Historia

Dom w spadku.

Użytkownik usunięty 5 10 lat temu 7 600 odsłon Czas czytania: ~5 minut

37 letnia Margaret żyła w dostatku, razem ze swoim o rok starszym mężem Philip'em i dwunastoletnią córką Camille. Była to zwykła rodzina, Camille się uczyła, rodzice pracowali. Margaret pracowała jako sędzia. Lubiła swoją pracę, uważała, że źli ludzie zasługują na karę. Mieszkali w wielkim mieście, w małym bloku. Pewnego dnia dowiedziała się, że będzie sądzić w rozprawie, w której oskarżonym jest jej kuzyn Lucas. Jego sąsiad podobno był świadkiem mordu dokonanego na siostrze Lucas'a, Caroline. Margaret wiedziała, że nie ma żadnej taryfy ulgowej dla rodziny. Jednak i tak z trudem skazała członka rodziny na 25 lat więzienia.

- Zemszczę się! Ja się zemszczę! - te słowa zdążył jeszcze wykrzyczeć Lucas, zanim straż wyprowadziła go z sali.

Dalej wszystko układało się zwyczajnie, dobrze. Poczucie winy u Margaret zniknęło. Jednak dwa tygodnie po tej rozprawie, dnia 3 lipca poinformowano ją o tragicznej wiadomości. Lucas popełnił samobójstwo. Znaleziono go rano, w jego celi, z poderżniętym gardłem i nożem w ręce. Ta wiadomość wstrząsnęła Margaret. Obwiniała się, że to przecież jej wina. Jakiś czas później dostała informację, że kuzyn zostawił jej coś w spadku. Była tym lekko zdziwiona, ale pojechała odebrać tą rzecz. Okazało się, że jest to list, z dołączonymi kluczami, ale nie tylko. W liście pisało:

"Droga Margaret. Zachowałem się dziecinnie mówiąc, że się "zemszczę". Wiem, że należało mi się. Nie zabieram Ci więcej czasu, bo wiem, że masz dużo pracy. Chciałem Ci tylko podziękować za dobry i sprawiedliwy wyrok. Jeszcze raz przepraszam. W spadku po mnie zostawiam Ci mój nowo kupiony dom, nie mam innej osoby, której mógłbym go podarować. Masz tam również naszyjnik. Adres domu to ul. Heliosa 7 (na samym końcu stoi dom) Warszawa. Klucze dołączone są do listu."

Jak się później okazało dom był na wsi. Margaret była w pełni szczęścia, ponieważ zawsze chciała mieć własny ogród i duży dom. Camille również była zadowolona, mówiła, że wreszcie będzie miała swój pokój, który później Margaret przydzieliła jej na piętrze, z balkonem. Ona zaś i Philip zajęli sypialnię na dole.

- Pierwsza noc w nowym domu - mówiła Margaret, była naprawdę uradowana.

Cała rodzina zdążyła się już przeprowadzić. Wszystkie meble ustawione. Była godzina 20:00, ale rodzice byli tak zmęczeni przeprowadzką jak i ustawianiem mebli, że postanowili położyć się wcześniej. Camille była u siebie w pokoju.

Mimo zmęczenia Margaret nie umiała zasnąć. Była tak podekscytowana, że po prostu jej się nie chciało. Po godzinie 22:00 już prawie zasypiała, ale nagle usłyszała kroki po schodach. Jakby ktoś wchodził, lub schodził z piętra.

- To na pewno Camille zachciało się pić i zeszła po wodę - uspokoiła samą siebie.

W końcu udało jej się popaść w błogi sen.

O godzinie 23:30 obudził ją donośny krzyk. Od razu praktycznie usiadła. Nic. Po 3 minutach, kiedy uznała, że to tylko sen usłyszała go ponownie. Tym razem był donośniejszy.

- Philip! Philip obudź się! - szarpała za ramię swojego męża.

- Co się stało? - zapytał zaspany

- Nie słyszałeś? Ktoś krzyczał, chyba Camille. Idź to sprawdź! - powiedziała zdenerwowana.

- Spokojnie, tak, to na pewno Camille. Rozmawia jeszcze pewnie przez telefon z koleżanką i obie się czymś podekscytowały. Zobaczysz, jutro powie, że została zaproszona na jakąś imprezę. - powiedział spokojnie.

- Może.... Może masz rację - nie była do końca przekonana, ale ta wersja bardziej jej się podobała.

Położyła się ponownie. Krzyki ucichły, błoga cisza nastała. Uznała, że to faktycznie było podekscytowanie jej córki. Po 15 minutach udało jej się zasnąć.

Nie spała jednak długo, bo już o 2:00 nad ranem usłyszała kolejny krzyk, dochodził z góry. Otworzyła szybko oczy i usiadła na łóżku, nasłuchiwała. Krzyk rozległ się ponownie, ale tym razem bardziej błagalny, wręcz to był jęk. Wyciągnęła rękę, aby obudzić męża, ale ku jej zaskoczeniu nie było go koło niej. Siedziała sama na łóżku. Ktoś, albo coś na górze dalej jęczało. Wystraszona jak jeszcze nigdy powoli wstała z łóżka. Trzęsła się cała. Wyszła powoli z pokoju, wzięła ze sobą kij, tak na wszelki wypadek. Jęki dobiegały z góry. Szła przez korytarz prowadzący do schodów. W pewnej chwili zamarła. Na ścianie był napis "Get out" napisany.... krwią. Stała i patrzyła się na to jak wryta. Jakby tego było mało usłyszała nagle śmiech. Ktoś wyraźnie i głośno się śmiał. Wystraszona już do granic możliwości zaczęła wspinać się po schodach do góry. Jęki robiły się coraz głośniejsze. Poczuła gulę w brzuchu, ponieważ dochodziły z pokoju Camille. Zajrzała przez dziurkę od klucza i zobaczyła coś potwornego. Na podłodze cała pokrwawiona leżała jej córka, nie ruszała się, musiała już nie żyć. Kawałek dalej leżał Philip, ruszał lekko ręką i to najwyraźniej on jęczał. Też cały we krwi, ale jeszcze żył. Nad nimi pochylała się postać w czarnej pelerynie, z długimi szponami i krwistoczerwonymi oczami, odwrócona twarzą do drzwi. Potwór chyba zauważył Margaret, bo zaczął zmierzać w stronę drzwi. Nie zastanawiając się dłużej co robić, pobiegła z powrotem na dół i schowała się w szafie.

Przesiedziała tam całą noc, myśląc co w ogóle się stało i opłakując męża i córkę. Wiedziała, że to nie mógł być sen. Gdy było już naprawdę jasno, musiała być godzina 11:00, niepewnie i powoli wyszła z szafy. Bała się tego okropnie, ale powoli poszła na piętro. Ku jej zaskoczeniu napis ze ściany zniknął, była całkiem czysta. Weszła po schodach na górę. Pokój Camille wyglądał jak wcześniej. Nikogo nie było. Żadnej krwi. Ciał. Tak jakby wydarzenia z poprzedniej nocy się nie wydarzyły. Kompletnie zbita z tropu zeszła z powrotem na dół, do kuchni. Wszystko normalnie. Jej uwagę przykuł jednak list, leżący na stole. A pisało tam: "Witaj kuzynko, po ciemnej stronie mocy. Czuj się jak u siebie w domu". Nie mogąc uwierzyć co się stało, zgniotła szybko list i wyrzuciła.

- Przeklęty dom, przeklęty Lucas! - wykrzyknęła jakby sama do siebie.

Chwyciła szybko telefon i zadzwoniła do Isabell, jej zaufanej przyjaciółki. Ku jej zaskoczeniu, nie odbierała. Odłożyła słuchawkę wyraźnie zdziwiona. Postanowiła wyprowadzić się na jakiś czas do hotelu. Zanim spakowała rzeczy był już wieczór. Zjadła jeszcze kolację i wystukała na telefonie stacjonarnym numer taksówki. Na jej nieszczęście, w tym samym momencie wyłączyli prąd. Wzięła pospiesznie komórkę, wyładowana. Przeklęła pod nosem i ruszyła z walizkami do drzwi. Pociągnęła za klamkę, ale nic się nie stało. Drzwi były zamknięte, a ona nie umiała ich otworzyć.

- Co do cholery się tu dzieje?! - wrzasnęła.

Jakby na odpowiedź usłyszała donośny i przeraźliwy śmiech.

- Gdzie się wybierasz? Pobawmy się trochę. - usłyszała głos, ale nie umiała go zlokalizować.

W całym domu zapanował chłód. W ataku paniki pobiegła do pokoju, do swojej rutynowej kryjówki - do szafy. Szybko się tam ukryła i nasłuchiwała tylko. Co chwila słychać było jęki, krzyki, śmiech. Ten przeraźliwy, szyderczy śmiech. Około godziny 22:00 wszystko ucichło i Margaret usłyszała brzęczenie lampy.

- Prąd wrócił - powiedziała do siebie.

Wyszła powoli z szafy, faktycznie, światła były zaświecone.

Była tak zdesperowana, że położyła się spać. "Jutro rano się stąd wynoszę" pomyślała sobie przed zaśnięciem. Sen przyszedł jej bardzo szybko. Jednak o godzinie 2:00 nad ranem z objęć Morfeusza wyrwał ją przeraźliwy krzyk. Szybko usiadła na łóżku i zamarła. Obok niej siedziała jej córka Camille, tyle, że miała rozpuszczone włosy, całkiem czerwone oczy i była nienaturalnie blada. Z jej ust dało się słyszeć jedno cicho wypowiedziane, ale stanowcze zdanie:

- Przyszłam po ciebie mamusiu.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać
Dokonaj zmian: Edytuj

Komentarze

Serio, jak już używasz angielski imion, tudzież amerykańskich, to z adresami domów itp. też użył byś angielskich nazw. Według mnie to trochę źle napisane że tam np. John z żoną Caroline mieszka na Ul. Siękiewicza w Chrząszczyżewoszycach :)
Odpowiedz
Czyli dobrze rozumiem sędzina, która ustawowo zarabiać musi tyle, by gwarantowało to jej nieprzekupność cisnęła się z rodzinką w kawalerce skoro jej córka nie miała własnego pokoju? Do tego dostała Dom w WARSZAWIE i na wsi jednocześnie? Aktualnie Warszawa jest otoczona mniejszymi miejscowościami, a i im do wsi raczej daleko. Poza tym widziała jak ktoś morduje jej rodzinę i będąc już na dole nie wezwała policji, nie wyszła z przeklętego domu, mało tego została w nim jeszcze do następnego wieczoru i dłużej? Do tego duch, czy cokolwiek to było w mieście stołecznym Warszawie preferuje język angielski. SEEMS LEGIT
Odpowiedz
"Nad nimi pochylała się postać w czarnej pelerynie, z długimi szponami i krwistoczerwonymi oczami, odwrócona twarzą do drzwi." Serio? Zaprzeczenie samo w sobie... Słaba pasta.
Odpowiedz
Usłyszała krzyk córki i olała go wmawiając, że to krzyk ekscytacji? Pfff... co za leniwa matka... o.o
Odpowiedz
Fajne! :D
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje