Historia

Karem Ore

mrprorok 12 10 lat temu 11 630 odsłon Czas czytania: ~23 minuty

„Somnus est imago mortis”

(„Sen jest obrazem śmierci”)

~Cyceron

Jestem Szymon i mam 19 lat. Opowiem wam historię, która wydarzyła się dwa lata temu. Chodziłem wtedy do liceum i jak w tym wieku bywa wszystko mnie interesowało. Od zwykłej gry na gitarze, aż po hipnozę i sztuczki iluzjonistyczne. W życiu miałem dobrze. Nie brakowało mi niczego i niczego też więcej nie chciałem. Mój tata był policjantem, a mama pracowała w dużej firmie, więc nie chodziłem głodny. Wszystko było w porządku do tego pamiętnego dnia. Pod koniec listopada zmarł mój dziadek August. Zawsze rozumiał mnie bez słów i tylko on pozytywnie podchodził do moich coraz to nowszych i dziwniejszych zainteresowań. Kiedy odszedł poczułem jak gdyby część mnie po prostu przestała istnieć. Moje sprawy stały się teraz rzeczą prywatną. Co prawda moja rodzina była ze sobą bardzo zżyta i każdemu mogłem się zwierzyć, jednak brakowało mi dziadka. Czas mijał i nastał nowy rok. Jak wiadomo dla każdego to szczególny moment, zwłaszcza jeśli chodzi o postanowienia noworoczne. U mnie było ich całe mnóstwo, ale jedno chciałem spełnić najbardziej. Była to kontrola snów. Od dłuższego czasu słyszałem o możliwości spełniania swoich marzeń podczas tego stanu umysłu. Ludzie, którzy opanowali tę sztukę mogli latać w powietrzu, spotkać się ze znaną osobistością, lub zrobić inną niecodzienną rzecz. Ograniczeniem była wyobraźnia. Tak więc na początku stycznia w wolnym czasie zacząłem chodzić to miejskiej biblioteki. Szukałem tam ciekawych książek oraz przeglądałem Internet i czytałem w spokoju swoje znaleziska, ponieważ w domu było zdecydowanie za głośno. Za każdym razem spotykałem się z ostrzeżeniem, że nauka tej umiejętności wymaga czasu. To właśnie mi nie odpowiadało, gdyż byłem człowiekiem bardzo niecierpliwym i owoce swojej pracy chciałem zbierać jak najszybciej. Szukałem więc dalej i te poszukiwania doprowadziły mnie do celu. Tego pamiętnego dnia (to był chyba ostatni tydzień stycznia) stałem na specjalnej drabinie poruszającej się na szynach pomiędzy regałami. Pani bibliotekarka starała mi się pomóc, ponieważ to wielkie pomieszczenie z książkami miało sporadycznych gości, a ja byłem swojego rodzaju pocieszeniem dla tego zapomnianego miejsca. Na zewnątrz dął śnieg a niektóre ulice były wręcz sparaliżowane białymi, puszystymi jak kołdra zaspami. Ręka bolała mnie niemiłosiernie, bo cały czas unosiłem ją nad głową palcem wskazując najróżniejsze okładki książek. Od wąskich i szarych aż po szerokie i kolorowe. Regał, który przeszukiwałem był podpisany nazwą: „zjawiska paranormalne”. Tak doradziła mi pani bibliotekarka (gdzie indziej nie znalazłem niczego satysfakcjonującego). Chciałem już iść do domu, gdy nagle mój palec natrafił na coś innego. Grzbiet strasznie się kleił i to mnie zdziwiło. Wygląd również nie zachęcał do sięgnięcia po to „coś”. Wreszcie wyjąłem tą książkę i obejrzałem okładkę. Była tego samego koloru co grzbiet (szaro brązowy), a na jej powierzchni odciśnięty był tytuł: „Karem Ore”. W tym momencie zapomniałem o swoich poszukiwaniach i szybko udałem się do najbliższego stolika. Ciekawiła mnie zawartość tej „zdobyczy”. Jak się okazało trafiłem w dziesiątkę! Zatraciłem się w lekturze, a zarazem zapamiętałem to co mnie interesowało. Książka mówiła o starożytnej krainie Karem Ore. Zapytałem panią bibliotekarkę, czy mógłbym wypożyczyć tę książkę. Gdy tylko zobaczyła, że w środku nie ma oznaczenia ani specjalnego numeru spojrzała na mnie swoimi łagodnymi oczami schowanymi za grubymi okularami i powiedziała ciepło.

- Przepraszam młodzieńcze, ale nie. – Tutaj przewertowała kartki mojego znaleziska. – Skoro mówisz, że znalazłeś ją tutaj to ta książka należy do biblioteki i w przyszłym czasie będę musiała ją oznakować. Nie zakazuję ci jednak poczytać jej tutaj. Masz czas. Za oknem jest jeszcze Widno. – Zakończyła rozmowę szczerym uśmiechem, oddała mi książkę i wróciła do roboty za biurkiem.

Tak więc wróciłem na swoje miejsce i zrobiłem notatki, które na pewno przedstawię, ale z racji ograniczenia ujmę to gdzie indziej. Jak więc wspomniałem Karem Ore to starożytna kraina, do której każdy śmiertelnik mógł się dostać we śnie. Jedyne co wystarczyło, to przed snem ścisnąć kuleczkę bawełny w dłoni i wymówić nazwę tego miejsca sześć razy. Najbardziej usatysfakcjonował mnie fakt, że metoda działa już za pierwszym razem! Drugą ważną dla mnie rzeczą było to, że gdy się już tam dostaniemy będziemy mogli spotkać się z ważną dla nas osobą, która nie żyje. Od razu pomyślałem o dziadku Auguście. Dalej przeczytałem, że Karem Ore strzeże istota o nazwie Wiktor, który podąża wraz z gęstą mgłą. Po wejściu do tej krainy zostawiamy swoje ciało i jako dusza musimy znaleźć osobę, której szukamy. Możemy być tam jak długo tylko chcemy, czas nie ma znaczenia. Nie możemy jednak tego kogoś dotknąć. Gdy to zrobimy Wiktor wie gdzie jesteśmy. Tak naprawdę on szuka nas od początku, jednak gdy zrobimy błąd o którym wspomniałem zdradzamy nasze położenie. Wtedy musimy przeżyć i odnaleźć swoje ciało, aby się wybudzić i na zawsze opuścić tę krainę. Jeśli zginiemy i nie odnajdziemy naszego pojemnika na duszę, lub Wiktor znajdzie go pierwszy, wtedy też się wybudzimy, jednak już zawsze będziemy powracać do tej krainy i za każdym razem będzie gorzej. Istota ta zacznie wnikać do naszego umysłu. Reszty nie mogłem doczytać, ponieważ ktoś wyrwał kartkę. Nie lubię takiego zachowania, ale miałem to co chciałem. Reszta z tej książki mnie nie interesowała, albo po prostu była tak straszna, że nie chciała mnie interesować. Gdy skończyłem czytać za oknem było już ciemno, a bibliotekarka tak była zajęta papierkową robotą, że wychodząc o mało nie zamknęła mnie w środku. Gdyby nie brak bawełny na pewno bym tu został. Wreszcie udało mi się dotrzeć do domu. Przyszło mi to z wielkim trudem, ale fakt nadchodzącej nocy ekscytował mnie tak bardzo, że nie zwracałem uwagi na zimno, które wręcz szczypało w twarz. Media od dłuższego czasu podawały informacje o osobach, które zamarzły zostając na noc bez dachu nad głową. Po obfitej i wesołej kolacji w czteroosobowym gronie przygotowałem się do spania. Dodatkowo w międzyczasie zdjąłem z patyczków do uszów wystarczającą ilość bawełny. Wreszcie przyszedł czas, gdy ułożyłem się do łóżka. Ścisnąłem niezbędny materiał w dłoni i wypowiedziałem to, co miałem wypowiedzieć. Co było dalej nie pamiętam, ale rzeczywiście wkrótce obudziłem się w Karem Ore! Sądziłem, że kraina ta jest nieco inna. Byłem w ciemnym lesie, który składał się z nienaturalnie długich i prostych drzew. Mógłbym przysiąc, że są to tylko słupy, które pokryto korą, żeby sprawiały wrażenie czegoś zupełnie odmiennego. Całość składała się tylko z tych drzew. Nie widziałem nic poza tym. Jedynie ciemność jak najczarniejsza smoła trzymała najbardziej oddalone słupy, żeby je za chwilę móc pochłonąć. Za to niebo! Cóż to był za widok! Również nie przypominało tego, które zapamiętałem. Ilość gwiazd była dwa… nie… cztery razy większa niż normalnie! Niektóre migały jak płomyki świecy, zaś inne emitowały jasne światło bez przerwy. Kiedyś słyszałem o tym, że po narodzinach człowieka na niebie pojawia się nowa gwiazda, a gdy umiera ta znika. Czy tak jest naprawdę? Czy tutaj te wspaniałe światełka pojawiały się, by nigdy nie zniknąć? Napawałem się tym widokiem przez dłuższą chwilę, jednak nie martwiłem się o to. Czas przecież nie miał tu znaczenia. Gdy obejrzałem się za siebie zobaczyłem swoje ciało śpiące na miękkim mchu. To tutaj miałem wrócić po spotkaniu z dziadkiem. Ruszyłem przed siebie (podświadomość była kompasem i mówiła mi, gdzie jest mój cel). Powoli i początkowo niepewnie stawiałem gołe stopy na miękkim mchu, który był bardzo miły w dotyku. Co najważniejsze nie odczuwałem zimna. Choć barwy tego krajobrazu były zimne, a ja sam wędrowałem w piżamie, to ani razu nie miałem gęsiej skórki. To utwierdziło mnie w złudnym przekonaniu, iż to wszystko jest tylko snem. Idąc tak między wielkimi słupami nasłuchiwałem otoczenia, jednak oprócz moich kroków i spokojnego oddechu nic nie wydawało ani jednego dźwięku. Nawet drzewa, którym normalnie zdarza się skrzypieć pod wpływem wiatru (którego również nie było) były tutaj wyjątkowo spokojne. Kiedyś zastanawiałem się czym dokładnie jest impresjonizm, czyli jak to nam pani tłumaczyła na polskim „ujęcie chwili”. Teraz rozumiałem co miała na myśli wypowiadając te dwa słowa. W tej krainie wszystko sprawiało wrażenie, jak gdyby zatrzymało się w miejscu. Gwiazdy na niebie, wielkie drzewa stojące spokojnie, brak wiatru. Wreszcie w oddali dostrzegłem małe światełko. Początkowo myślałem, że to tylko przywidzenie, jednak gdy szedłem w jego stronę ono stawało się nieznacznie większe. Wreszcie dotarłem do celu swojej podróży. Nie zdziwił mnie fakt, że w środku lasu pod niebem pełnym gwiazd stał stolik z lampą naftową oraz dwa fotele skierowane naprzeciw siebie. Na jednym z nich siedział dziadek August! Gdy go zobaczyłem poczułem coś ciepłego na swoim policzku. Była to jedna łza, z której później powstał strumyk łączący się na brodzie w obfite krople spadające następnie na ziemię. Dziadek był ubrany tak samo jak w dniu pogrzebu. Czarny garnitur, biała koszula i purpurowy krawat. Dodatkowo dolna szczęka była podwiązana białą chustą, która kończyła się pękiem na jego głowie. Czasami robiono tak, aby zmarły nie miał otwartych ust. Dziadek był strasznie blady. Twarz miał chudszą niż za życia, a uwierzcie mi, jeszcze wtedy babcia narzekała, że wygląda tak, jak gdyby nie jadł nic od miesięcy. Ręce nie były lepsze. Tak chuda, że można było dokładnie zobaczyć kostki każdego palca. Widząc te części ciała sądziłem, że ktoś po prostu naciągnął na szkielet bladą, niechlujną skórę z twarzą mojego dziadka. Jedyne co mnie pocieszyło to otwarte oczy i ciepły uśmiech dziadka.

- Dziadzia! – Powiedziałem podnieconym szeptem, gdy wreszcie dotarło do mnie, że się udało. – Dawno cię nie widziałem! – Podniosłem nieco głos, jednak nie chciałem go wystraszyć nagłym krzykiem. Starałem się, aby moja rozmowa była jak najbardziej naturalna. Zapomniałem o wszystkim co wcześniej przeczytałem w książce o Karem Ore, a szczególnie o rzeczach, których wam nie zdążyłem powiedzieć. – Dobrze się trzymasz? Jak się czujesz? – Jednak zorientowałem się, że nie może mówić, gdy wskazał na chustę, która podtrzymywała mu dolną szczękę. Wtedy zacząłem opowiadać o swoim życiu, aby to spotkanie nabrało sensu. – Od jakiegoś czasu zacząłem interesować się kontrolą snów, ale oprócz tego poznałem parę nowych sztuczek iluzjonistycznych, a dodatkowo jutro zamierzam kupić karty, żeby wzbogacić swoje umiejętności tasowania!

Mówiłem cały czas, a dziadek uśmiechał się tylko ciepło i co jakiś czas kiwał znacząco głową. Gdy przypadkiem zadałem mu jakieś pytanie on za każdym razem wskazywał na chustę, więc zmieniałem temat. Byłem tak bardzo wciągnięty w tą jednostronną rozmowę, że zapomniałem o mojej stojącej pozycji. Usiadłem na drugim fotelu i mówiłem dalej o ostatnich trzech miesiącach przeżytych bez dziadka. Po pewnym chusta pod jego brodą zaczynała mnie irytować, ponieważ też chciałem coś wiedzieć, a za każdym razem, gdy zadawałem pytanie ogarniało mnie rozczarowanie widząc jego gest tłumaczący milczenie. Wreszcie nie wytrzymałem i powiedziałem:

- Dziadziu, a może zdjąć ci tą chustę? Skoro siedzisz tu ze mną i możesz ruszać rękoma, to nic się nie stanie, kiedy ją odwiążę. – Mówiąc to wstałem i podszedłem do niego. Przez chwilę zobaczyłem strach w jego oczach, a dodatkowo on sam cofnął się nieznacznie w fotelu. Nie zniechęciło mnie to jednak i wyciągnąłem ręce w stronę pęku. – Dalej dziadziu, nie ma się czym martwić. Chcę, żebyś też mi powiedział cokolwiek. Wiesz jak dawno nie rozmawialiśmy…

Gdybym miał drugą szansę na to spotkanie, jedno na pewno bym zmienił. Nigdy, ale to przenigdy nie zdjąłbym mu tej chustki. Gdy to bowiem zrobiłem stało się coś nie tyle strasznego, ale obrzydliwego. W momencie gdy odwiązałem materiał dolna szczęka dziadka opadła tak szybko i gwałtownie, że oderwała się od twarzy i odbiła o klatkę piersiową! On cały zesztywniał i zaczął parować. Oczy w ciągu paru sekund zniknęły i zostały tylko puste, czarne oczodoły. Ilość zmarszczek namnożyła się. Teraz to coś naprawdę wyglądało jak trup, ale wyjęty prosto z trumny po paru miesiącach leżenia pod ziemią. Dziadek cały zesztywniał. Nagle z gardła zaczęły wypełzać robaki i inne glisty. Jedne były białe i wiły się obrzydliwie, inne zaś czarne i wielkie z trudem wydostawały się przez otwór. Co jakiś czas wydostawała się duża stonoga, która wędrowała chwilę po twarzy, aby później wejść do pustego oczodołu. Wszystko wyglądało jak fala wstrętnych istot, które tylko czekały na ten moment, aby wydostać się na powierzchnię. Ciało i skóra stawały się coraz bardziej suche, do tego ta dolna szczęka oderwana od twarzy i zwisająca bezwiednie. Po chwili trup pochylił się do przodu i runął na ziemię. Parę glist znalazło się na mojej stopie. Z obrzydzeniem odgoniłem je. Nie wytrzymałem dłużej. Odwróciłem się i zwymiotowałem, ponieważ ten widok był najgorszym jaki wtedy widziałem. Makabryczny i jednocześnie obrzydliwy. Przez chwilę klęczałem oparty rękoma o ziemię i wpatrywałem się nieprzytomnie w to, co przed chwilą zwróciłem. Wreszcie powoli przeniosłem wzrok na trupa, ponieważ usłyszałem coś dziwnego. Gdy to zrobiłem znów ujrzałem coś, co niezbyt mnie ucieszyło. Z ziemi w miejscu gdzie leżał szkielet z suchą skórą ubrany w garnitur zaczęły wyłaniać się wijące pnącza, które oplotły trupa i zaczęły wciągać je pod ziemię. Podczas tego zgniotły jego czaszkę oraz łamały stare kości. Zapewne nie mieliście tej „przyjemności” słyszeć czegoś podobnego. Dźwięk ten był makabryczny i nie był ani trochę podobny do łamania drewnianych patyków. Wreszcie martwa istota zniknęła, a pnącza powoli przeniosły się na fotele i stolik z lampą naftową pochłaniając także je. Gdy tak patrzyłem na to dziwne zjawisko zorientowałem się, że jedna z tych ohydnych macek przypominających chude korzenie drzew oplotła moją lewą nogę i zaczęła ciągnąć w miejsce, gdzie grunt powoli się zapadał. Wtedy ogarnęło mnie przerażenie. W akcie desperacji drugą nogą zacząłem kopać to coś. Ku mojemu zdziwieniu przyniosło to skutek i uwolniłem się. Pobiegłem paręnaście kroków przed siebie i sprawdziłem jak wygląda sytuacja za mną. Macki nie miały zbyt dużego zasięgu, więc na razie byłem bezpieczny. Odetchnąłem z ulgą, ale to był zaledwie początek. Gdy rozejrzałem się dookoła doszedłem do wniosku, że niemal wszystko się zmieniło. Nie byłem już w magicznym lesie. Gwiazdy zniknęły z nieba, a ich miejsce zastąpiły czarne i gęste chmury zawieszone bardzo nisko. Las ogarnęła dziwna mgła, która znajdowała się na wysokości kilku centymetrów od ziemi, tak więc gdy spojrzałem na swoje nogi nie widziałem stóp na końcu. Droga powrotna stałą się teraz bardziej niebezpieczna. Mało tego, nim zrobiłem pierwszy krok dookoła rozległ się dźwięk rogu, który najczęściej używany był podczas polowań bardzo, bardzo dawno temu. Nie zdążyłem nawet pozbierać myśli gdy usłyszałem szczekanie dwóch czworonogów. Jest to jedna z rzeczy zamieszczonych w książce, o których zapomniałem wam powiedzieć. Wiktor zawsze wyrusza na polowanie z dwoma wilkami na grubych łańcuchach. Miały mu pomóc wytropić ofiarę, a w tym przypadku mnie! Teraz błogi i tajemniczy sen zamienił się w prawdziwy koszmar! Chciałem biec, ale nogi stały się miękkie jak wata. Nie raz tak się działo, lecz zawsze w tym momencie budziłem się zlany potem. Tym razem było inaczej. Szczekania bestii stawały się coraz bardziej wyraźne, a ja nie wiedziałem gdzie się udać. W końcu zebrałem wszystkie siły i zacząłem biec przed siebie. Kompas w mojej głowie zaczął wariować. Nie wiedziałem, gdzie mam wrócić, więc póki co byłem zmuszony oddalić się jak najbardziej od tego potwora. Te wspaniałe i magiczne drzewa były teraz głupią przeszkodą, na którą prawie wpadłem oglądając się za siebie. Zapewne zastanawiacie się co myśli człowiek gdy znajduje się w podobnym niebezpieczeństwie. Powiem wam szczerze: nie myśli o niczym. W takich momentach umysł człowieka zamyka się i ogranicza tylko do instynktu. Wtedy nie byłem już człowiekiem z marzeniami, ale zwierzyną. Jedyna myśl jaka chodziła mi po głowie to „uciec”. Mgła stawała się coraz gęstsza, tak więc chwilę później ciemność ustępowała szarości. Wtedy naprawdę się bałem. Ta ucieczka wydawała mi się wiecznością. Nie wiem jak długo biegłem gdy wreszcie szczekanie ustało. Zwolniłem trochę kroku jednak ani mi się śniło stawać na odpoczynek. Biegnąc powoli dotarłem do jakiegoś miejsca. Z daleka nie widziałem co się tam znajduje. Gdy jednak podbiegłem bliżej to, co zobaczyłem nie rozjaśniło mojego umysłu. W środku lasu stał stół operacyjny, a obok niego znajdowała się półeczka z narzędziami. Każde z nich było pokrwawione, a czasami stępione. Na tym obszarze nie było drzew. Najbliższe rozstawione były w kręgu jakieś dziesięć kroków od stołu. Coś się na nich znajdowało, lecz nie wiedziałem co. Gdy podszedłem do jednego z nich cofnąłem się i z przerażenia upadłem na ziemię. Na wysokości około trzech metrów wbity był gwóźdź, a na nim zaczepiony kajdankami wisiał człowiek! Cały we krwi! Głowę miał opuszczoną, a na głowie widziałem zaschniętą krew, która zlepiała kępy włosów. Ten pierwszy był mężczyzną. Wisiał cały nagi. Był pocięty jakimś narzędziem. Na całym ciele znajdowały się długie rany. Niektóre tak wielkie i głębokie, że można było zobaczyć bielejące kości. Prawdopodobnie wisiał tu od dłuższego czasu, ponieważ nad mięsem, które gniło latały wielkie muchy. W tym momencie żołądek znów podszedł mi do gardła jednak wstrzymałem się w ostatniej chwili. Zauważyłem też, że w stopy powbijane miał mnóstwo gwoździ! Od samego widoku stopy zaczęły mnie boleć. To jednak nie był koniec, ponieważ na następnym drzewie również ktoś wisiał. Tym razem była to kobieta. Jej ciało było jeszcze bardziej zmasakrowane. W niektórych miejscach skóra była po prostu zdarta! Zupełnie tak, jak gdyby ktoś nożem rozciął skórzany fotel i wyciągnął prostokątny płat skóry. Na tym się nie skończyło. Przechodziłem dalej i ze zgrozą w oczach oglądałem następne ofiary tortur. Niektóre nie miały kończyn, a u innych głowy leżały u stóp ścięte bardzo niedokładnie i powoli. Większość tych ludzi nie miała na sobie, żadnego ubioru. Tylko niektóre miały przepaskę na biodrze, ale to wszystko. Tych trupów naliczyłem się aż dwanaście! Gdy podszedłem do trzynastej ofiary dostrzegłem, że ma ona na sobie więcej odzieży niż jej poprzednicy. Jej ciało posiadało tylko siniaki i nic więcej. Lewy rękaw był oddarty, a spod długich dżinsów wystawały stópki. To była dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Miała długie brązowe włosy, które zakrywała opuszczoną twarz. Sądziłem, że ona również nie żyje, lecz gdy skupiłem się, usłyszałem jej oddech. Był niespokojny i dość szybki. Nie wiedziała, że tu jestem, ponieważ starałem się, aby moje kroki były wręcz bezszelestne. Najwidoczniej udało mi się. Jednak po parunastu minutach biegu utlenianie mojego organizmu było bardzo głośne i dziewczyna słysząc to poruszyła się szybko, a po chwili powoli uniosła głowę. Zza tych pięknych niczym kasztan włosów ujrzałem istotę o kruchej naturze. Miała drobną i nieskazitelnie czystą twarz. Drobny nosek i usta oraz wspaniałe błękitne oczy, z których… lały się łzy. Dziewczyna płakała rzewnie. Ruchem głowy całkowicie zdjęła zasłonę swoich włosów. Spojrzała na mnie z przerażeniem, jednak po chwili jej wzrok zmienił się drastycznie. Tym razem w jej oczach ujrzałem nadzieję i prośbę o pomoc. Poruszyła wargami, jednak nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Oblizała usta i spróbowała ponownie.

- Pomóż mi… - Szepnęła nie spuszczając ze mnie wzroku. – On tu wróci i zrobi mi to co im… – Tutaj z przerażeniem spojrzała na ofiary, które z pewnością nie żyły od dłuższego czasu. – Ściągnij mnie z tego drzewa… Proszę! Ja nie chciałam tu być… To znaczy chciałam, ale nie wiedziałam, że tak będzie! – Jej szept stawał się głośniejszy. Mówiła z coraz większym przerażeniem i niecierpliwością. – No dalej, pomóż mi. Uciekniemy razem. – Uśmiechnęła się przez łzy. Cały czas patrzyła na mnie z nadzieją. Wierzyła, że jej pomogę. Tak naprawdę, to chciałem jej pomóc. – Na pewno jesteśmy po tej samej stronie! Też trafiłeś tu przez tą książkę! – Dodała po chwili chcąc przekonać mnie, że jej słowa są jak najbardziej wiarygodne. – Proszę pomóż… - Jej uśmiech znikł w ciągu ułamka sekundy. Cały czas płakała i mówiła do mnie. – Ja nie chcę tu być! Chcę się obudzić… Pomóż! – Ostatnie słowo również powiedziała szeptem, jednak dopiero ono wstrząsnęło mną do szpiku kości. Ciarki przeszły mnie po całym ciele.

Poczułem się do odpowiedzialności, żeby ją uwolnić. Już wyciągałem ręce aby jej pomóc, gdy nagle usłyszałem, że ktoś tu biegnie! Dodatkowo szczekanie wilków dobiegało z niedaleka. W tym momencie cofnąłem się oparzony i spojrzałem na dziewczynę z przykrym wzrokiem. Zacząłem powoli oddalać się od niej ze smutkiem na twarzy.

- Co ty robisz? – Zapytała znowu śmiejąc się głupkowato. – Przecież masz mi pomóc… - Powiedziała do siebie. – ja nie chcę tu zostać… - Dodała zniecierpliwiona, a jej szept przerodził się w zwykły głos. – ja chcę się obudzić i przytulić moich rodziców… Pomóż mi… Pomóż… Pomóż! – Każde jej następne słowo stawało się coraz głośniejsze, zaś ja oddalałem się coraz bardziej. Wreszcie zaczęła krzyczeć.

Gdy oddaliłem się na tyle, że ledwo dostrzegałem tamto miejsce dziewczyna zaczęła wręcz wrzeszczeć jedno i to samo słowo: „Pomóż”. Wrzask był niezwykle przenikliwy, a dodatkowo odbijał się echem po całym lesie. Nagle ten straszny dźwięk wydobywający się z jej gardła ucichł. Zamiast niego usłyszałem, że ktoś biegnie w moim kierunku. Wiktor wiedział już, gdzie jestem i podążał za mną krok w krok. Mgła robiła się coraz bardziej gęsta. Znów puściłem się biegiem przed siebie. Każda sekunda ponownie stawała się wiecznością. Bałem się, że w każdej chwili poczuję rękę na moim ramieniu, która pociągnie mnie do tyłu i zawisnę tak jak tamci ludzie na jednym z drzew… Obok niej… Tym razem nie było czasu, żeby patrzeć w tył. Najbardziej przerażająca była myśl, że potknę się o wystający korzeń jakiegoś drzewa i wtedy będę mógł czekać tylko aż mój oprawca przyjdzie. Kroki goniące mnie stawały się coraz szybsze i bardziej wyraźne, a to wskazywało na to, że Wiktor mnie doganiał! Wreszcie gdy tak biegłem zacząłem płakać. Pomyślałem, że wspaniale byłoby obudzić się teraz w ciepłej kołderce i z uśmiechem na twarzy stwierdzić, że to wszystko było naprawdę tylko koszmarem. Chciałem wstać z łóżka i napić się na przykład wody. Wtedy zacząłem doceniać swoje życie. Choć krótkie, to barwne i wspaniałe. Czy to miał być mój koniec? Jeszcze nie. Wreszcie ku mojemu zdziwieniu wybiegłem na polanę gdzie nie było drzew. Las się skończył, a przede mną na wzgórzu stał mały drewniany domek z powybijanymi oknami oraz drzwiami wyrwanymi z zawiasów. Niestety na moje nieszczęście biegłem właśnie w jego stronę. Ta mała chałupka była wybudowana na skraju ogromnego urwiska, lecz wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, bowiem mgła była tak gęsta, że nie wiedziałem, gdzie kończy się grunt. Wbiegłem do środka tego domku i rozejrzałem się nerwowo w poszukiwaniu czegoś co mogłoby zatrzymać tę bestię. Niestety nic nie znalazłem, na dodatek gdy spojrzałem na wejście ujrzałem wpadający do chałupki cień, który rzucała sylwetka Wiktora. Księżyc pojawił się nad lasem i oświetlił tą istotę. Szybko wyskoczyłem przez wybite okno raniąc się przy tym niemało i znalazłem się na tyłach domku. Na czworakach oddalałem się od chałupki. Gdy spojrzałem na prawą rękę zauważyłem spory kawałek szkła wbity głęboko w skórę. Syknąłem i wyciągnąłem go. Na futrynie okna zobaczyłem jak Wiktor zaciska pięści i wpatruje się we mnie. Blask księżyca uniemożliwiał mi dostrzeżenie detali jego twarzy. Widziałem jedynie sylwetkę dorosłego, barczystego mężczyzny. Wreszcie potwór przeskoczył przez okno i zrobił krok ku mnie. Wystraszony wstałem i zachwiałem się niepewnie. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem na skraju przepaści. Istota szła w moim kierunku. Nagle poślizgnąłem się i zacząłem spadać w czarną otchłań, jaką było urwisko. W ostatniej chwili złapałem się krawędzi obiema rękami i czekałem. Do dzisiaj nie pamiętam dlaczego nie puściłem się od razu. Być może było to spowodowane ciekawością. Chciałem wiedzieć jak wygląda ta pradawna istota zaciągająca ludzi do Karem Ore i torturująca je do skutku. Wreszcie moim oczom ukazał się spragniony widok. Gdybym wiedział co zobaczę, to nie łapałbym się nawet tej krawędzi. Bowiem po chwili potwór ukucnął i spojrzał na mnie ukazując z bliska całą swoją twarz. Była całkowicie biała, niczym papier. Najgorszą rzeczą w tym wyglądzie było to, że usta, nos, a nawet oczy były po prostu zaszyte! Podobnie uszy. Odstające części zostały odcięte, a pozostałem otwory przeciągnięto grubym sznurkiem. W miejscach, gdzie przekłuwano ciało, aby przepuścić materiał widniała zaschnięta, czarna krew. Wiktor choć nie powinien widzieć, słyszeć, ani czuć, czy też nawet mówić wpatrywał się we mnie z wielkim zaciekawieniem. Przechylił nawet głowę w prawo podobnie jak to robią psy, gdy napotykają na coś dziwnego. Nie wiedziałem jakim cudem mnie dostrzegał! Nagle zaszyte usta wykrzywiły się w bardzo dziwny i nienaturalny grymas przypominający uśmiech. Brwi zmieniły pozycję tak, że całość wyglądała złowieszczo. Jego twarz była makabryczna. Kiedyś widziałem małe laleczki vodoo. Te miniaturki człowieka również miały zaszyte usta i oczy. Gdy jednak zobaczyłem podobny widok u istoty, która się ruszała i żyła ciarki przeszły mnie po plecach. To coś wlepiało we mnie wzrok choć nie miało oczu! Zobaczyłem jego lewą rękę. Paliczki palców były ze sobą zszyte, a dodatkowo cała dłoń była przytwierdzona sznurkami do nadgarstka! Nie chciałem nawet wiedzieć, jak wygląda reszta ciała tej istoty. Ubrany był bardzo niechlujnie. Najprawdopodobniej kawałki odzieży, które miał na sobie należały do wcześniej pochwyconych przez niego ofiar. Wiktor złapał mnie za lewy nadgarstek, aby pomóc mi się podciągnąć. Ja jednak wiedziałem dlaczego to robił. W książce pisało, że jeśli ten pradawny stwor złapie nas w Karem Ore nigdy nie powrócimy do swojego ciała. Tak właśnie skończyli ludzie wiszący na drzewach… I ona… Gdy jednak uda nam się uwolnić, uciec mu i wrócić do śpiącego siebie gdzieś w lesie jest szansa, że się przebudzimy, jednak trzeba to zrobić bardzo szybko, bowiem gdy ciało pozostaje bez duszy staje się bezużytecznym naczyniem, które z upływem czasu zaczyna gnić i rozkładać się. Jedynym ratunkiem dla mnie było puszczenie się krawędzi, aby spaść z urwiska w czarną otchłań. Wiedziałem co się dalej stanie, jednak musiałem to zrobić, ponieważ w innym wypadku zostałbym tu na zawsze i moje ostatnie chwile spędziłbym powieszony na drzewie cały czas mając twarz Wiktora przed sobą zadającego mi niewyobrażalny ból. Spadłem z urwiska i obudziłem się zlany potem w łóżku.

Myślicie, że to był koniec mojej przygody? Mylicie się. To wszystko dopiero się zaczęło. Spadając w przepaść oderwałem swoją duszę od ciała. Robiąc to Wiktor wdarł się do mojego umysłu. Co noc powracam do Karem Ore i uciekam przed nim od nowa szukając miejsca, aby zginąć. Ten sposób zapewnia mi przetrwanie, jednak jeśli dam się złapać mój koniec będzie już tylko kwestią nacięć na odartym z odzieży ciele. Każdej nocy widzę jego twarz tuż przed śmiercią. Ogląda mnie zaszytymi oczyma i uśmiecha się przerażająco. Uwierzcie mi, istota ta jest najgorszym co powstało w tym świecie. Wiktor zaczyna nawiedzać mnie nawet w ciągu dnia. Zdarza się, że zasypiam gwałtownie podczas wykładów na studiach, jednak nie jestem tego świadom. Wtedy wszyscy dookoła znikają, a w auli zostaję tylko ja bez możliwości ruchu… I on. Wchodzi drzwiami i zmierza powoli w moją stronę. Im jest bliżej tym wyraźniej i głośniej słyszę krzyki i wrzaski ludzi dobiegające z mojej głowy. Domyślam się, że były to ostatnie dźwięki wydawane przez jego ofiary podczas tortur. Wpadając w przepaść straciłem swoje szanse na powrót do normalnego życia, ponieważ w Karem Ore znajduje się ogromny zamek należący do tego potwora. Gdy ktoś zdoła mu uciec i zabić się ten szuka ciała i zanosi je właśnie tam. Każdej nocy zasypiam z myślą, że już nigdy się nie obudzę. Stracę rodzinę, a ona straci mnie. Każdej nocy gdy wy śpicie spokojnie ja na nowo zaczynam swoją walkę o życie. Jednak jak wspomniałem od tych wydarzeń minęły już dwa lata, a ja cały czas żyję. Nie wiem czy mogę to nazwać cudem. Jestem pewien, że oprócz mnie w tej krainie są inne dusze walczące tak samo o przetrwanie. Tak samo ta dziewczyna… Tamtego dnia, gdy obudziłem się po mojej pierwszej wizycie postanowiłem jedno. Następnej nocy wrócę i za wszelką cenę postaram się jej pomóc. Jej ciało również znajduje się w zamku, jednak będzie mogła przynajmniej żyć w normalnym świecie podczas dnia, podobnie jak ja. Czy mi się udało? Nie powiem wam tego teraz, ponieważ jak wspomniałem świat rządzi się ograniczeniami, a ja napisałem co najważniejsze. Jeśli to opowiadanie odbije się głośnym echem napiszę resztę. Powiem wam wtedy jak bronić się przed Wiktorem, jak go unikać, a nawet jak dotrzeć do zamku, gdzie przetrzymywane są ciała, od których oderwano duszę. Ja do tej pory tam nie dotarłem, jednak wiem, gdzie się on znajduje. Jeśli którejś nocy będę wystarczająco głupi i odważny zapuszczę się do tego miejsca i postaram się uwolnić tyle ciał ile zdołam. Niektóre już dawno straciły swoją duszę, jednak reszta zawieszona jest w stanie podobnym do mojego. Teraz ostatnie życzenie, bo być może kiedyś Wiktor mnie złapie. Czego chcę? Chcę, aby każdy, kto tylko może opowiedział moją historię, żeby inni wystrzegali się wszystkiego co jest związane z Karem Ore oraz Wiktorem. Moja szansa przepadła, lecz może pomogę wam zapobiec przed największym błędem jaki dokonacie w swoim życiu, jeśli w wasze ręce dostanie się książka o tej krainie. Żegnajcie.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Mega :D Jest jedna rzecz, która mnie trochę zdziwiła. Otóż to jestem tym typem osoby, który zawsze stara się postawić na miejscu każdego bohatera opowiadania/serialu, które czyta/ogląda. No i kiedy wyobraziłem sobie, jakby to było być takim Wiktorem, to pomyślałem, że pewnie zrobiłbym ten "psi gest" przekręcania głowy, tak samo, jak Wiktor :|
Odpowiedz
karem ore. wystarczy zamienić na care more aby wyszło sformułowanie w języku łacińskim o znaczeniu ,,dbać bardziej" :)
Odpowiedz
Super :)
Odpowiedz
Czy to nie jest z jakiejś książki ? Ciekawość...chciałam poszkuać coś o ''Karem Ore'' ...Zainteresowała mnie ta pasta więc xd Znalazłam http://books.google.pl/books?id=XSiZAgAAQBAJ&pg=PP1&hl=pl&source=gbs_selected_pages&cad=3#v=onepage&q&f=false Czy to stąd się wzięło ? :3
Odpowiedz
https://www.youtube.com/watch?v=qxycj-_oR40 WARTOO !!
Odpowiedz
ZAJE!
Odpowiedz
:D
Odpowiedz
Opis "Wiktora " Przypomina mi Slendera :) To samo z lasem :)
Odpowiedz
Dawno czegoś takiego nie czytałam , miła odmiana :)
Odpowiedz
Rewelacja, czekam na następną część.
Odpowiedz
"Fajne" i "Dobre" to mało powiedziane :D Dawać ciąg dalszy bo jak nie to autorowi umyje zęby pastą do butów ;-;
Odpowiedz
jedno z lepszych, naprawdę wciąga i nie nudzi!
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje