,że zacznę to się wciągnęłam ;3 Bardzo fajne ;)
Odpowiedz
Boskie (: Nprawde fajne ^.^
Odpowiedz
Genialne :)
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje