Historia

Peron

kwesiunia 20 11 lat temu 12 251 odsłon Czas czytania: ~4 minuty

Niedaleko miejsca mojego zamieszkania, przez wiele lat czynny był niewielki przejazd kolejowy połączony ze stacją. Do roku 1995 kursowało tu dość dużo pociągów. Była to jednak stacja końcowa, co oznacza, że właśnie tu kończyły się tory, a właściwie w oddalonej o niecałe 4 km jednostce wojskowej. W trakcie jej funkcjonowania bawiło się tam sporo dzieciaków z okolicznych domów i blokowisk. Dochodziło do poważnych wypadków, jeden zakończył się śmiercią. Jednak nie to spowodowało zamknięcie peronu ...

25 marca 1994 roku, pewna grupka uzbrojonych w latarki, łomy i inne narzędzia, mężczyzn próbowało „zarobić na torach”. Chcieli po prostu je wyrwać i sprzedać na złom. Tyle wiedzą wszyscy. Dzień po „skoku” znaleziono ich zmasakrowane ciała. Śledztwo tutejszej policji wykazało zwykłe zabójstwo. Jednak było to bardzo dziwne i pogrążone milczeniem władz morderstwo, które nie tak łatwo dało się wyjaśnić. Nie wiadomo wiele. Mimo to postanowiłem zagłębić się bardziej w tę tajemnicę.

Przekopałem tutejszą bibliotekę w poszukiwaniu historii stacji. Odnalazłem tekst źródłowy, traktujący o jej powstaniu i działaniu aż do roku 1980. Mój niepokój całą tą sprawą został wzmocniony przez opowiadania Stanisława Grabińskiego, znanego w niektórych kręgach pisarza. Jego opowieści i ballady są nazywane kolejowymi. Siły, które przedstawia on na tle właśnie takich malutkich peroników, były dla mnie niepojęte. Ale wróćmy do źródła, które jeszcze bardziej wzmożyło moje przekonanie o tym, że Grabiński pisał prawdę.

Tekst zawierał informacje o powstaniu całej stacji w roku 1939, kiedy to hitlerowcy zbudowali ją dla siebie i zamieszkującej ten teren ludności niemieckiej. Polacy nie mieli tam wstępu, czego pilnowała Żandarmeria Wojskowa. Po wojnie peron przejęła ówczesna władza. Cała historia nabiera tajemniczego wymiaru dopiero w roku 1970, kiedy to miał miejsce straszliwy wypadek, jakim było wykolejenie się pociągu na samej stacji. Zginęło sporo osób - prawie połowa znajdująca się wtedy w pociągu. Jednak aż do 1974 r. o sprawie nic nie słyszano. Na peronie odnajdywano okaleczone ciała. Byli to złodzieje torów. Dziwne jednak jest to, że ludzie, wiedząc o tajemniczych zabójstwach, dalej próbowali okradać stacje. Do roku 1975 zanotowano 15 niewyjaśnionych morderstw. Przesłuchiwano konduktorów pełniących służbę, ci jednak twierdzili, że nic nie słyszeli ani nie widzieli. Podano parę nazwisk, co ciekawe, wszyscy konduktorzy byli ze sobą spokrewnieni. Prawdopodobnie zawód był przekazywany z ojca na syna. Udałem się do jednego z nich w celu pozyskania dodatkowych informacji. Stary konduktor plątał się w zeznaniach i nie był dobrym towarzyszem dyskusji. Nawet drobna zapłata nie rozwiązała mu języka. Ja jednak nie poddawałem się i drążyłem starca jak się tylko dało. Przypomniały mi się dzieła Grabińskiego i napomknąłem o dziwnych siłach, które mogły nawiedzić stacje. Wtedy zrobił duże oczy i udawał, że nie słyszy co do niego mówię. Ładnie podziękowałem i wyszedłem z jego domu. A, byłbym zapomniał, stary konduktor mieszkał zaraz obok stacji. W domu kolejarza, bo tak to się kiedyś nazywało.

Postanowiłem spędzić noc na peronie. Najpierw jednak dobrze rozejrzałem się po całym, rozpadającym się przejeździe za dnia, aby móc znaleźć sobie dobrą kryjówkę do obserwowania Tego Czegoś co mogło tam być.

Uzbroiłem się w dobrą latarkę, zapas baterii i ostry nóż. Przed 22.00 byłem juz na stacji i zabunkrowałem się w niewielkim hangarze, z którego miałem świetny widok na całą okolicę. Mój strach był spotęgowany częstym stukaniem metalowych drzwi i odgłosami, które prawdopodobnie wydawały jakieś insekty. Do około drugiej w nocy było w miarę spokojnie, nie licząc tych dźwięków i paru pijaczków przechadzających się przed moją kryjówką. Byłem trochę śpiący, ale czujny. W momencie kiedy wkładałem nowe baterie do latarki, w oddali na peronie zobaczyłem chodzące w dwie strony światełko, które migotało jasnym blaskiem. Zdziwienie całą sytuacją było tak wielkie, że upuściłem latarkę, która z głośnym trzaskiem upadła na drewniane podłoże. Zamarłem. Zamarło również światło przechadzające się po peronie. Ktoś lub coś uniosło je do góry i wtedy ujrzałem czyjąś twarz. Była to twarz owego starego konduktora, który o tak dziwnej porze przechadzał się po stacji. Na szczęście, jeżeli można to tak nazwać, starzec nie podążył w moją stronę. Jednak w końcu zdałem sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy - „Co do cholery o tej porze robi tu stary pryk, z jakąś dziwną latarnią?” Cel jego wizyty zaraz miał się objawić, przynajmniej ja tak myślałem.

Około godziny trzeciej stało się coś dziwnego i nie całkiem udaje mi wierzyć się, że jeszcze żyje. Na stację bezgłośnie wjechał pociąg! Nie mogłem wykrztusić z siebie nic, ani krzyku ani nawet cichego pisknięcia. Był to najprawdziwszy pociąg z lokomotywą. Gdy podjechał na peron, usłyszałem tylko przerażający krzyk, rozdzierający spokojną noc. Nie wytrzymałem tego wszystkiego i wybiegałem z hangaru potykając się o jakieś śmieci. Podążałem w stronę najbliższych domostw. Po paru minutach wyczerpującego biegu przystanąłem obok jakiegoś domku i oparłem się o płot. W głowie miałem mętlik. Nie widziałem czy powinienem dzwonić na policję, czy też komuś o tym powiedzieć. Stwierdziłem jednak, że nikt mi nie uwierzy, muszę mieć mocniejsze dowody. Wróciłem na peron. Nie było starca i pociągu. Podszedłem bliżej do stacji...

To co zobaczyłem zszokowało mnie i wyssało moje siły psychiczne. Byłem pewien, że śnię, ale to się działo naprawdę. Wszystkie opowiadania Grabińskiego i tekst źródłowy znaleziony w bibliotece krążyły w mojej głowie. Widziałem, że to co zobaczyłem nie jest dziełem ludzkich rąk, tylko jakichś nadprzyrodzonych sił.

Na peronie leżały dwa całkowicie zmasakrowane ciała ludzkie. Twarzy nie było w stanie zidentyfikować, a zapach unoszący się w pobliżu zwłok był nie do opisania i powodował odruch wymiotny. Domyśliłem się tylko, że ci ludzie chcieli okraść peron. Coś im zabroniło i wymierzyło karę. Uciekłem.

Następnego dnia obudziłem się zlany potem. Nocne wydarzenia wymęczyły mnie strasznie. Ubrałem się jak najszybciej i pobiegłem na peron. Z daleka słyszałem syreny policyjne. Na miejscu stała karetka, wnoszono do niej dwa przykryte czarnym materiałem ciała. Zdałem sobie sprawę, że to jednak prawda. Tajemnicza, niewyjaśniona prawda, która nie daje mi spokojnie zasnąć. Uczucie wiedzy ciążące na moim skołatanym umyśle. Teraz wiedziałem, dlaczego peron został zamknięty...

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Ja myśle że to stary kolejarz ich zabijał
Odpowiedz
Nie straszna, ale nawet fajnie się czyta. Brakuje dreszczyku emocji :)
Odpowiedz
Może być 6/10
Odpowiedz
lepiej niech zrobią 2 część bo to nie bylo straszne fajne ale niestraszne
Odpowiedz
uzbrojonych w latarki ...
Odpowiedz
"Jednak w końcu zdałem sobie sprawę z jednej ważnej rzeczy - „Co do cholery o tej porze robi tu stary pryk, z jakąś dziwną latarnią?”" <- Kolejarz, który mieszkał koło stacji, patrolujący teren... Mnie by to aż tak bardzo nie zdziwiło, trochę wymuszanie nastroju.
Odpowiedz
Ściągnięta historia z Książki "Epidemie" :)
Odpowiedz
Słabe!
Odpowiedz
o co chodziło w ty ostatnim zdaniu " teraz wiedziałem czemu peron został zamknięty" ??
Odpowiedz
9/10 zajebiste
Odpowiedz
nie wiem jak wy, ale odniosłam wrażenie jakby przywozili tam ludzi, którzy zginęli wtedy w wypadku..
Odpowiedz
dla mnie do niczego 2/10
Odpowiedz
niezłe
Odpowiedz
No nawet nawet - 7/10 - czegoś mi brakuje - troche nudne - dopiero na końcu się rozkręca :p
Odpowiedz
fajne 10/10
Odpowiedz
Fajne *.*
Odpowiedz
Bardzo dobre. ^^
Odpowiedz
ciekawe kto lub co wysiadło z tej lokomotywy? Opowieść zajebista i trzymająca w napięciu 4/5
Odpowiedz
swietne!
Odpowiedz
W końcu na odpowiednim poziomie, jest bardzo dobrze
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje