Historia

Obłęd

smiley 3 10 lat temu 7 916 odsłon Czas czytania: ~3 minuty

Jak to miałem w zwyczaju, zawsze w nocy wybierałem się na krótki spacer po lesie, blisko mojego domu.

Tak jak zawsze, koło godziny 23:00 wyruszyłem z domu. Wiele osób nie lubi lasu nocą, boją się go. W moim wypadku było zupełnie odwrotnie. Spacerując nocą po lesie, mogłem sobie na spokojnie porozmyślać nad różnymi spawami.

Czemu nie bałem się chodzić późną porą po ciemnym lesie? Poprostu nie wierzyłem w morderców czekających w lesie na swoje ofiary, i tak mieszkam na odludziu, więc nie wiem kogo bym się miał tam spodziewać.

Slenderman, Jeff The Killer, The Rake? Czysta fikcja.

Więc wyruszyłem z domu i już po chwili stałem przed wejściem do lasu. Ruszyłem w głąb drzew, idąc dobrze wyróżniającą się ścieżką. Na zewnątrz było dość chłodo, jesienny wiatr porywał za osobą liście, wokoło rozlegał się przyjemny szum drzew.

Spacer był taki jak zawsze. Trwał niecałą godzinę. Już miałem wyjść z lasu, gdy nagle usłyszałem głośny, przerażający krzyk.

"Cholera, to chyba jakiś żart" - pomyślałem sobie.

Stałem w miejscu sparaliżowany.

"Co robić?"

Po chwili sterczenia w bezruchu, postanowiłem pobiec w okolicę stawu, znajdującego się w lesie, bo stamtąd wydawało mi się, że słyszałem ten krzyk.

Dobiegnięcie do stawu zajęło mi niespełna pięć minut.

Wtedy go zauważyłem. Pod jednym z drzew leżał mężczyzna. Ubrany był czarny garnitur, eleganckie buty. Machał rękoma, jakby przedzierał się przez krzaki, choć nic przed nim nie było. Na terenie stawu, było parę drzew, nic więcej.

Co jakiś czas mężczyzna przestawał ruszać rękoma, jęcząc chicho z bólu.

Nie wiedziałem co mam robić. Po chwili bezmyślnego wpatrywania się w mężczyznę, postanowiłem do niego podejść. Teraz już nie machał rękami. Czołgał się.

"Halo? Proszę Pana?"

Mężczyzna spojrzał na mnie. Wpatrywał się dłuższą chwilę we mnie. Po chwili powiedział cicho, jakby mógł ledwo mówić.

"Pomóż mi... Krwawię"

"Dobrze, pomogę". Normalny człowiek pomyślałby, że może być to pułapka, bałby się pomóc, ale słysząc tego człowieka, słyszałem również prawdziwe błaganie o pomoc. Ale... Krwawię? O czym on mówił? Nie licząc brudnego od ziemi garnituru, po dokładnym obejrzeniu mężczyzny, stwierdziłem, że nie ma na nim choćby kropli krwi.

Pomogłem mu wstać. Mężczyznę wziąłem pod rękę i zacząłem go prowadzić. Może to nienormalne, ale pomimo tego, że był to człowiek mi obcy, spotkany w lesie, chciałem mu pomóc, choć przeciętny człowiek pomyślałby, że jest to zabójca, który zastawił pułapkę na przypadkową ofiarę.

Prowadziłem mężczyznę przez las. Kulał, ciężko oddychał, co chwilę powtarzając.

"Krawię... Poraniły mnie ciernie."

W pobliżu miejsca, gdzie leżał mężczyzna, nie było żadnych krzaków cierniowych, nic tym podobnego.

"Co się stało? Jak Pan się tu znalazł?"

Chwila ciszy. Mężczyzna patrzył na mnie. Po dłużej chwili powiedział tylko.

"On gdzieś tu jest... Widzi nas... Idzie z nami."

"Kto?" - zapytałem.

"Idzie za nami... Idzie, idzie. Widzi nas..."

Rozejrzałem się dookoła. Pomimo tego, że nie wierzyłem w wizję śledzącego nas mordercy, bałem się. Po raz pierwszy, będąc w lesie, naprawdę się bałem.

"Kto nas śledzi?" - zapytałem ponownie.

"On... Mężczyzna... Płaszcz... Morskie oczy..."

Tylko tyle mi odpowiedział. Próbowałem pytać dalej, lecz mężczyzna milczał.

Byliśmy niecałe 5 minut od mojego domu. Szliśmy w milczeniu, lecz nagle mężczyzna krzyknął:

"Stój!" - Czułem, jak ten krzyk przerwał naturalną ciszę tego miejsca.

Spojrzałem na niego. O co chodzi? Czemu miałem się zatrzymać?

"Nie widzisz? Wnyki pod twoimi nogami"

Nic nie widziałem. Pod moimi nogami były tylko liście, nic więcej. Krwawienie, którego nie ma, mężczyzna w płaszczu, który na niby śledzi, jakieś krzaki cierniowe... Rzeczy, których tak naprawdę nie było. Schizofrenik?

Po przejściu "niewidzialnych" pułapki, kroczyliśmy dalej przed siebie.

Nagle mężczyzna puścił mnie i zaczął biec. Ruszyłem za nim.

"Cholera!" - wbiegał w głąb lasu.

Po krótszej chwili biegu, nieznajomy upadł. Spojrzał za siebie i wstał. Chciał jeszcze raz się zerwać do biegu i...

Stanął w bezruchu. Po splunął. Wyglądało to tak, jakby z jego ust leciała niewidzialna krew. Spojrzał na swój brzuch, a po chwili dziwnie "złapał" rękoma powietrze, blisko swojego brzucha. Ruszył rękoma do przodu. Jakby chciał wyciągnąć ze swojego brzucha niewidoczną strzałę. Wył przy tym okropnie.

Po chwili zamarł i padł na ziemię. Podbiegłem do niego. Nie żył.

Policja zjawiła się na miejscu po około 30 minutach. Przyczyna śmierci obcego? Zawał. Zadali mi kilka pytań. Powiedziałem im całą historię. Patrzyli na mnie z lekkim niedowierzaniem i powiedzieli, że jeszcze mogę spodziewać się ich towarzystwa.

Wychodząc z policjantami z lasu, po głowie krążyły mi pytania.

"Co to był za mężczyzna, jakiś schizofrenik? Dlaczego był w tym lesie?"

Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć. To wydarzenie sprawiło, że była to moja ostatnia wycieczka do lasu.

Obróciłem się, by spojrzeć ostatni raz tej nocy na miejsce, które było "sceną" tego wydarzenia.

Był tam.

Z głębi lasu, szeroko się uśmiechając, patrzył na mnie mężczyzna w czarnym płaszczu, o morskich oczach.

Oznacz jako: przeczytane ulubione chcę przeczytać

Komentarze

Nawet fajne :-)
Odpowiedz
Zajebiste, ten dreszczyk na plecach, uwielbiam to *_*
Odpowiedz
No, ciekawe. Ale jak można nie wierzyć w morderców?
Odpowiedz
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

Inne od tego autora

Archiwum

Najnowsze i warte uwagi

Artykuły i recenzje