Historia
Maska
Gdy byłam mała (miałam jakieś 7-8lat) mieszkałyśmy w małym, przyjaznym domu przy lesie, w około rozciągało się małe jeziorko.Pewnego razu moja mama musiała wyjechać ze swoim szefem na spotkanie do miejscowości oddalonej od naszego miasta o ok. 200km. Nie miałam ojca, nigdy go nie znałam, gdy pytałam - moja matka mówiła, że sama go ledwo co pamięta. Z racji tego, że nie mam ojca ani, żadnej rodziny w okolicy mojego miejsca zamieszkania, ani nawet zaufanych sąsiadów, którzy mieszkają 5km od naszego domu, mama musiała poszukać jakiś ogłoszeń w gazecie. Wzięła pierwszą gazetę, ale pod hasłem 'Opiekunka do dziecka' nie było żadnej zachęcającej oferty. Była jedna.. Matka bała się, ale co miała innego zrobić? Złapała za telefon i zadzwoniła na podany numer. Wytłumaczyła gdzie mieszkamy i umówiła się na ustaloną godzinę.
-Córeczko bardzo miły pan przyjdzie jutro do ciebie - powiedziała z uśmiechem po czym pobiegła na górę się pakować.
Czułam lęk w jej słowach, ale nie zważając na to kontynuowałam moją zabawę lalkami.
Następnego dnia o godzinie 17 przyjechał mój opiekun trzymając czarna torbę w dłoniach, przywitał się z mamą i ze mną. Przyglądałam się jego twarzy, była mało wyraźna, smutna, miał czarne oczy, pamiętam je jakby to było wczoraj.
-Rose może pokażesz panu ...
-Mam na imię Jack - powiedział zgorzkniałym głosem.
-Oprowadzisz pana Jack'a po piętrzę? A ja w tym czasie sprawdzę czy wszystko zabrałam.
Bałam się, nawet bardzo.. Pokazałam mu łazienkę, pokój w, którym będzie spał i mój pokój. Zeszliśmy na dół i słyszę głos mamy.
-Dobrze, ja już powoli idę. Będę jutro o 15! Nie musicie chodzić do sklepu, wszystko czego potrzebujecie jest w lodówce albo w spiżarni. Uważaj na nią..
Mama ucałowała mnie i szepnęła mi do ucha, że mam nie wychodzić z domu, a jeżeli coś by się stało, uciekać do sąsiadów. Tak, zostawienie małej dziewczynki z zupełnie obcym facetem jest nienormalne, ale moja mama myślała tylko o pracy, nie zwracała uwagi na negatywne skutki. Wyszła, przez chwilę zapadła cisza, i w końcu rzekł.
-T..to..co chcesz robić?
-Może pobawimy się moimi lalkami?
-Hmm.. pooglądajmy TV.
Nie lubiłam oglądać jakiś głupich wiadomości czy sportu, 7-latke nie interesowały takie rzeczy, ale nie chciałam się sprzeciwiać, więc grzecznie usiadłam. Włączył jakiś program na, którym leciał 'Titanic' i był akurat moment w, którym filmowi Jack i Rose się całowali.
-To zabawne, ty masz na imię Rose, a ja Jack - odparł.
-Tak.. - nie wiedziałam co powiedzieć.
Zasnęłam.. Obudziłam się w moim łóżku, spojrzałam na zegarek, wskazywał godzinę 22.15. Nagle nad moją głową pojawił się Jack z wyszczerzonymi zębami.
-Jeszcze nie czas, kochanie.
Po czym wcisnął mi strzykawkę w rękę. Zasnęłam ponownie..
Jack zaczął mnie rozbierać, obudziłam się, jeszcze półprzytomna, pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek - 23.45.
-O proszę obudziłaś się już. Szybko, bo nie zdążymy!
Zaczęłam się wyrywać, ale to coś co mi wstrzyknął powodowało, że nie miałam siły podnieść ręki, ani powiedzieć nawet słowa.
-Nic ci to nie da, nic nie zrobisz. Już jest za późno..
Łzy mi leciały z oczu. Byłam w samej koszulce i szortach. Wcisnął mi na głowę maskę przeciwgazową i wziął na ręce. Zszedł na dół, cicho otworzył drzwi i wyszliśmy na dwór. Czułam jak zamaczał mi stopy w zimnej wodzie jeziora. Wiedziałam, że to już koniec, miałam trudności z oddychaniem. Postawił mnie na ziemię i zaczął ciągnąć w stronę lasu. Deptałam po ostrych patykach i kamieniach, czułam, że mam zranione stopy i leci mi krew.
-Jesteśmy na miejscu.
Cały czas mnie trzymał za ręce, zdjął mi maskę i sam ją założył. Wypchnął mnie na środek małej polany oświetlonej starą latarnią, a sam odsunął się w głąb lasu. Spojrzałam na moje nogi, były całe pocięte, że nie mogłam ustać, padłam na ziemię. Poczułam pod sobą coś twardego. Odsunęłam się i zobaczyłam płytę nagrobkową. Powoli wstałam, rzuciłam się do ucieczki, gdy nagle zobaczyłam dziewczynkę i chłopczyka w moim wieku.
-K..k.. kim jesteście?
-Ja nazywam się Derek,a ona Liz.
-Co tu robicie?
-Czekamy na ciebie.
-Jak to?!
-Chodź za nami ..
Nie wiele myśląc poszłam. Oni .. oni jakby unosili się w powietrzu. Doszliśmy do starej białej, małej chatki tuż przy rzece. Weszłam tam z nadzieją, że tam mi ktoś pomoże i zobaczyłam 10 ciał martwych dzieci siedzących na krzesłach. Zaczęłam krzyczeć i uciekać, ale dzieci otoczyły mnie z każdej strony. Z rękoma na twarzy opadłam na kolana, dostałam strzałą w ramię, obraz zaczął zanikać, zasnęłam..
Obudziłam się z piskiem, w swoim domu a nade mną stała moja mama.
-Skarbie to tylko zły sen..
Opadłam cała spocona na łóżko. Leżałam myśląc o tym jeszcze kilka minut, serce biło mi jak oszalałe. Wstałam i spojrzałam na swoje nogi, miałam rany jak tamtej nocy.
Rok później mama zdecydowała się wyprowadzić do mojej babci. Dała mi karton i poszłam na górę spakować moje pluszaki, ku mojemu zdziwieniu na samym dole kubła z pluszakami znalazłam tę samą maskę, którą miałam założoną w lesie.
Mam dowody, to jednak nie był sen..
Autor: Maka
Komentarze